wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 31

Rozdział trzydziesty pierwszy


Konkurs


Był początek września, jak na razie piękna pogoda. Ewa postanowiła w sobotnie przedpołudnie wybrać się na zakupy, bo i tak nie miała za wiele do roboty. Janusz od rana był na dyżurze w szpitalu, miał wrócić do domu około szesnastej. Postanowiła, że dziś ugotuje obiad na dwa dni, a jutro popołudniu pojadą do rodziców. Mama ostatnio narzeka, że odkąd Agnieszka z rodziną wyjechała, znowu czują się z ojcem samotni. Ewa pomyślała, że zatelefonuje jeszcze do Eli i zapyta, czy nie pojechaliby z nimi.
Weszła więc do salonu, odszukała słuchawkę telefonu, która leżała na stoliku przy kanapie, wzięła ją do ręki i wybrała numer do siostry.
- Cześć! - powiedziała po kilku sekundach, słysząc głos po drugiej stronie.
- Cześć, miło Cię słyszeć! - ucieszyła się Ela.
- Co u Was słychać, jak tam chłopcy? - zapytała Ewa.
- Wszystko w porządku, chłopaki rosną i są zdrowi.
- A co tam u Was? - młodsza z sióstr odwzajemniła pytanie.
- U nas też wszystko w porządku.
- Słuchaj dzwonię, bo chciałam Wam coś zaproponować. Czy nie wybralibyście się jutro z nami do rodziców? - spytała. - Mama ostatnio narzeka, że odkąd Agnieszka wyjechała czują się z ojcem samotni.
- Wiem mnie też to mówiła! - zaśmiała się Elżbieta.
- Nawet pomyślałam o tym, że trochę ma rację. Mieszkamy niby tak blisko, ale tak rzadko ich odwiedzamy, obiecałam sobie, że postaram się to zmienić. Wiesz dom, dzieci, inne sprawy, ale to żadne wytłumaczenie! - stwierdziła.
- Masz rację my mieszkamy jeszcze bliżej, ale niestety też rzadko u nich bywamy. - przyznała Ewa. - No więc jak wybierzecie się jutro z nami? - ponowiła pytanie.
- Niestety jutro nie możemy, bo przyjeżdżają do nas dziś popołudniu, rodzice Marka i zostaną do połowy przyszłego tygodnia, bo teść ma coś do załatwienia w Warszawie. - odparła Ela.
- Rozumiem trudno, to odwiedzimy ich tylko z Januszem! - zdecydowała Ewa. - To nie będę ci już przeszkadzać, bo skoro macie mieć gości, to pewnie jesteś zajęta?
- No trochę pichcę w kuchni, ale Marek jest dzisiaj w domu i zajął się chłopcami, więc zdążę wszystko przygotować. - przyznała Ela. - A Ty co porabiasz, nie jesteś w pracy? - zainteresowała się.
- W tę sobotę i niedziele mam wolne, dopiero w poniedziałek będę miała dyżur, ale za to dwunastogodzinny. Teraz zamierzam wybrać się na zakupy, potem będę robić obiad na dwa dni. - odpowiedziała starsza z sióstr.
- Wybierasz się sama na zakupy, myślałam, że nie rozstajecie się z Januszem, jesteście przecież świeżo po ślubie? - zaśmiała się Ela.
- Oj nie tak świeżo, to już trzeci miesiąc naszego małżeństwa! Janusz jest w pracy, a co do rozstawania się, to czasem miewamy dyżury osobno, choć przyznaje bardzo rzadko! - uśmiechnęła się lekarka.
- Aha rozumiem, to świetnie! Czyli miłość kwitnie? - bardziej stwierdziła niż zapytała, z radością w głosie Elżbieta. A spodziewacie się już potomstwa? - dopytywała się.
- To fakt miłość kwitnie, a potomstwa się jeszcze nie spodziewamy, przynajmniej na razie nic mi o tym nie wiadomo! - śmiała się Ewa. - Chociaż bardzo bym tego chciała. - dodała trochę ze smutkiem.
- Cierpliwości siostrzyczko, trzy miesiące, to nie tak dużo czasu i pewnie wkrótce zajdziesz w ciąże. - pocieszała ją Ela.
- Tak tylko oby jak najszybciej, bo nie mam już za dużo czasu, nie jestem już taka młoda! - stwierdziła pani doktor.
- Głowa do góry kochana! Jestem pewna, że niedługo będziecie mieli dzieciątko, ja w każdym razie będę trzymać za Was kciuki! - obiecała Elżbieta.
- Dzięki, przyda się. Nie przeszkadzam ci już, bo pewnie masz jeszcze sporo roboty? Ja lecę na zakupy, a potem zabieram się za gotowanie, bo Janusz wróci z pracy, a w domu nie będzie obiadu! - odparła z uśmiechem Ewa.
- Mam już obiad podgotowany, chce jeszcze tylko upiec ze dwa ciasta i trochę posprzątać. - powiedziała siostra.
- Życzę udanych zakupów i gotowania. Pozdrów Janusza.
- Dziękuje, a Ty ucałuj maluchy i pozdrów Marka! - odwzajemniła się Ewka.
Usłyszała w słuchawce cześć, na co odpowiedziała tym samym, rozłączyła się i zaczęła się zastanawiać co ma kupić, gdzie ma się udać na te zakupy i czy ma na nie pojechać samochodem, czy pójść pieszo.
Poszła do kuchni i zajrzała do lodówki, a potem do szafki i szuflady z różnymi produktami. Zrobiła listę potrzebnych rzeczy i doszła do wniosku, że musi jechać autem, bo jest tego całkiem sporo. Wzięła dwie dość duże torby na te sprawunki i klucze od domu i samochodu. Włożyła żakiet i buty, i otworzyła frontowe drzwi żeby zawołać Freda. Nie wiedziała czy ma go wpuścić do środka, czy zostawić na podwórku? Fredzio mimo, że miał budę blisko schodów, często przebywał w domu, szczególnie na noc. Miał swoje posłanie w przedpokoju, bo jego właścicielom szkoda było zostawiać go na zewnątrz.
Kiedy pies ją zobaczył natychmiast do niej podbiegł.
- No co piesku, chcesz wejść do środka, czy zostawić cie na podwórku? - mówiła do niego i głaskała go po grzbiecie, a on merdał przyjaźnie ogonem.
- Nie mogę cię dziś ze sobą zabrać, musisz tu na mnie poczekać niedługo wrócę, a popołudniu wybierzemy się we trójkę na spacer. - obiecała.
Zdecydowała, że zostawi go przed domem. Zamknęła drzwi, a Fred odprowadził ją do samochodu.
Po powrocie z pracy Janusz zawołał już od drzwi:
- Cześć Ewuś! Co tu tak ładnie pachnie?
- Cześć! Zrobiłam gołąbki. - odpowiedziała i cmoknęła go w policzek.
- Aha w takim razie przebiorę się, umyje ręce i siadamy do stołu.
- Dobrze wszystko jest już gotowe, tylko czekałam na ciebie. - przyznała.
- Ok zaraz przychodzę! - uśmiechnął się i pobiegł na górę.
Wrócił po 10 minutach, już odświeżony i przebrany.
- Pomóc ci w czymś? - zapytał wchodząc do kuchni.
- Rozłóż talerze i sztućce. - poprosiła, podała mu talerze, a wzrokiem pokazała na sztućce, które leżały już przygotowane do rozłożenia na stole, po czym wzięła do ręki półmisek i odwróciła się w stronę garnka z gołąbkami.
- Pysznie gotujesz kochanie! - zachwycał się Janusz przełykając kęs drugiego gołąbka, którego sobie nałożył, po zjedzeniu jednego.
- Dzięki. Ty też dobrze gotujesz! Przypominam sobie, że jak pierwszy raz zaprosiłeś mnie do siebie, to też podałeś gołąbki i były bardzo dobre! - Ewa uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Tak przypominam sobie to, ale ja wtedy wcale nie zaprosiłem cię na gołąbki! - odłożył widelec i nóż i pogładził ją czule po ręku.
- A na co mnie zaprosiłeś? - zaciekawiła się.
- Zaprosiłem cię wtedy do siebie tak po prostu, bez żadnych zamiarów. Choć podobałaś mi się bardzo! - wyznał. A to, że jedliśmy wtedy gołąbki to był zupełny przypadek, o ile sobie przypominam byłem wtedy bardzo głodny, nie wypadało jeść samemu, więc podałem to co miałem.
- Ha, ha, ha czyli nie poderwałeś mnie na faszerowaną kapustę?
- Nie, absolutnie nie! - Właściwie to ja nie wiem kiedy się w Tobie zakochałem? - zastanawiał się, kiedy oboje przestali się śmiać.
- Może wtedy na naszym pierwszym wspólnym nocnym dyżurze? - spojrzała na niego z uśmiechem.
- Sam nie wiem, może, ale wydaje mi się, że jednak to nastąpiło już wcześniej!
- O to ciekawe, muszę przyznać, że zaimponowałeś mi wtedy.
- Czym? - spytał zaskoczony.
- Swoją punktualnością i pracowitością. - odpowiedziała. - Przyjechałam wtedy na dyżur przed czasem, a ty i tak już byłeś w pracy, trochę mnie tym zadziwiłeś! - wspominała.
- Zawsze staram się być punktualny, jak pewnie zauważyłaś?
- Tak zauważyłam, ale wtedy mnie trochę to zdziwiło. - odparła.
- Dlaczego, czyżby reszta kolegów z chirurgii była niepunktualna? - dopytywał się z uśmiechem Janusz.
- Byli i są w miarę punktualni, ale ty byłeś wtedy nowy i nie wiedziałam co o Tobie sądzić. - tłumaczyła.
- Oj nie byłem już wtedy taki nowy! - zaśmiał się.
- No może nie, jednak mieliśmy mieć pierwszy wspólny nocny dyżur. - przypomniała mu.
- Tak, pamiętam. - przyznał.
- A co tam w pracy? - Ewa zmieniła temat.
-Jak to w szpitalu trochę się działo, chociaż dzisiaj było względnie spokojnie. - przyznał Janusz. Z tego co zauważyłem w poniedziałek będziemy mieli trochę roboty, jest kilka zaplanowanych zabiegów. - dodał.
- Dużo? - spytała.
- Nie, niedużo, dosłownie parę i jeśli jutro nie wydąży się coś nieprzewidzianego, to same proste. - odparł.
- Czy będziemy razem operować? - zainteresowała się.
- Coś tam mamy robić wspólnie, chyba jakiś woreczek. A czemu pytasz? - spojrzał na nią biorąc do ust ostatni kawałek ziemniaka, który miał na talerzu.
- Bo lubię z tobą operować. - powiedziała.
- To miłe i wzajemnie! - uśmiechnął się i odsunął od siebie talerz.
- Ale się najadłem! - stwierdził, dotykając swojego brzucha.
- Chcesz kawy? - zapytała, wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia.
- Pomogę Ci! - zaoferował, również wstając od stołu i biorąc puste szklanki po soku. Jedną kawę już dziś piłem, ale chętnie wypije drugą! - opowiedział na zadane wcześnie przez żonę pytanie.
- To może Ty Ewuniu usiądź i sobie odpocznij, bo już się napracowałaś z tym pysznym obiadem, byłaś też pewnie na zakupach? A ja zrobię tę kawę. - zdecydował, kiedy już sprzątnęli po obiedzie.
- Dobrze, to zrób, ja z przyjemnością sobie odpocznę, bo faktycznie już się dzisiaj trochę nachodziłam! - stwierdziła siadając na krześle.
- Niestety nie ma nic słodkiego do kawy. - uprzedziła męża.
- Widzę, że są jabłka, to zaraz upieczemy szarlotkę! - spojrzał na koszyczek z owocami stojący na szafce, a potem odwrócił się do niej i uśmiechnął się.
- O super wiesz jak lubię szarlotkę! - ucieszyła się.
- Wiem, wiem! - zaśmiał się Janusz.
- To pomogę ci i obiorę jabłka, a ty zrobisz resztę! - śmiejąc się wstała od stołu, podeszła do szafki, wzięła kilka owoców i nóż z szuflady.
- Ty sobie odpoczywaj, ja sobie poradzę! - zaczął protestować. - Jak się upiecze, to będziemy razem konsumować! - dodał.
- Obieranie jabłek nie jest męczące! - zapewniała go.
- Nie wiesz czy doktor Sikora, został już ojcem? - spytała.
- Nie mam pojęcia, Sylwia ma chyba termin porodu na koniec września - odpowiedział wyjmując potrzebne do ciasta produkty. - Sama mi o tym mówiłaś.
- Tak mówiłam, ale sam wiesz, że dzieci nie zawsze przychodzą na świat w wyznaczonym terminie. - odparła Ewa.
- To fakt! - zaśmiał się.
Kiedy szalotka była już w piecu Janusz zapytał. - To co robimy z dalszą częścią popołudnia, może, jak ciasto się upiecze, to wybralibyśmy się do kina albo na spacer, a wieczorem po kolacji... - nie dokończył tylko pocałunkiem w usta dał jej do zrozumienia o co mu chodzi.
- Kino może nie koniecznie, bo jestem trochę zmęczona, ale spacer i to co proponujesz po nim, z przyjemnością! - powiedziała kiedy skończyli.
Godzinę później wspólnie z psem, wybrali się na spacer.
- Wrzesień zaczął się w tym roku bardzo ciepło, ciekawe jak długo tak będzie? - zastanawiał się Janusz spoglądając w górę, na bezchmurne niebo.
- Oby tak było jak najdłużej! - rozmarzyła się Ewa. - Kiedyś nie lubiłam jesieni, bo kojarzyła mi się ze złymi wspomnieniami, ale od kiedy jesteśmy razem, ta pora roku mi się nawet podoba, zaczyna być tak kolorowo, na drzewach.
- Teraz jest kolorowo i tak będzie jeszcze kilka tygodni, a potem zrobi się szaro - buro i zimno, brr! - wzdrygnął się lekarz.
- Czemu jesień kojarzyła Ci się ze złymi wspomnieniami, czy tu chodzi o Krzysztofa? - zapytał.
- Wiesz jesień w ogóle sprzyja melancholii, ale jak ma się obok siebie kogoś ukochanego, to łatwej znieść ten czas, a co do wspomnień o Krzysztofie, to wtedy wyjechał z Polski jesienią. - stwierdziła.
- Czemu my ciągle wracamy do tych naszych przykrych histori? - trochę się rozzłościła uświadomiwszy sobie o czym znowu rozmawiają.
- Myślę, że my nigdy nie unikniemy tego tematu, bo zostaliśmy mocno zranieni, ja przez Darię, ty przez Krzysztofa. Mnie jest trochę łatwiej, bo jej nie widuję, ale ty bez przerwy się na niego natykasz. Pamiętasz pewnie jak zareagowałem, kiedy spotkaliśmy ją wtedy z mężem w Krakowie?
- Tak pamiętam! - przytaknęła.
Przystanęli na chwilę, Janusz starał się uspokoić Ewę widząc jej zdenerwowanie. Gładził ją delikatnie po policzku i uśmiechał się czule.
- Oj przestańmy gadać na te smutne tematy, cieszmy się sobą i tą piękną pogodą! - zawołała chcąc się rozweselić.
- Wiesz zaplanowałam nam już jutrzejsze popołudnie nie wiem tylko co z tego wyjdzie? - poinformowała męża, kiedy zbliżali się do domu Bożeny i Jana.
- O, a co ciekawego mamy robić? - zainteresował się,
- Wpadniemy jutro do moich rodziców! - powiedziała - Nie wiem tylko czy wcześniej nie powinniśmy zadzwonić, bo może nie być ich w domu? - zastanawiała się.
- Z tą wizytą to świetny pomysł! Z tego co wiem to nigdzie się jutro nie wybierają, bo widziałem się dziś z tatą. - odrzekł.
- Słuchaj, a może wstąpimy do nich teraz, jesteśmy przecież tak blisko? - zaproponował.
- Przecież mieliśmy na dziś wieczór inne plany! - szepnęła mu do ucha.

Dwa tygodnie później Ewa obudziła się rano, czuła, się źle, było jej niedobrze, musiała szybko zerwać, się z łóżka i biec do łazienki.
- Dobrze się czujesz, jesteś taka blada? - zaniepokoił się mąż, kiedy stamtąd wyszła.
- Czyżby to znowu anemia, kiedy byłaś ostatnio u Jacka? - zasypywał ją pytaniami nie czekając na odpowiedź.
- A może to już to...? - na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
- Czuje się tak sobie, to nie anemia, raczej się czymś zatrułam, a u Jacka od tej wizyty kontrolnej nie byłam, bo czułam się dobrze. - zaczęła cierpliwie odpowiadać na jego pytania.
- Jeśli to potrwa dłużej, to udam się do apteki, a potem do lekarza! - zapewniła.
- Dobrze, a teraz chodź na śniadanie! - zachęcał zatroskany.
Chociaż nie miała na nie ochoty, po namowach zjadła bułkę z masłem i popiła słabą herbatą.
Po przyjeździe do pracy w pokoju lekarskim zastali tylko Dorotę.
- Cześć Pani Dyrektorowo! - przywitali się.
- Cześć! Ewa dzwonił Wojtek i prosił, żebyś do niego przyszła, jak się tylko pojawisz! - poinformowała lekarka.
- Cześć dobrze, że jesteś, chciałem z tobą o czymś porozmawiać. - powiedział kolega, kiedy weszła do jego gabinetu.
- Cześć! Domyślam się, że nie wezwałeś mnie na pogaduszki! - odparła.
- Powiem wprost chciałbym, żebyś startowała w kursie na ordynatora chirurgii. - Pamiętasz wspominałem ci o tym kilka tygodni temu?
- Tak pamiętam, ale muszę Ci odmówić. Wiesz niedawno wyszłam za mąż, planujemy powiększenie rodziny, więc nie ma sensu, żebym teraz startowała w konkursie. - tłumaczyła.
- Rozumiem, czy już jesteś w ciąży? - uśmiechnął się.
- Nie wiem, ale będziesz jedną z pierwszych osób, którą o tym zawiadomię, jeśli to nastąpi, jesteś przecież teraz najważniejszy w całym szpitalu! - powiedziała.
- Tak, ale jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem! - żartował Wojtek.
- Co do stanowiska ordynatora, to zaproponuj je swojej żonie, albo któremuś z chłopaków, zresztą myślę, że jesteśmy na tyle dobrą placówką, że nie będzie problemu z kandydatami. - sugerowała koleżanka.
- Co do Doroty, to ona nie chce, bo twierdzi, że jeden szef w domu wystarczy! - śmiał się.
Wracając od dyrektora Ewa spotkała po drodze Krzysztofa.
- Cześć, co u Was, czy macie już synka? - zapytała go.
- Cześć nie jeszcze, nie, Sylwia ma termin na przyszły tydzień. - odpowiedział.
- O to już niedługo! - zauważyła.
- A co u Was słychać? - odwzajemnił pytanie.
- U nas wszystko dobrze. Słuchaj czy mógłbyś mi polecić jakiegoś dobrego ginekologa? - poprosiła.
- Idź do Marka... - wymienił nazwisko ich wspólnego kolegi ze studiów.
- A on przyjmuje gdzieś w Warszawie? - zdziwiła się.
- Tak jakiś czas temu przeniósł się tu z żoną i synem, a od niedawna pracuje na moim oddziale. - wyjaśnił Krzysiek.
- Jak chcesz to powiem mu, żeby Cię przyjął? - zaoferował.
- Dziękuje, sama zapiszę się do niego na wizytę.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 30

Rozdział trzydziesty


Prośba szefa


Był poniedziałek rano.
Nadszedł dzień kiedy młodzi małżonkowie mieli wrócić do pracy.
Obudziła się i spojrzała na zegarek, stojący na szafce przy łóżku, dochodziła szósta. Janusza nie było obok niej.
Pewnie się kąpie! - pomyślała, słysząc odgłosy dochodzące z łazienki.
Postanowiła poleżeć jeszcze parę minut i poczekać na męża, tym bardziej, że nie za bardzo chciało jej się wstawać.
Zaczęła wspominać wczorajszy dzień. Uroczystość była bardzo udana.
Dawidek wyglądał ślicznie w swoim ubranku do chrztu i wszyscy byli nim zachwyceni, że był taki spokojny.
Ewa zauważyła, że w kościele byli obecni Krzysztof i Sylwia, Zastanawiała się teraz czy zostali zaproszeni, czy znaleźli się tam przypadkowo?
Z zamyślenia wyrwał ją głos męża:
- Cześć kochanie! Już nie śpisz? - uśmiechnął się, nachylił nad nią i pocałował ją w policzek.
- Cześć!
- Właśnie miałem cię budzić, bo niestety już dziś wracamy do rzeczywistości! - westchnął.
- Wiem.
- No dobrze trzeba już wstawać! - zdecydowała.
- Jak się czujesz, po wczorajszym? - zaśmiał się, spoglądając na nią
- Oj mówisz tak jakbym wróciła stamtąd nie wiadomo w jakim stanie? - zdziwiła się.
- Ojej nie miałem nic złego na myśli, po prostu zapytałam tylko z troski o ciebie! - usprawiedliwiał się.
- Jeżeli tylko z troski, to czuję się bardzo dobrze! - zapewniła z uśmiechem.
- O czym tak myślałaś, jak wszedłem, bo przed chwilę nawet mnie nie zauważyłaś? - zmienił temat, przysiadając obok niej na łóżku.
- O wczorajszych chrzcinach. Myślałam o tym, czy obecność państwa Sikorów w kościele była przypadkowa? - przyznała.
- Chyba tak. Słyszałem jak Ela rozmawiała o tym z Agnieszką i Ela twierdziła, że ich nie zapraszali.
- Może, ja w każdym razie poczułam się trochę dziwnie, gdy ich tam zobaczyłam!
- Ewuś obiecaliśmy sobie, że będziemy się starać nie wracać do wspomnień o naszych dawnych związkach. Tym bardziej, że mamy już troszkę wspólnych i to całkiem niezłych! - szeptał jej do ucha.
- No mamy, ale ja chyba nigdy się od tych minionych nie uwolnię, bo ciągle go widuje!
- To chcesz się przeprowadzić do innego miasta? - spytał.
- Zapewniam cię, że to nic nie da! - dodał, zanim zdążyła odpowiedzieć.
- Nie, nie chce się nigdzie przenosić! - zapewniła.
- Jednak on bardzo mnie zranił i nie jest mi łatwo o tym zapomnieć, szczególnie gdy go spotykam.
- Nie wiem czy ty wytrzymasz te moje wspominanie? - spojrzała na niego trochę zaniepokojona.
- Wytrzymam, wytrzymam! - uśmiechnął się i zerknął na zegarek.
- Ty też przypominasz sobie czasem swój związek z Darią? - dziwiła się, przypominając sobie to, co wcześniej powiedział.
- Coraz rzadziej, bo teraz mam ciebie, ale czasem tak. - przyznał.
- My tu gadu gadu, a czas leci, jak tak dalej pójdzie to spóźnimy się do pracy! - przestraszył się.
- Proponuje, ty idź do łazienki, a ja biegnę robić śniadanie! - postanowił.
- To będziemy jedli teraz śniadanie? - zapytała.
- A nie będziemy?
- Możemy po prostu myślałam, że zjemy później, bo ja jeszcze ciągle czuje te wszystkie wczorajsze pyszności! - odrzekła i poszła pod prysznic.
Kiedy zeszła na dół posiłek był już gotowy.
- Zrobiłem tylko kanapki i kawę, skoro mówisz, że jesteś taka przejedzona. Siadaj i jedz, zaraz jedziemy, bo w końcu się spóźnimy!
- Byłoby nie ładnie spóźnić się pierwszego dnia po urlopie! - śmiała się.
- Ewa ty nie należysz do osób, które się spóźniają do pracy. - zauważył Janusz.
- Ty także.
- Rzeczywiście nie lubię się nigdzie spóźniać. - potwierdził.
- To była jedna z cech, którą zauważyłam u ciebie, kiedy dołączyłeś do naszego zespołu.
Ciągle pamiętam nasz pierwszy wspólny nocny dyżur. Kiedy weszłam wtedy to pokoju lekarskiego, mimo, że przyjechałam wcześniej, ty już tam byłeś.
- Też pamiętam ten dyżur! - uśmiechnął się Janusz.
- Ciekawe czy to było ukartowane? Bo miałeś go chyba za Łukasza, a Dorota potem. za nic w świecie nie chciała się przyznać czy to sobie zaplanowali, żebym miała go z Tobą? - zastanawiała się Ewa.
- Nie wiem, ja nie miałem z tym nic wspólnego, ale wszystko jedno czy zaplanowali, czy nie, ważne, że jesteśmy razem! - powiedział czule.

- Ciekawe o czym chce ze mną pogadać Wojtek? - myślała głośno Ewa, kiedy jechali samochodem do szpitala.
- Pamiętasz jak ci mówiłam, że mówił mi na weselu Anki i Piotrka, że chce o czymś ze mną pogadać? - przypomniała mężowi, widząc jego zdziwioną minę.
- A tak, przypominam sobie! - odparł Janusz, po chwili.
- Już wkrótce się przekonasz o co mu chodziło, bo jak widzisz auto naszego szefa stoi na parkingu! - stwierdził, wjeżdżając na parking.
- Czy Ty coś wiesz? - spytała Ewa, spoglądając na trochę tajemniczą minę męża.
- Nie nic nie wiem! - twierdził uparcie.
Po wejściu do budynku, oboje wjechali windą na górę i od razu udali się do pokoju lekarskiego.
- O cześć, jak dobrze, że już jesteście! - przywitała ich trochę zdenerwowana Dorota.
- Cześć, a co ty sama jesteś, a gdzie reszta? - zapytała Ewa.
- Wojtek i Łukasz operują, chyba pomaga im ktoś z ortopedii. Przywieźli nam poszkodowanych z wypadku! - powiedziała lekarka nalewając sobie kawy do kubka.
- No i zaczyna się! - zawołał Janusz.
- Chodź przebierzmy się i lecimy zobaczyć, czy nie jesteśmy potrzebni! - zwrócił się do żony.
- Masz racje! - stwierdziła, szybko zakładając fartuch lekarski.
- Dorotko, jak myślisz, czy będzie dziś szansa, żeby pogadać z Twoim mężem? - spytała koleżankę w biegu, już prawie wybiegając z pokoju, za Januszem.
- Oj myślę, że na razie nie będzie na to czasu! - usłyszała w odpowiedzi, za zamykającymi się drzwiami.
Pobiegli od razu na blok operacyjny. Tak jak zapowiedziała koleżanka, zastali tam swojego szefa i kolegę Łukasza.
- Cześć, dobrze, że jesteście! - zawołał Wojtek, widząc ich.
- Jeśli możecie, niech któreś z was przejdzie na drugie stanowisko i pomoże chłopakom z ortopedii. - poprosił.
- To ja pójdę! - zdecydowała Ewa.
- A ja się do czegoś przydam? - zapytał Janusz.
- Ty, albo pomóż nam, albo wracaj do Doroty. Nie wiem czy sama sobie poradzi z pacjentami na oddziale. - zastanawiał się przełożony z chirurgii.
- Co tu macie? - spytał mąż Ewy, podchodząc do kolegów.
- Jeszcze dokładnie nie wiemy, ale może to być uraz wielonarządowy. - odpowiedział Łukasz.
- Słuchaj Janusz, pobądź tu z z nami trochę, rozejrzymy się, a jeśliby się okazało, że poradzimy sobie sami, to wracaj na górę! - polecił szef.
- Dobrze. - zgodził się lekarz.
- A ile jest tych osób z tego wypadku? - zainteresował się Janusz.
- 4 młodych mężczyzn. - odpowiedział jeden z kolegów.
- Dwóch jest lżej rannych i nic im nie zagraża. Jednemu włożyliśmy rękę w gips. Zatrzymamy ich tylko na obserwacji dla pewności, ale ten tutaj...sam widzisz! - ordynator wskazał na pacjenta na stole.
- A i z tym do, którego poszła twoja żona, też podobno nie jest najlepiej. - dodał.
- Nieźle wam się praca zaczyna zaraz po urlopie! - zauważył Łukasz.
- No cóż taki mamy zawód! - odparł młody małżonek.
Dwie godziny później czwórka lekarzy z chirurgii, wróciła do gabinetu lekarskiego na oddziale.
- Jak się masz Dorotko? Poradziłaś sobie jakoś sama? - zapytał Wojtek.
- Jakoś sobie poradziłam, ale jak na złość, jak nie było ze mną nikogo z was, to ciągle byłam potrzebna! - żaliła się mężowi.
- Ojej to nie dobrze! Chciałem Ci nawet podesłać Janusza do pomocy, ale my tam też mieliśmy mnóstwo roboty! - tłumaczył mężczyzna.
- No właśnie widzę jacy wszyscy, jesteście zmęczeni! - zauważyła.
- Chcecie kawy, właśnie zaparzyłam?
- Tak poprosimy! - odpowiedzieli zgodnym chórem.
Na krótko przed końcem dyżuru, Ewa razem z Wojtkiem, postanowili po raz kolejny sprawdzić jak się czują pacjenci, operowani przez nich rano.
- O czym chciałeś ze mną pogadać? - zagadnęła po drodze.
- No właśnie, dziś nawet nie było czasu porozmawiać! Słuchaj może umówimy się gdzieś na kawę? - zaproponował.
- Chcesz się ze mną umówić na randkę? Przypominam ci, że od miesiąca jestem mężatką! - śmiała się koleżanka.
- Na żadną randkę, ja też mam żonę! - on również się uśmiechnął.
- Chciałem z tobą porozmawiać, o pracy! - powiedział już poważnie.
- Wiesz co mam pomysł! Planujemy z Januszem zorganizować coś w rodzaju parapetówki. Chcemy zaprosić moje siostry dopóki Dorota i Agnieszka są jeszcze w Polsce, Ulkę z mężem i najbliższych przyjaciół. To może wtedy porozmawiamy!
- Nie chcielibyśmy się wpraszać. - odparł kolega.
- Nie wpraszacie się. Przecież jesteście naszymi przyjaciółmi i nawiasem mówiąc, chyba sprawcami tego, że jesteśmy z Januszem razem. Mamy wobec Was dług wdzięczności! - przyznała lekarka.
- Ja nie miałem z tym nic wspólnego! - stwierdził znajomy, ale na jego twarzy dało się zaważyć lekki uśmieszek.
- Niech ci będzie, że nie, w każdym razie jesteście zaproszeni! - oznajmiła wesoło.
- Dziękujemy!
- Słuchaj, a jak jutro pracujecie? - zapytał, kiedy już wracali do gabinetu.
- Też rano. - odpowiedziała
- To pogadamy jutro, bo chce Cię o coś poprosić! A myślę, że u Was, znowu nie będzie na to czasu, więc załatwmy to wcześniej. - stwierdził.
- Dobrze, jeśli tak chcesz. - zgodziła się.
Następnego dnia...
Około dwunastej Ewa wspólnie z szefem poszli coś zjeść do szpitalnego bufetu.
- Co zamawiasz? - spytał Wojtek.
- Nie wiem może wezmę sobie tylko jakieś ciastko i herbatę. Odkąd wyszłam za mąż nigdy nie wychodzę z domu bez śniadania, więc nie jestem za bardzo głodna. - przyznała.
- Poprosimy dwie szarlotki, dla pani herbatę, a dla mnie czarną kawę! - zwrócił się do kobiety za ladą.
Kiedy otrzymali to co chcieli udali się do stolika.
- Nawet dobra ta szarlotka. - odparła biorąc kawałek ciasta do ust.
- Podobno ta pani większość rzeczy, które tu sprzedaje, przygotowuje sama.  - powiedział kolega.
- Przypominam sobie, że na pierwszej randce z Januszem też jedliśmy szarlotkę! - Ewa uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Też swojej roboty? - zainteresował się znajomy, widząc jej zadowolenie.
- Nie, wtedy byliśmy w kawiarni, ale muszę przyznać, że mój mąż sam nieźle piecze i gotuje.
- O co chciałeś mnie poprosić? - zmieniła temat.
- Jak wiesz wystartowałem w konkursie na stanowisko dyrektora naszego szpitala. Nie wiem jeszcze czy go wygram..
- Z tego co słyszałam masz duże szanse! - przerwała mu.
- Nic jeszcze nie wiadomo, jest kilku kandydatów. Gdyby jednak mi się udało, to chciałbym, żebyś została ordynatorem chirurgii.
Nie wiedziała co ma odpowiedzieć.
- Nie musisz decydować teraz, bo jak powiedziałem nic jeszcze nie wiadomo. Wrócimy do tego jeśli mi się uda! - postanowił, zauważywszy jej zaskoczenie.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...