poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 24

Rozdział dwudziesty czwarty

Zuzanna




Czy znowu mi się nie uda? myślała Ewa widząc kilkakrotnie swojego narzeczonego w towarzystwie Zuzanny. Wprawdzie tłumaczył, że ona przyjechała do Warszawy na kilka dni w jakiś ważnych sprawach, ale lekarka czuła się zaniepokojona, pamiętała przecież, że Krzysztof też wyjeżdżając do Stanów obiecywał jej, że to tylko na jakiś czas, że wróci, a wiadomo jak się to skończyło. Na domiar złego na trzy tygodnie przed ślubem dowiedziała się, że Iza, która miała być jej świadkową złamała sobie rękę.
- Co my teraz zrobimy? - zapytała prawie z płaczem Janusza, kiedy któregoś dnia siedzieli u niego w mieszkaniu.
- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradzimy, poprosimy kogoś innego. - uśmiechał się uspokajająco.
- Ciekawe kogo, może twoją przyjaciółkę! - powiedziała ze złością, widząc jego wesołą minę.
- Nie lubisz jej? - zauważył.
- Za co miałbym ją lubić? - odpowiedziała pytaniem, na pytanie.
- Za to, że próbuje mi ciebie odebrać! - zawołała.
- O czym Ty mówisz? - spytał trochę zdziwiony.
- Jak to o czym ja mówię, za kilka tygodni mamy ślub, a Ty spędzasz mnóstwo czasu z tą Zuzanną! - krzyczała.
- Kochanie, Ty jesteś o mnie zazdrosna! - śmiał się.
- Ja nie jestem zazdrosna, ja po prostu nie chcę być znowu oszukana!
- Ja Cie nie oszukam. - zapewnił i próbował ją do siebie przygarnąć.
- Zastaw mnie, muszę wyjść, żeby się uspokoić. - broniła się przed tym uściskiem.
Wyszła do łazienki, po jakimś czasie wróciła, już spokojna.
- No chodź przytul się. - przytulił ją mocno i zaczęli się całować.
- Napijesz się jeszcze herbaty? - zaproponował, kiedy przestali.
- Zrób mi małą kawę. - poprosiła.
- Już się robi!
- Kiedy idziesz do lekarza na kontrole? - spytał stawiając czajnik na gazie.
- W przyszłym tygodniu. - odparła.
Minęło kilka dni...
Niby Ewa się trochę uspokoiła, ale tylko do momentu kiedy nie zobaczyła swojego przyszłego męża razem z przyjaciółką. Szli korytarzem o czymś rozmawiając i nawet jej nie zauważyli, on chyba ją pocieszał.
Lekarka była w dużym szoku z oczu płynęły jej łzy. Nie wiedziała jak dotarła do gabinetu lekarskiego, kiedy tam weszła, zastała w nim Wiktora:
- O cześć! Czy coś się stało? - zapytał gdy ją zobaczył.
- Cześć, nie nic. - odpowiedziała.
- Nie chce się wtrącać, ale skoro nic, to czemu płaczesz? - nie dawał za wygraną.
- Nie mam z czego się cieszyć, osoba która miała być moją świadkową ma właśnie rękę w gipsie, a przed chwilą spotkałam mojego chłopaka z inną kobietą! - rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Wytrzyj nos i uspokój się. - podszedł do niej, wyjął z kieszeni chusteczki i podał jej.
- Napijesz się kawy? - zaproponował, podszedł do szafki i zabrał się za robienie czegoś do picia.
- Napiłam się chyba czegoś mocniejszego! - przyznała smutno.
- Jesteśmy w pracy i nie możemy! - zaśmiał się.
- To zrób mi kawę tylko mocną. - poprosiła.
- A wracając do tego co mi powiedziałaś, to wiem o Izie, bo sam jej zakładałem gips, ale na pocieszenie powiem Ci, że do waszego ślubu już się go pozbędzie. - odrzekł kontynuując poprzedni wątek rozmowy.
- Nie wiem czy w ogóle do niego dojdzie, widzisz co się dzieje, koło Janusza kręci się ciągle ta... - nie dokończyła, ale kolega domyślił się o czym myślała i zaczął się śmiać.
- No co? - trochę się na niego zezłościła.
- Nie nic.
- Zawsze możesz wrócić do mnie tylko jedno Twoje słowo, a znowu możemy być razem. - powiedział poważnie przyjaciel, nachylił się nad nią i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Wiktor no co ty...? - nie wiedziała, jak się zachować.
- Nic, nic głupstwa gadam. - opanował się.
- Może nie powonieniem Ci tego mówić, ale ta Zuzanna ma tu u nas w szpitalu ciężko chorą matkę. - poinformował znajomy.
- Tylko dlaczego ona jest tu, co to w Krakowie nie ma szpitali? - zdziwiła się.
- Tak są, ale kobieta miała wypadek w Warszawie i jest w za ciężkim stanie żeby ją przewieść do Krakowa. Sam robiłem jej operacje ręki, a ma jeszcze inne obrażenia i wiele potłuczeń. - powiedział.
- Ale jakby co to nie wiesz tego ode mnie.
- Ok nie wydam Cię, znam zasady. - zapewniła.
- Wyjdzie z tego? - zapytała.
- Powinna bo zagrożenie już minęło. - odrzekł.
- Mimo to mój narzeczony wcale nie musi jej córki tak pocieszać i przytulać tak bardzo, że aż mnie nie zauważają. Kto inny powinien to robić, przecież obie mają mężów! - oburzyła się lekarka.
- Wydaję mi się, że ta starsza pani nie ma męża. - oznajmił.
- Nie złość się już tak. - poprosił widząc jej wzburzenie.
- Przepraszam, ale jestem zdenerwowana, boję się, że znowu mi się nie uda i mi go ktoś odbierze! - znowu zaczęła szlochać.
- No już przestań płakać, wydaję mi, że ta kobieta w żaden sposób ci nie zagraża. - pocieszał kolega.
- Nigdy nic nie wiadomo, do ślubu zaledwie kilka tygodni, a on spędza z nią więcej czasu niż ze mną. - stwierdziła.
- Na poprawę humoru zapraszam Cię po pracy do siebie, posiedzimy, pogadamy, powspominamy stare czasy. - zaproponował.
- No nie wiem czy powinnam, po tym co mi wyznałeś. - wahała się.
- Zapewniam Cię, że nic Ci z mojej strony nie grozi. Przyznaje, że gdybyś była wolna, zawalczyłbym o Ciebie jeszcze raz, ale skoro wychodzisz za mąż to, to jest tylko takie przyjacielskie zaproszenie. - uśmiechnął się.
- Nie wiem czy dojdzie do tego ślubu. - westchnęła smutno Ewa.
- Dojdzie, dojdzie na pewno!
Rozmowę przerwała i pielęgniarka, wbiegając do gabinetu:
- Przepraszam panie doktorze, z tą panią Wilk coś się dzieje! - zawołała.
- Dobrze już idę.
- Muszę lecieć, pacjentka o której ona mówiła, to właśnie matka tej Zuzanny! - poinformował ją i pośpiesznie wyszedł.
Przed końcem pracy Ewa zadzwoniła do niego z pytaniem czy ich spotkanie jest nadal aktualne. Gdy on potwierdził, że tak, umówili się, że ona pojedzie do domu, żeby się przebrać, a potem do niego przyjedzie. Będąc u siebie odświeżyła się, przebrała w sukienkę, którą kupiła niedawno i pojechała na spotkanie z Wiktorem.
- Cześć! - przywitał się, otwierając jej drzwi.
- Cześć.
Weszła do środka, w mieszkaniu coś smakowicie pachniało.
- Ślicznie wyglądasz! - zauważył.
- Dziękuje! - uśmiechnęła się.
- Wejdź do pokoju i rozgość się, a ja zaraz przyjdę! - zaprosił.
Weszła do salonu, gdzie czekał już pięknie nakryty stół. Po jakim czasie przyszedł Wiktor, niosąc półmisek z gorącym spaghetti.
- Rozmawiając zjemy sobie coś! - powiedział stawiając potrawę na stole.
- Nakładaj już sobie, a ja zrobię coś do picia. Czego się napijesz?
- Poproszę herbatę, ale ja tu przyszłam tylko pogadać, a ty mnie przyjmujesz tak elegancką kolacją. narobiłam Ci kłopotu. tym swoim przyjściem. - zawstydziła się.
- To dla mnie żaden kłopot, bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś, a kolacja nie jest elegancka, przecież to tylko zwykły makaron z sosem! - zaśmiał się.
- Wcale nie taki zwykły, pachnie wyśmienicie! - pochwaliła.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować! - ucieszył się, słysząc pochwałę.
- Wiesz jak lubię kluski pod każdą postacią! - odparła, kierując się do łazienki, żeby umyć ręce.
- Wiem, pamiętam to jeszcze z czasów, kiedy byliśmy razem! - powiedział tak głośno, żeby usłyszała aż w toalecie.
- Siadaj i częstuj się! - zachęcił, kiedy oboje byli już w pokoju.
- Bardzo chętnie.
- Jak zwykle pyszny ten makaron! - pochwaliła jedząc.
- Cieszę się, że ci smakuje! - uśmiechnął się.
- Ty zawsze dobrze gotowałeś. - przyznała.
- Miło, że tak uważasz.
- Na przykład ten sos jest świetny, ja próbowałam robić tak samo jak ty, ale nie wyszedł mi taki dobry, jak twój. - stwierdziła.
- No i jak się masz, przeszła Ci już trochę ta złość na Twojego chłopaka? - zmienił temat.
- Czy ja wiem, wydaje mi się, że ta kobieta za bardzo się koło niego kręci, obawiam, że to może źle wróżyć naszemu związkowi.
- Mówiłem Ci już nic się nie stanie, on Cię przecież kocha! - starał się ją uspokoić, ale jednocześnie nie chciał jej mówić, że dziś widział Janusza w towarzystwie Zuzanny, byli razem przy łóżku jej chorej matki.
- Mam nadzieje! - westchnęła.
- Słuchaj, a co się działo, z tą panią Wilk? - spytała.
- Pojawiły się pewne komplikacje, ale przepraszam, nie chce o tym mówić, sama rozumiesz, to moja pacjentka. - próbował wymigać się od odpowiedzi, bo bał się, że niechcący się wygada.
- Rozumiem.
- A jak tam Twoja narzeczona? - zainteresowała się.
- To nie jest moja narzeczona tylko przyjaciółka. - tłumaczył.
- Już się nie tłumacz, ja w nic nie wnikam! - nadal się śmiała.
- Ślicznie wyglądasz, jak się śmiejesz. - spojrzał na nią tak samo jak rano.
- Oj Wiktor, Wiktor! - udawała, że tego nie zauważyła.
- Lepiej opowiedz mi co się z Tobą działo, jak się rozstaliśmy. - poprosiła.
Siedzieli dość długo i rozmawiali, opowiadał jej o swoich zagranicznych podróżach, a ona słuchała tego z zaciekawieniem.
- Ale nie jeździłeś zagranice tylko turystycznie prawda? - przypomniała sobie, jak kiedyś o tym mówił.
- Tak pracowałem w Szwedzkiej klinice, nabyłem nawet niezłego doświadczenia, tam są zupełnie inne warunki. - stwierdził.
- Domyślam się! - odrzekła wyobrażając, to sobie. Sama marzyła o takiej pracy.
- To dlaczego wróciłeś do Polski? - zdziwiła się.
- Słuchaj Ewa, ja nie za bardzo chciałem tam zostać, to nie dla mnie. - przyznał z lekkim uśmiechem na twarzy.
Czemu ja nie związałam z nim mojej przyszłości? - pomyślała, a na głos powiedziała:
- Ale pobyt tam, na pewno Ci dużo dał, sporo się nauczyłeś. Słyszałam, jak bardzo trafnie stawiasz diagnozy, a Twoją wprawę daje się zauważyć przy stole operacyjnym, miałam okazję się o tym przekonać!
- Dzięki, ale do tego, żeby być dobrym ortopedą nie koniecznie potrzeba praktyki zagranicą. - odparł.
- Fakt, ale się przydaje.
- A ty nigdy nie chciałaś nigdzie wyjechać, żeby się jeszcze podszkolić? - zapytał.
- Nie, nie chciałam i jak wiesz dlatego rozpadł się mój związek z Krzysztofem. - posmutniała.
- Ja myślę, że nie dlatego, po prostu ta Sylwia wykorzystała sytuacje, a on gdyby cie kochał tak jak ty jego, to by wrócił. Przecież ja widziałem jak ty cierpiałaś, tak naprawdę myślałaś tylko o nim, żałuje, że wtedy bardziej o ciebie nie walczyłem. - powiedział kolega.
- Może masz racje, że oni oboje są winni, ale już nie ma co do tego wracać, teraz mam inne zmartwienie. - z jej oczu znowu popłynęły łzy.
- Nie płacz, ta kobieta wkrótce wyjedzie i odczepi się od twojego narzeczonego. - pocieszał.
- Wiktor czy wtedy kiedy byliśmy razem {Ty i ja}, zgodziłabym się... no wiesz na co, czy to by coś zmieniło miedzy nami?
- Na pewno wiele, ale z drugiej strony szanuje cię za to, że nie zrobiłaś tego wbrew sobie. - przyznał szczerze.
- Ojej już późno, będę się zbierać, dzięki za pyszną kolacje! - spojrzała na zegarek.
- To mnie jest bardzo miło, że przyjęłaś moje zaproszenie. - uśmiechnął się.
- A może ja cię odwiozę? - zaproponował.
- Nie dziękuje, przyjechałam swoim samochodem.
- W takim razie do zobaczenia w pracy. - pożegnał się, kiedy wychodziła.
- Do zobaczenia.
Następnego dnia rano Janusz podjechał pod jej blok i zaproponował, że jeśli chce, to mogą razem pojechać do szpitala. Ucieszyła się i zaprosiła go na górę, ale powiedział, że poczeka na nią na dole. Kiedy zeszła czekał przy samochodzie, podeszła do niego i pocałowali się czule, mimo to czuła, że jest albo zmęczony, albo czymś zdenerwowany.
- Czy coś się stało? - spytała, kiedy ruszyli.
- Nie nic się nie stało.
Jakiś czas jechali w milczeniu tylko z radia dolatywała delikatna muzyka.
- Miałaś wczoraj wieczorem dyżur, byłem u ciebie, ale cie nie zastałem? - spojrzał na nią ukradkiem.
- Nie, nie miałam, byłam na spotkaniu. - wyjaśniła.
- Mogłeś zadzwonić, wróciłabym wcześniej. - dodała.
- Rzeczywiście powinienem, nie pomyślałem o tym. - przyznał trochę obojętnie.
Jakie zmartwienie może mieć mój narzeczony? Zastanawiała się, cały dzień, widząc jego smutną minę, w końcu postanowiła zatelefonować do Uli. Na początku rozmawiały o przygotowaniach do ślubu i innych rzeczach potem Ewa zapytała:
- Ula czy ty znasz Zuzannę, koleżankę twojego brata?
W słuchawce po drugiej stronie zapadła cisza.
- Jesteś tam?
- Jestem, tak znam, czemu pytasz? - zaniepokoiła się jej rozmówczyni.
- Bo za dwa i pół tygodnia nasz ślub, a ona jest teraz w Warszawie i cały czas kręci się koło Janusza. - odpowiedziała.
- Nigdy jej nie lubiłam, to dziwna kobieta, zawsze polowała na niego, uspokoiła się dopiero wtedy, jak zamierzał się ożenić z Darią. Ewa uważaj na nią! - ostrzegała trochę wzburzona.
- Najlepiej pogadaj o niej poważnie z moim braciszkiem, zażądaj żeby przestał się z nią spotykać! - radziła przyszła szwagierka.
- Ona ma męża? - spytała pani doktor.
- Tak ma tylko chyba jej rodzice się rozwiedli.
- Dzięki Uleńko, pozdrawiam pa.
- Trzymaj się pa
- W razie czego daj mi znać gdyby coś się działo. - poprosiła siostra Janusza.
- Dobrze.
Dwa dni później Ewa została poproszona o konsultacje na oddziale ortopedii. Chodziło o pacjentkę po operacji nogi, skarżyła się na mocny ból brzucha. Kiedy lekarka się tam pojawiła panowało wszędzie straszne zamieszanie. Wyjaśniła pielęgniarce o co jej chodzi, a ta wskazała jej salę gdzie leżała chora. Ewa zbadała ją, a potem udała się do pokoju lekarskiego.
- Dzień dobry
- O cześć, dobrze, że jesteś! - Wiktor ucieszył się, gdy ją zobaczył.
- No i co badałaś tą panią, co jej jest?
- Chyba zabieram ją do nas, to jest ostry atak wyrostka robaczkowego. - powiedziała.
- To nie dobrze, że musi być znowu operowana! - zmartwił się kolega.
- Co tu się dzieje, wszyscy tacy nerwowi!. - spytała.
- Córka tej pani Wilk zażądała nagle przewiezienia swojej matki do Krakowa. - odrzekł.
- A dlaczego, podała jakiś powód? - zainteresowała się znajoma.
- Nie, nie podała tylko jest wściekła, biega po szpitalu i na wszystkich wrzeszczy. - odpowiedział.
- Może poszłabyś ze mną do bufetu na kawę? Muszę się uspokoić, bo mnie się też od niej dostało! - był zdenerwowany.
- Nie niestety nie mogę z operacją tej pacjentki nie ma co czekać, a mam jeszcze dziś dwa inne planowe zabiegi. Tą Zuzanną się nie przejmuj, dobrze, że stąd znika, bo mnie też działa na nerwy. - pocieszała przyjaciela.
Popołudniu poszła z niezapowiedzianą wizytą do ukochanego, ale z jej przyjścia ucieszył się bardziej jego pies, niż on sam.
- Januszku co Cię trapi tylko się nie wykręcaj, że nic, bo przecież ja widzę? - nie dawała za wygraną, widząc jego minę.
- Miałem ostatnio trochę kłopotów, Zuza próbowała mnie podrywać. - odpowiedział.
- Jak mogłeś mi to zrobić? - zapytała ze złością w głosie, po tym co usłyszała.
- Ja nic nie zrobiłem, do niczego między nami nie doszło. - próbował się tłumaczyć.
- Kłamiesz, widziałam jak ją obejmowałeś i pocieszałeś!!! - krzyczała.
Coś jeszcze do niej mówił, coś wyjaśniał, ale go nie słuchała. Wybiegła z mieszkania i biegła przed siebie, nagle zrobiło jej się słabo...

Czy w obecnej sytuacji dojdzie do ślubu?

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 23



Rozdział dwudziesty trzeci

Zapowiedz zmian w szpitalu




Janusz po odebraniu Ewy ze szpitala, chciał zabrać ją do siebie, ale ona nie zgodziła się, bo uznała, że nie ma takiej potrzeby. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że trochę przestraszyła się tych omdleń i chociaż lekarz zapewnił ją, że wyniki badań nie są takie złe i, że sytuacja jest już opanowana, bała się, że to przerodzi się w coś groźnego. Zastanawiała się czy powinna wychodzić za mąż i obarczać ukochanego swoją chorobą? Bo przecież anemia może się powtarzać i przysparzać problemów, tym bardziej, że miała z nią kłopoty prawie od dziecka.
- A może byś jednak przeniosła się do mnie na te kilka dni, chociaż do końca zwolnienia? - namawiał ją Janusz, będąc u niej w sobotę kiedy była już w domu.
- Dam sobie radę, przecież nic mi już nie grozi! - zapewniała go.
Chciała wstać i zrobić herbaty, ale zabronił jej.
- Leż, leż, ja zrobię!
- Jadłaś śniadanie?
- Tak jadłam.
- No i gdzie wstajesz, przecież mówiłem, że ja zrobię.. - powiedział widząc, że ona jednak się podnosi.
- Muszę do łazienki! - odparła.
Kiedy wróciła na stoliku obok kanapy, stały kubki z herbatą, a na talerzyku leżała słodka bułeczka.
- Dzięki, ale sama będę jadła? - spojrzała na narzeczonego, siedzącego na fotelu.
- W takim razie przyniosę sobie drugą! - uśmiechnął się.
- Są z jabłkiem w środku, chyba takie lubisz? Wyglądały smakowicie więc wziąłem.
- A co Ty tak utykasz? - zaniepokoił się widząc jak chodzi.
- Nie wiem, chyba upadając uderzyłam się w nogę.
- Pokazywałaś to lekarzowi?
- Nie, bo w szpitalu prawie cały czas leżałam i nic nie zauważyłam. - przyznała siadając.
- Daj ja zerknę! - podniósł się i podszedł do niej.
- Masz dużego siniaka na łydce! - stwierdził oglądając nogę.
- Trzeba smarować maścią i przykładać zimnie okłady! - dodał i poszedł do kuchni po drożdżówkę dla siebie.
- Teraz to już chyba okłady nie wiele pomogą, bo od upadku minęło sporo czasu! - zawołała za nim.
- Zaraz przepiszę Ci maść, a potem skoczę do apteki. - powiedział po chwili wracając do niej.
- Masz przy sobie bloczek z receptami? - zaśmiała się.
- Chyba tak, zaraz sprawdzę, a jeśli nie mam to pójdę do domu.
- Ewa czy Ty dzwoniłaś do rodziców i mówiłaś im co się wydarzyło? - spytał.
- Nie jeszcze nie, bo nie chciałam ich martwić.
- Rozumiem.
Siedzieli kilka minut w milczeniu, jedząc.
- Faktycznie niezła ta bułeczka! - odezwała się w końcu.
- Cieszę się, że Ci smakuje! - ucieszył się.
- Janusz długo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że może Ty powinieneś poszukać sobie innej dziewczyny, a my powinniśmy się rozstać. - zmieniła temat.
- Chcesz dać mi kosza? - śmiał się myśląc, że to co usłyszał, to żart.
- Ja mówię poważnie! - odparła, ze smutną miną.
- A dlaczego uważasz, że powinniśmy się rozstać? - zdziwił się.
- No bo nie wiadomo czy ta moja anemia nie przemieni się kiedyś w białaczkę, a jeśli nawet nie, to mogę mieć przez nią kłopoty, na przykład z zajściem w ciąże. W związku z tym, czy nie będzie lepiej, jak poszukasz sobie kogoś zdrowego? - przekonywała.
- Mówisz tak jakbyś była chora na jakąś śmiertelną chorobę! - oburzył się ukochany.
- Ta choroba na razie nie jest śmiertelna, ale może się w taką zmienić. - odparła.
- Moja droga, przestraszyłaś się tego co się stało i jak widzę wpadłaś w panikę! - stwierdził.
- Sama wiesz, że to wcale nie musi być takie niebezpieczne. - usiadł koło niej i starał się ją uspokoić.
- Kocham Cię i nic tego nie zmieni! - dodał czule.
- Ja też Cię kocham! - wyszeptała.
- To skoro tak, to nie miej już więcej takich pomysłów! - śmiał się.
- Dobrze! - ona też się uśmiechnęła i zaczęli się całować.
- Może byś jednak zmieniła zdanie i przeniosła się do mnie? - próbował ją nadal namawiać.
- Zająłbym się Tobą troskliwie i poleczylibyśmy tę nóżkę! - szeptał jej do ucha.
- Z nóżką sobie jakoś poradzę, a z tym mieszkaniem to się tak nie śpiesz, bo jeszcze Ci się znudzę! - żartowała.
- Niemożliwe Ty nigdy mi się nie znudzisz! - przekomarzał się z nią.
Kilka dni później Ewa pojechała jednak do rodziców. W domu zastała tylko tatę.
- Cześć tatusiu, co słychać? - spytała gdy tylko weszła.
- Cześć u nas wszystko dobrze. A co u Ciebie?
- U mnie też. - odpowiedziała i cmoknęła ojca w policzek na powitanie, a on objął ją mocno.
Usiedli przy stole.
- Czy aby na pewno? - dopytywał się.
- A co masz jakieś wątpliwości? - śmiała się.
- Tak mam, bo byłem ostatnio u was na oddziale i Ciebie tam nie zastałem. Dorota powiedziała, że jesteś na zwolnieniu lekarskim. - odparł mężczyzna.
- Tak jestem na zwolnieniu lekarskim, bo leżałam parę dni w szpitalu i mam teraz wolne. - przyznała Ewa.
- Ale w poniedziałek już wracam do pracy! - dodała, chcąc uprzedzić dalsze pytania taty.
- Ojej, a z jakiego powodu się tam znalazłaś? - zmartwił się.
- To przez tą moją anemię, dwa razy zemdlałam i za drugim lekarz zadecydował, że zabiorą mnie na badania. - tłumaczyła.
- Aha i co ...? - zainteresował się.
- Wzięli mnie, przebadali, trochę wzmocnili i dużo odpoczywałam. Wyniki nie są takie złe. - zapewniała.
- Trzeba było nas zawiadomić! - stwierdził trochę z pretensją w głosie Jan.
- Nie chciałam Was martwić. - usprawiedliwiała się.
- Janusz o tym wiedział?
- Wiedział tylko o drugim omdleniu, bo to się stało u niego w mieszkaniu, a o pierwszym mu nie mówiłam.
- Aha.
- Tato boje się, że to jest coś groźnego, że ja w końcu zachoruje na białaczkę. Rozważałam nawet czy nie powinniśmy odwołać ślubu i w ogóle się ze sobą rozstać, ale Janusz nie chce o tym słyszeć! - szlochała.
- Nie możesz od niego tego oczekiwać, przecież się kochacie!
- Tak, ale ja nie chce go tym obarczać. Bo co będzie, gdy coś się stanie i on dopiero wtedy mnie zostawi? - rozpłakała się na dobre.
- Córciu uspokój się, nic się nie wydarzy. Twój narzeczony, to bardzo fajny facet i na pewno tak by nie postąpił. - pocieszał ją.
- Poza tym chyba jest świadomy, że Ty masz z tym kłopoty i wie na co się porywa! - żartował chcąc ją trochę rozweselić, co mu się udało, bo pojawił się nikły uśmiech na jej twarzy.
- Tą anemią tak się nie przejmuj, bo już od dziecka ją masz, a jak sama wiesz przy niej zdarza się utrata przytomności. - dodał już poważnie.
- My tu gadu, gadu, a ja nawet nie zaproponowałem Ci nic do picia! - zmienił temat.
- To czego się napijesz, a może byś coś zjadła?
- Poproszę coś chłodnego. A co masz dobrego do jedzenia? - spytała niby obojętnie.
- Mam kapuśniak z młodej kapusty i mnóstwo truskawek. Możemy je zrobić z makaronem, znajdzie się też trochę białego sera. - odpowiedział ojciec.
- Ty mi dopiero teraz o tym mówisz, że masz takie pyszności, przecież wiesz, że za tym przepadam! - ożywiła się.
- Wiem, wiem, szczególnie za tymi małymi, czerwonymi owocami, zawsze je lubiłaś. Wiedziałem, że się na nie skusisz! - ucieszył się.
- Kapuśniaczek też lubię! - zapewniała.
- To fajnie córciu, zaraz przygotuje, za jakąś godzinę mama wraca z pracy, to razem zjemy!
Poniósł się i podszedł do szafki, wyjął dwie szklanki, a potem chłodną wodę z lodówki, postawił na stole, po czym zabrał się za przygotowywanie obiadu. Ewa napiła się, bo nadal było gorąco i zaoferowała mu swoją pomoc.
- Co tam u Was tatuśku? - zapytała po kilku minutach, obierając truskawki, niektóre owoce lądowały w jej buzi
- A nic Bożena dzwoni ciągle do Twojej przyszłej teściowej i coś tam obmyślają i Ty tu mówisz o odwołaniu ślubu! - spojrzał na nią z uśmiechem.
- Wiesz, że ja to chciałam zrobić z innych względów! - broniła się.
- Bardzo cieszę się, że wychodzę za mąż i tak naprawdę, to nie mogę się już doczekać! - przyznała.
- Ciekawe co one kombinują? - zastanawiała się Ewa.
- Nie wiem, podobno Grażyna przyjeżdża do Warszawy tydzień przed uroczystością. - powiedział tata.
- Twój chłopak Ci nie mówił? - zdziwił się.
- Nie, nic mi nie mówił, korzystając z tego, że teraz mam wolne, byliśmy już nawet na rozmowie z kucharką. No wiesz ustalenie menu, co robimy, co trzeba kupić, ale o wcześniejszym przyjeździe swojej mamy nic mi nie wspominał.
- To może to miała być tajemnica, a ja się wygadałem? - zastanawiał się.
- Może, nie przejmuj się w razie czego udam, że nic nie wiem! - śmiała się.
- Och jakie te truskawki pysze, nie mogę się oprzeć, zabierz je ode mnie, bo zaraz nic nie zostanie! - zachwycała się.
- Jakby zabrakło, to pójdę po drugą łubiankę. - uśmiechnął się.
- Kto gotował zupkę? - zajrzała do garnka, stojącego już na kuchence i aż się oblizała.
- Ja, jestem dzisiaj cały dzień w domu. - pochwalił się gospodarz.
- Ty nie masz dyżuru?
- Nie mam, ostatnio pracowałem od 15 do 7 rano, więc wziąłem sobie wolne. - wyjaśnił.
- Ojej to Ty jesteś po dyżurze, a przeze mnie nie możesz się wyspać, bo ja Ci zawracam głowę! - zawołała i zrobiła taki gest jakby chciała wyjść.
- Czekaj, czekaj wcale mi nie przeszkadzasz, w pracy byłem dwa dni temu i jestem wyspany. - zatrzymał ją.
Usłyszeli jak na podwórko wjeżdża mama.
- Tato mam prośbę, nie mów nic mamie o moim pobycie w szpitalu. - poprosiła Ewa.
- Ewuś jeśli Bożenka zapyta Cie o zdrowie, nie ukrywaj tego przed nią.
- No dobrze powiem. - obiecała.
- Cześć Janek, jesteś tu? - wołała żona od progu.
- Cześć jesteśmy w kuchni! - krzyknął mąż.
- Jesteśmy.. to mamy gości? - w pierwszej chwili nie zauważyła córki.
- Widzę Janeczku, że pomyślałeś obiedzie, kochany jesteś! - pocałowała mężczyznę w policzek.
- O cześć córeńko, jak miło Cie widzieć! - ucieszyła się kiedy w końcu ją zobaczyła.
- Jak się masz? - spytała, podeszła do niej i mocno się uściskały.
- Teraz już dobrze. - odpowiedziała.
- A co, coś się działo? - spojrzała na nią lekko przerażona.
- Spokojnie mamusiu, już wszystko w porządku, zaraz Ci wszystko opowiem. - starała się uspokoić Bożenę.
- Dziewczyny myjcie ręce i siadamy do stołu! - wtrącił się ojciec.
W czasie posiłku Ewa zrelacjonowała matce wydarzenia ostatnich dni, błagała tylko, żeby nie mówili o pierwszym omdleniu Januszowi.
- Jak zamierzasz to ukryć skoro mówiłaś, że leżałaś na oddziale u jego przyjaciela? - pytała mama.
- Obiecał mi, że mu nie powie.
- Ewuniu przyrzeknij, że będziesz na siebie uważać i się oszczędzać! - poprosiła starsza kobieta.
- Przyrzekam!
- Moja droga czy wybieracie się gdzieś w podróż poślubną? - zainteresowała się pani domu, zmieniając temat.
- Nie wiem, może namówię Janusza i pojedziemy na trochę do Zakopanego, wiecie przecież, jak ja lubię góry.
Rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Słuchajcie, a kiedy przyjeżdża Agnieszka z rodziną? - zapytała Ewa.
- Przylatują dwa dni przed Waszym ślubem, bo mają być w Polsce aż do połowy sierpnia. - odpowiedziała matka.
- Oj rzeczywiście zapomniałam, że oni mają dwa wesela! - przypomniała sobie córka.
Spędziła u rodziców bardzo miłe popołudnie, było tak fajnie z nimi, że postanowiła zostać na noc.
Około dziewiątej wieczorem zadzwoniła jej komórka:
- Cześć kochanie! Gdzie Ty jesteś? - w słuchawce usłyszała głos narzeczonego.
- Cześć jestem u rodziców, przepraszam powinnam była Cię o tym zawiadomić. - usprawiedliwiała się.
- Nic się nie stało tylko się trochę zaniepokoiłem, bo stoimy z Fredziem, dzwonie, dzwonie, nikt nie otwiera, pomyślałem, że mogłaś się źle poczuć. - odparł.
- Czuje się świetnie, po prostu postanowiłam odwiedzić mamę i tatę, zamierzam dziś tu nawet nocować! - zaśmiała się.
- To super!
- A co robisz jutro wieczorem? - spytał.
- Nie mam żadnych planów. Masz jakąś propozycję?
- To może poszlibyśmy do kina, a potem na kolacje do restauracji? - zaproponował.
- Chętnie.
- Fajnie! - ucieszył się.
- Zadzwonię jutro w ciągu dnia, to się umówimy konkretnie, a teraz już nie przeszkadzam Wam, życzę miłego wieczoru.
- Wzajemnie.
- Pozdrów ode mnie rodziców. - poprosił.
- Dziękuje pozdrowię.
- Oni też Cię pozdrawiają! - zawołała.
- Dziękuje.
- Całuje Cię mocno, do jutra pa. - pożegnał się.
- Ja też pa.
W sobotę Ewa z ukochanym wybrali się na super film, bawili się na nim świetnie. Później poszli na kolacje do włoskiej restauracji:
- Skąd wiedziałeś, że lubię tą kuchnie?
- Mówiłaś mi o tym kiedyś. - uśmiechnął się.
- A no tak!
- Zaskoczyłeś mnie trochę tym zaproszeniem na kolacje. - przyznała.
- Czyżbyś jednak zmienił zdanie i chcesz się ze mną rozstać, bo te róże, kino, no i to...? - rozejrzała się po sali.
- Nie chce Cię raczej przekonać o mojej miłości do Ciebie! - ujął ją za rękę i spojrzał głęboko w oczy.
- Kocham Cię! - wyznała i popłynęły jej łzy wzruszenia po tym co usłyszała.
- Poza tym chciałem, żebyśmy mieli troszeczkę przyjemności, tak rzadko gdzieś wychodzimy. - dodał.
- Skarbie no już nie płacz! - pogładził ją po policzku.
- To co pojutrze już wracasz do pracy? - zmienił temat.
- Tak nareszcie!
- A czy Ty na pewno dasz radę?
- Dam, dam już bardzo dobrze! - zapewniła go.
- A co tam słychać w pracy?
- Podobno szykują się duże zmiany. - zaśmiał się.
- Jakie?
- Jak wrócisz, to się dowiesz. - nie chciał jej nic powiedzieć.
- Och jaki Ty jesteś! - udawała obrażoną.
- Ojej nie bądź taka ciekawska! - uśmiechnął się.
- Lepiej jedzmy to spaghetti, bo nam wystygnie, a wygląda bardzo smacznie! - zachęcił.
Przez cały następny dzień myślała nad o czym mógł mówić Janusz?
W poniedziałek...
Wszyscy ucieszyli się widząc Ewę w pracy, zaraz zaczęli wypytywać, jak się czuje. Najbardziej interesowała się tym Dorota, ale nie zdążyły nawet pogadać, bo przywieźli pacjenta w ciężkim stanie i kilku lekarzy musiało się nim zająć. Dopiero koło południa znalazły czas, żeby wypić kawę i zjeść śniadanie.
- A teraz powiedz mi jak naprawdę się czujesz! - zaczęła rozmowę koleżanka.
- Dorotko czuje się już świetnie!
- Chyba mnie nie oszukujesz, bo wyglądasz znacznie lepiej niż przedtem. Byłam przerażona, jak się dowiedziałam, że leżysz na internie! - powiedziała przyjaciółka.
- Ja też trochę spanikowałam, chciałam nawet odwołać ślub.
Jak to odwołać...? - zdziwiła się przyjaciółka.
- Bo bałam się, że mam białaczkę.
- Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a co będzie dalej to zobaczymy. - stwierdziła przyszła panna młoda.
- A co tutaj słychać, podobno coś się dzieje? - spytała żonę ordynatora.
- Nasz dyrektor 31 sierpnia odchodzi na emeryturę i Wojtek chce startować w konkursie na to stanowisko!
- Wyglądasz na wściekłą, czy to z tego powodu? - zaskoczyła się Ewa.
- Tak, bo ja wcale nie chce żeby on nim zostawał!
- To mu to powiedz. - poradziła.
- Nie powiem, bo on pomyśli, że ja w niego nie wierzę! - żaliła się lekarka.
- Może masz racje.
- Słuchaj kochana, to ty teraz możesz zostać ordynatorem naszego oddziału! - zastanawiała się głośno młodsza pani doktor.
- O nie, dyrektor i ordynator w jednym domu to za dużo! - stwierdziła Dorota.
- Za to słyszałam, jak chłopaki rozmawiali ze sobą, że Ty byś się na nie nadawała.
- No coś Ty ja się nie nadaje! - broniła się Ewa.
- Nadajesz się, nadajesz. - przekonywała ją znajoma.
- Sama nie wiem, zresztą teraz mam co innego na głowie.
Nie mogły dokończyć rozmowy, bo rozległo się pukanie do drzwi.
Jednocześnie zawołały:
- Proszę!
Do gabinetu weszła elegancka, długonoga kobieta, była to Zuzanna...


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.


poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 22

Rozdział dwudziesty drugi

Zdarzenie w sklepie




Maj zaczął się w tym roku wyjątkowo upalnie.
Niestety Janusz z powodu pracy nie mógł pojechać do Krakowa na urodziny siostrzeńca w pierwszy majowy weekend. Tak się złożyło, że miał wolne dopiero w drugi i wtedy postanowił pojechać.
- Ewa, może jednak byś się z kimś zamieniła na dyżury i pojechałabyś ze mną? - zapytał dzień przed wyjazdem.
- Bardzo bym chciała, ale przecież wiesz, że nie mogę. Nie za bardzo mam się z kim zamienić, ostatnio wszyscy dużo pracowaliśmy.
- W takim razie ja też nie jadę, nie chce mi się z Tobą rozstawać. - wyszeptał, przytulając ją mocno do siebie.
- Jedz, jedz, przecież obiecałeś to swojemu chrześniakowi, kiedy do niego dzwoniłeś tydzień temu! - przekonywała go.
- No pojadę, ale naprawdę nie chce mi się jechać beż Ciebie. - odparł narzeczony.
- A co Ty będziesz robiła, jak mnie nie będzie? - zapytał z uśmiechem, odsuwając ją leciutko od siebie.
- Nie będę miała za dużo czasu, żeby się nudzić. Mam tylko wolną sobotę i wtedy wybiorę się na zakupy. Umówiłam się już nawet z Elą i Dorotą. - odpowiedziała również się uśmiechając.
- Aha rozumiem! - udawał obrażonego.
- To co zostawiasz Freda pod moją opieką? - zmieniła temat.
- Jeśli mogę go u Ciebie zostawić, na te trzy dni? - upewnił się.
- Pewnie, że możesz.
- Ale gorąco, męczą mnie te upały! - narzekała.
- Fakt jest bardzo ciepło jak na tą porę. - przyznał.
- Ciekawe jaka będzie pogoda na nasz ślub? - zastanawiała się.
- Ja myślę, że teraz jest żar, a pod koniec czerwca będzie lało! - dodała.
- Kochanie trochę optymizmu, na pewno będzie pięknie! - pocieszył ją.
- Obyś miał racie!
- Napijesz się jeszcze mrożonej herbaty? - zaproponował.
- Tak chętnie!
- To kiedy chcesz jutro wyjechać? - spytała.
- Zaraz po pracy. - odrzekł i wyszedł do kuchni.
- Zostawię Ci kluczę, to wyjdziesz parę razy z psem i zajrzysz tu. - poprosił kiedy poszła za nim.
- Dobrze kluczę mi zostaw, ale Freda zabiorę do siebie.
- Jak wolisz! - zgodził się narzeczony.
Następnego dnia po dyżurze Janusz od razu wyjechał do Krakowa, a Ewa wybrała się do jego mieszkania, żeby zabrać stamtąd psa. Najpierw pochodziła z nim trochę po podwórku, potem wróciła z nim do siebie, przebrała się, zjadła zupę ugotowaną dzień wcześniej i postanowiła wybrać się na zakupy. Po uprzednim zajrzeniu do lodówki w której było prawie pusto.
Po godzinie idąc chodnikiem z dwiema dość ciężkimi siatkami, spotkała Piotra brata Krzysztofa.
- Cześć jak miło Cie widzieć! - ucieszył się na jej widok.
- Cześć Ciebie również!
- Co Ty tu robisz sama? - uśmiechnął się.
- Ciebie mogłabym zapytać o to samo, a gdzie jest Twoja Ania, czy dobrze pamiętam jej imię?
- Tak dobrze pamiętasz, Ania jest jeszcze w pracy. - odpowiedział.
- Ewa czy Ty masz trochę czasu?
- Tak mam, a co?
- To może pójdziemy gdzieś na kawę, tu niedaleko jest taka mała kawiarnia? - zaproponował.
- Chętnie tylko zaniosę zakupy do samochodu.
- Pomogę Ci! - zaoferował.
- Polecam sernik, mają tu bardzo dobry, a przypominam sobie z dawnych czasów, że lubisz. - odrzekł Piotr, kiedy siedzieli już przy stoliku w kafejce.
- Masz dobrą pamięć! - zauważyła.
- Nie narzekam! - zaśmiał się.
- Czemu to Ciebie tak dziwi, że to pamiętam, kiedy byłem jeszcze z Elą, spędzaliśmy wspólnie, najczęściej w sześcioro, dużo czasu. Mogliśmy być przecież rodziną. - zauważył.
- To prawda.
- Tobie z Elą nie wyszło, mnie z Krzysztofem też i nie ma co do tego wracać. - odparła Ewa.
- Ja bym chyba będąc na Twoim miejscu tak łatwo tego rozstania nie zniósł. - zastanawiał się znajomy.
- Kobiety są podobno odporniejsze, a zresztą co Ty możesz wiedzieć co ja wtedy przeżywałam! - podniosła głos.
- Wiem przepraszam, nie powinienem.
- Nie, to ja przepraszam, poniosło mnie. - opanowała się.
- Wiesz zastanawiam się czasem czy te nasze związki, nie były trochę przymuszone przez naszych rodziców. - powiedział.
- Nie wiem co Ty czułeś do Eli, ale ja bardzo kochałam Krzysztofa, jak się okazało, że nic z tego nie będzie, to mnie bardzo zabolało. - przyznała.
- Domyślam się.
- Ewa słyszałem, że się przyjaźnisz z Krzyśkiem i Sylwią? - zainteresował się.
- Trudno to nazwać przyjaźnią z nim spotykam się w pracy, a u niej byłam kilka razy na wizycie lekarskiej. - tłumaczyła.
- Rozumiem.
Zapanowało kłopotliwe milczenie.
- A jak tam przygotowania do ślubu? - zmienił temat, chcąc poprawić atmosferę.
- Oj idą pełną parą, jestem już tym trochę zmęczona! - ożywiła się.
- Ha, ha, ha wiem coś o tym, my z Anką, też to teraz przechodzimy! - śmiał się.
- A jak tam, to maleństwo Eli? - spytał.
- Widujesz się z Elą? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie, nie widuję się, widziałem ją po prostu kiedyś, jak szła z synkami i chwilę rozmawialiśmy. - wyjaśnił.
- Dawidek czuje się świetnie, rośnie jak na drożdżach!
- To fajnie! - cieszył się.
Jeszcze trochę pogadali o różnych sprawach, a potem on zapłacił i wyszli.
- Dziękuje za kawę i do zobaczenia na moim ślubie. - powiedziała, gdy byli już przy swoich autach.
- Było mi bardzo miło Cię spotkać, do zobaczenia! - na pożegnanie pocałował ją w rękę.
- Mnie również!
W sobotę rano nie spieszyła się ponieważ umówiła się z Elą, że przyjedzie po nią około jedenastej. Po przebudzeniu poleżała trochę dłużej w łóżku potem wstała, włożyła dres i wyszła na krótki spacer z psem. Gdy wrócili, wzięła prysznic, ubrała się i zjadła śniadanie, kiedy odpoczywała po posiłku zadzwonił Janusz. Sprawiło jej to ogromną przyjemność, pogadali chwilę, po czym życzył jej miłego dnia, obiecał, że zadzwoni wieczorem i rozłączył się.
Siostra pojawiła się punktualnie.
- Cześć jesteś gotowa! - zawołała do domofonu.
- Cześć, tak jestem, ale może wejdziesz na górę? - zaproponowała gospodyni.
- Nie dzięki, nie będę wchodzić, bo musimy jeszcze jechać po Dorotę.
- No to już schodzę!
- Jak tam Twoje chłopaki? - zapytała Ewa, kiedy były już w drodze po koleżankę.
- W porządku, ci młodsi mają się super, a ten starszy też nie narzeka! - śmiała się.
- A Ty Ewuniu, jak tam? - spojrzała na swoją współpasażerkę, lekko zaniepokojona.
- Dobrze jestem tylko trochę zmęczona. Nie ma o czym mówić, jak wyjdę za mąż, to odpocznę. - odpowiedziała nie co zrezygnowana.
- Jak to nie ma o czym mówić, na prawdę wyglądasz blado! Czy Ty dzisiaj coś jadłaś? - nie ustępowała Elżbieta.
- Tak jadłam, nie przejmuj się, zrobiłam sobie puszystą jajecznice z dwóch jaj. - starsza siostra starała się ją uspokoić.
- Poza tym ciągle męczy mnie ta moja anemia. - dodała.
- Czy chodzisz z tym do lekarza?
- Tak chodzę, byłam niedawno i pójdę jeszcze na kontrolę do Sylwii przed ślubem. - zapewniała lekarka.
- Ty chodzisz na wizyty lekarskie do Sylwii?
- Tak byłam parę razy u niej. - przyznała.
- Elu Ty też chyba czasem widujesz Piotra? Widziałam się z nim wczoraj i pytał o Ciebie.
- Widuje go czasem na ulicy, mieszkamy przecież w jednym mieście. - usprawiedliwiała się kobieta.
- Słuchaj my nie unikniemy spotkań z nimi, chociażby dlatego, że są braćmi Roberta, a on jest mężem naszej siostry, a nasi rodzice się od dawna przyjaźnią. - odparła kierująca autem.
- Chyba masz racje.
W centrum handlowym siostry chodziły po sklepach szukając przede wszystkim sukienek, a przyjaciółka starała się im doradzić.
- Chce kupić ze dwie, jedną na swoje poprawiny, a drugą na ślub Piotra. - stwierdziła Ewa.
- Ja też. - przyznała jej siostra.
- Wy idziecie na wesele do Sikory? - zdziwiła się znajoma.
- Dorotko mamy zaproszenia, więc idziemy, nie wypada nam nie pójść. Nasze rodziny znają się już bardzo długo i też ze względu na Agnieszkę i Roberta. - tłumaczyła młodsza z sióstr.
- Ja co prawda z Markiem wybieram się tylko na ślub, ale w czymś muszę pójść. - dodała z uśmiechem.
- Zawsze zapominam, że jesteście praktycznie rodziną. - przypomniała sobie koleżanka.
Dziewczyny chciały po skończonych zakupach odwieść Ewę do domu, ale ona postanowiła jeszcze wejść do jednego sklepu i powiedziała, że wróci sama. Pokręciła się po kilku butikach, przy okazji kupiła narzeczonemu bardzo ładną koszulę i zaczęła kierować się w stronę wyjścia. Nagle zrobiło jej się duszno i słabo...
Kiedy się ocknęła, wokół niej było mnóstwo ludzi, a nad nią pochylał się lekarz, rozpoznała w nim Jacka z ich szpitala.
- Słyszy mnie Pani! - wołał głośno.
- Tak, co się stało, gdzie ja jestem? - w pierwszej chwili nie wiedziała co się z nią dzieje.
- Zasłabła Pani. - wyjaśnił.
- Czy coś Panią boli?
- Nie nic tylko trochę kręci mi się w głowie.
Zbadał ją, a potem powiedział:
- Zabieramy Panią!
Chcieli ułożyć pacjentkę na noszach, ale ona protestowała.
- Proszę mnie nie zabierać, wrócę do domu i będę odpoczywać! - obiecała.
- Bo ja wiem co to jest, ja mam anemię. - przyznała się.
Mężczyzna zastanawiał się przez moment.
- Czy jest Pani pod stałą opieką lekarską? - spytał.
- Tak chodzę do doktor Sylwii Sikory.
- Aha, koleżanka jest teraz na zwolnieniu, ale proszę mi obiecać, że przyjdzie Pani do mnie na wizytę. Inaczej zabieramy Panią.
- Dobrze przyjdę.
- Panie Jacku, mam tylko jedną prośbę, proszę nie mówić o niczym Januszowi.
Ewa rozmawiając wieczorem ze swoim chłopakiem, nic mu nie wspomniała o tym wydarzeniu.
Kilka dni później będąc u niego usłyszała, jak ukochany kłóci się z kimś przez telefon.
- Z kim się tak sprzeczałeś? - zapytała, kiedy skończył.
- W czasie wizyty w Krakowie spotkałem, taką Zuzannę, koleżankę jeszcze z liceum. Pogadaliśmy trochę, dałem jej swój numer, ale tego żałuje, bo ona teraz wydzwania do mnie z jakimś dziwnymi propozycjami. - opowiadał.
- A czy powiedziałeś jej, że się żenisz?
- Tak.
- Czy mam być zazdrosna? - zaniepokoiła się.
- Nie absolutnie nie, nie przejmuj się tym, jakoś sobie z nią poradzę! - starał się uspokoić swoją dziewczynę.
- Kochanie jesteś ostatnio jakaś smutna, czy coś się dzieje? - zmartwił się, spoglądając na nią.
- Nie nic, po prostu od jakiegoś czasu boli mnie kręgosłup! - żaliła się.
- To może ja Ci zrobię masaż? - zaproponował.
- A umiesz? - śmiała się.
- Tak, kiedyś skończyłem taki kurs.
- Przejdź do małego pokoju, a ja poszukam jakieś oliwki. - polecił.
Faktycznie robił to nieźle, kiedy wyszedł po zabiegu, żeby umyć ręce, założyła bluzkę, wstała i wtedy znowu...
Gdy odzyskała przytomność, leżała na łóżku, a Janusz gdzieś dzwonił:
- Poproszę karetkę! - mówił do słuchawki.
Pogotowie przyjechało dość szybko. W drzwiach stanął, przyszły świadek pana młodego.
- Dzień dobry, co się stało? - spytał.
- Ewunia zemdlała! - poinformował prawie z płaczem gospodarz.
- Aha rozumiem! Czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - poprosił kolega.
- Tak oczywiście.
- Lekarz osłuchał ją i stwierdził:
- Pojedzie Pani z nami i nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów, tym bardziej, że obiecała mi coś Pani i nie dotrzymała słowa! - był stanowczy.
- Jaki jest stan, mojej narzeczonej? - zapytał przyjaciela Janusz, podczas jednej z wizyt u niej w szpitalu.
- Badania nie wykazały nic poza anemią, ale sam wiesz, że tego też nie można lekceważyć. - odpowiedział.
- To może powinniśmy na razie wszystko przełożyć? - zastanawiał się pytający.
- Wzmocniliśmy ją i opanowaliśmy sytuacje tylko powinna się oszczędzać. - zapewnił doktor.
- Słuchaj gdybym ja jej teraz tego zabronił, to ona się załamie. - przekonywał.
Wypisując Ewe do domu, Jacek proponował pacjencie cały miesiąc zwolnienia, ale ona bała się, że jak teraz nie będzie tak długo pracować, to po ślubie nie uda się wziąć urlopu. Umówili się zatem, że weźmie chorobowego tylko tydzień, ale za to przez dłuższy czas nie będzie brać nocnych dyżurów. Dostała nawet specjalne zaświadczenie.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 21



Rozdział dwudziesty pierwszy

Jakaś tajemnica




Ewa coraz bardziej niepokoiły tajemnice, jakie miał przednią Janusz. Im bliżej było do ślubu, tym oni spędzali ze sobą mniej czasu. Zastanawiała się nawet czy przypadkiem jej narzeczony się nie rozmyśli, szczególnie po tym co ostatnio widziała. Któregoś dnia po dyżurze postanowiła dla poprawienia sobie nastroju, wybrać się do rodziców. W domu zastała tylko mamę.
- Cześć mamuś. - powiedziała wchodząc do domu.
- Cześć córciu.
- Co Ty taka smutna, stało się coś? - zaniepokoiła się starsza z kobiet.
- Nie ma się z czego cieszyć. Jakoś nie mogę dojść do siebie po tej chorobie i okazało się, że mam anemię. - odpowiedziała.
- Ojej znowu! - zmartwiła się matka.
- Tak znowu.
- A Twój przyszły mąż o tym wie?
- Nie, nie mówiłam mu.
- Lekarka dała mi leki i kazała się oszczędzać, ale jak to zrobić, jak tyle roboty i zmartwień. - narzekała Ewa.
- Poza tym chyba mój narzeczony mnie zdradza. - dodała.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytała Bożena.
- Ostatnio spędzamy ze sobą bardzo mało czasu, on ciągle gdzieś znika. Widziałam go też w towarzystwie innej kobiety. - odparła.
- Pytałaś go o to? - zainteresowała się mama.
- Do tego, że widziałam go z inną kobietą się nie przyznałam, a jak spytałam gdzie tak ciągle znika, to się wykręcił, że nie może mi powiedzieć, bo to niespodzianka.
- Wiesz co córeńko, ja nie wiem co tu jest grane, ale teraz Janusz często spotyka się z ojcem i razem gdzieś jeżdżą. Wydaje mi się też, że kilka dni temu widziałam z nimi Twojego przyszłego teścia. - starała się ją uspokoić.
- Ciekawe co oni kombinują? - zastanawiała się Ewa.
- Nie wiem, ale moim zdaniem nie chodzi tu o zdradę. - uśmiechnęła się gospodyni.
- Ostatnio dzwoniła do mnie ciotka Wanda i nie mogła się nachwalić Janusza, jaki to on przystojny, jaki uprzejmy. - kontynuowała mama.
- Mamo, kiedy byliśmy z zaproszeniami w Łodzi, to gdy zastałyśmy same mówiła, że to świetny chłopak. - potwierdziła młoda kobieta.
- Więc sama widzisz, że nie ma się czym martwić. - pocieszała mamusia.
- A wracając do Twojego zdrowia, powinnaś mu o tym powiedzieć. - zmieniła temat.
- Wiem, że powinnam, ale nie chce go tym martwić. - powiedziała lekarka.
- Mam rosół i kurczaka, zjesz? - zapytała Bożena.
- Chętnie tylko umyje ręce.
Kiedy Ewa jadła pyszny obiad pojawił się tata razem z jej narzeczonym.
- Słuchaj Bożenko gościa prowadzę! - wołał.
- O cześć Ewuniu, jak się masz? - Janek ucieszył się gdy ją zobaczył.
- A cześć tatku, dziękuję nie źle. - odpowiedziała.
- Zobacz kto tu jest ze mną. - odparł z uśmiechem, odsuwając się lekko na bok.
- Dzień dobry. - przywitał się młodszy z mężczyzn, najpierw podając rękę pani domu, potem podszedł do swojej dziewczyny i cmoknął ją w policzek.
- Cześć kochanie, miło Cie widzieć. Miałem zaprosić Cie na kolacje, ale widzę, że tu masz takie pyszności, że pewnie mi odmówisz! - zaśmiał się.
- A może pan zje z Ewunią? - zaproponowała Bożena.
- Prosiłem panią, żeby mówiła mi po imieniu. - zauważył z uśmiechem.
- Rzeczywiście zapomniałam.
- To jak poczęstujesz się? - ponowiła pytanie.
- Nie dziękuje. - odpowiedział.
- A co Ty tu robisz? - zainteresowała się jego dziewczyna.
- Miałem tu coś do załatwienia. - odparł tajemniczo.
- Nadal nie chcesz mi powiedzieć! - udawała obrażoną.
- Trochę cierpliwości moja droga. - uspokajająco pogłaskał ją po ramieniu.
Pogadali jeszcze wspólnie o różnych sprawach, głównie była to rozmowa o ślubie, potem młodzi pożegnali się i wyszli. Ponieważ każde z nich było swoim autem, umówili się, że Ewa odprowadzi samochód pod swój blok, a potem spotkają się u niego.
Jadąc w stronę domu Ewa ciągle nie mogła pozbyć się niepokojących myśli. Zastanawiała się czy do ślubu w ogóle dojdzie, ale postanowiła więcej nie pytać go o co w tym wszystkim chodzi i pozostawić sprawy swojemu biegowi.
Weszła jeszcze do siebie, żeby odświeżyć się i przebrać, zajęło jej to sporo czasu.
Po godzinie idąc przez osiedle spotkała swojego narzeczonego spacerującego z psem po podwórku.
- Cześć Fredziu! - zawołała radośnie.
Pies również przywitał ją, wesoło merdając ogonem.
- O jak się ucieszył na Twój widok! - roześmiał się jego pan.
- No chodź psiaku już się nachodziliśmy. - pociągnął lekko za smycz.
- Może zaprowadzę go do mieszkania i pojedziemy do kina? - zaproponował, gdy we trójkę wchodzili na górę.
- Słuchaj jestem trochę zmęczona, chciałabym pobyć tylko z tobą.
- Dobrze w takim razie zrobimy sobie jakąś dobrą kolacje i zostaniemy w domu. - zgodził się.
- To rozgość się, a ja coś przygotuje. Masz ochotę na naleśniki? - spytał.
- O fajnie, dawno ich nie jadłam!
- A z jakim nadzieniem wolisz, na ostro, czy na słodko? - zawołał z kuchni.
Poszła do niego, za nią podążył Fred.
- Jest mi to obojętne, ty je zaproponowałeś, więc wybieraj. - odpowiedziała.
- To będą na słodko! - zadecydował.
- Dostałem ostatnio kilka słoików dżemu swojej roboty, więc będzie jak znalazł. - dodał.
- Od swojego taty? - zapytała niby mimochodem.
- Skąd wiesz, że był u mnie mój ojciec? - zdziwił się.
- No wiem!
Pomyślała, że będzie dalej drążył temat, ale on nie kontynuował tego wątku rozmowy, co ją jeszcze bardziej zastanowiło.
- Może Ci pomogę? - zaoferowała.
- Nie, skoro jesteś zmęczona, to usiądź i odpocznij ja sobie poradzę.
Posłusznie usiadła.
- Jakoś źle wyglądasz. - stwierdził gdy spojrzał na nią, odwróciwszy się na chwilę od patelni.
- Dziękuje Ci bardzo. - uśmiechnęła się blado.
- Nie miałem nic złego na myśli, nie chciałem Cię urazić. Ja po prostu się o Ciebie martwię. - odrzekł widząc, że posmutniała.
- Ja się nie obraziłam, faktycznie nie wyglądam najlepiej. Janusz ja mam anemię. - przyznała się.
- Ojej od dawna o tym wiesz? - przeraził się.
- Od jakiegoś czasu.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz! - prawię krzyknął.
- Nie krzycz na mnie, nie chciałam Cię martwić. - tłumaczyła ze łzami w oczach.
Zdjął z palnika ostatni naleśnik, potem podszedł do niej, przytulił mocno i pocałował.
- Wiem przepraszam nie chciałem.
Pomogła mu smarować naleśniki dżemem śliwkowym, zrobili herbatę i zabrali się do jedzenia.
- Czy to bardzo poważne? - po kilku minutach wrócił do przerwanego tematu.
- Jesteś lekarzem i sam wiesz, co to anemia. Biorę leki i czuje się już lepiej. - starała się go uspokoić.
- Powinnaś mi była powiedzieć.
- Ty też mi wszystkiego nie mówisz! - nie wytrzymała.
- Ty znowu o tym, uwierz mi, że jeśli wszystko się uda będziesz z tego zadowolona. - odparł.
- W takim razie przyznaj się, kim była ta kobieta z którą Cie widziałam? - rozzłościła się na dobre.
- Ta kobieta nic dla mnie nie znaczy. - zapewniał.
- W takim razie kim ona jest? - denerwowała się.
- Nie mogę Ci powiedzieć, bo zepsułbym niespodziankę. - przykucnął obok niej i przytulij ją.
- Zaufaj mi proszę! - wyszeptał.
- Próbuje, ale co Ty przede mną ukrywasz? - szlochała.
- Kochanie Ty jesteś o mnie zazdrosna! - ucieszył się, gdy się zorientował.
- Wcale nie jestem! - próbowała zaprzeczyć.
- Jesteś, jesteś! - cieszył się.
- No już nie złość się. Pójdziemy do pokoju, zrobię kawki, albo herbatki, posiedzimy, pogadamy. - przekonywał.
Ona posłusznie wstała i przytuleni do siebie, przeszli do salonu.
- Ja tak się boję, nie chce być przez Ciebie oszukana. Drugi raz tego nie zniosę. - tłumaczyła już spokojniej.
- Ja Cie naprawdę nie oszukuje, chcę tylko spełnić troszeczkę Twoich marzeń. - powiedział uśmiechając się łagodnie.
Przyciągnął ją do siebie i zaczęli się czule całować.
- Jak ja się za Tobą stęskniłem. - wyszeptał.
- Ja też.
- No idę robić tą herbatkę. - odparł po kilku minutach.
- Nigdzie nie idź. - próbowała go zatrzymać, wciąż tuląc się do niego.
- Kochanie, ale ja idę tylko do kuchni. - zaśmiał się.
- Gdzie się podział Fred? - zastanawiał się, rozglądając, się wokoło.
- Może przestraszył się naszej sprzeczki? - zaniepokoiła się.
- Nie sądzę.
- Fredziu gdzie jesteś! - zawołał.
Okazało się, że pies leży na swoim posłaniu w przedpokoju.
- Jest herbatka i coś i słodkiego. - wrócił po jakimś czasie niosąc tace.
- A co z psem? - spytała.
- Nic, niech sobie leży na swoim posłaniu. Wiesz co chyba miałaś rację, wygląda na to, że przestraszył się naszych podniesionych głosów i uciekł. Teraz jest spokojny, nawet jak szedłem, to merdał przyjaźnie ogonem.
- Kochane psisko! - powiedziała lekko łamiącym się ze wzruszenia głosem.
- A może ja bym zobaczył te Twoje wyniki? - zaoferował się Janusz.
- Ty może lepiej nie stawaj się moim lekarzem. Moim zdrowiem niech zajmuje się nadal Sylwia, tym bardziej, że robi to dobrze, a między nami niech zostanie tak jak jest. - śmiała się.
- No dobrze, ale proszę dbaj o siebie, bo nabawisz się jeszcze czegoś niedobrego i informuj mnie gdyby coś się działo.
- Dobrze będę. - obiecała.
- Ach marzy mi się, żebyśmy po ślubie poszli na długi urlop! - westchnęła rozmarzona.
- Pójdziemy, pójdziemy. - zapewnił z uśmiechem.
- Powiedz mi co robi na naszym oddziale ta pani Anna no wiesz ta była pacjentka Krzyśka? - Ewa zmieniła temat.
- Mamy ją jutro z Wojtkiem operować. - odpowiedział.
- Ojej przecież ona niedawno urodziła dziecko! - zmartwiła się. - Tak wiem, ale nasz szef zadecydował, że jeżeli tak to zostawimy, to grozi jej pęknięcie tych żylaków.
- To nie dobrze. Ciekawe co spowodowało taki stan, może ta ciąża? - zastanawiała się.
- Nie wiem, może.
- Skoro nie poszliśmy do kina, to włączmy sobie jakiś film w domu? - zaproponował.
- Chętnie. - zgodziła się.
- A co masz?
- Wypożyczyłem kilka filmów i zaraz zobaczymy co tu mamy. - podszedł do szafki, gdzie stał sprzęt RTV.
Oglądali razem film, po dwóch godzinach Ewa przeciągnęła się i oznajmiła.
- Jak Ty jutro od rana operujesz, to już uciekam, bo musisz się wyspać. Chociaż wcale nie chce mi się iść.
- To zostań. - wyszeptał leciutko zatrzymując ją przy sobie.
- Jak to zostań, czy Ty myślisz o...? - uśmiechnęła się.
- Ja o niczym nie myślę, po prostu teraz jeszcze trochę posiedzimy potem pościele Ci w drugim pokoju, a jutro razem pojedziemy do pracy. - tłumaczył.
- Po pierwsze jutro rano nie pracuję, a po drugie już to widzę jakbyśmy spali w dwóch pokojach oddzielnie! - zaśmiała się.
- Czy Ty mi nie ufasz? Gdybym chciał wykorzystać sytuacje zrobiłbym, to dawno.
- Ja jednak wolę nie zostawać. Cierpliwości kochanie!
Pocałowali się czule i ona ociągając się z tym nie co, wstała z kanapy.
- Trudno skoro musisz. Poczekaj wezmę Freda i Cię odprowadzimy. - zaproponował narzeczony.
- Ja pójdę sama, już go nie budź.
- Muszę go obudzić i wyjść, bo jak nie, to on obudzi mnie w środku nocy Ewuniu.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się. - Zobaczymy się jutro? - spytał, kiedy byli już przed jej blokiem.
- Jutro mam dyżur popołudniu. Może zobaczymy się pojutrze?
- Oj pojutrze, to na pewno, ale to strasznie długo. Będę tęsknił. - westchnął, przytulając ją do siebie.
- Ja za Tobą też.
Pocałowali się na pożegnanie i ona weszła do środka.
Dwa dni później...
Będąc kolejny raz w pobliżu domu rodziców, Ewa ponownie zobaczyła jadącego samochodem Janusza. Tym razem nie starał się, żeby go nie zauważyła.
- Cześć No i co znowu mi powiesz, że masz tu coś do załatwienia? - odparła.
- Cześć. - zatrzymał się, wysiadł z auta i cmoknął ją w policzek.
- Bo miałem. - przyznał.
- Aha No cóż muszę Ci wierzyć. - stwierdziła spoglądając mu prosto w oczy, jakby szukała w nich wyjaśnienia tej zagadki.
- Nie mam przed Tobą żadnych tajemnic. To znaczy mam niespodziankę, ale nie mogę Ci jej wyjawić, bo bym ją zepsuł. Cierpliwości, już za kilka tygodni dowiesz się co to jest. - obiecał.
- Dobrze poczekam. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Zobaczymy się dziś wieczorem? - zapytała.
- Niestety Ewuś, dzisiaj nie, bo mam nocny dyżur.
- W takim razie spokojnego dyżuru Januszku.
- Dzięki, pozdrów rodziców! - poprosił.
- Pozdrowię. do zobaczenia.
- Pa.
Wsiadł do wozu i odjechał.
Posiedziała trochę u mamy i taty, a potem zaplanowała sobie, że spędzi ten wieczór sama. Weźmie długą kąpiel i położy się do łóżka, najwyżej poczyta jakąś książkę. Jednak wszystko się zmieniło, bo musiała pojechać do szpitala. Weszła do pokoju lekarskiego, nie było tam jej narzeczonego, przebrała się i czekała.
- Co Ty tu robisz? - zdziwił się, gdy ją zobaczył.
- Ładnie mnie witasz! - żartowała.
- Nie po prostu jestem zaskoczony, miałem mieć dyżur z Dorotą.
- Tak wiem. dzwoniła do mnie z prośbą czy bym się z nią nie zamieniła. - wyjaśniła.
- Aha.
- Nie wiem czy z Twoim zdrowiem, powinnaś mieć nocki, czy aby na pewno dasz radę? - zaniepokoił się.
- Nie przesadzaj, nie jestem obłożnie chora. Gdyby było bardzo źle byłabym na zwolnieniu, ale mogę pracować i dyżur nawet o tej porze mi nie zaszkodzi.
- Miałam wprawdzie inne plany, ale perspektywa spędzenia czasu z Tobą, chociażby w pracy, była bardziej kusząca! - śmiała się.
- To miłe. - przyznał z uśmiechem.
- Co tam na oddziale? - zmieniła temat.
- Na razie spokojnie.
- Jak czuje się pani Anna? - spytała.
- Jest już po zabiegu i za kilka dni ją wypiszemy.
- To dobrze! - ucieszyła się.
- Dopóki jest jeszcze wcześniej, to pójdę do niej na chwilę.
- Jak będziesz wracać, to zajrzyj do pacjenta z 3, leży blisko okna. Byłem u niego niedawno, ale narzeka na ból brzucha i myślę, że trzeba tam zaglądać. - poprosił.
Kiedy wróciła, przez dłuższy czas rozmawiali i pili kawę, ale po dwóch godzinach zaczęło się.
Najpierw operowali, wspomnianego wyżej pana, a potem przywieziono kilka osób z wypadku, w ciężkim stanie. Prawie całą noc stali przy stole operacyjnym. Wezwali nawet na pomoc Wojtka, bo sami już nie dawali rady.
Rano wszyscy byli bardzo zmęczeni. Ewa ledwo trzymała się na nogach i zasnęła już w samochodzie, kiedy wspólnie wracali do domu. Przez sen czuła tylko jak ktoś bierze ją na ręce i wnosi po schodach na górę, ale nie miała siły otworzyć oczu. Gdy się ocknęła, zorientowała się, że nie jest u siebie tylko w mieszkaniu u narzeczonego. Spojrzała na zegarek, była prawie 4 popołudniu, nic dziwnego, że zaczęło jej burczeć w brzuchu. Wstała i zamierzała pójść do łazienki. Do pokoju wszedł Janusz.
- Cześć, wyspałaś się? - zapytał z uśmiechem.
- Cześć o tak!
- Trzeba było mnie obudzić. - odparła.
- Spałaś tak mocno, że chyba by się nie dało. - powiedział, usiadł koło niej i pocałowali się.
- Głodna?
- Tak, nawet bardzo! - przyznała.
- W piekarniku piecze się kurczak i przed chwilą obrałem ziemniaki, niedługo będziemy jedli, skoro już wstałaś. - powiedział.
- Muszę do toalety! - przypomniała sobie.
- Dobrze to nie przeszkadzam. Ty sobie zrób spokojnie co potrzebujesz, możesz nawet się odświeżyć. Ja wstawię ziemniaczki i skoczę na dół do sklepu, po coś zielonego na surówkę.
- Po jakiś czasie kiedy byli już po obiedzie i siedzieli obok siebie na kanapie, Ewa przeciągnęła się i powiedziała:
- Och jak mi dobrze, wzięłam prysznic, zjadłam coś pysznego i jestem z moim ukochanym!
- Mnie też jest bardzo dobrze! - wyszeptał, przysunął się do niej jeszcze bardziej i zaczęli się całować.
- Ewuś może pojechałabyś ze mną do Krakowa w majowy weekend? - spytał po kilku minutach.
- Niestety nie mogę, bo wtedy pracuje. - odpowiedziała.
- Szkoda, to pojadę sam, bo są urodziny mojego siostrzeńca. - trochę posmutniał.
- Wiem Ula dzwoniła i mówiła mi o tym. - odrzekła kobieta.
W czasie wizyty w Krakowie Janusz spotkał swoją koleżankę z liceum Zuzannę. Czy coś z tego wyniknie?

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 20

Rozdział dwudziesty

Zaproszenia i inne sprawy




Nadszedł kwiecień, któregoś niedzielnego po południa Janusz będąc u Ewy i pomagając jej w przygotowaniu obiadu zapytał:
- Ewuś może byśmy pomyśleli o naszym ślubie?
- Na przykład o czym? - śmiała się.
- No wiesz, mamy tylko zarezerwowany termin i salę, no i formalności urzędowe, a gdzie zaproszenia i inne rzeczy? - odparł.
- Mój drogi ja sukienkę i dodatki już mam, a na ustalanie menu weselnego, to jeszcze chyba mimo wszystko trochę za wcześnie.
- Sukienkę już masz? - zdziwił się.
- Tak mam.
- A co do zaproszeń, to jak zjemy możemy pochodzić po internecie? - zaproponowała.
- O fajnie! - ucieszył się.
- Ha, ha, ha Januszku, czy mi się wydaję, czy Ty się jeszcze bardziej denerwujesz niż ja?
- A Ty nie, przecież to już niedługo? - spojrzał na nią zaskoczony.
- Uspokój się kochanie! - podeszła do niego i pocałowała go.
- Pokrój jeszcze kiszone ogórki, a ja odcedzę ziemniaki. - poprosiła.
Po posiłku włączyli komputer i zabrali się za szukanie zaproszeń ślubnych. Po dwóch godzinach wybrali takie, które podobało się im obojgu i postanowili, że następnego dnia je zamówią.
- Będziemy musieli dość szybko je wpisać i rozwieść. - stwierdziła.
- Z tego co mi mówiłeś Ty masz całą rodzinę w Krakowie? - przypomniała sobie.
- Tak.
- Czyli Kraków, Warszawa, Łódź, no i około dziesięciu zaproszeń musimy wysłać do Ameryki. - wyliczała.
- No chyba, że Ty masz jakiś znajomych w innym mieście?
- Nie, nie mam, urodziłem się mieszkałem i uczyłem w Krakowie. Kilka lat, aż do przyjazdu tutaj tam pracowałem, więc w sumie mam trochę znajomych tylko w swoim rodzinnym mieście i tu. - przyznał.
- Tylko musimy ustalić ile nam tych zaproszeń potrzeba. - odparła Ewa.
Zaczęli wypisywać osoby, które chcą zaprosić na uroczystość.
- Wiesz co Janusz myślę, że powinniśmy zaprosić też Sylwię, Krzyśka i jego rodziców, chociaż na ślub? - zastanawiała się.
- Skoro Wasze rodziny się ze sobą przyjaźnią od lat myślę, że tak wypada. - zgodził się z nią.
- A kto będzie Twoją świadkową? - zapytał.
- Bo ja myślałem, żeby moim był Jacek.
- Hmm skoro Ty zamierzasz poprosić o to kawalera, to w moim przypadku powinna to być panna. - śmiała się.
- W takim razie po proszę moją koleżankę Izę.
- Ewuniu po co Sylwia chciała się z Tobą spotkać? - zmienił temat.
- A tłumaczyła się, że nie chciała poderwać Krzysztofa, że tak po prostu wyszło. W końcu to ja musiałam ją przekonywać, że on ją kocha, bo ona myślała że nie. - odpowiedziała.
- Aha.
- Słuchaj czy Ty byłaś na jakieś kontroli u niej po wzięciu tych zastrzyków? - zapytał.
- Nie, nie byłam, powiedziała, że nic takiego się nie dzieje, więc uznałam, że nie ma takiej potrzeby.
- Nadal jesteś chuda i blado wyglądasz. - martwił się.
- Miałam chyba ze dwa razy w życiu anemię, ale po odpowiedniej kuracji lekami szybko mi przeszło. Od urodzenia należę do osób szczupłych, ale nic mi nie zagraża.
- Ojej! - przeraził się.
- Nie bój się, tak prędko nie zostaniesz wdowcem! - żartowała.
- Musisz na siebie uważać, to może być niebezpieczne, poza tym przez to możesz mieć kłopoty z zajściem w ciążę. - tłumaczył.
- W moim wieku i tak pewnie będę miała problemy z zajściem w ciążę.
- No nie Ty znowu z tym wiekiem!
- Obiecuję Ci, że jeśli tylko poczuje się gorzej, to pójdę do niej, potraktowała mnie przecież bardzo dobrze. - uspokajała go.
Przysunęła się do niego, mocno przytuliła i zaczęli się całować.
- Kochanie czy Ty masz jakieś kompleksy na swoim punkcie? - zapytał z uśmiechem, patrząc jej w twarz, kiedy na moment odsunął się od niej.
- Mój drogi czasu nie cofniemy, mam już swoje lata niestety!
- Dla mnie jesteś i będziesz zawsze młoda. - wyszeptał i znowu przytulił ją mocno.
Dwa dni później...
- Część Ewa, co słychać, może wypijemy jakąś kawę i pogadamy? - zawołała Dorota spotkawszy Ewę na mieście.
- Cześć nie dziś nie mogę, umówiłam się z narzeczonym, będziemy wypisywać zaproszenia ślubne, które odebraliśmy wczoraj.
- Widzę, że przygotowania idą pełną parą! - zauważyła z uśmiechem przyjaciółka.
- O tak! Niedawno Janusz uświadomił mi, że zostało już całkiem niewiele czasu. - przyznała Ewa.
- Wkrótce możecie się nas u siebie spodziewać. - zapowiedziała.
- W takim razie czekamy na Was. - ucieszyła się znajoma.
- Do zobaczenia.
Po jakimś czasie Ewa wpadła do pracy rano lekko zdyszana i trochę zdenerwowana. Wypisali z narzeczonym zaproszenia ślubne i powoli zaczęli je rozwozić, była tym już zmęczona, nawet nie myślała, że to tyle stresu.
- Cześć co Ty taka zrezygnowana? - spytał kolega Łukasz, który był w tym momencie w pokoju lekarskim.
- Cześć no wiesz wychodzę za mąż za dwa miesiące i w związku z tym mamy dużo zajęć. - odpowiedziała jednocześnie kierując się do miejsca gdzie się przebierali.
- Wiem coś o tym, parę lat temu przeżywaliśmy z Edytą to samo! - zaśmiał się.
- W ten weekend byliśmy w Krakowie, wiesz teściowie, jego siostra, rodzina, znajomi. - odparła siadając już przebrana obok lekarza.
- Czyli mówisz, że poznałaś całą rodzinę przyszłego męża? - uśmiechnął się znowu spoglądając na nią.
- Hi, hi, hi nie myślałem, że będziesz się tym tak denerwować. - stwierdził.
- Jeżeli myślisz, że ja się denerwuje, to żebyś Ty widział Janusza, on to dopiero ma stresa!
- No dosyć o mnie. Co słychać na oddziale? - zapytała zmieniając temat.
- Tu spokojnie, ale jakieś pół godziny temu Krzysiek Cie szukał. - poinformował.
- Podobno chodzi o jakąś pacjentkę z żylakami. Prosił żebyś się z nim skontaktowała, jak przyjdziesz. - dodał.
- Chyba wiem o co chodzi zaraz do niego zadzwonię.
Zaczęła szukać swojej komórki, gdy ją znalazła natychmiast wykonała telefon.
- Dzień dobry Krzysztof, podobno mnie szukałeś?
- Dzień dobry, tak to prawda.
- Czy Ty pamiętasz tą panią Anne, tą ciężarną kobietę z tymi bolącymi kończynami, którą badałaś u mnie na oddziale w lutym?
- Tak pamiętam. - przytaknęła.
- Poród odbył się w terminie i wszystko było w porządku, ale ona teraz przy wizycie kontrolnej bardzo skarży się na ból nóg. - tłumaczył.
- Masz z nią kontakt? - zapytała Ewa wysłuchawszy go.
- Tak jest teraz u mnie.
- To przyślij ją do mnie, to je obejrzę.- zaproponowała.
- Dobrze.
- Co Ty tak oficjalnie rozmawiałaś z doktorem Sikorą? - zdziwił się Łukasz, kiedy skończyła.
Sikora tak mieli na nazwisko Krzysztof i Sylwia.
- Krzysiek poprosił mnie o konsultacje, to jak miałam z nim rozmawiać?
- Nie wiem, ale to brzmiało bardzo oficjalnie. - stwierdził znajomy.
Już miał ją spytać czy się nie pokłóciła z byłym narzeczonym, ale nie zdążył, bo rozległo się płukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołali oboje.
Do pokoju weszła młoda kobieta.
- Dzień dobry, ja jestem tu z polecenia pana doktora. - powiedziała.
- Dzień dobry, tak wiem o co chodzi. - odrzekła lekarka.
- Proszę usiąść. - wskazała kozetkę.
- Co się dzieje? - podeszła do niej.
- Bardzo mnie boli. - zaszlochała pacjentka.
Wspólnie z kolegą zaczęli oglądać nogi kobiety, a potem dołączył do nich jeszcze Wojtek.
- Czy u pani były wykonane jakieś badania? - zainteresował się szef.
- Nie bo, kiedy widziałam panią ostatnio była w 9 miesiącu ciąży, wtedy niewiele można było zrobić w jej stanie, więc zleciłam tylko badanie krwi. - poinformowała go koleżanka.
- Rozumiem w takim razie trzeba je zrobić teraz! - orzekł ordynator.
- Ja się boję, przecież mam małe dziecko. - na dobre rozpłakała się pani Anna.
- Ale my nie kierujemy pani od razu na operacie. - uspokajała ją Ewa.
Wypisali skierowania i wyznaczyli termin kolejnej wizyty.
- Gdyby były jakieś kłopoty z ich zrobieniem proszę się do mnie zgłosić wcześniej, to wtedy przyjmiemy panią na oddział i coś na to poradzimy. - zapewnił Wojtek.
- Dziękuje bardzo, do widzenia. - rozchmurzyła się nowo upieczona mama wychodząc z gabinetu.
- Nie ma za co, do widzenia. - pożegnali się lekarze.
Następnego popołudnia Ewa razem z ukochanym wybrali się do kilku znajomych z zaproszeniami, przed wieczorem podjechali pod dom Sikorów.
- Cześć możemy wejść na chwilę? - zapytali, kiedy usłyszeli głos Sylwii w domofonie.
- Cześć wejdźcie! - zaprosiła ich do środka otwierając im drzwi.
- Chcieliśmy zaprosić Was na nasz ślub i wesele. - powiedziała Ewa, a Janusz wręczył zaproszenie Krzysztofowi.
- Dziękujemy. - odparł gospodarz, ale widać było, że jest tym zaskoczony.
- Wchodźcie do pokoju!
- Napijecie się herbaty? - zaproponowała pani domu.
- Nie chcieli byśmy robić kłopotu. - bronili się goście.
- To żaden kłopot.
- To ja Ci pomogę. - zaoferowała się koleżanka.
Skierowały się do kuchni, mężczyzn zostawiły w salonie.
- Nie spodziewałam się, że po tym co się stało nas zaprosicie. - zaczęła rozmowę Sylwia.
- Czemu Cie to zaskoczyło co było, to było, przecież już sobie to wyjaśniłyśmy. - stwierdziła przyszła panna młoda.
- Chciałam z Tobą pogadać o czym innym. - zmieniła temat.
- Słuchaj ciągle nie mam apetytu i któregoś dnia zrobiło mi się słabo.
- Co to może być?
- Nadal jesteś bardzo chuda i wyglądasz blado, to może powodować stres związany z tym wszystkim, ale tego nie wiem na pewno. - odparła żona kolegi, przyglądając się jej.
- A może Ty spodziewasz się dziecka?
- Nie to wykluczone. - zaprzeczyła Ewa.
- W takim razie powtórzymy analizy i ponownie Cie zbadam, a potem zobaczymy. - odrzekła znajoma.
- Zaraz przyniosę blankiety i pieczątkę. - dodała i wyszła do przedpokoju.
- Czy mogę Cie prosić żebyś nic o tym nie wspominała przy naszych panach? - poprosiła Ewa, kiedy miały wrócić do swoich partnerów.
- Jasne!
- Co tam dziewczyny coś długo czekaliśmy na tą herbatkę! - śmiał się Krzysiek, kiedy je zobaczył.
- Miałyśmy trochę ze sobą do pogadania. - odpowiedziała z uśmiechem jego żona i postawiła tacę na ławie.
- Janusz mówił, że macie już większość spraw załatwionych. - zwrócił się do koleżanki.
- Tak prawie. - potwierdziła.
- Ewa a ty wiesz, że Agnieszka z Robertem przylatują do Polski, aż na dwa wesela? - spytał znajomy.
- Wiem.
- Bo Wy macie jeszcze wesele Piotra. - przypomniała sobie.
- No tak, tak. - potwierdził Krzysztof.
Rozmawiali wspólnie jeszcze z godzinę, było bardzo miło.
Kilka dni późnej Ewa udała się na umówioną wizytę do przychodni przyszpitalnej. Sylwia po zważeniu i dokładnym zbadaniu jej powiedziała;
- Nadal jesteś chuda jak szpilka i do tego masz anemię. - dodała przeglądając wyniki laboratoryjne.
- O nie znowu! Kiedy byłam jeszcze w podstawówce rodzice ciągle chodzili ze mną do lekarza dlatego, że byłam bardzo szczupła jak na swój wiek, a teraz znowu się zaczyna. - zmartwiła się pacjentka i w jej oczach pojawiły się łzy.
- Tylko mi tu nie becz przecież Ci pomogę! - zapewniła pani doktor.
- Czy to wygląda groźnie? - zainteresowała się chora, gdy się trochę uspokoiła.
- Co ja Ci będę mówić, sama jesteś lekarzem i wiesz, że nie należy tego bagatelizować, ale nie jest jeszcze tak źle.
- Miejmy nadzieje, że Twój przyszły mąż zabierze Cię po tym stresie gdzieś na długie wakacje, odpoczniecie i wszystko wróci do nomy. - uśmiechnęła się łagodnie internistka.
Wypisała receptę na leki, zaleciła w miarę możliwości odpoczynek, regularne posiłki i kontrolę za kilka tygodni.
Ewa podziękowała za wszystko, obiecała stosować się do zaleceń, pożegnała się i wyszła.
Jakby tych zmartwień było dla niej za mało, to i narzeczony nagle zaczął gdzieś znikać. Gdy zapytała o co chodzi, wykręcił się tajemniczym uśmieszkiem i powiedział, że to niespodzianka. Zastanawiała się nawet czy nie jest przez niego zdradzana. Jej obawy zdawały się potwierdzać, kiedy stojąc przed domem swoich rodziców zobaczyła go jadącego samochodem w towarzystwie jakiejś kobiety.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 19

Rozdział dziewiętnasty

Sylwia




Ewa po powrocie Janusza do własnego mieszkania jeszcze kilka dni była na zwolnieniu, ale po weekendzie wróciła do pracy. Narzeczony czekał na nią w poniedziałek rano w samochodzie przed blokiem.
- Cześć kochanie, jak się czujesz? - zapytał gdy ją zobaczył.
- Cześć bardzo dobrze! - zawołała radośnie.
- Ojej nareszcie wychodzę z domu! - ucieszyła się.
- Miałam już dosyć tego siedzenia, a poza tym odkąd wróciłeś do siebie u mnie jest strasznie pusto. - przyznała z żalem w głosie.
On lekko się uśmiechnął słysząc to, ale zaraz potem spojrzał na nią zaniepokojony.
- Chyba jednak nie czujesz się jeszcze najlepiej, bo schudłaś i jesteś blada?
- Może powinnaś zrobić jakieś badania? - zasugerował.
- Ja naprawdę czuje się już dobrze. - przekonywała, nachyliła się i pocałowała go w policzek.
- A, że schudłam i jestem blada, przecież wiesz jak było przez parę dni miałam wysoką gorączkę, ledwie udawało Ci się wmusić we mnie coś do zjedzenia, a poza tym jak jestem chora, to zawsze chudnę. - dodała.
- Jeśli Cie to uspokoi, to pójdę do jakiegoś internisty.
- Tak byłoby najlepiej. - przyznał.
- Słuchaj jesteśmy w sobotę zaproszeni na imprezę do Łukasza i Edyty, ale nie wiem czy chcesz iść? - zmienił temat.
- Bardzo chętnie.
Podjechali pod szpital i lekarz zatrzymał się na parkingu obok auta Wojtka i Doroty, którzy też w tym samym czasie przyjechali do pracy. Wszyscy czworo wysiedli ze swoich samochodów.
- Cześć Ewa, jak się masz? - zapytali znajomi.
- Cześć już całkiem dobrze. - odpowiedziała.
Mężczyźni poszli przodem o czymś dyskutując, a kobiety zostały lekko w tyle.
- No jak Ewuś jak Ci się mieszka z Januszem? - zainteresowała się przyjaciółka.
- My nie mieszkamy razem.
- Jak to nie? - zdziwiła się koleżanka.
- No tak, jak byłam chora, to się mną opiekował i nocował u mnie, ale teraz już wrócił do domu. - wyjaśniła śmiejąc się w duchu.
Wyobrażała sobie jak wszyscy plotkowali na ich temat, kiedy jej nie było.
- Bo my myśleliśmy, że zamieszkaliście razem. - tłumaczyła.
- Jacy my?
- Oj sama wiesz jaki jest mój mąż, jak dowiedział się, że Janusz jest u Ciebie, to zaraz zaczął coś spekulować, a ja w to uwierzyłam.
Obie się roześmiały.
- Teraz będziemy we dwie operować i musimy się trochę pośpieszyć, ale potem może wypijemy razem kawę i pogadamy? - zaproponowała Dorota.
- Dobrze, ale nie wiem czy będzie na to czas, jakby się nie udało to widzimy się w sobotę u Edyty i wtedy porozmawiamy. - odparła Ewa.
- Mam nadzieje, że tam będziecie? - zapytała.
- Pewnie, że tak.
Weszły do budynku, wchodząc na górę spotkały Wiktora w towarzystwie jakiejś kobiety.
- Cześć! - przywitał się z nimi.
- Cześć!
- Nie wiesz co to za kobieta? - Ewa spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
- To jest jakaś pielęgniarka z tego nowego oddziału, to chyba coś poważniejszego, bo spacerują tak ze sobą już od jakiś dwóch tygodni. - odpowiedziała znajoma.
- Chociaż dwa tygodnie, to nie tak długo! - dodała.
- Jak na niego to długo.- zaśmiała się jego była dziewczyna.
- Ulżyło mi, że on ma kogoś, bo mój chłopak jest o niego zazdrosny. - odrzekła.
- Jak to zazdrosny o Wiktora? - zdziwiła się koleżanka.
- No Janusz widział jak Wiktor się zachowuje w stosunku do mnie i był zły, już myślałam, że się rozstaniemy.
- Moja choroba pomogła nam się pogodzić.
- To super! - ucieszyła się Dorota.
We wtorek...
Ewa pojechała na badania do szpitalnego laboratorium. Laborantka powiedziała, że wyniki będą za dwa dni więc postanowiła od razu zapisać się do internisty w przychodni, bo i tak tu przecież będzie. Zapytała który z lekarzy będzie przyjmował w dogodnym dla niej terminie, bo jej lekarza akurat nie było.
- Doktor Sylwia. - poinformowała kobieta w rejestracji.
- Czy mam panią zapisać?
Zastanawiała się chwilę czy powinna pójść do niej, nawet tylko jako pacjentka. Przecież ona bardzo się zdziwi kiedy mnie zobaczy w drzwiach swojego gabinetu.. - pomyślała, ale po krótkim namyśle poprosiła:
- Tak proszę mnie zapisać.
Dzień później ukochany będąc u niej spytał lekko zaskoczony:
- Ewuś widziałem w grafiku, że miałaś mieć jutro rano dyżur, ale się zamieniłaś, czy coś stało?
- Nie nic po prostu idę do lekarza, czuje się trochę osłabiona, może da mi coś na wzmocnienie , bo nie chcę się nabawić jakiego choróbska. - wyjaśniła.
- Grzeczna dziewczynka! - żartował.
- Jak wyjdziesz od niego, to daj mi znać co Ci powiedział. - poprosił.
- Dobrze.
Ewa miała wizytę na godzinę 10 :00 wstała rano, wzięła prysznic, zjadła lekkie śniadanie i pojechała. Gdy weszła do przychodni w poczekalni czekała jedna pani, która zaraz weszła do gabinetu. Usiadła na krześle i czekała na swoją kolej, trochę się denerwowała, ale postanowiła się nie wycofywać. Po kilku minutach pacjentka wyszła, ona zapukała do drzwi i weszła do środka.
- Dzień dobry! - powiedziała.
- Dzień dobry! - usłyszała w odpowiedzi chociaż Sylwia przez chwilę nie patrzyła na nią, bo coś pisała.
- Proszę usiąść!
- To Ty, co Cie do mnie sprowadza? - zdziwiła się lekarka w końcu podnosząc głowę.
- Chciałam Cie poprosić o zbadanie mnie. - powiedziała.
- Co Ci dolega? - zainteresowała się znajoma.
- Ostatnio chorowałam na zapalenie oskrzeli i ciągle czuję się osłabiona i ciągle się pocę. - wytłumaczyła.
- No dobrze, rozbierz się, zobaczymy co się dzieje! - poprosiła Sylwia.
Najpierw ją dokładnie osłuchała, potem kazała położyć się na kozetce i zbadała brzuch.
- Ile Ty ważysz, bo jesteś bardzo chuda? - spytała lekarka.
- Sama nie wiem, ostatnio nie sprawdzałam, ale w czasie choroby faktycznie schudłam. - przyznała Ewa.
- Stań na wagę.
- Dobrze, możesz się ubrać!
- Sprawdzimy jeszcze ciśnienie! - stwierdziła pani doktor, gdy pacjentka usiadła na krześle.
- No i co jak to wygląda? - zaniepokoiła się trochę widząc minę znajomej.
- Nie jest tak źle ja oczywiście dam Ci skierowanie na kilka badań tylko niepokoi mnie ta niska waga.- uspokajała koleżanka.
- Ja mam zrobione badanie krwi i moczu. - odrzekła.
- Pokaż.
Ewa wyjęła wyniki, a lekarka wnikliwie je przejrzała.
- Widać po nich, że jest ogólne osłabienie organizmu, ale mówiłaś że brałaś dość silny antybiotyk, więc to pewnie jest tego przyczyną. - stwierdziła.
- Dam Ci coś na wzmocnie i zlecenie na EKG i prześwietlenie płuc. - dodała.
- Jak je zrobisz, to przyjdź jeszcze raz do mnie. Chyba, że się mnie obawiasz?
- Dlaczego miałabym się Ciebie bać? - zdziwiła się.
- Nie wiem.
- Słuchaj Sylwia, gdybym się bała, to bym tu nie przyszła. - odparła.
- To raczej ja nie wiedziałam, jak Ty zareagujesz na mój widok.
- Dlaczego? - zapytała znajoma.
- Choćby ze względu na Krzysztofa. - odrzekła.
- Ewa ja chciałabym się z Tobą umówić tak prywatnie i pogadać właśnie o Krzyśku, bo mam wrażenie, że masz do mnie żal. Muszę Ci w związku z tym wszystko wyjaśnić. - zaproponowała.
- Dobrze jak przyjdę z tymi wynikam, to się umówimy. - zgodziła się, chociaż trochę obawiała się tej rozmowy.
- Chcesz witaminy w tabletkach, czy w zastrzykach? - pani doktór zmieniła temat.
- Nie lubię ich, ale daj zastrzyki, są chyba skuteczniejsze.
- Dzięki za wszystko, za kilka dni się pokaże. - obiecała Ewa, gdy koleżanka wypisała receptę i skierowania.
- Nie ma za co cześć.
- Cześć.
Po pracy Janusz przyjechał prosto do narzeczonej, był trochę zdenerwowany, kiedy otworzyła mu drzwi.
- No i co miałaś zadzwonić, czekam i czekam, przysłałaś mi tylko krótką wiadomość, a ja się denerwuje! - powiedział całując ją na powitanie.
- Bo tak jak Ci pisałam nic takiego się nie dzieje. - tłumaczyła.
- Miałam do Ciebie zatelefonować, bo dostałam lekarstwo, ale niestety sama sobie go nie podam. Chyba domyślasz się co, to jest? - śmiała się.
- Raczej tak. - przytaknął również się śmiejąc.
- Ale czy, to coś złego? - spytał po chwili, już poważnie.
- Nie nic mi nie jest, jestem po prostu lekko osłabiona, dostałam leki na wzmocnienie i mam zrobić kilka badań.
- Aha.
- A masz igłę i strzykawki? - zapytał.
- Tak wszystko mam, ale może najpierw coś zjemy, a potem mi go zrobisz, bo ja niezbyt dobrze znoszę zastrzyki? - zaproponowała.
- Dobrze tylko pójdę na chwilę do siebie i zabiorę Freda, bo on siedzi cały dzień sam w domu. - odparł.
- To jeszcze u niego nie byłeś?
- No nie przyjechałem prosto do Ciebie. - wyjaśnił.
- Ojej to teraz leć do niego, bo on tam biedny czeka. Ja mogę z tym poczekać.
Wrócił po jakimś czasie w towarzystwie swojego psa. Zjedli razem obiad, a kiedy trochę odpoczęli i wypili kawę w salonie, Janusz skierował się do łazienki, żeby umyć ręce, a jednocześnie zapytał:
- To gdzie masz ten zastrzyk i wszystko co potrzeba?
- W sypialni, zaraz przyniosę! - wstała z kanapy i skierowała się do pokoju obok.
Kiedy pojawiła się znowu, zauważył lekką panikę w jej oczach.
- Czego się boisz?
- Bo ja tak źle znoszę kłucie. - powiedziała prawie płacząc.
- Połóż się jakoś sobie poradzimy. - uśmiechnął się uspokajająco.
Miała rację, chociaż ukochany starał się robić wszystko bardzo delikatnie, to i tak po wkuciu igły na jej pośladku pojawił się spory i dość bolesny siniak.
- Sam widzisz! - żaliła się.
- Poleż tak parę minut, to powinien troszeczkę zblednąć. - polecił.
- A jak nie, to zrobimy zimny okład.
- Wiesz u kogo ja byłam u lekarza? - zagadnęła gdy przestało boleć i mogła usiąść.
- U kogo?
- U Sylwii. - odpowiedziała.
- U tej Sylwii... o której. myślę? - spojrzał na nią zaskoczony.
- Tak byłam u żony Krzyśka. - potwierdziła.
- Ojej i jak zareagowała na Twój widok? - lekko się przeraził.
- Nawet była miła i zajęła się mną bardzo dobrze.
Dziesięć dni później w czasie kolejnej wizyty Ewy w przychodni u znajomej pani doktor, obie kobiety umówiły się na kawę. Następnego dnia popołudniu spotkały się w małej kawiarni na mieście.
- Ty pewnie myślisz, że ja Ci odbiłam byłego narzeczonego? - zaczęła rozmowę Sylwia.
- Uwierz mi, że tak nie było. - kontynuowała nie czekając na reakcje koleżanki.
- To prawda bardzo mi się podobał, ale nie zaplanowałam sobie, że go poderwę. Kiedy przypadkowo spotkaliśmy się tam za granicą Krzysiek nie myślał prawie o niczym tylko o pracy. Wiesz, że on jest trochę pracoholikiem i ja wyczułam, że bardzo chce zrobić karierę. Mimo tego musiał czasem trochę odpoczywać, zaczęliśmy się widywać i zbliżyliśmy się do siebie. - opowiadała.
- Powiem Ci jeszcze jedno Krzysztof nigdy nie pokocha mnie tak jak kochał Ciebie, gdyby po naszym powrocie nie okazało się, że jesteś z kimś związana, pewnie byśmy się nie pobrali. - dodała ze łzami w oczach.
- To czemu wróciliście? - spytała Ewa wysłuchawszy wszystkiego.
- Bo ja już nie chciałam tam dłużej być. - odpowiedziała.
- Słuchaj gdyby mnie tak kochał jak twierdzisz, to by tu wrócił, a nie wybrał karierę, ale trudno, nie byliśmy ani małżeństwem, ani nawet oficjalnie narzeczeństwem, więc po jakimś to przebolałam. Przyznaje byłam wściekła na Ciebie i na niego jak się dowiedziałam, że się z Tobą żeni. Mogę Cie też zapewnić, że Twój mąż Ciebie kocha, jak ostatnio ze mną rozmawiał, to bardzo się cieszył, że będzie ojcem. - zapewniała żonę kolegi.
- Naprawdę? - nie dowierzała kobieta.
- Tak. - upewniła ją.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 18

Rozdział osiemnasty

Choroba




Po kłótni Janusz zdecydowanie unikał Ewy nawet wyjechał na kilka dni, podobno w delegacje Ona była z tego powodu bardzo smutna, a jednocześnie zła na Wiktora, że zachowywał się tak jakby nadal byli parą. Któregoś dnia zeszła na kawę do bufetu, po jakimś czasie do jej stolika podszedł Krzysiek.
- Cześć czy mogę się przysiąść? - zapytał.
- Cześć siadaj jeśli chcesz. - odpowiedziała.
- Co słychać, co Ty taka markotna? - zainteresował się, widząc jej minę.
- A nic drobne kłopoty.
- Chcesz o tym pogadać?
- Z Tobą? - zdziwiła się.
- Ewa mimo tego co się stało, nie traktuj mnie jak wroga, bo nim nie jestem. - zapewnił.
- Miałabym rozmawiać o swoich problemach z moim byłym narzeczonym?
- Czasem dobrze jest się komuś wygadać. - odparł.
- To czasem pomaga. - dodał.
- Jestem sama sobie winna więc teraz muszę cierpieć.
- Ups! To aż tak poważne?
- Oj nie ważne nie mówmy o tym! - zirytowała się trochę.
- Wiesz co postawię Ci ciastko na poprawę humoru! - zaproponował.
Zanim zdążyła zaprotestować wstał i poszedł je zamówić, wrócił po chwili i postawił przed nią dużą wuzetkę.
- Smacznego!
- Dziękuje, ile Ci jestem winna?
- Nic to na koszt firmy! - uśmiechnął się.
- To miłe, że nadal pamiętasz, że lubię te ciastka. - powiedziała.
- Takich rzeczy się nie zapomina. - westchnął.
- Ty za to wyglądasz na szczęśliwego. - zmieniła temat.
- Tak to prawda, bo będę ojcem! - pochwalił się.
- Gratuluje!
- Dzięki.
- Ewa Ty bardzo nie lubisz mojej żony. - zauważył spoglądając na koleżankę.
- A za co miałabym ją lubić, w końcu przecież mi Ciebie odbiła! - prawie krzyknęła.
- Odbiła, to chyba za duże słowo? - odrzekł.
- Nazywaj to jak chcesz. - próbowała się oponować.
- No tak może Ty pojechałeś tam do niej? - spytała wzburzona.
- Nie, nie pojechałem tam do niej, to się stało przypadkiem, że znaleźliśmy się tam oboje. - usprawiedliwiał się.
- Nie denerwuj się. - uspokajał ją.
- Przepraszam poniosło mnie. - przyznała.
- Nie powinnam do tego wracać.
- To kiedy urodzi Ci się dziecko? - zainteresowała się gdy ochłonęła.
- Pod koniec września.
- Miałem do Ciebie dzwonić, chciałem poprosił Cię o konsultacje. - zagadnął po chwili milczenia.
- Mam pacjentkę w dziewiątym miesiącu ciąży, która ma duże żylaki na nogach i skarży się na ich ból. - tłumaczył.
- Chciałem Cię prosić żebyś je obejrzała i może coś zaradziła.
- Słuchaj ja mogę ją zbadać, ale teraz nie wiele można zrobić. - powiedziała.
- Wiem, ale mimo wszystko wolałbym żebyś je zobaczyła. - poprosił.
- Dobrze.
Do bufetu wszedł Wiktor.
- Witaj Ewuś! - zawołał radośnie, kiedy zauważył Ewę.
- Cześć.
Krzysiek obejrzał się za siebie, bo siedział tyłem do wejścia.
- To ten nowy lekarz z ortopedii? - spytał.
- Tak.
- Wiesz co Krzysztof jeśli masz teraz czas, to chodźmy do tej Twojej pacjentki? - zaproponowała.
Wstali i wyszli.
- Co się stało? - spytał zdziwiony, kiedy szli korytarzem.
- Nic po prostu ten facet działa mi na nerwy, to przez niego pokłóciłam się z moim narzeczonym!
- Aha rozumiem.
- Kiedyś trochę z nim chodziłam, ale się rozstaliśmy, a on sobie teraz wyobraża nie wiadomo co.
- To mu powiedz żeby sobie nie wyobrażał niczego. - poradził kolega.
Weszli na oddział gdzie pracował Krzysiek i poszli na sale na której leżała ciężarna kobieta z bólem nóg.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry!
- To jest pani Anna o której Ci wspominałem.. - odparł, gdy podeszli do łóżka chorej.
- Pani Aniu, to jest doktor Ewa, bardzo dobry chirurg. - przedstawił znajomą.
- Chciałabym obejrzeć pani żylaki. - poprosiła lekarka.
- Proszę się położyć.
Ewa dokładnie zbadała nogi pacjentki.
- Kiedy jest planowany termin porodu? - zwróciła się do kolegi.
- Za jakieś trzy tygodnie.
- Tak jak Ci mówiłam teraz nie wiele mogę zrobić nawet nie zalecę nic przeciw bólowego ze względu na ciążę.
- Kiedy pani już urodzi, to zrobimy dokładniejsze badania, a gdyby dolegliwości nie ustąpiły, albo nawet się nasiliły, to zrobimy operację. - poinformowała.
- Ojej pani doktor operacja! - przeraziła się kobieta.
- Proszę się nie martwić na zapas, coś poradzimy, a ja przecież powiedziałam, że zabieg będzie ewentualnie. - uspokajała ją Ewa.
- Na razie zlecę badanie krwi i wezmę panią razem z doktorem Krzysztofem pod swoją opiekę. - obiecała.
- Dziękuje pani doktor. - powiedziała z wdzięcznością pacjentka.
- Nie ma za co.
Przyjaciel również podziękował jej za pomoc, gdy tylko ponownie znaleźli się na korytarzu.
- To drobiazg. - odparła.
- Polecam się na przyszłość! - zaśmiała się.
- Zapamiętam to sobie. - on też się uśmiechnął.
- Słuchaj chciałam Cię jeszcze raz przeprosić za to, że się uniosłam. - odrzekła, kiedy mieli już się rozejść do swoich zajęć.
- Nic się nie stało. Może wreszcie sobie wszystko wyjaśniliśmy? - stwierdził spoglądając na nią pytająco.
- Masz rację, nam obojgu była potrzebna ta rozmowa. - odpowiedziała.
- Będziemy w kontakcie, do zobaczenia! - pożegnała się.
- Cześć.
Wychodząc tego dnia z pracy uświadomiła sobie, że rozmowa z Krzysztofem pomogła jej też w obecnej sytuacji w jakiej się znalazła. Postanowiła, że będzie walczyć o to żeby jej związek z ukochanym przetrwał.
Tydzień później...
- Janusz nie wiesz co się dzieje z Ewą miała być w szpitalu od rana, bo mieliśmy razem operować, a do tej pory jej nie ma? - zapytał Wojtek.
- Nie, nie wiem, nie kontaktuje się ostatnio z Ewą, bo się pokłóciliśmy.
- Aha rozumiem.
- Ale jeśli chcesz, to mogę do niej zadzwonić? - zaproponował narzeczony lekarki i sięgnął po komórkę.
- Byłbym Ci wdzięczny! - ucieszył się szef.
Mężczyzna dość długo czekał na odebranie, już miał zrezygnować, ale w końcu usłyszał cichy szept po drugiej stronie:
- Słucham.
- Cześć, czemu Cię jeszcze nie ma w pracy? - spytał.
- Cześć, właśnie miałam Was zawiadomić, że dziś nie przyjdę, bo źle się czuje.
- A co Ci jest? - zainteresował się.
- Sama nie wiem, chyba coś mnie bierze, mam dreszcze i wszystko mnie boli. - odrzekła.
- Jeżeli teraz sobie poradzisz, to ja Cię tu zastąpię, a po dyżurze wpadnę do Ciebie? - zaproponował.
- Dobrze.
Odłożył telefon, ale zanim zdążył odezwać się do kolegi przysłuchującemu się ich rozmowie, rozległo się pukanie:
- Proszę!
- Dzień dobry!. - do pokoju weszła kobieta z małym dzieckiem na ręku.
- Panowie mnie nie poznają? - zorientowała się.
- Nazywam się Gawrom jestem mamą Kamila, tego z wypadku, a to jest Mateusz.. - pokazała chłopca.
- Ach, to pani! - przypomnieli sobie.
- Co tam słychać? - zapytali.
- Wszystko dobrze, czujemy się wspaniale! - cieszyła się.
- To świetnie!
- Ja chciałam jeszcze raz podziękować za opiekę gdyby nie Wasza pomoc, to Kamil być może by nie chodził, a ze mną i małym też nie wiadomo co by się stało. - wzruszyła się.
- Proszę nie płakać, najważniejsze że, wszystko dobrze się skończyło.- uspokajali lekarze.
- A nie ma dziś pani doktor Ewy? - rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Nie niestety nie, nasza koleżanka się rozchorowała! - poinformował jeden z mężczyzn.
- Oj, to szkoda, to proszę ją pozdrowić!
- Dziękujemy i życzymy zdrowia.
- Do widzenia.
Po południu Janusz pojechał prosto do swojej dziewczyny ponieważ drzwi na dole były otwarte od razu wszedł na górę i nacisnął dzwonek.
- Wejdź! - doleciał do niego głos ze środka.
Postawił torbę i nie zdejmując płaszcza skierował się do salonu. Jego narzeczona siedziała skulona na wersalce, przykryta kocem.
- Co Ty się nie zamykasz? - zdziwił się.
- Wiedziałam, że przyjdziesz i wcześniej otworzyłam.
- Co się dzieje, masz gorączkę?
- Nie mierzyłam, ale chyba mam, bo czuję. - przyznała.
- A gdzie masz termometr?
- W szafce w łazience.
Wyszedł i wrócił po paru minutach, niosąc termometr i torbę lekarską.
- W takim razie Cie zbadam! - przystanął przy niej.
Spojrzała na niego zmieszana.
- Potraktuj mnie jak lekarza. - przekonywał.
Posłusznie odkryła się i podwinęła bluzkę jednocześnie zanosząc się od kaszlu.
- Masz zapalenie oskrzeli. - orzekł, kiedy ją dokładnie osłuchał.
- Sprawdź czy masz dużą gorączkę potem przebierz się w piżamę i zmykaj do łóżka, a ja pojadę do apteki i na trochę do siebie. - postanowił, przysiadł na fotelu i zaczął wypisywać receptę.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - zapytał.
- Nie nic mi nie trzeba.
Okazało się, że Ewa ma bardzo wysoką temperaturę.
- Jak będziesz wychodził weź kluczę. - poprosiła i poszła do toalety, a później się położyła i usnęła.
Obudziło ją leciutkie muśnięcie w ramię nie wiedziała co się dzieje.
- Obudź się, zjedz to, a potem zażyjemy lekarstwa. - podsunął jej talerzyk z dwoma kanapkami.
W półśnie przypomniała sobie, że przecież jest z nią Janusz.
- Nie chce tego! - broniła się.
- Trzeba jeść.
- Zostanę z Tobą, będę spał na kanapie. - powiedział czule patrząc na ukochaną.
- Nie musisz.
- Słuchaj, albo odwożę Cie do rodziców, albo zostaje z Tobą.
- Dobrze, ale możesz spać w pokoju obok, normalnie na łóżku, będzie Ci wygodniej. - uznała.
Kolejne trzy dni były dla Ewy bardzo ciężkie, była ledwo świadoma, miała silną gorączkę. Narzeczony martwił się o nią, poprosił szefa o kilka dni zaległego urlopu i cały czas czuwał przy chorej. Zastanawiał się też czy nie poprosić znajomego lekarza z interny o zabranie jej do szpitala, ustalił z nim, że gdyby się jeszcze pogorszyło, to natychmiast przywiezie ją do niego, ale stan kobiety na szczęście się poprawił.
Obudziła się wieczorem w pokoju panował pół mrok, do środka przez szparę w uchylonych drzwiach próbował wśliznąć się Fred.
- Chodź tu, bo obudzisz Ewunię. - doleciał do niej głos jego właściciela.
- Hej piesku! - ucieszyła się na widok czworonoga.
- Myślałem, że śpisz? - wszedł za swoim psem.
- Nie, nie śpię, ile można spać? - zaśmiała się.
- Oj przez ostatnie kilka dni mówiłaś inaczej. - on też się uśmiechnął, przysiadł na krawędzi jej łóżka i delikatnie dotknął jej czoła.
- Zdecydowanie chłodniejsze!
- Fakt, ale się pochorowałam, nie wiele pamiętam z tego wszystkiego. - uświadomiła sobie.
- Napędziłaś mi stracha. - przyznał.
- A kto wystawił mi zwolnienie, Ty? - zaciekawiła się.
- Nie, nie ja tylko Jacek z interny.
- Aha, ale już się o mnie nie martw, czuje się już prawie dobrze. - cmoknęła go w policzek.
- Zaraz przyniosę stetoskop i się przekonamy czy nie mam się czym martwić.
- No rzeczywiście jest dużo lepiej! - stwierdził po zbadaniu jej.
- Co zjesz na kolacje? - zapytał.
- A mogę poprosić o dwa jajka na twardo? - zażyczyła sobie rozbawiona.
- Już się robi!
- Fred idziemy do kuchni! - zawołał psa.
- Ewuś mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko temu, że przyprowadziłem go do Twojego mieszkania, bo się nawet nie spytałem?
- No pewnie, że nie. - zapewniła.
Skierował się w stronę przedpokoju, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Możesz odebrać? - poprosiła.
Janusz rozmawiał z kimś dłuższą chwilę, potem przeniósł jej słuchawkę.
- To Twoja mama.
- Cześć córciu! Czy ja muszę się od Twojego narzeczonego dopiero teraz dowiadywać, że jesteś chora?
- Cześć mamuś! Nie byłam w stanie Was zawiadomić, podobno było ze mną kiepsko. - odpowiedziała.
- Ojej, a teraz jak się czujesz? - zaniepokoiła się matka.
- Lepiej.
- To dobrze, ale Janusz mógł nas o tym poinformować. - stwierdziła starsza z kobiet.
- Nic nie mówił, bo nie chciał Was martwić. - usprawiedliwiała go Ewa.
- Za to wspaniale się mną opiekował! - zachwycała się.
Hi, hi hi. - usłyszała po drugiej stronie.
- No co nie ma się z czego śmiać, naprawdę tak było. - przekonywała córka.
- Zresztą ta cała sytuacja pomogła nam się ze sobą pogodzić, ale opowiem Ci o tym, kiedy indziej. - dodała.
- Dobrze córeńko, to nie będę Cię już męczyć, trzymajcie się pa.
- Pa mamo, pozdrów tatę.
Następnego dnia ukochany wrócił do pracy, a Ewa została sama z psem, wieczorem Janusz postanowił:
- Skoro radzisz sobie już sama, to my jutro wracamy do domu.
- A musicie? - posmutniała.
- Może by już tak zostało, jak teraz? - zaproponowała nieśmiało.
- Czy Ty proponujesz mi wspólnie mieszkanie? - upewniał się.
- Tak.
- Obawiam się kochanie, że mógłbym się nie opanować, wiesz z czym...?
- Ale jeśli chcesz, to nie musimy z tym czekać. - odrzekła.
- Czy Ty mi nie ufasz, a może się jeszcze gniewasz o tego Wiktora? - przestraszyła się.
- Nie gniewam się skarbie!
- Szczególnie po tym, jak przez dwie noce w gorączce powtarzałaś ciągle moje imię i mówiłaś, że mnie kochasz!
- Więc poczekajmy z tym do ślubu. - przytulił ją i czule się pocałowali.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.


Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...