poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 25

Rozdział dwudziesty piąty

Ślub




Ewa po kłótni z Januszem nie mogła się pozbierać.
Tego dnia kiedy powiedział jej, że Zuza próbowała go podrywać, wybiegła z jego mieszkania bardzo zdenerwowana, nie wiedziała co się z nią dzieje. Chyba zemdlała, bo gdy się ocknęła stało nad nią dużo ludzi.
- Dobrze się Pani czuje, może wezwać pogotowie? - pytała jakaś kobieta.
- Nie dziękuje, nie trzeba!
Ktoś pomógł jej się podnieś, a gdy tylko mogła iść, poszła w kierunku swojego bloku. W pierwszej chwili, kiedy tam doszła, chciała wsiąść do samochodu i jechać do rodziców, ale zrezygnowała z tego, uznała, że nie będzie ich martwić. Ostatkiem sił weszła na górę do swojego mieszkania i znowu się rozpłakała.
Cały wieczór dzwoniła jej komórka, to był Janusz, ale nie chciała z nim rozmawiać.
Następnego dnia rano, nie była w stanie pójść do pracy i poprosiła Wojtka o wolny dzień, nie mogła jednak tego przedłużać w nieskończoność i po dwóch dniach pojawiła się na dyżurze.
Przed szpitalem czekał na nią narzeczony:
- Ewuniu porozmawiajmy! - prosił.
- Nie wiem czy mamy o czym rozmawiać? - spojrzała na niego.
- Proszę daj mi się wytłumaczyć! - prawie błagał.
- Nie wiem czy jest co tłumaczyć, bo ja Was widziałam, ale dobrze spotkajmy się!
- Gdzie i kiedy? - spytała.
- To może dziś popołudniu, u mnie? - zaproponował.
- Dobrze! - zgodziła się.
Ponieważ była bez samochodu, umówili się, że po pracy, on ją zabierze i razem pojadą do niego.
W ciągu dnia nie mogła znaleźć sobie miejsca, była bardzo niespokojna, zauważyła to Dorota:
- Czy coś się stało, za dwa tygodnie wychodzisz za mąż, a jesteś taka smutna? - zainteresowała się.
- Słuchaj nie wiem czy w ogóle dojdzie do tego ślubu! - przyznała rozżalona Ewa.
- Ojej dlaczego? - zaniepokoiła się przyjaciółka.
- Mamy pewne kłopoty.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytała znajoma.
- Wolałabym nie, zresztą zaraz operuje. - wymigała się lekarka.
- Ok rozumiem, ale będę trzymać kciuki, żeby Wam się wszystko poukładało! - zapewniła koleżanka.
Operowała razem z narzeczonym, ale w czasie zabiegu, mówili tylko do siebie, gdy wspólnie coś wykonywali, kiedy wyszli z sali zapytał:
- Może dałabyś się zaprosić na kawę, to teraz byśmy pogadali?
- Nie chce załatwiać naszych prywatnych spraw tutaj. - odparła.
- W takim razie do zobaczenia! - uśmiechnął się do niej i chciał ją pocałować w policzek, ale ona odwróciła głowę.
Kilka godzin później...
Siedziała w jego samochodzie, ale w drodze do domu też milczeli. Weszli do jego mieszkania, najpierw zrobił kawę potem zamknął psa w drugim pokoju, żeby im nie przeszkadzał i wreszcie usiedli w salonie.
Widząc, że ona wciąż milczy, odezwał się pierwszy:
- Kochanie uwierz mi, że między Zuzanną, a mną do niczego nie doszło!
- Jak mam Ci uwierzyć, skoro widziałam, jak ją pocieszałeś, przytulałeś i całowaliście się! - powiedziała stanowczym tonem.
- Pocieszać ją pocieszałem, przyznaję, bo jak wiesz miała chorą matkę.Na początku rzeczywiście się martwiła, ale po jakimś czasie zaczęła wykorzystywać tą sytuację, żeby się do mnie zbliżyć. Kiedy zorientowałem się do czego dąży, oświadczyłem jej kategorycznie, że nic z tego nie będzie, bo ja kocham tylko ciebie. - tłumaczył się.
- Trudno mi w to uwierzyć, po tym co widziałam! - odrzekła.
- Ewuś czy gdyby do czegoś między nami doszło, wyjechała by tak nagle, w dodatku, bardzo zła? - nie podawał się.
Nic nie odpowiedziała tylko zastanawiała się nad tym co usłyszała. Może mówił prawdę, ta kobieta musiała być przez niego odtrącana, bo inaczej by nie wyjechała.
Przekonywał ją tak długo, aż w końcu Ewa postanowiła mu zaufać.
- To co nie dasz mi kosza? - kiedy sobie wszystko wyjaśnili, uśmiechnął się, usiadł obok niej i zaczęli się całować.
- Nie, nie dam Ci kosza, bo za bardzo Cię kocham! - powiedziała z radością w głosie, gdy na moment odsunęli się od siebie.
- Ja Ciebie też! - wyszeptał czule.
- Zmizerniałaś. - stwierdził, przyglądając się jej.
- Byłaś u lekarza?
- Tak byłam, ale sam przyznasz, że przysporzyłeś mi ostatnio sporo zmartwień. Po tym jak się zdenerwowałam, chyba znowu zemdlałam. - przyznała się.
- Ojej to niedobrze, trzeba coś z tym zrobić! - przeraził się.
- Nic nie trzeba robić, potrzeby mi jest po prostu porządny odpoczynek. Myślę, że po weselu oboje sobie odpoczniemy. - odrzekła i jeszcze mocniej przytuliła się do niego.
- Obiecuje, że zrobimy sobie cały miesiąc urlopu, rozmawiałem już o tym z szefem. - powiedział Janusz.
- To super! - ucieszyła się.
- Może coś zjemy? - zaproponował. - Mam kopytka i gulasz, do tego zrobię jakąś surówkę. - dodał wstając z kanapy.
- Chętnie ostatnio prawie nic nie jadłam z tych nerwów.
- Przepraszam, że przysporzyłem Ci tyle zmartwień. - powiedział i udał się w stronę kuchni, a ona ruszyła za nim.
- Pomogę Ci? - zaoferowała.
- Nie, nie trzeba, poradzę sobie, Ty usiądź i odpocznij.
- Teraz, kiedy sobie wszystko wyjaśniliśmy nie muszę odpoczywać, jestem pełna energii! - zawołała radośnie i pocałowała go w policzek.
- To co mam robić? - spytała.
- Oj wypuść wreszcie Freda, bo on tak siedzi samiuteńki! - nagle przypomniała sobie, że przez cały czas nie ma z nimi jego psa.
- To Ty się tym zajmij, a ja przygotuje kolacje.
- Gdybyś mogła wyjść z nim na dwór, bo nie był od rana? - poprosił.
- Pewnie, że mogę, biedne psisko!
Godzinę później siedzieli w kuchni i jedli spóźniony obiad.
- Ewuś nie wiesz co z Izą?
- Wiktor mi mówił, że Iza w poniedziałek ma mieć zdjęty gips, zresztą rozmawiałam też z nią osobiście i to potwierdziła. Pewnie po tym wszystkim będzie trochę obolała, ale zapewniała mnie, że da radę być moją światową. - odpowiedziała.
- Aha, to fajnie! - uśmiechnął się.
- A ja załatwiłem, te rzeczy o których Ci już kiedyś wspominałem, no wiesz potwierdziłem fotografa, samochód. - poinformował ją narzeczony.
- Załatwiałeś to wszystko mimo, że nie wiadomo było co z nami będzie? - zdziwiła się.
- Miałem nadzieje, że wybaczysz!
- Trzeba tylko jeszcze spotkać się z kucharką i z kelnerkami. - przypomniał.
- Wiem pamiętam, musimy w ogóle do nich jechać i wszystko ustalić, ale to zrobimy już wspólnie z moją mamą, bo już do mnie telefonowała w tej sprawie.
- To znaczy, że nasi rodzice, nadal chcą nam pomóc przy organizacji wesela? - upewniał się.
- Tak niestety upierają się. - przytaknęła.
- Trochę im się nie dziwie, moi już dawno to deklarowali, a twoi wydają już ostatnią córkę, do tego czekali na ten ślub tak długo! - śmiał się.
- Może masz rację, ale naprawdę nie muszą tego robić. - upierała się.
- Ale chcą, a my im na to pozwólmy! - przekonywał.
Następne dwa tygodnie upłynęły na intensywnych przygotowaniach. Ewa postanowiła, że ostatnią noc przed ślubem spędzi u rodziców. Obudziła się rano w swoim dawnym pokoju, myślała, że nie będzie mogła spać, ale spała bardzo dobrze. Była z tego zadowolona, bo przed nią było tak dużo przeżyć. Wstała z łóżka i podeszła do okna, zapowiadał się bardzo pogody dzień. Zaczęła wspominać wydarzenia ostatnich dni. Było dużo bieganiny, ale wszystko wydawało się być. "Dopięte na ostatni guzik" Przypomniała sobie, jak w minioną sobotę koleżanki z pracy, wspólnie z Elą zrobiły jej niespodziankę i urządziły wieczór panieński, było na nim bardzo wesoło. Okazało się, że Janusz również miał swój wieczór kawalerski. Nie mogła uwierzyć, że za kilka godzin, zostanie mężatką.
Cieszyła się bardzo, że dwa dni temu, przyleciała do Polski, Agnieszka z rodziną.
Usłyszała pukanie do drzwi, do pokoju zajrzała mama:
- Cześć córciu, śpisz jeszcze? - spytała.
- Cześć nie już nie śpię, mamusiu!
- To może zejdziesz do nas na śniadanie? - zaproponowała Bożena.
- Chyba nic nie przełknę!
- Musisz coś zjeść, zejdź na dół! - poprosiła matka.
- Dobrze zaraz zajdę tylko się ubiorę! - obiecała Ewa.
Po kilku minutach zeszła na dół.
- Cześć siostra! Jak się spało? - przywitała ją Agnieszka.
- Cześć bardzo dobrze! - odpowiedziała z uśmiechem i weszła do kuchni, gdzie wszyscy siedzieli przy stole i jedli.
- Ewuniu na co masz ochotę? - spytała mama.
- Sama nie wiem, zrób mi coś lekkiego! - poprosiła i podeszła do szwagra, który trzymał na kolanach córkę.
- Jak Wam ta Oliwka rośnie! - zachwycała się biorąc ją na ręce.
- Ona ma już rok i osiem miesięcy - zauważyła młodsza siostra.
- Pewnie wkrótce będziecie mieli swoje dziecko. - dodała.
- To się okaże, nie wiem czy nie jestem za stara.
- Co ty mówisz, jaka stara? - zdziwił się ojciec.
- Oj tatusiu, ja mam prawie 34 lata, a w tym wieku, już trudniej zajść w ciąże!
- Słuchaj Ewa, a ile lat ma Janusz, mogę wiedzieć? - zaciekawiła się Agnieszka.
- Jest ode mnie o trzy lata młodszy. Przyszła panna młoda, była umówiona z Izą na 10:00, że pojadą razem do fryzjera, a potem wrócą i świadkowa pomoże jej się ubrać w suknie ślubną. Kiedy wychodziła z domu zadzwoniła jej komórka:
- Cześć kochanie! Jak się masz? - usłyszała głos Janusza.
- Cześć bardzo dobrze, właśnie jedziemy do fryzjera!
- A co u Ciebie?
- Mam już całą rodzinkę w komplecie, jest bardzo wesoło! - śmiał się.
- U mnie też.
- Słuchaj Ewuniu, to nie przeszkadzam, przyjedziemy o 15:30! - zapowiedział.
- Dobrze w takim razie do zobaczenia! - pożegnała się.
O umówionej godzinie pojawił się jej narzeczony, wspólnie z Jackiem i ze swoimi bliskimi.
- Kochanie wyglądasz ślicznie! - zachwycał się pan młody, gdy ją zobaczył.
- Potwierdzam! - uśmiechnął się jego świadek.
- Dziękuje.
- Jak się Pani czuje? - zapytał lekarz.
- Bardzo dobrze!
- Panie Jacku proszę mi mówić po imieniu. - poprosiła.
- Dobrze będzie mi bardzo miło!
Podeszła do niej Ula:
- Wszystko w porządku? - spytała.
- W jak najlepszym! - zapewniła ją przyszła bratowa.
Po jakimś czasie wszyscy udali się do kościoła, gdzie odbył się ślub, a potem na wesele.
- Jak tam zdrowie? - zagadnęła Sylwia, przysiadując się do panny młodej, która w wolnej chwili odpoczywała i jadła jakieś przekąski.
- A dzięki, już dobrze, chociaż byłam kilka tygodni temu w szpitalu!
- To nie dobrze! - zmartwiła się lekarka.
- No nie dobrze, ale Jacek twierdzi, że sytuacja jest opanowana i wyniki mam niezłe. Miałam ostatnio trochę nerwów, wiesz sama jak to jest, bo to przeżywaliście z Krzyśkiem. Myślę, że teraz sobie odpoczniemy z Januszkiem, wreszcie mamy urlop. - tłumaczyła żonie kolegi.
- Fajna zabawa! - pochwaliła znajoma, patrząc na salę.
- Dzięki.
- A jak Ty się czujesz, jak tam maleństwo? - zainteresowała się koleżanka ze studiów.
- Całkiem znośnie, ale jestem cały czas na zwolnieniu, bo Krzyś się boi, żeby nie było komplikacji!
Słysząc jak ta kobieta wyraża się o jej byłym narzeczonym, Ewa trochę posmutniała. Ona jednak nie działała na nią dobrze i odetchnęła z ulgą gdy już wyszli.
- Zmęczona? - zapytał Janusz około drugiej w nocy, tańcząc z nią kolejny taniec.
- Troszeczkę, ale za to bardzo szczęśliwa i mam nadzieję, że tak już będzie zawsze! - jeszcze mocniej przytuliła się do niego.
- Postaram się, żeby tak było! - obiecał.
W niedziele odbyły się poprawiny, a wieczorem Ewa wspólnie z mężem i rodzicami przyjechała do swojego domu rodzinnego. Siedzieli wieczorem w kuchni i pili herbatę.
- Janusz gdzie są twoi rodzice i reszta rodziny? - zainteresowała się Bożena.
- Wszyscy są ulokowani w bezpiecznym miejscu! - uśmiechnął się trochę tajemniczo zięć.
- Jak się czujecie jako małżeństwo? - zaciekawiła się mama.
- Sama nie wiem mamuś, przyznam, że na razie trochę dziwnie! - odparła spoglądając na męża, który nadal się uśmiechał.
- Właśnie mamuniu, chcieliśmy Wam za wszystko podziękować! - powiedziała córka.
- Kochani nie ma za co dziękować! Mamy nadzieję, że jesteście zadowoleni? - spytał tata.
- Pewnie, że tak! - radośnie zawołali młodzi.
- Dziewczyny przepraszamy Was na chwile! - obaj panowie wyszli do pokoju, mrugając do siebie porozumiewawczo.
- Ewuś, czemu Krzysztof z Sylwią wyszli tak wcześniej? - zaciekawiła się matka, kiedy były same.
- A nie wiem, Krzysiek niby tłumaczył się, jak się żegnali, że Sylwia nie najlepiej się czuje.
- Widziałam, że tańczyłaś z nim na weselu. - zauważyła starsza kobieta.
- Tak, bo mnie poprosił, ale to nie był dobry pomysł. - stwierdziła trochę smutno Ewa.
- Czemu czyżby Janusz był zazdrosny?
- Nie, nie, przynajmniej tego nie okazywał, ale gdy byłam blisko Krzyśka, wszystko mi się przypomniało. - odparła córka.
- Ja boje się, że on zawsze będzie gdzieś pomiędzy nami. W ogóle mam obawy czy spodobam się mojemu mężowi! - żaliła się.
- Córeńko czy Wy jeszcze nigdy... no wiesz? - zapytała mama.
- Tak mamo, my jeszcze nigdy. - przytaknęła
- Nie bój się kochana, będę trzymać kciuki. - pocieszała ją mamusia.
Po jakiś wrócili do nich mężczyźni:
- To co moja droga, chyba będziemy się zbierać? - zaproponował Janusz.
- Jak chcesz. - zgodziła się.
Żegnając się z rodzicami, Ewie zakręciła się łezka w oku.
- Czemu płaczesz, powinnaś być teraz szczęśliwa? - dziwił się ojciec.
- Bo jestem tylko się wzruszyłam. - usprawiedliwiała się.
- Oj, bo pomyślę, że już żałujesz, że za mnie wyszłaś! - żartował ukochany.
Wyszli z domu, wsiedli do samochodu i ruszyli.
- Dokąd jedziemy, do którego mieszkania? - spytała, bo spostrzegła, że skręcili nie w tą stronę co zwykle.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...