Rozdział dwudziesty szósty
Prezenty
Janusz uśmiechnął się do żony i nic nie odpowiedział.
Jechali zaledwie kilka minut, poprosił żeby zamknęła oczy. Nie za bardzo
wiedziała o co chodzi, ale posłusznie zrobiła to, po jakimś czasie
zatrzymali się i pomógł jej wysiąść.
- Czy mogę już otworzyć? - zapytała kiedy już stanęła na ziemi.
- Jeszcze moment cierpliwości! - poprosił.
Prowadził ją ostrożnie przez podwórko potem po schodach, otworzył wreszcie jakieś drzwi, wziął ją na ręce i wniósł do środka.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział stawiając ją.
- Jak ci się podoba? - spytał widząc jej zaskoczoną minę.
- Bardzo ładny, ale gdzie my jesteśmy? - rozglądała się dookoła.
- W naszym domu, moja droga!
- Kupiłeś go dla nas? - nie dowierzała.
- Tak.
- Czemu mi nic nie powiedziałeś?
- To miała być dla ciebie niespodzianka! - odparł z uśmiechem.
- I jest! - przyznała i pocałowała go w policzek.
- Czy ktoś o tym wiedział, że go kupujesz?
- Na początku tylko Twój tata potem mój, po jakiś czasie nasze mamy.
- Kobieta z którą kiedyś jechałem, a ty mnie z nią widziałaś wracając od swoich rodziców, to była pani z agencji nieruchomości. - dodał.
- Aha.
- Chcesz go obejrzeć, czy idziemy na górę? - spojrzał na nią.
- Chętnie obejrzę go jutro, a dziś może chodźmy na górę! - zaśmiała się.
- Dobrze, poczekaj tylko na mnie chwileczkę, wstawię samochód do garażu i przyniosę, to co w nim mamy!
- A może ja Ci pomogę? - zaoferowała się.
- Nie dźwigaj tego, sam sobie poradzę.
Mimo jego protestów, wyszła razem z nim. Poczekała aż wprowadzi auto, a potem wspólnie wnieśli wszystkie paczki i swoje torby.
- Teraz już rozumiem czemu kazałeś mi spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Myślałam jednak, że jedziemy do Ciebie. - przyznała, stawiając ostatni pakunek na podłodze w salonie.
- Nie spodziewałam się takiego prezentu! - zawołała radośnie i przytuliła się do niego.
- Cieszę się ci się podoba! - uśmiechnął się.
- No to co idziemy? - zerknęła na niego.
- Z przyjemnością! - objął ją ramieniem i poszli...
- Czy mogę już otworzyć? - zapytała kiedy już stanęła na ziemi.
- Jeszcze moment cierpliwości! - poprosił.
Prowadził ją ostrożnie przez podwórko potem po schodach, otworzył wreszcie jakieś drzwi, wziął ją na ręce i wniósł do środka.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział stawiając ją.
- Jak ci się podoba? - spytał widząc jej zaskoczoną minę.
- Bardzo ładny, ale gdzie my jesteśmy? - rozglądała się dookoła.
- W naszym domu, moja droga!
- Kupiłeś go dla nas? - nie dowierzała.
- Tak.
- Czemu mi nic nie powiedziałeś?
- To miała być dla ciebie niespodzianka! - odparł z uśmiechem.
- I jest! - przyznała i pocałowała go w policzek.
- Czy ktoś o tym wiedział, że go kupujesz?
- Na początku tylko Twój tata potem mój, po jakiś czasie nasze mamy.
- Kobieta z którą kiedyś jechałem, a ty mnie z nią widziałaś wracając od swoich rodziców, to była pani z agencji nieruchomości. - dodał.
- Aha.
- Chcesz go obejrzeć, czy idziemy na górę? - spojrzał na nią.
- Chętnie obejrzę go jutro, a dziś może chodźmy na górę! - zaśmiała się.
- Dobrze, poczekaj tylko na mnie chwileczkę, wstawię samochód do garażu i przyniosę, to co w nim mamy!
- A może ja Ci pomogę? - zaoferowała się.
- Nie dźwigaj tego, sam sobie poradzę.
Mimo jego protestów, wyszła razem z nim. Poczekała aż wprowadzi auto, a potem wspólnie wnieśli wszystkie paczki i swoje torby.
- Teraz już rozumiem czemu kazałeś mi spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Myślałam jednak, że jedziemy do Ciebie. - przyznała, stawiając ostatni pakunek na podłodze w salonie.
- Nie spodziewałam się takiego prezentu! - zawołała radośnie i przytuliła się do niego.
- Cieszę się ci się podoba! - uśmiechnął się.
- No to co idziemy? - zerknęła na niego.
- Z przyjemnością! - objął ją ramieniem i poszli...
Gdy się obudziła, leżała przytulona do męża, on już nie spał tylko przyglądał się jej.
- Dzień dobry kochanie! - powiedział i pocałował ją.
- Dzień dobry.
- Która godzina? - spytała.
- Dochodzi trzynasta, a co?
- Nic tak tylko pytam, chciałam się zorientować ile spaliśmy.
- Ha, ha, ha. - roześmiał się.
- Czemu się śmiejesz? - zdziwiła się, ale też mimo woli zaczęła się śmiać.
- Śmieje się, bo jestem bardzo szczęśliwy! - prawie krzyknął.
- Dawno mi się tak przyglądasz? - zaciekawiła się.
- Od kilku minut i nie mogę się napatrzeć jaką mam śliczną żonę! - zachwycał się.
- Chyba już przed ślubem o tym wiedziałeś? - śmiała się.
- Tak, ale okazało się, że jesteś jeszcze ładniejsza!
- Miło mi to słyszeć, ty mi się też jeszcze bardziej podobasz. - szepnęła mu do ucha.
- Ewuś nie kuś mnie!
- Czemu nie, może byśmy tak... no wiesz? - zaproponowała.
- Bardzo chętnie! - zawołał.
Jakiś czas później...
- Nigdzie nie chodź. - prosił widząc, że chce wstać.
- Muszę do toalety. Nie bój się, nie zamierzam nigdzie wychodzić, nie ucieknę ci! - uspokoiła męża, gładząc go po policzku.
Po czym usiadła na łóżku, nałożyła szlafrok i poszła do łazienki przy sypialni.
- No dobrze skoro musisz. W takim razie ja też wstanę, poczekam na ciebie, a jak wyjdziesz, to zejdziemy do kuchni, żeby coś zjeść. - usłyszała przez drzwi.
Kiedy wyszła ukochany stwierdził:
- To ja też wezmę szybki prysznic, ogolę się i idziemy!
- Czy my mamy w ogóle co jeść? - spytała, kiedy schodzili na dół.
- Mamy, mamy, cały zamrażalnik tylko nie mamy świeżego pieczywa. Jak chcesz to mogę się ubrać i skoczyć do sklepu? - zaoferował się.
- Nigdzie nie chodź, bo jak widzę są nawet bułeczki. - stwierdziła gdy w kuchni zajrzała do lodówki.
- W jaki sposób, to wszystko się tutaj wzięło? - zaciekawiła się.
- Jak ty spałaś, Twoja mama zapakowała mi to wszystko i wysłała z tym tutaj, żebyśmy mieli co jeść. - wyjaśnił.
- To Ty zamiast odpoczywać, jeździłeś w te i z powrotem samochodem z siatami? - zdziwiła się.
- Nie było tego aż tak dużo, a za daleko też nie miałem. - uspokoił ją.
- A co jemy oprócz pieczywa, może flaczki, a potem zrazy i parę kawałków ciasta? - spytał, ponownie otwierając zamrażalnik.
- Dobrze tylko czy Ty chcesz mnie utuczyć? - zażartowała.
- Nasz ostatni wczorajszy posiłek jedliśmy dość dawno, więc myślę, że powinniśmy porządnie się najeść! - stwierdził.
- No tak tylko, to wszystko musi się odmrozić. - zmartwił się.
- To nic poczekamy, a w tym czasie pokaż mi dom i obejrzyjmy prezenty. - zaproponowała.
- Na górze są cztery pokoje i dwie łazienki, na dole trzy, ale umeblowałem tylko sypianie i kuchnie. Resztę chciałem żebyś urządziła sama. - powiedział oprowadzając ją.
- Zdaje mi się, że pokój w którym śpimy, też jest urządzony według moich sugestii. Teraz już rozumiem skąd te wszystkie pytania. - zauważyła.
- Że też ja się niczego nie domyśliłam.
- Chciałem żeby, to było miejsce Twoich marzeń. - tłumaczył.
- Czyżbyś planował w naszym małżeństwie dwójkę dzieci, bo z tego co się zorientowałam, dwa pokoje mogą być dziecięce?
- Co najmniej. - przygarnął ją do siebie i pocałował.
- A ty nie? - zmartwił się, widząc, że posmutniała.
- Wiesz jakbym chciała mieć dzieci, ale nie wiem czy nam się uda! - z jej oczu popłynęły łzy.
- Uda się, uda! - pocieszał ją ukochany.
Zeszli do salonu.
- Ta kanapa jest chyba z twojego mieszkania? - spostrzegła Ewa.
- Tak, ale tylko tymczasowo, kupimy jakieś porządne meble.
- Chcesz obejrzeć prezenty? - spytał gdy skończyli chodzić po domu.
- Jestem ich bardzo ciekawa, przypuszczam, że znajdziemy tam sporo rzeczy przydatnych do posiłku.
- Chyba masz racje. - przytaknął.
Zaczęli rozpakowywać paczki, rzeczywiście znaleźli komplet naczyń dla dwóch osób i serwis do kawy dla sześciu, zestaw garnków, były też dwa odkurzacze i żelazka, pościel i parę innych rzeczy Na końcu Janusz podał Ewie sporą kopertę.
- Co to jest? - spytała.
- Zobacz! - zachęcił.
Otworzyła nie mogąc uwierzyć własnym oczom. W środku były dwa bilety lotnicze i wycieczka do Paryża oraz karteczka:
- Dzień dobry kochanie! - powiedział i pocałował ją.
- Dzień dobry.
- Która godzina? - spytała.
- Dochodzi trzynasta, a co?
- Nic tak tylko pytam, chciałam się zorientować ile spaliśmy.
- Ha, ha, ha. - roześmiał się.
- Czemu się śmiejesz? - zdziwiła się, ale też mimo woli zaczęła się śmiać.
- Śmieje się, bo jestem bardzo szczęśliwy! - prawie krzyknął.
- Dawno mi się tak przyglądasz? - zaciekawiła się.
- Od kilku minut i nie mogę się napatrzeć jaką mam śliczną żonę! - zachwycał się.
- Chyba już przed ślubem o tym wiedziałeś? - śmiała się.
- Tak, ale okazało się, że jesteś jeszcze ładniejsza!
- Miło mi to słyszeć, ty mi się też jeszcze bardziej podobasz. - szepnęła mu do ucha.
- Ewuś nie kuś mnie!
- Czemu nie, może byśmy tak... no wiesz? - zaproponowała.
- Bardzo chętnie! - zawołał.
Jakiś czas później...
- Nigdzie nie chodź. - prosił widząc, że chce wstać.
- Muszę do toalety. Nie bój się, nie zamierzam nigdzie wychodzić, nie ucieknę ci! - uspokoiła męża, gładząc go po policzku.
Po czym usiadła na łóżku, nałożyła szlafrok i poszła do łazienki przy sypialni.
- No dobrze skoro musisz. W takim razie ja też wstanę, poczekam na ciebie, a jak wyjdziesz, to zejdziemy do kuchni, żeby coś zjeść. - usłyszała przez drzwi.
Kiedy wyszła ukochany stwierdził:
- To ja też wezmę szybki prysznic, ogolę się i idziemy!
- Czy my mamy w ogóle co jeść? - spytała, kiedy schodzili na dół.
- Mamy, mamy, cały zamrażalnik tylko nie mamy świeżego pieczywa. Jak chcesz to mogę się ubrać i skoczyć do sklepu? - zaoferował się.
- Nigdzie nie chodź, bo jak widzę są nawet bułeczki. - stwierdziła gdy w kuchni zajrzała do lodówki.
- W jaki sposób, to wszystko się tutaj wzięło? - zaciekawiła się.
- Jak ty spałaś, Twoja mama zapakowała mi to wszystko i wysłała z tym tutaj, żebyśmy mieli co jeść. - wyjaśnił.
- To Ty zamiast odpoczywać, jeździłeś w te i z powrotem samochodem z siatami? - zdziwiła się.
- Nie było tego aż tak dużo, a za daleko też nie miałem. - uspokoił ją.
- A co jemy oprócz pieczywa, może flaczki, a potem zrazy i parę kawałków ciasta? - spytał, ponownie otwierając zamrażalnik.
- Dobrze tylko czy Ty chcesz mnie utuczyć? - zażartowała.
- Nasz ostatni wczorajszy posiłek jedliśmy dość dawno, więc myślę, że powinniśmy porządnie się najeść! - stwierdził.
- No tak tylko, to wszystko musi się odmrozić. - zmartwił się.
- To nic poczekamy, a w tym czasie pokaż mi dom i obejrzyjmy prezenty. - zaproponowała.
- Na górze są cztery pokoje i dwie łazienki, na dole trzy, ale umeblowałem tylko sypianie i kuchnie. Resztę chciałem żebyś urządziła sama. - powiedział oprowadzając ją.
- Zdaje mi się, że pokój w którym śpimy, też jest urządzony według moich sugestii. Teraz już rozumiem skąd te wszystkie pytania. - zauważyła.
- Że też ja się niczego nie domyśliłam.
- Chciałem żeby, to było miejsce Twoich marzeń. - tłumaczył.
- Czyżbyś planował w naszym małżeństwie dwójkę dzieci, bo z tego co się zorientowałam, dwa pokoje mogą być dziecięce?
- Co najmniej. - przygarnął ją do siebie i pocałował.
- A ty nie? - zmartwił się, widząc, że posmutniała.
- Wiesz jakbym chciała mieć dzieci, ale nie wiem czy nam się uda! - z jej oczu popłynęły łzy.
- Uda się, uda! - pocieszał ją ukochany.
Zeszli do salonu.
- Ta kanapa jest chyba z twojego mieszkania? - spostrzegła Ewa.
- Tak, ale tylko tymczasowo, kupimy jakieś porządne meble.
- Chcesz obejrzeć prezenty? - spytał gdy skończyli chodzić po domu.
- Jestem ich bardzo ciekawa, przypuszczam, że znajdziemy tam sporo rzeczy przydatnych do posiłku.
- Chyba masz racje. - przytaknął.
Zaczęli rozpakowywać paczki, rzeczywiście znaleźli komplet naczyń dla dwóch osób i serwis do kawy dla sześciu, zestaw garnków, były też dwa odkurzacze i żelazka, pościel i parę innych rzeczy Na końcu Janusz podał Ewie sporą kopertę.
- Co to jest? - spytała.
- Zobacz! - zachęcił.
Otworzyła nie mogąc uwierzyć własnym oczom. W środku były dwa bilety lotnicze i wycieczka do Paryża oraz karteczka:
To jest prezent od nas na Waszą podróż poślubną
Rodzice
- Ojej Januszku, ja chyba śnie! - zawołała.- Zapewniam Cię, że nie śnisz, w piątek lecimy na 5 dni do Paryża! - podzielał jej radość.
- Wiedziałeś o tej wycieczce?
- Przyznam się, że tak, kiedyś mój tata zapytał, na jaką wycieczkę zagraniczną chcielibyśmy wyjechać, ja od tak powiedziałem, że do Paryża. Stąd ten prezent, ale dostaliśmy ją od moich i twoich rodziców. - tłumaczył.
- Pomogli nam w organizacji wesela, teraz jeszcze to, strasznie się wykosztowali. - zmartwiła się.
- Moja droga prezent musimy przyjąć, bo już jest wszystko opłacone! - śmiał się widząc jej minę.
- To ja powinnam kupić sobie jeszcze parę rzeczy, a jest tak mało czasu! - myślała głośno.
- Oj po co ja Ci to pokazałem już teraz, będziesz panikować i biegać po sklepach, zamiast... no wiesz co! - żartował.
- Nie obawiaj się, wcale nie będę, nie mam zamiaru się nigdzie ruszać, przynajmniej ze dwa dni. - zapewniła i przysunęła się do niego.
- To dobrze, bo już myślałem, że nie jest Ci ze mną dobrze i chcesz ode mnie uciekać. - odparł.
- Jest mi z Tobą bardzo dobrze. - wyszeptała i zaczęli się całować.
- Oj Januszku zaczęło mi burczeć w brzuchu! - odrzekła gdy skończyli.
- No to już idziemy do kuchni Ewuś!
- Użyjemy do podgrzania jedzenia garnków, które dostaliśmy, czy tych? - otworzył jedną z szafek i wskazał na jej zawartość.
- O widzę, że nieźle nas zaopatrzyłeś? - śmiała się.
- No wiesz, nie wiedziałem, że dostaniemy je również w prezencie! - bronił się.
- Użyjmy tych z kuchni! - zadecydowała.
- Tylko może będziemy dla siebie używać tego kompletu naczyń dla dwojga? - zastanawiała się.
- Świetny pomysł, już po niego idę! - odparł.
- Sprawdź czy to wszystko już się rozmroziło. - poprosiła kiedy wrócił i zaczął wyjmować naczynia z pudełka.
- Tak już można to podgrzewać. - stwierdził zajrzawszy do tego co wcześniej wyjęli z zamrażalnika.
- A gdzie jest Fred? - zapytała męża, kiedy już siedzieli przy stole i jedli.
- Teraz to już chyba u Twoich rodziców. - odpowiedział spoglądając na zegarek.
- Wczoraj po poprawinach, moi rodzice i Ulka z rodziną, pojechali do mojego mieszkania, żeby tam przenocować. Dziś w południe mama z tatą mieli wracać do Krakowa, a Ula z Szymonem i chłopakami, planowali prosto stąd wyjechać na wczasy. Umówiliśmy się, że Twoi rodzice ich pożegnają i wezmą klucze i psa. - dodał.
- Rzeczywiście o wyjeździe na wczasy Ula mi wspominała. - przypomniała sobie Ewa.
- Nie wiesz czemu Krzysztof i Sylwia, tak wcześniej wyszli? - spytał, zmieniając temat.
- Kiedy się żegnali, Krzysiek mówił, że wychodzą, bo Sylwia nie najlepiej się czuje. - odpowiedziała, a mówiąc to, jakby posmutniała.
- Czyżby wróciły Ci dawne wspomnienia? - zainteresował się Janusz, kiedy to spostrzegł.
- Sama nie wiem, jakoś tak się zamyśliłam.
- Oj bo zaraz pomyślisz, że żałuje, że za Ciebie wyszłam! - zaśmiała się.
- A żałujesz?
- Nie, nie żałuję! - zawołała, podbiegła do niego, usiadła mu na kolanach i znowu zaczęli się całować.
- Chyba faktycznie nie żałujesz! - uśmiechnął się do niej promiennie, kiedy wróciła na swoje miejsce.
- A co do wspomnień, to trochę ci się nie dziwie, nie wiem jakbym się zachował gdyby na naszym weselu pojawiła się Daria. - przyznał.
- Ale jak ja tak ciągle będę rozpamiętywać tą historię, to możesz poczuć się zazdrosny.
- Nie, nie poczuję się zazdrosny. - zapewniał.
- Możesz się poczuć, możesz, ja byłam zazdrosna o Zuzannę, chociaż ty mówiłeś, że nic was nie łączy. - przypomniała mu.
- No właśnie kontaktowała się z Tobą ostatnio?
- Nie odkąd jej dałem do zrozumienia, że nie ma u mnie szans, bo żenię się z Tobą, więcej nie zadzwoniła.
- Ładne te naczynia, od kogo dostaliśmy ten komplet? - zaczęła przyglądać się kubkowi z którego piła.
- Na liściku było napisane, Dorota i Wojtek. - odparł.
- Może zrobimy sobie jeszcze herbaty? - zaproponował, kiedy posprzątali i pozmywali.
- Sama nie wiem, jestem już pełna, chętnie porobiłabym co innego... - spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- To idziemy na górę! - uśmiechnął się, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
W środę popołudniu pojechali wspólnie do swoich dawnych mieszkań, spakowali sporo rzeczy, a potem postanowili odwiedzić jej rodziców i Freda.
- Hej jest tu kto? - zawołała Ewa, kiedy okazało się, że drzwi do domu są otwarte, a nikogo nie ma w kuchni.
Pierwszy na ich spotkanie wybiegł Fred, zaraz potem z salonu wyszła mama. Pies bardzo się ucieszył kiedy zobaczył swoich właścicieli.
- Co ty robisz w domu? - zdziwił się Janusz.
- Czemu się tak dziwisz, u nas też nie będzie mieszkał w budzie! - zaśmiała się Ewa.
- Tak wiem, ale przecież teraz nie jest u siebie! - upierał się.
- Cześć kochani! - usłyszeli głos Bożeny.
- Cześć mamuś, mój mąż jest bardzo zaskoczony, czemu pies chodzi po domu? - powiedziała córka całując matkę w policzek na powitanie.
- A czemu miałby być na podwórku, przecież, to kulturalny i fajny piesek. - broniła czworonoga pani domu.
- Witajcie! - przywitał się tata, nagle pojawiając się przy nich.
- Co tak stoicie, w przedpokoju, wchodźcie dalej! - zaprosił.
- Czego się napijecie, kawy, herbaty, a może soku? - spytała mama.
Poprosili o herbatę i starsza z kobiet poszła do kuchni, żeby ją przygotować, a młodsza podążyła za nią.
- No i jak tam Ewuś?
- Cudownie! - zachwycała się młoda żona.
- No widzisz, a tak się bałaś!
Gdy po kilku minutach wróciły do mężczyzn, ojciec pochłonięty był rozmową z zięciem.
- Córciu Janusz mówi, że prezenty Ci się podobają! - powiedział Jan zauważywszy je.
- Bardzo dziękujemy! - podbiegła do rodziców i uściskała ich.
- Tylko pewnie ta wycieczka, dużo kosztowała? - ciekawiło ją.
- Wcale nie tak dużo, zresztą jak pewnie wiesz ten prezent jest od całej naszej czwórki. - tłumaczyła Bożena.
- Tak wiem i teściom już też dziękowałam!
- Janusz, a może byśmy zabrali do siebie psa, do czasu wyjazdu? - zastanawiała się.
- Jeśli chcesz. - zgodził się mąż.
- Myślę córcia, że to nie jest dobry pomysł, zabierzecie go kiedy już wrócicie! - wtrącił się tata.
Rozmawiali jeszcze jakąś godzinkę z rodzicami, głównie wspominając ślub i wesele. Potem umówili się z Jankiem, że w piątek rano odwiezie ich na lotnisko i wrócili do siebie.
Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz