poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 27

Rozdział dwudziesty siódmy

Przeprowadzka




We wtorek późnym wieczorem Ewa z Januszem wracali samolotem do Polski z podróży poślubnej.
- No i jak się czujesz? - spytał mąż widząc zadowoloną minę żony, drzemiącej w fotelu obok.
- Wyśmienicie! - odpowiedziała z uśmiechem i przytuliła się do niego.
- Było cudownie, to miasto jest piękne! - zachwycała się.
- To prawda, mnie też się bardzo podobało! - przyznał.
- Kiedy lądujemy? - zainteresowała się.
- Za pół godziny.
- Ciekawe czy wyszły wszystkie zdjęcia, które zrobiliśmy? - zastanawiała się, wracając do przerwanego tematu.
- Myślę, ze tak.
- Obawiam się, że te, które robiliśmy wieczorami mogły nie wyjść!
- Wątpisz w moje zdolności fotograficzne? - śmiał się.
- Nie wątpię, ale myślę, że nawet twój aparat mógł sobie nie poradzić w nocy.
- W centrem miasta chyba nigdy nie jest ciemno, tyle tam świateł! - przypomniał.
- To prawda!
Po wylądowaniu w Warszawie postanowili, że wezmą taksówkę i wrócą nią do domu. Nie chcieli dzwonić do Jana z prośbą, żeby po nich przyjechał, bo kiedy wychodzili z lotniska była już prawie północ i rodzice już pewnie dawno spali.
Po przyjeździe do domu Janusz zapytał żonę;
- Napijemy się jeszcze herbaty, a może chcesz coś zjeść?
- Ty jak chcesz, to sobie coś zrób, ja dziękuje. Wezmę prysznic i kładę się! - odparła i poszła na górę do łazienki.
Po kilku minutach, gdy przyszedł do sypialni, ona leżała już w łóżku.
- Poczekaj na mnie chwilkę, odświeżę się i zaraz do ciebie dołączę! - powiedział.
Kiedy wyszedł z łazienki, już spała, więc położył się obok niej zgasił światło i również zasnął.
Ewa obudziła się rano i spojrzała na zegarek stojący na szafce przy łóżku, dochodziła dziesiąta. Nie budziła męża tylko wstała poszła do toalety, a potem zeszła na dół do kuchni. Zajrzała do lodówki, chciała zrobić śniadanie, bo trochę zgłodniała. W środku było wszystko co potrzeba, wędlina, jajka, ser, nawet chleb w zamrażalniku. Jednak postanowiła, że trochę poczeka;
- Może Janusz niedługo wstanie? - zastanawiała się.
Nastawiła ekspres do kawy i poszła do salonu, bo chciała rozpakować walizki, które wczoraj tam zostawili.
Po pewnym czasie usłyszała głos ukochanego;
- Ewuniu gdzie jesteś?
- Tu jestem! - zawołała.
- Cześć, tutaj się schowałaś, ja się budzę, a Ciebie nie ma! Czemu mi uciekłaś? - zapytał z uśmiechem i pocałował ją.
- Nie uciekłam Ci tylko troszeczkę zgłodniałam! - odpowiedziała i przytuliła się do niego.
- No to jesteś usprawiedliwiona! Ale jak zjemy, to wrócimy na górę? - spojrzał na nią czule.
- Zobaczymy. - zaśmiała się, odsunęła walizkę z której wyjmowała rzeczy i poszli do kuchni.
- No to co jemy, może jajecznice? - zaproponowała otwierając lodówkę.
- Dobrze tylko bez wędliny. Dziś jest tak gorąco, że z przyjemnością zjadłbym coś chłodnego. - stwierdził.
- Ale jajecznica może być. - dodał.
- To ty smażysz, czy ja? - odwróciła się w jego stronę.
- Ja mogę usmażyć. - zgodził się i wyjął patelnie.
- Nalać Ci kawy? - spytała stawiając na stole naczynia i podchodząc do szafki gdzie stał ekspres.
- Tak poproszę.
- Mamy jakiś sok? - zainteresował się.
- Nie, nie mamy. Po popołudniu powinniśmy wybrać się na jakieś zakupy i chyba wpaść do rodziców. - powiedziała.
- Skoro musimy, to potem pojedziemy! - zgodził się.
Po posiłku wrócili na górę.
Godzinę później...
Leżeli obok siebie, on gładził ją po włosach, ona się uśmiechała.
- Oj nie chce mi się wstawać! - westchnęła.
- To nie wstawajmy!
- Musimy, bo jest tyle rzeczy jest do zrobienia. No i trzeba odebrać Freda. - odparła.
- No dobrze! Ale jeszcze parę minut? - prosił.
- W porządku, ale niedługo wstajemy! - zadecydowała i jeszcze bardziej wtuliła się w niego.
- Co robimy z dalszą częścią naszego urlopu? - spytał, kiedy przestali się całować.
- A masz jakieś plany? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Myślałem może, że pojedziemy jeszcze w góry, mówiłaś, że je lubisz?
- Tak lubię, ale właściwie to nie ma kiedy się wybrać. Za dziesięć dni mamy wesele Piotra i Ani, a tydzień później chrzest Dawidka. - przypomniała mu.
- Obiecałam też Jackowi, że przed powrotem do pracy, zjawię się u niego z kontrolnymi badaniami. - dodała.
Ustalili wspólnie, że do ślubu znajomych pozałatwiają pilne sprawy, czyli przewiozą rzeczy ze swoich mieszkań, pochodzą po sklepach za jakimiś meblami, a w góry wybiorą się pomiędzy jedną, a drugą uroczystością.
- Słuchaj, a dużo nam jeszcze tego zostało oprócz mebli do przewiezienia? - zapytała, kiedy już jechali samochodem do miasta.
- Sporo wszystkie książki resztę ubrań i innych rzeczy. W ogóle trzeba to wszystko przejrzeć. Ja mieszkam niby tu dość krótko, ale trochę się tego uzbierało. - odrzekł.
- Oj tak u mnie pewnie też! - stwierdziła.
Pojechali najpierw zrobić zakupy w spożywczym, a potem po kolei, do niego i do niej. Zaczęli pakować wszystko do kartonów, postanowili, że je zabiorą, a w domu zadecydują co z tym zrobić.
Popołudnie upłynęło im bardzo pracowicie.
W końcu wybrali się do rodziców, a, że mieszkali od siebie niedaleko, to poszli na piechotę. Pierwszy przywitał ich Fred, widząc swoich państwa zaczął szczekać radośnie.
- Hej piesku, zabieramy cię do domu! - zawołała Ewa, głaszcząc czworonoga.
- Cześć kochani! Jak się macie, kiedy wróciliście? - spytał tata, wychodząc z kuchni do przedpokoju.
- Cześć, wczoraj późnym wieczorem! - odpowiedzieli.
- Trzeba było zadzwonić, to bym po Was przyjechał!
- Nie chcieliśmy Was budzić.
- Co ja słyszę, chcecie zabrać Fredzika? - zauważył ojciec.
- Tak.
- Myślałem, że jeszcze trochę z nami pomieszka? Przywiązaliśmy się już do niego! - uśmiechnął się pan domu.
- Z kim rozmawiasz? - zaciekawiła się mama, wychylając się z pokoju.
- Z córką i z zięciem! - poinformował mężczyzna.
- To czemu nie wchodzicie! - zawołała uradowana Bożena.
- Witajcie, wchodźcie do pokoju! - uścisnęła ich.na powitanie.
- Cześć mamuś, już wchodzimy! - powiedziała Ewa.
- Macie jakiś gości? - spojrzała na dużą ilość butów.
- Tak jest Ela i Agnieszka z rodzinami. - potwierdził tata.
- To może my nie będziemy przeszkadzać?
- Nie przeszkadzacie! - zapewnili rodzice.
- Chodźcie, posiedzimy, pogadamy, opowiecie nam jak było w podróży poślubnej.
- Cześć! - przywitali się, wchodząc do salonu.
- Cześć! - wszyscy obecni, ucieszyli się na ich widok.
- Co tam u Was? - zapytała z uśmiechem Agnieszka.
- Wszystko dobrze. - odparła Ewa.
- Czego się napijecie? - spytał Janek.
- Herbaty! - poprosili oboje, prawie chórem.
- Proszę, proszę, jaka zgodność, widać, że są dopiero po ślubie! - zauważyła starsza z sióstr.
Mama przyniosła filiżanki i talerzyki dla nich, po czym zaprosiła ich do stołu przy, którym wszyscy siedzieli.
- No jak tam było w Paryżu? - zaciekawiła się Ela.
- Bardzo fajnie! - stwierdzili i zaczęli opowiadać.
Po jakiś czasie panowie udali się do kuchni, a panie zostały same.
- Córciu, a jak ci się podoba prezent od męża? - zainteresowała się mama.
- Dom jest ładny, byłam bardzo zaskoczona, kiedy Janusz mi go pokazał. Nawet nie wiedziałam, że dawni właściciele wystawili go na sprzedaż? - przyznała.
- Jak pamiętasz, to byli tacy starsi państwo, teraz postanowili wyjechać do córki i sprzedać dom. - wyjaśniła Bożena.
- Śpicie już tu? - zaciekawiła się Agnieszka.
- Tak nawet dziś przywieźliśmy już prawie wszystkie rzeczy z naszych starych mieszkań, zostały praktycznie tylko meble.
- Jak to dziś przewieźliście rzeczy, myślałam, że macie teraz coś ciekawszego do roboty...? - zdziwiła się Ela, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
Ewa nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła.
- Ale wszystko jest między Wami w porządku? - zaniepokoiła się matka, widząc jej reakcje.
- W jak najlepszym! - uspokoiła ją najstarsza córka.
- Miło jest zasypiać i budzić się u boku ukochanego! - dodała.
- No pewnie, my też coś o tym wiemy! - przyznały ze śmiechem jej siostry.
- Wybieracie się jeszcze gdzieś? - zapytała Agnieszka.
- Chcemy jeszcze na kilka dni wyjechać w góry, ale dopiero po weselu u Sikorów.
- Ale na chrzcie będzie? - zaniepokoiła się mama Dawidka.
- Tak, tak do tego czasu wrócimy.
- A no właśnie, gdzie są Wasze dzieciaki? - spojrzała na młode kobiety.
- Dawid z Oliwką śpią w pokoju obok, a reszta bawi się na górze. - wytłumaczyła Elżbieta.
- W twoim pokoju! - zaśmiała się Bożena.
- W moim dawnym pokoju mamuś! - poprawiła ją lekarka.
Po pewnym czasie, do pań dołączyli mężowie.
- To jesteśmy umówieni na sobotę! - zwrócił się Robert do Janusza, kończąc rozmowę, którą zaczęli w kuchni.
- Mogę wiedzieć na co się umawiacie? - zaciekawiła się Ewa.
- Na przewiezienie Waszych mebli. - poinformował Marek.
Kiedy to usłyszała trochę się zdziwiła, bo co innego ustalili z ukochanym.
- Chłopaki czy zaglądaliście do naszych milusińskich? - dopytywała się Ela.
- Tak ja niedawno u nich byłem, maluchy śpią smacznie, a starsi chłopcy, urządzają wyścigi. - uspokoił ją szwagier.
- Pogadałyście sobie dziewczynki? - spytał Janek.
- O tak! - zaśmiały się.
Gdy wracali do domu, Ewa nie odzywała się do męża.
- Czy ty jesteś, na mnie zła? - zapytał Janusz, kładąc Fredowi posłanie w holu.
- Tak jestem! - powiedziała.
- Mogę wiedzieć o co? - zdziwił się.
- Inaczej się umawialiśmy w sprawie naszej przeprowadzki. Mieliśmy wynająć samochód, a potem sami to wszystko poustawiać! - odrzekła.
- Ja ich nie prosiłem o pomoc, sami się zaoferowali. - tłumaczył.
- Wygląda na to tak jakbyś traktował mnie jakbym była bardzo chora, a ja nie jestem! - złościła się.
- Obiecaliśmy sobie, że w czasie urlopu będziemy dużo odpoczywać, a ty wcale nie odpoczywasz. - zauważył.
- Słuchaj ja nie wyszłam za ciebie po to żebyś był moim lekarzem i się nade mną litował! - odparła poirytowana.
- Lekarzem twoim nie będę, bo jestem chirurgiem i się nad tobą nie lituje, tylko się o ciebie martwię! - starał się mówić spokojnie, ale w jego głosie, dało się wyczuć zdenerwowanie.
- Zapewniam cię kochana, mimo, że chłopaki nam pomogą z tymi meblami, to i tak będziesz miała co robić. - przekonywał.
- Ewuś napijemy się jeszcze herbaty? - próbował zmienić temat.
- Ty jak chcesz, to sobie zrób, ja dziękuje! - odpowiedziała chłodnym tonem.
- W tak razie ja też nie będę pił.
- No nie wściekaj się już. - podszedł do niej, przytulił ją do siebie i zaczęli się całować.
W piątek Ewa zszedłszy na dół, otworzyła szeroko drzwi prowadzące z salonu do ogrodu. Zapowiadał się piękny, upalny dzień.
- Byłoby super, zjeść śniadanie tutaj! - marzyła głośno, wychodząc na zewnątrz.
- Masz racie. - przyznał Janusz, podążając za nią.
- Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy w wolnym czasie jadali posiłki na powietrzu. Musimy tylko kupić, jakieś krzesełka, stół, no i może huśtawkę taką do siedzenia. Moglibyśmy siadywać na niej wieczorami i patrzeć w gwiazdy! - uśmiechnął się i objął ją ramieniem.
- Już widzę ten nasz czas wolny, kiedy wrócimy do pracy wcale go nie będziemy mieć! - wątpiła.
- To może popołudniu wybralibyśmy się na zakupy, żeby się za nimi rozejrzeć? - zaproponowała.
- Dobrze.
Będąc w mieście, kiedy załatwili już większość spraw, które sobie zaplanowali, Ewa poprosiła:
- Januszku poczekaj tu na mnie parę minut, muszę jeszcze wejść do jednego sklepu.
Minęło chyba z pół godziny, nie mogąc się na nią doczekać, postanowił jej poszukać. Doszedł do końca ulicy, przez jedną z witryn zauważył, jak jego małżonka oddaje sprzedawczyni, jakieś wieszaki z ubraniami i kieruje się do wyjścia.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać! - powiedziała widząc go.
- Nic się nie stało.
- Chciałaś sobie coś kupić? - zainteresował się.
- Tak szukałam czegoś odpowiedniego i niedrogiego, na czekające nas uroczystości i nawet znalazłam, ale zabrakło mi pieniędzy, a nie wzięłam z domu swojej karty.
- Wrócę tu jutro! - zadecydowała.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Bo wiem, że mężczyźni, na ogół, nie lubią chodzić po sklepach z ciuchami. - tłumaczyła.
- Ja taki nie jestem, ze mną możesz chodzić! - zaśmiał się.
- No faktycznie, ty masz dobry gust. Dostałam przecież od ciebie w prezencie bardzo ładny płaszcz. - przypomniała sobie.
- Ewciu masz tu kluczyki i idź do samochodu, ja zaraz przyjdę! - zatrzymał się nagle na chodniku, jakby sobie coś przypomniał.
Wsiadła do auta, ale nie czekała zbyt długo, wrócił dosyć szybko, niosąc dwie torby.
- Proszę! - wręczył je jej.
- Co to jest? - zapytała.
- Zobacz!
Zajrzała, w środku były rzeczy, które oglądała.
- Dziękuje. - cmoknęła go w policzek.
- Jaka ja jestem zmęczona! - narzekała Ewa, następnego dnia wieczorem.
- A nie mówiłem. Mało się nie pokłóciliśmy, bo martwiłaś się, że nie będziesz miała co robić, jeśli będziemy we czterech z tatą i z chłopakami.
- Przyznaje nie miałam racji.
- Muszę chwile poleżeć, bo mięśni odmawiają mi posłuszeństwa. - rozciągnęła się na łóżku w sypialni.
- To może weźmiesz prysznic i zrobię ci masaż, a potem...? - Janusz przysiadł koło niej i nachylił się nad nią, patrząc na nią zalotnie.
- Byłoby cudownie, ale ty też jesteś zmęczony! - szepnęła mu do ucha.
- Trochę jestem, lecz zrobię to z przyjemnością! - zapewnił.
- No zmykaj do łazienki, a ja idę po olejek i będę tu na ciebie czekał!


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...