czwartek, 28 marca 2013

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 27

Rozdział dwudziesty siódmy

Przeprowadzka




We wtorek późnym wieczorem Ewa z Januszem wracali samolotem do Polski z podróży poślubnej.
- No i jak się czujesz? - spytał mąż widząc zadowoloną minę żony, drzemiącej w fotelu obok.
- Wyśmienicie! - odpowiedziała z uśmiechem i przytuliła się do niego.
- Było cudownie, to miasto jest piękne! - zachwycała się.
- To prawda, mnie też się bardzo podobało! - przyznał.
- Kiedy lądujemy? - zainteresowała się.
- Za pół godziny.
- Ciekawe czy wyszły wszystkie zdjęcia, które zrobiliśmy? - zastanawiała się, wracając do przerwanego tematu.
- Myślę, ze tak.
- Obawiam się, że te, które robiliśmy wieczorami mogły nie wyjść!
- Wątpisz w moje zdolności fotograficzne? - śmiał się.
- Nie wątpię, ale myślę, że nawet twój aparat mógł sobie nie poradzić w nocy.
- W centrem miasta chyba nigdy nie jest ciemno, tyle tam świateł! - przypomniał.
- To prawda!
Po wylądowaniu w Warszawie postanowili, że wezmą taksówkę i wrócą nią do domu. Nie chcieli dzwonić do Jana z prośbą, żeby po nich przyjechał, bo kiedy wychodzili z lotniska była już prawie północ i rodzice już pewnie dawno spali.
Po przyjeździe do domu Janusz zapytał żonę;
- Napijemy się jeszcze herbaty, a może chcesz coś zjeść?
- Ty jak chcesz, to sobie coś zrób, ja dziękuje. Wezmę prysznic i kładę się! - odparła i poszła na górę do łazienki.
Po kilku minutach, gdy przyszedł do sypialni, ona leżała już w łóżku.
- Poczekaj na mnie chwilkę, odświeżę się i zaraz do ciebie dołączę! - powiedział.
Kiedy wyszedł z łazienki, już spała, więc położył się obok niej zgasił światło i również zasnął.
Ewa obudziła się rano i spojrzała na zegarek stojący na szafce przy łóżku, dochodziła dziesiąta. Nie budziła męża tylko wstała poszła do toalety, a potem zeszła na dół do kuchni. Zajrzała do lodówki, chciała zrobić śniadanie, bo trochę zgłodniała. W środku było wszystko co potrzeba, wędlina, jajka, ser, nawet chleb w zamrażalniku. Jednak postanowiła, że trochę poczeka;
- Może Janusz niedługo wstanie? - zastanawiała się.
Nastawiła ekspres do kawy i poszła do salonu, bo chciała rozpakować walizki, które wczoraj tam zostawili.
Po pewnym czasie usłyszała głos ukochanego;
- Ewuniu gdzie jesteś?
- Tu jestem! - zawołała.
- Cześć, tutaj się schowałaś, ja się budzę, a Ciebie nie ma! Czemu mi uciekłaś? - zapytał z uśmiechem i pocałował ją.
- Nie uciekłam Ci tylko troszeczkę zgłodniałam! - odpowiedziała i przytuliła się do niego.
- No to jesteś usprawiedliwiona! Ale jak zjemy, to wrócimy na górę? - spojrzał na nią czule.
- Zobaczymy. - zaśmiała się, odsunęła walizkę z której wyjmowała rzeczy i poszli do kuchni.
- No to co jemy, może jajecznice? - zaproponowała otwierając lodówkę.
- Dobrze tylko bez wędliny. Dziś jest tak gorąco, że z przyjemnością zjadłbym coś chłodnego. - stwierdził.
- Ale jajecznica może być. - dodał.
- To ty smażysz, czy ja? - odwróciła się w jego stronę.
- Ja mogę usmażyć. - zgodził się i wyjął patelnie.
- Nalać Ci kawy? - spytała stawiając na stole naczynia i podchodząc do szafki gdzie stał ekspres.
- Tak poproszę.
- Mamy jakiś sok? - zainteresował się.
- Nie, nie mamy. Po popołudniu powinniśmy wybrać się na jakieś zakupy i chyba wpaść do rodziców. - powiedziała.
- Skoro musimy, to potem pojedziemy! - zgodził się.
Po posiłku wrócili na górę.
Godzinę później...
Leżeli obok siebie, on gładził ją po włosach, ona się uśmiechała.
- Oj nie chce mi się wstawać! - westchnęła.
- To nie wstawajmy!
- Musimy, bo jest tyle rzeczy jest do zrobienia. No i trzeba odebrać Freda. - odparła.
- No dobrze! Ale jeszcze parę minut? - prosił.
- W porządku, ale niedługo wstajemy! - zadecydowała i jeszcze bardziej wtuliła się w niego.
- Co robimy z dalszą częścią naszego urlopu? - spytał, kiedy przestali się całować.
- A masz jakieś plany? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Myślałem może, że pojedziemy jeszcze w góry, mówiłaś, że je lubisz?
- Tak lubię, ale właściwie to nie ma kiedy się wybrać. Za dziesięć dni mamy wesele Piotra i Ani, a tydzień później chrzest Dawidka. - przypomniała mu.
- Obiecałam też Jackowi, że przed powrotem do pracy, zjawię się u niego z kontrolnymi badaniami. - dodała.
Ustalili wspólnie, że do ślubu znajomych pozałatwiają pilne sprawy, czyli przewiozą rzeczy ze swoich mieszkań, pochodzą po sklepach za jakimiś meblami, a w góry wybiorą się pomiędzy jedną, a drugą uroczystością.
- Słuchaj, a dużo nam jeszcze tego zostało oprócz mebli do przewiezienia? - zapytała, kiedy już jechali samochodem do miasta.
- Sporo wszystkie książki resztę ubrań i innych rzeczy. W ogóle trzeba to wszystko przejrzeć. Ja mieszkam niby tu dość krótko, ale trochę się tego uzbierało. - odrzekł.
- Oj tak u mnie pewnie też! - stwierdziła.
Pojechali najpierw zrobić zakupy w spożywczym, a potem po kolei, do niego i do niej. Zaczęli pakować wszystko do kartonów, postanowili, że je zabiorą, a w domu zadecydują co z tym zrobić.
Popołudnie upłynęło im bardzo pracowicie.
W końcu wybrali się do rodziców, a, że mieszkali od siebie niedaleko, to poszli na piechotę. Pierwszy przywitał ich Fred, widząc swoich państwa zaczął szczekać radośnie.
- Hej piesku, zabieramy cię do domu! - zawołała Ewa, głaszcząc czworonoga.
- Cześć kochani! Jak się macie, kiedy wróciliście? - spytał tata, wychodząc z kuchni do przedpokoju.
- Cześć, wczoraj późnym wieczorem! - odpowiedzieli.
- Trzeba było zadzwonić, to bym po Was przyjechał!
- Nie chcieliśmy Was budzić.
- Co ja słyszę, chcecie zabrać Fredzika? - zauważył ojciec.
- Tak.
- Myślałem, że jeszcze trochę z nami pomieszka? Przywiązaliśmy się już do niego! - uśmiechnął się pan domu.
- Z kim rozmawiasz? - zaciekawiła się mama, wychylając się z pokoju.
- Z córką i z zięciem! - poinformował mężczyzna.
- To czemu nie wchodzicie! - zawołała uradowana Bożena.
- Witajcie, wchodźcie do pokoju! - uścisnęła ich.na powitanie.
- Cześć mamuś, już wchodzimy! - powiedziała Ewa.
- Macie jakiś gości? - spojrzała na dużą ilość butów.
- Tak jest Ela i Agnieszka z rodzinami. - potwierdził tata.
- To może my nie będziemy przeszkadzać?
- Nie przeszkadzacie! - zapewnili rodzice.
- Chodźcie, posiedzimy, pogadamy, opowiecie nam jak było w podróży poślubnej.
- Cześć! - przywitali się, wchodząc do salonu.
- Cześć! - wszyscy obecni, ucieszyli się na ich widok.
- Co tam u Was? - zapytała z uśmiechem Agnieszka.
- Wszystko dobrze. - odparła Ewa.
- Czego się napijecie? - spytał Janek.
- Herbaty! - poprosili oboje, prawie chórem.
- Proszę, proszę, jaka zgodność, widać, że są dopiero po ślubie! - zauważyła starsza z sióstr.
Mama przyniosła filiżanki i talerzyki dla nich, po czym zaprosiła ich do stołu przy, którym wszyscy siedzieli.
- No jak tam było w Paryżu? - zaciekawiła się Ela.
- Bardzo fajnie! - stwierdzili i zaczęli opowiadać.
Po jakiś czasie panowie udali się do kuchni, a panie zostały same.
- Córciu, a jak ci się podoba prezent od męża? - zainteresowała się mama.
- Dom jest ładny, byłam bardzo zaskoczona, kiedy Janusz mi go pokazał. Nawet nie wiedziałam, że dawni właściciele wystawili go na sprzedaż? - przyznała.
- Jak pamiętasz, to byli tacy starsi państwo, teraz postanowili wyjechać do córki i sprzedać dom. - wyjaśniła Bożena.
- Śpicie już tu? - zaciekawiła się Agnieszka.
- Tak nawet dziś przywieźliśmy już prawie wszystkie rzeczy z naszych starych mieszkań, zostały praktycznie tylko meble.
- Jak to dziś przewieźliście rzeczy, myślałam, że macie teraz coś ciekawszego do roboty...? - zdziwiła się Ela, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
Ewa nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła.
- Ale wszystko jest między Wami w porządku? - zaniepokoiła się matka, widząc jej reakcje.
- W jak najlepszym! - uspokoiła ją najstarsza córka.
- Miło jest zasypiać i budzić się u boku ukochanego! - dodała.
- No pewnie, my też coś o tym wiemy! - przyznały ze śmiechem jej siostry.
- Wybieracie się jeszcze gdzieś? - zapytała Agnieszka.
- Chcemy jeszcze na kilka dni wyjechać w góry, ale dopiero po weselu u Sikorów.
- Ale na chrzcie będzie? - zaniepokoiła się mama Dawidka.
- Tak, tak do tego czasu wrócimy.
- A no właśnie, gdzie są Wasze dzieciaki? - spojrzała na młode kobiety.
- Dawid z Oliwką śpią w pokoju obok, a reszta bawi się na górze. - wytłumaczyła Elżbieta.
- W twoim pokoju! - zaśmiała się Bożena.
- W moim dawnym pokoju mamuś! - poprawiła ją lekarka.
Po pewnym czasie, do pań dołączyli mężowie.
- To jesteśmy umówieni na sobotę! - zwrócił się Robert do Janusza, kończąc rozmowę, którą zaczęli w kuchni.
- Mogę wiedzieć na co się umawiacie? - zaciekawiła się Ewa.
- Na przewiezienie Waszych mebli. - poinformował Marek.
Kiedy to usłyszała trochę się zdziwiła, bo co innego ustalili z ukochanym.
- Chłopaki czy zaglądaliście do naszych milusińskich? - dopytywała się Ela.
- Tak ja niedawno u nich byłem, maluchy śpią smacznie, a starsi chłopcy, urządzają wyścigi. - uspokoił ją szwagier.
- Pogadałyście sobie dziewczynki? - spytał Janek.
- O tak! - zaśmiały się.
Gdy wracali do domu, Ewa nie odzywała się do męża.
- Czy ty jesteś, na mnie zła? - zapytał Janusz, kładąc Fredowi posłanie w holu.
- Tak jestem! - powiedziała.
- Mogę wiedzieć o co? - zdziwił się.
- Inaczej się umawialiśmy w sprawie naszej przeprowadzki. Mieliśmy wynająć samochód, a potem sami to wszystko poustawiać! - odrzekła.
- Ja ich nie prosiłem o pomoc, sami się zaoferowali. - tłumaczył.
- Wygląda na to tak jakbyś traktował mnie jakbym była bardzo chora, a ja nie jestem! - złościła się.
- Obiecaliśmy sobie, że w czasie urlopu będziemy dużo odpoczywać, a ty wcale nie odpoczywasz. - zauważył.
- Słuchaj ja nie wyszłam za ciebie po to żebyś był moim lekarzem i się nade mną litował! - odparła poirytowana.
- Lekarzem twoim nie będę, bo jestem chirurgiem i się nad tobą nie lituje, tylko się o ciebie martwię! - starał się mówić spokojnie, ale w jego głosie, dało się wyczuć zdenerwowanie.
- Zapewniam cię kochana, mimo, że chłopaki nam pomogą z tymi meblami, to i tak będziesz miała co robić. - przekonywał.
- Ewuś napijemy się jeszcze herbaty? - próbował zmienić temat.
- Ty jak chcesz, to sobie zrób, ja dziękuje! - odpowiedziała chłodnym tonem.
- W tak razie ja też nie będę pił.
- No nie wściekaj się już. - podszedł do niej, przytulił ją do siebie i zaczęli się całować.
W piątek Ewa zszedłszy na dół, otworzyła szeroko drzwi prowadzące z salonu do ogrodu. Zapowiadał się piękny, upalny dzień.
- Byłoby super, zjeść śniadanie tutaj! - marzyła głośno, wychodząc na zewnątrz.
- Masz racie. - przyznał Janusz, podążając za nią.
- Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy w wolnym czasie jadali posiłki na powietrzu. Musimy tylko kupić, jakieś krzesełka, stół, no i może huśtawkę taką do siedzenia. Moglibyśmy siadywać na niej wieczorami i patrzeć w gwiazdy! - uśmiechnął się i objął ją ramieniem.
- Już widzę ten nasz czas wolny, kiedy wrócimy do pracy wcale go nie będziemy mieć! - wątpiła.
- To może popołudniu wybralibyśmy się na zakupy, żeby się za nimi rozejrzeć? - zaproponowała.
- Dobrze.
Będąc w mieście, kiedy załatwili już większość spraw, które sobie zaplanowali, Ewa poprosiła:
- Januszku poczekaj tu na mnie parę minut, muszę jeszcze wejść do jednego sklepu.
Minęło chyba z pół godziny, nie mogąc się na nią doczekać, postanowił jej poszukać. Doszedł do końca ulicy, przez jedną z witryn zauważył, jak jego małżonka oddaje sprzedawczyni, jakieś wieszaki z ubraniami i kieruje się do wyjścia.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać! - powiedziała widząc go.
- Nic się nie stało.
- Chciałaś sobie coś kupić? - zainteresował się.
- Tak szukałam czegoś odpowiedniego i niedrogiego, na czekające nas uroczystości i nawet znalazłam, ale zabrakło mi pieniędzy, a nie wzięłam z domu swojej karty.
- Wrócę tu jutro! - zadecydowała.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Bo wiem, że mężczyźni, na ogół, nie lubią chodzić po sklepach z ciuchami. - tłumaczyła.
- Ja taki nie jestem, ze mną możesz chodzić! - zaśmiał się.
- No faktycznie, ty masz dobry gust. Dostałam przecież od ciebie w prezencie bardzo ładny płaszcz. - przypomniała sobie.
- Ewciu masz tu kluczyki i idź do samochodu, ja zaraz przyjdę! - zatrzymał się nagle na chodniku, jakby sobie coś przypomniał.
Wsiadła do auta, ale nie czekała zbyt długo, wrócił dosyć szybko, niosąc dwie torby.
- Proszę! - wręczył je jej.
- Co to jest? - zapytała.
- Zobacz!
Zajrzała, w środku były rzeczy, które oglądała.
- Dziękuje. - cmoknęła go w policzek.
- Jaka ja jestem zmęczona! - narzekała Ewa, następnego dnia wieczorem.
- A nie mówiłem. Mało się nie pokłóciliśmy, bo martwiłaś się, że nie będziesz miała co robić, jeśli będziemy we czterech z tatą i z chłopakami.
- Przyznaje nie miałam racji.
- Muszę chwile poleżeć, bo mięśni odmawiają mi posłuszeństwa. - rozciągnęła się na łóżku w sypialni.
- To może weźmiesz prysznic i zrobię ci masaż, a potem...? - Janusz przysiadł koło niej i nachylił się nad nią, patrząc na nią zalotnie.
- Byłoby cudownie, ale ty też jesteś zmęczony! - szepnęła mu do ucha.
- Trochę jestem, lecz zrobię to z przyjemnością! - zapewnił.
- No zmykaj do łazienki, a ja idę po olejek i będę tu na ciebie czekał!


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 26

Rozdział dwudziesty szósty

Prezenty




Janusz uśmiechnął się do żony i nic nie odpowiedział. Jechali zaledwie kilka minut, poprosił żeby zamknęła oczy. Nie za bardzo wiedziała o co chodzi, ale posłusznie zrobiła to, po jakimś czasie zatrzymali się i pomógł jej wysiąść.
- Czy mogę już otworzyć? - zapytała kiedy już stanęła na ziemi.
- Jeszcze moment cierpliwości! - poprosił.
Prowadził ją ostrożnie przez podwórko potem po schodach, otworzył wreszcie jakieś drzwi, wziął ją na ręce i wniósł do środka.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział stawiając ją.
- Jak ci się podoba? - spytał widząc jej zaskoczoną minę.
- Bardzo ładny, ale gdzie my jesteśmy? - rozglądała się dookoła.
- W naszym domu, moja droga!
- Kupiłeś go dla nas? - nie dowierzała.
- Tak.
- Czemu mi nic nie powiedziałeś?
- To miała być dla ciebie niespodzianka! - odparł z uśmiechem.
- I jest! - przyznała i pocałowała go w policzek.
- Czy ktoś o tym wiedział, że go kupujesz?
- Na początku tylko Twój tata potem mój, po jakiś czasie nasze mamy.
- Kobieta z którą kiedyś jechałem, a ty mnie z nią widziałaś wracając od swoich rodziców, to była pani z agencji nieruchomości. - dodał.
- Aha.
- Chcesz go obejrzeć, czy idziemy na górę? - spojrzał na nią.
- Chętnie obejrzę go jutro, a dziś może chodźmy na górę! - zaśmiała się.
- Dobrze, poczekaj tylko na mnie chwileczkę, wstawię samochód do garażu i przyniosę, to co w nim mamy!
- A może ja Ci pomogę? - zaoferowała się.
- Nie dźwigaj tego, sam sobie poradzę.
Mimo jego protestów, wyszła razem z nim. Poczekała aż wprowadzi auto, a potem wspólnie wnieśli wszystkie paczki i swoje torby.
- Teraz już rozumiem czemu kazałeś mi spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Myślałam jednak, że jedziemy do Ciebie. - przyznała, stawiając ostatni pakunek na podłodze w salonie.
- Nie spodziewałam się takiego prezentu! - zawołała radośnie i przytuliła się do niego.
- Cieszę się ci się podoba! - uśmiechnął się.
- No to co idziemy? - zerknęła na niego.
- Z przyjemnością! - objął ją ramieniem i poszli...
Gdy się obudziła, leżała przytulona do męża, on już nie spał tylko przyglądał się jej.
- Dzień dobry kochanie! - powiedział i pocałował ją.
- Dzień dobry.
- Która godzina? - spytała.
- Dochodzi trzynasta, a co?
- Nic tak tylko pytam, chciałam się zorientować ile spaliśmy.
- Ha, ha, ha. - roześmiał się.
- Czemu się śmiejesz? - zdziwiła się, ale też mimo woli zaczęła się śmiać.
- Śmieje się, bo jestem bardzo szczęśliwy! - prawie krzyknął.
- Dawno mi się tak przyglądasz? - zaciekawiła się.
- Od kilku minut i nie mogę się napatrzeć jaką mam śliczną żonę! - zachwycał się.
- Chyba już przed ślubem o tym wiedziałeś? - śmiała się.
- Tak, ale okazało się, że jesteś jeszcze ładniejsza!
- Miło mi to słyszeć, ty mi się też jeszcze bardziej podobasz. - szepnęła mu do ucha.
- Ewuś nie kuś mnie!
- Czemu nie, może byśmy tak... no wiesz? - zaproponowała.
- Bardzo chętnie! - zawołał.
Jakiś czas później...
- Nigdzie nie chodź. - prosił widząc, że chce wstać.
- Muszę do toalety. Nie bój się, nie zamierzam nigdzie wychodzić, nie ucieknę ci! - uspokoiła męża, gładząc go po policzku.
Po czym usiadła na łóżku, nałożyła szlafrok i poszła do łazienki przy sypialni.
- No dobrze skoro musisz. W takim razie ja też wstanę, poczekam na ciebie, a jak wyjdziesz, to zejdziemy do kuchni, żeby coś zjeść. - usłyszała przez drzwi.
Kiedy wyszła ukochany stwierdził:
- To ja też wezmę szybki prysznic, ogolę się i idziemy!
- Czy my mamy w ogóle co jeść? - spytała, kiedy schodzili na dół.
- Mamy, mamy, cały zamrażalnik tylko nie mamy świeżego pieczywa. Jak chcesz to mogę się ubrać i skoczyć do sklepu? - zaoferował się.
- Nigdzie nie chodź, bo jak widzę są nawet bułeczki. - stwierdziła gdy w kuchni zajrzała do lodówki.
- W jaki sposób, to wszystko się tutaj wzięło? - zaciekawiła się.
- Jak ty spałaś, Twoja mama zapakowała mi to wszystko i wysłała z tym tutaj, żebyśmy mieli co jeść. - wyjaśnił.
- To Ty zamiast odpoczywać, jeździłeś w te i z powrotem samochodem z siatami? - zdziwiła się.
- Nie było tego aż tak dużo, a za daleko też nie miałem. - uspokoił ją.
- A co jemy oprócz pieczywa, może flaczki, a potem zrazy i parę kawałków ciasta? - spytał, ponownie otwierając zamrażalnik.
- Dobrze tylko czy Ty chcesz mnie utuczyć? - zażartowała.
- Nasz ostatni wczorajszy posiłek jedliśmy dość dawno, więc myślę, że powinniśmy porządnie się najeść! - stwierdził.
- No tak tylko, to wszystko musi się odmrozić. - zmartwił się.
- To nic poczekamy, a w tym czasie pokaż mi dom i obejrzyjmy prezenty. - zaproponowała.
- Na górze są cztery pokoje i dwie łazienki, na dole trzy, ale umeblowałem tylko sypianie i kuchnie. Resztę chciałem żebyś urządziła sama. - powiedział oprowadzając ją.
- Zdaje mi się, że pokój w którym śpimy, też jest urządzony według moich sugestii. Teraz już rozumiem skąd te wszystkie pytania. - zauważyła.
- Że też ja się niczego nie domyśliłam.
- Chciałem żeby, to było miejsce Twoich marzeń. - tłumaczył.
- Czyżbyś planował w naszym małżeństwie dwójkę dzieci, bo z tego co się zorientowałam, dwa pokoje mogą być dziecięce?
- Co najmniej. - przygarnął ją do siebie i pocałował.
- A ty nie? - zmartwił się, widząc, że posmutniała.
- Wiesz jakbym chciała mieć dzieci, ale nie wiem czy nam się uda! - z jej oczu popłynęły łzy.
- Uda się, uda! - pocieszał ją ukochany.
Zeszli do salonu.
- Ta kanapa jest chyba z twojego mieszkania? - spostrzegła Ewa.
- Tak, ale tylko tymczasowo, kupimy jakieś porządne meble.
- Chcesz obejrzeć prezenty? - spytał gdy skończyli chodzić po domu.
- Jestem ich bardzo ciekawa, przypuszczam, że znajdziemy tam sporo rzeczy przydatnych do posiłku.
- Chyba masz racje. - przytaknął.
Zaczęli rozpakowywać paczki, rzeczywiście znaleźli komplet naczyń dla dwóch osób i serwis do kawy dla sześciu, zestaw garnków, były też dwa odkurzacze i żelazka, pościel i parę innych rzeczy Na końcu Janusz podał Ewie sporą kopertę.
- Co to jest? - spytała.
- Zobacz! - zachęcił.
Otworzyła nie mogąc uwierzyć własnym oczom. W środku były dwa bilety lotnicze i wycieczka do Paryża oraz karteczka:
To jest prezent od nas na Waszą podróż poślubną
Rodzice
- Ojej Januszku, ja chyba śnie! - zawołała.
- Zapewniam Cię, że nie śnisz, w piątek lecimy na 5 dni do Paryża! - podzielał jej radość.
- Wiedziałeś o tej wycieczce?
- Przyznam się, że tak, kiedyś mój tata zapytał, na jaką wycieczkę zagraniczną chcielibyśmy wyjechać, ja od tak powiedziałem, że do Paryża. Stąd ten prezent, ale dostaliśmy ją od moich i twoich rodziców. - tłumaczył.
- Pomogli nam w organizacji wesela, teraz jeszcze to, strasznie się wykosztowali. - zmartwiła się.
- Moja droga prezent musimy przyjąć, bo już jest wszystko opłacone! - śmiał się widząc jej minę.
- To ja powinnam kupić sobie jeszcze parę rzeczy, a jest tak mało czasu! - myślała głośno.
- Oj po co ja Ci to pokazałem już teraz, będziesz panikować i biegać po sklepach, zamiast... no wiesz co! - żartował.
- Nie obawiaj się, wcale nie będę, nie mam zamiaru się nigdzie ruszać, przynajmniej ze dwa dni. - zapewniła i przysunęła się do niego.
- To dobrze, bo już myślałem, że nie jest Ci ze mną dobrze i chcesz ode mnie uciekać. - odparł.
- Jest mi z Tobą bardzo dobrze. - wyszeptała i zaczęli się całować.
- Oj Januszku zaczęło mi burczeć w brzuchu! - odrzekła gdy skończyli.
- No to już idziemy do kuchni Ewuś!
- Użyjemy do podgrzania jedzenia garnków, które dostaliśmy, czy tych? - otworzył jedną z szafek i wskazał na jej zawartość.
- O widzę, że nieźle nas zaopatrzyłeś? - śmiała się.
- No wiesz, nie wiedziałem, że dostaniemy je również w prezencie! - bronił się.
- Użyjmy tych z kuchni! - zadecydowała.
- Tylko może będziemy dla siebie używać tego kompletu naczyń dla dwojga? - zastanawiała się.
- Świetny pomysł, już po niego idę! - odparł.
- Sprawdź czy to wszystko już się rozmroziło. - poprosiła kiedy wrócił i zaczął wyjmować naczynia z pudełka.
- Tak już można to podgrzewać. - stwierdził zajrzawszy do tego co wcześniej wyjęli z zamrażalnika.
- A gdzie jest Fred? - zapytała męża, kiedy już siedzieli przy stole i jedli.
- Teraz to już chyba u Twoich rodziców. - odpowiedział spoglądając na zegarek.
- Wczoraj po poprawinach, moi rodzice i Ulka z rodziną, pojechali do mojego mieszkania, żeby tam przenocować. Dziś w południe mama z tatą mieli wracać do Krakowa, a Ula z Szymonem i chłopakami, planowali prosto stąd wyjechać na wczasy. Umówiliśmy się, że Twoi rodzice ich pożegnają i wezmą klucze i psa. - dodał.
- Rzeczywiście o wyjeździe na wczasy Ula mi wspominała. - przypomniała sobie Ewa.
- Nie wiesz czemu Krzysztof i Sylwia, tak wcześniej wyszli? - spytał, zmieniając temat.
- Kiedy się żegnali, Krzysiek mówił, że wychodzą, bo Sylwia nie najlepiej się czuje. - odpowiedziała, a mówiąc to, jakby posmutniała.
- Czyżby wróciły Ci dawne wspomnienia? - zainteresował się Janusz, kiedy to spostrzegł.
- Sama nie wiem, jakoś tak się zamyśliłam.
- Oj bo zaraz pomyślisz, że żałuje, że za Ciebie wyszłam! - zaśmiała się.
- A żałujesz?
- Nie, nie żałuję! - zawołała, podbiegła do niego, usiadła mu na kolanach i znowu zaczęli się całować.
- Chyba faktycznie nie żałujesz! - uśmiechnął się do niej promiennie, kiedy wróciła na swoje miejsce.
- A co do wspomnień, to trochę ci się nie dziwie, nie wiem jakbym się zachował gdyby na naszym weselu pojawiła się Daria. - przyznał.
- Ale jak ja tak ciągle będę rozpamiętywać tą historię, to możesz poczuć się zazdrosny.
- Nie, nie poczuję się zazdrosny. - zapewniał.
- Możesz się poczuć, możesz, ja byłam zazdrosna o Zuzannę, chociaż ty mówiłeś, że nic was nie łączy. - przypomniała mu.
- No właśnie kontaktowała się z Tobą ostatnio?
- Nie odkąd jej dałem do zrozumienia, że nie ma u mnie szans, bo żenię się z Tobą, więcej nie zadzwoniła.
- Ładne te naczynia, od kogo dostaliśmy ten komplet? - zaczęła przyglądać się kubkowi z którego piła.
- Na liściku było napisane, Dorota i Wojtek. - odparł.
- Może zrobimy sobie jeszcze herbaty? - zaproponował, kiedy posprzątali i pozmywali.
- Sama nie wiem, jestem już pełna, chętnie porobiłabym co innego... - spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- To idziemy na górę! - uśmiechnął się, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
W środę popołudniu pojechali wspólnie do swoich dawnych mieszkań, spakowali sporo rzeczy, a potem postanowili odwiedzić jej rodziców i Freda.
- Hej jest tu kto? - zawołała Ewa, kiedy okazało się, że drzwi do domu są otwarte, a nikogo nie ma w kuchni.
Pierwszy na ich spotkanie wybiegł Fred, zaraz potem z salonu wyszła mama. Pies bardzo się ucieszył kiedy zobaczył swoich właścicieli.
- Co ty robisz w domu? - zdziwił się Janusz.
- Czemu się tak dziwisz, u nas też nie będzie mieszkał w budzie! - zaśmiała się Ewa.
- Tak wiem, ale przecież teraz nie jest u siebie! - upierał się.
- Cześć kochani! - usłyszeli głos Bożeny.
- Cześć mamuś, mój mąż jest bardzo zaskoczony, czemu pies chodzi po domu? - powiedziała córka całując matkę w policzek na powitanie.
- A czemu miałby być na podwórku, przecież, to kulturalny i fajny piesek. - broniła czworonoga pani domu.
- Witajcie! - przywitał się tata, nagle pojawiając się przy nich.
- Co tak stoicie, w przedpokoju, wchodźcie dalej! - zaprosił.
- Czego się napijecie, kawy, herbaty, a może soku? - spytała mama.
Poprosili o herbatę i starsza z kobiet poszła do kuchni, żeby ją przygotować, a młodsza podążyła za nią.
- No i jak tam Ewuś?
- Cudownie! - zachwycała się młoda żona.
- No widzisz, a tak się bałaś!
Gdy po kilku minutach wróciły do mężczyzn, ojciec pochłonięty był rozmową z zięciem.
- Córciu Janusz mówi, że prezenty Ci się podobają! - powiedział Jan zauważywszy je.
- Bardzo dziękujemy! - podbiegła do rodziców i uściskała ich.
- Tylko pewnie ta wycieczka, dużo kosztowała? - ciekawiło ją.
- Wcale nie tak dużo, zresztą jak pewnie wiesz ten prezent jest od całej naszej czwórki. - tłumaczyła Bożena.
- Tak wiem i teściom już też dziękowałam!
- Janusz, a może byśmy zabrali do siebie psa, do czasu wyjazdu? - zastanawiała się.
- Jeśli chcesz. - zgodził się mąż.
- Myślę córcia, że to nie jest dobry pomysł, zabierzecie go kiedy już wrócicie! - wtrącił się tata.
Rozmawiali jeszcze jakąś godzinkę z rodzicami, głównie wspominając ślub i wesele. Potem umówili się z Jankiem, że w piątek rano odwiezie ich na lotnisko i wrócili do siebie.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 25

Rozdział dwudziesty piąty

Ślub




Ewa po kłótni z Januszem nie mogła się pozbierać.
Tego dnia kiedy powiedział jej, że Zuza próbowała go podrywać, wybiegła z jego mieszkania bardzo zdenerwowana, nie wiedziała co się z nią dzieje. Chyba zemdlała, bo gdy się ocknęła stało nad nią dużo ludzi.
- Dobrze się Pani czuje, może wezwać pogotowie? - pytała jakaś kobieta.
- Nie dziękuje, nie trzeba!
Ktoś pomógł jej się podnieś, a gdy tylko mogła iść, poszła w kierunku swojego bloku. W pierwszej chwili, kiedy tam doszła, chciała wsiąść do samochodu i jechać do rodziców, ale zrezygnowała z tego, uznała, że nie będzie ich martwić. Ostatkiem sił weszła na górę do swojego mieszkania i znowu się rozpłakała.
Cały wieczór dzwoniła jej komórka, to był Janusz, ale nie chciała z nim rozmawiać.
Następnego dnia rano, nie była w stanie pójść do pracy i poprosiła Wojtka o wolny dzień, nie mogła jednak tego przedłużać w nieskończoność i po dwóch dniach pojawiła się na dyżurze.
Przed szpitalem czekał na nią narzeczony:
- Ewuniu porozmawiajmy! - prosił.
- Nie wiem czy mamy o czym rozmawiać? - spojrzała na niego.
- Proszę daj mi się wytłumaczyć! - prawie błagał.
- Nie wiem czy jest co tłumaczyć, bo ja Was widziałam, ale dobrze spotkajmy się!
- Gdzie i kiedy? - spytała.
- To może dziś popołudniu, u mnie? - zaproponował.
- Dobrze! - zgodziła się.
Ponieważ była bez samochodu, umówili się, że po pracy, on ją zabierze i razem pojadą do niego.
W ciągu dnia nie mogła znaleźć sobie miejsca, była bardzo niespokojna, zauważyła to Dorota:
- Czy coś się stało, za dwa tygodnie wychodzisz za mąż, a jesteś taka smutna? - zainteresowała się.
- Słuchaj nie wiem czy w ogóle dojdzie do tego ślubu! - przyznała rozżalona Ewa.
- Ojej dlaczego? - zaniepokoiła się przyjaciółka.
- Mamy pewne kłopoty.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytała znajoma.
- Wolałabym nie, zresztą zaraz operuje. - wymigała się lekarka.
- Ok rozumiem, ale będę trzymać kciuki, żeby Wam się wszystko poukładało! - zapewniła koleżanka.
Operowała razem z narzeczonym, ale w czasie zabiegu, mówili tylko do siebie, gdy wspólnie coś wykonywali, kiedy wyszli z sali zapytał:
- Może dałabyś się zaprosić na kawę, to teraz byśmy pogadali?
- Nie chce załatwiać naszych prywatnych spraw tutaj. - odparła.
- W takim razie do zobaczenia! - uśmiechnął się do niej i chciał ją pocałować w policzek, ale ona odwróciła głowę.
Kilka godzin później...
Siedziała w jego samochodzie, ale w drodze do domu też milczeli. Weszli do jego mieszkania, najpierw zrobił kawę potem zamknął psa w drugim pokoju, żeby im nie przeszkadzał i wreszcie usiedli w salonie.
Widząc, że ona wciąż milczy, odezwał się pierwszy:
- Kochanie uwierz mi, że między Zuzanną, a mną do niczego nie doszło!
- Jak mam Ci uwierzyć, skoro widziałam, jak ją pocieszałeś, przytulałeś i całowaliście się! - powiedziała stanowczym tonem.
- Pocieszać ją pocieszałem, przyznaję, bo jak wiesz miała chorą matkę.Na początku rzeczywiście się martwiła, ale po jakimś czasie zaczęła wykorzystywać tą sytuację, żeby się do mnie zbliżyć. Kiedy zorientowałem się do czego dąży, oświadczyłem jej kategorycznie, że nic z tego nie będzie, bo ja kocham tylko ciebie. - tłumaczył się.
- Trudno mi w to uwierzyć, po tym co widziałam! - odrzekła.
- Ewuś czy gdyby do czegoś między nami doszło, wyjechała by tak nagle, w dodatku, bardzo zła? - nie podawał się.
Nic nie odpowiedziała tylko zastanawiała się nad tym co usłyszała. Może mówił prawdę, ta kobieta musiała być przez niego odtrącana, bo inaczej by nie wyjechała.
Przekonywał ją tak długo, aż w końcu Ewa postanowiła mu zaufać.
- To co nie dasz mi kosza? - kiedy sobie wszystko wyjaśnili, uśmiechnął się, usiadł obok niej i zaczęli się całować.
- Nie, nie dam Ci kosza, bo za bardzo Cię kocham! - powiedziała z radością w głosie, gdy na moment odsunęli się od siebie.
- Ja Ciebie też! - wyszeptał czule.
- Zmizerniałaś. - stwierdził, przyglądając się jej.
- Byłaś u lekarza?
- Tak byłam, ale sam przyznasz, że przysporzyłeś mi ostatnio sporo zmartwień. Po tym jak się zdenerwowałam, chyba znowu zemdlałam. - przyznała się.
- Ojej to niedobrze, trzeba coś z tym zrobić! - przeraził się.
- Nic nie trzeba robić, potrzeby mi jest po prostu porządny odpoczynek. Myślę, że po weselu oboje sobie odpoczniemy. - odrzekła i jeszcze mocniej przytuliła się do niego.
- Obiecuje, że zrobimy sobie cały miesiąc urlopu, rozmawiałem już o tym z szefem. - powiedział Janusz.
- To super! - ucieszyła się.
- Może coś zjemy? - zaproponował. - Mam kopytka i gulasz, do tego zrobię jakąś surówkę. - dodał wstając z kanapy.
- Chętnie ostatnio prawie nic nie jadłam z tych nerwów.
- Przepraszam, że przysporzyłem Ci tyle zmartwień. - powiedział i udał się w stronę kuchni, a ona ruszyła za nim.
- Pomogę Ci? - zaoferowała.
- Nie, nie trzeba, poradzę sobie, Ty usiądź i odpocznij.
- Teraz, kiedy sobie wszystko wyjaśniliśmy nie muszę odpoczywać, jestem pełna energii! - zawołała radośnie i pocałowała go w policzek.
- To co mam robić? - spytała.
- Oj wypuść wreszcie Freda, bo on tak siedzi samiuteńki! - nagle przypomniała sobie, że przez cały czas nie ma z nimi jego psa.
- To Ty się tym zajmij, a ja przygotuje kolacje.
- Gdybyś mogła wyjść z nim na dwór, bo nie był od rana? - poprosił.
- Pewnie, że mogę, biedne psisko!
Godzinę później siedzieli w kuchni i jedli spóźniony obiad.
- Ewuś nie wiesz co z Izą?
- Wiktor mi mówił, że Iza w poniedziałek ma mieć zdjęty gips, zresztą rozmawiałam też z nią osobiście i to potwierdziła. Pewnie po tym wszystkim będzie trochę obolała, ale zapewniała mnie, że da radę być moją światową. - odpowiedziała.
- Aha, to fajnie! - uśmiechnął się.
- A ja załatwiłem, te rzeczy o których Ci już kiedyś wspominałem, no wiesz potwierdziłem fotografa, samochód. - poinformował ją narzeczony.
- Załatwiałeś to wszystko mimo, że nie wiadomo było co z nami będzie? - zdziwiła się.
- Miałem nadzieje, że wybaczysz!
- Trzeba tylko jeszcze spotkać się z kucharką i z kelnerkami. - przypomniał.
- Wiem pamiętam, musimy w ogóle do nich jechać i wszystko ustalić, ale to zrobimy już wspólnie z moją mamą, bo już do mnie telefonowała w tej sprawie.
- To znaczy, że nasi rodzice, nadal chcą nam pomóc przy organizacji wesela? - upewniał się.
- Tak niestety upierają się. - przytaknęła.
- Trochę im się nie dziwie, moi już dawno to deklarowali, a twoi wydają już ostatnią córkę, do tego czekali na ten ślub tak długo! - śmiał się.
- Może masz rację, ale naprawdę nie muszą tego robić. - upierała się.
- Ale chcą, a my im na to pozwólmy! - przekonywał.
Następne dwa tygodnie upłynęły na intensywnych przygotowaniach. Ewa postanowiła, że ostatnią noc przed ślubem spędzi u rodziców. Obudziła się rano w swoim dawnym pokoju, myślała, że nie będzie mogła spać, ale spała bardzo dobrze. Była z tego zadowolona, bo przed nią było tak dużo przeżyć. Wstała z łóżka i podeszła do okna, zapowiadał się bardzo pogody dzień. Zaczęła wspominać wydarzenia ostatnich dni. Było dużo bieganiny, ale wszystko wydawało się być. "Dopięte na ostatni guzik" Przypomniała sobie, jak w minioną sobotę koleżanki z pracy, wspólnie z Elą zrobiły jej niespodziankę i urządziły wieczór panieński, było na nim bardzo wesoło. Okazało się, że Janusz również miał swój wieczór kawalerski. Nie mogła uwierzyć, że za kilka godzin, zostanie mężatką.
Cieszyła się bardzo, że dwa dni temu, przyleciała do Polski, Agnieszka z rodziną.
Usłyszała pukanie do drzwi, do pokoju zajrzała mama:
- Cześć córciu, śpisz jeszcze? - spytała.
- Cześć nie już nie śpię, mamusiu!
- To może zejdziesz do nas na śniadanie? - zaproponowała Bożena.
- Chyba nic nie przełknę!
- Musisz coś zjeść, zejdź na dół! - poprosiła matka.
- Dobrze zaraz zajdę tylko się ubiorę! - obiecała Ewa.
Po kilku minutach zeszła na dół.
- Cześć siostra! Jak się spało? - przywitała ją Agnieszka.
- Cześć bardzo dobrze! - odpowiedziała z uśmiechem i weszła do kuchni, gdzie wszyscy siedzieli przy stole i jedli.
- Ewuniu na co masz ochotę? - spytała mama.
- Sama nie wiem, zrób mi coś lekkiego! - poprosiła i podeszła do szwagra, który trzymał na kolanach córkę.
- Jak Wam ta Oliwka rośnie! - zachwycała się biorąc ją na ręce.
- Ona ma już rok i osiem miesięcy - zauważyła młodsza siostra.
- Pewnie wkrótce będziecie mieli swoje dziecko. - dodała.
- To się okaże, nie wiem czy nie jestem za stara.
- Co ty mówisz, jaka stara? - zdziwił się ojciec.
- Oj tatusiu, ja mam prawie 34 lata, a w tym wieku, już trudniej zajść w ciąże!
- Słuchaj Ewa, a ile lat ma Janusz, mogę wiedzieć? - zaciekawiła się Agnieszka.
- Jest ode mnie o trzy lata młodszy. Przyszła panna młoda, była umówiona z Izą na 10:00, że pojadą razem do fryzjera, a potem wrócą i świadkowa pomoże jej się ubrać w suknie ślubną. Kiedy wychodziła z domu zadzwoniła jej komórka:
- Cześć kochanie! Jak się masz? - usłyszała głos Janusza.
- Cześć bardzo dobrze, właśnie jedziemy do fryzjera!
- A co u Ciebie?
- Mam już całą rodzinkę w komplecie, jest bardzo wesoło! - śmiał się.
- U mnie też.
- Słuchaj Ewuniu, to nie przeszkadzam, przyjedziemy o 15:30! - zapowiedział.
- Dobrze w takim razie do zobaczenia! - pożegnała się.
O umówionej godzinie pojawił się jej narzeczony, wspólnie z Jackiem i ze swoimi bliskimi.
- Kochanie wyglądasz ślicznie! - zachwycał się pan młody, gdy ją zobaczył.
- Potwierdzam! - uśmiechnął się jego świadek.
- Dziękuje.
- Jak się Pani czuje? - zapytał lekarz.
- Bardzo dobrze!
- Panie Jacku proszę mi mówić po imieniu. - poprosiła.
- Dobrze będzie mi bardzo miło!
Podeszła do niej Ula:
- Wszystko w porządku? - spytała.
- W jak najlepszym! - zapewniła ją przyszła bratowa.
Po jakimś czasie wszyscy udali się do kościoła, gdzie odbył się ślub, a potem na wesele.
- Jak tam zdrowie? - zagadnęła Sylwia, przysiadując się do panny młodej, która w wolnej chwili odpoczywała i jadła jakieś przekąski.
- A dzięki, już dobrze, chociaż byłam kilka tygodni temu w szpitalu!
- To nie dobrze! - zmartwiła się lekarka.
- No nie dobrze, ale Jacek twierdzi, że sytuacja jest opanowana i wyniki mam niezłe. Miałam ostatnio trochę nerwów, wiesz sama jak to jest, bo to przeżywaliście z Krzyśkiem. Myślę, że teraz sobie odpoczniemy z Januszkiem, wreszcie mamy urlop. - tłumaczyła żonie kolegi.
- Fajna zabawa! - pochwaliła znajoma, patrząc na salę.
- Dzięki.
- A jak Ty się czujesz, jak tam maleństwo? - zainteresowała się koleżanka ze studiów.
- Całkiem znośnie, ale jestem cały czas na zwolnieniu, bo Krzyś się boi, żeby nie było komplikacji!
Słysząc jak ta kobieta wyraża się o jej byłym narzeczonym, Ewa trochę posmutniała. Ona jednak nie działała na nią dobrze i odetchnęła z ulgą gdy już wyszli.
- Zmęczona? - zapytał Janusz około drugiej w nocy, tańcząc z nią kolejny taniec.
- Troszeczkę, ale za to bardzo szczęśliwa i mam nadzieję, że tak już będzie zawsze! - jeszcze mocniej przytuliła się do niego.
- Postaram się, żeby tak było! - obiecał.
W niedziele odbyły się poprawiny, a wieczorem Ewa wspólnie z mężem i rodzicami przyjechała do swojego domu rodzinnego. Siedzieli wieczorem w kuchni i pili herbatę.
- Janusz gdzie są twoi rodzice i reszta rodziny? - zainteresowała się Bożena.
- Wszyscy są ulokowani w bezpiecznym miejscu! - uśmiechnął się trochę tajemniczo zięć.
- Jak się czujecie jako małżeństwo? - zaciekawiła się mama.
- Sama nie wiem mamuś, przyznam, że na razie trochę dziwnie! - odparła spoglądając na męża, który nadal się uśmiechał.
- Właśnie mamuniu, chcieliśmy Wam za wszystko podziękować! - powiedziała córka.
- Kochani nie ma za co dziękować! Mamy nadzieję, że jesteście zadowoleni? - spytał tata.
- Pewnie, że tak! - radośnie zawołali młodzi.
- Dziewczyny przepraszamy Was na chwile! - obaj panowie wyszli do pokoju, mrugając do siebie porozumiewawczo.
- Ewuś, czemu Krzysztof z Sylwią wyszli tak wcześniej? - zaciekawiła się matka, kiedy były same.
- A nie wiem, Krzysiek niby tłumaczył się, jak się żegnali, że Sylwia nie najlepiej się czuje.
- Widziałam, że tańczyłaś z nim na weselu. - zauważyła starsza kobieta.
- Tak, bo mnie poprosił, ale to nie był dobry pomysł. - stwierdziła trochę smutno Ewa.
- Czemu czyżby Janusz był zazdrosny?
- Nie, nie, przynajmniej tego nie okazywał, ale gdy byłam blisko Krzyśka, wszystko mi się przypomniało. - odparła córka.
- Ja boje się, że on zawsze będzie gdzieś pomiędzy nami. W ogóle mam obawy czy spodobam się mojemu mężowi! - żaliła się.
- Córeńko czy Wy jeszcze nigdy... no wiesz? - zapytała mama.
- Tak mamo, my jeszcze nigdy. - przytaknęła
- Nie bój się kochana, będę trzymać kciuki. - pocieszała ją mamusia.
Po jakiś wrócili do nich mężczyźni:
- To co moja droga, chyba będziemy się zbierać? - zaproponował Janusz.
- Jak chcesz. - zgodziła się.
Żegnając się z rodzicami, Ewie zakręciła się łezka w oku.
- Czemu płaczesz, powinnaś być teraz szczęśliwa? - dziwił się ojciec.
- Bo jestem tylko się wzruszyłam. - usprawiedliwiała się.
- Oj, bo pomyślę, że już żałujesz, że za mnie wyszłaś! - żartował ukochany.
Wyszli z domu, wsiedli do samochodu i ruszyli.
- Dokąd jedziemy, do którego mieszkania? - spytała, bo spostrzegła, że skręcili nie w tą stronę co zwykle.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...