środa, 20 lutego 2013

Rozdział 23



Rozdział dwudziesty trzeci

Zapowiedz zmian w szpitalu




Janusz po odebraniu Ewy ze szpitala, chciał zabrać ją do siebie, ale ona nie zgodziła się, bo uznała, że nie ma takiej potrzeby. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że trochę przestraszyła się tych omdleń i chociaż lekarz zapewnił ją, że wyniki badań nie są takie złe i, że sytuacja jest już opanowana, bała się, że to przerodzi się w coś groźnego. Zastanawiała się czy powinna wychodzić za mąż i obarczać ukochanego swoją chorobą? Bo przecież anemia może się powtarzać i przysparzać problemów, tym bardziej, że miała z nią kłopoty prawie od dziecka.
- A może byś jednak przeniosła się do mnie na te kilka dni, chociaż do końca zwolnienia? - namawiał ją Janusz, będąc u niej w sobotę kiedy była już w domu.
- Dam sobie radę, przecież nic mi już nie grozi! - zapewniała go.
Chciała wstać i zrobić herbaty, ale zabronił jej.
- Leż, leż, ja zrobię!
- Jadłaś śniadanie?
- Tak jadłam.
- No i gdzie wstajesz, przecież mówiłem, że ja zrobię.. - powiedział widząc, że ona jednak się podnosi.
- Muszę do łazienki! - odparła.
Kiedy wróciła na stoliku obok kanapy, stały kubki z herbatą, a na talerzyku leżała słodka bułeczka.
- Dzięki, ale sama będę jadła? - spojrzała na narzeczonego, siedzącego na fotelu.
- W takim razie przyniosę sobie drugą! - uśmiechnął się.
- Są z jabłkiem w środku, chyba takie lubisz? Wyglądały smakowicie więc wziąłem.
- A co Ty tak utykasz? - zaniepokoił się widząc jak chodzi.
- Nie wiem, chyba upadając uderzyłam się w nogę.
- Pokazywałaś to lekarzowi?
- Nie, bo w szpitalu prawie cały czas leżałam i nic nie zauważyłam. - przyznała siadając.
- Daj ja zerknę! - podniósł się i podszedł do niej.
- Masz dużego siniaka na łydce! - stwierdził oglądając nogę.
- Trzeba smarować maścią i przykładać zimnie okłady! - dodał i poszedł do kuchni po drożdżówkę dla siebie.
- Teraz to już chyba okłady nie wiele pomogą, bo od upadku minęło sporo czasu! - zawołała za nim.
- Zaraz przepiszę Ci maść, a potem skoczę do apteki. - powiedział po chwili wracając do niej.
- Masz przy sobie bloczek z receptami? - zaśmiała się.
- Chyba tak, zaraz sprawdzę, a jeśli nie mam to pójdę do domu.
- Ewa czy Ty dzwoniłaś do rodziców i mówiłaś im co się wydarzyło? - spytał.
- Nie jeszcze nie, bo nie chciałam ich martwić.
- Rozumiem.
Siedzieli kilka minut w milczeniu, jedząc.
- Faktycznie niezła ta bułeczka! - odezwała się w końcu.
- Cieszę się, że Ci smakuje! - ucieszył się.
- Janusz długo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że może Ty powinieneś poszukać sobie innej dziewczyny, a my powinniśmy się rozstać. - zmieniła temat.
- Chcesz dać mi kosza? - śmiał się myśląc, że to co usłyszał, to żart.
- Ja mówię poważnie! - odparła, ze smutną miną.
- A dlaczego uważasz, że powinniśmy się rozstać? - zdziwił się.
- No bo nie wiadomo czy ta moja anemia nie przemieni się kiedyś w białaczkę, a jeśli nawet nie, to mogę mieć przez nią kłopoty, na przykład z zajściem w ciąże. W związku z tym, czy nie będzie lepiej, jak poszukasz sobie kogoś zdrowego? - przekonywała.
- Mówisz tak jakbyś była chora na jakąś śmiertelną chorobę! - oburzył się ukochany.
- Ta choroba na razie nie jest śmiertelna, ale może się w taką zmienić. - odparła.
- Moja droga, przestraszyłaś się tego co się stało i jak widzę wpadłaś w panikę! - stwierdził.
- Sama wiesz, że to wcale nie musi być takie niebezpieczne. - usiadł koło niej i starał się ją uspokoić.
- Kocham Cię i nic tego nie zmieni! - dodał czule.
- Ja też Cię kocham! - wyszeptała.
- To skoro tak, to nie miej już więcej takich pomysłów! - śmiał się.
- Dobrze! - ona też się uśmiechnęła i zaczęli się całować.
- Może byś jednak zmieniła zdanie i przeniosła się do mnie? - próbował ją nadal namawiać.
- Zająłbym się Tobą troskliwie i poleczylibyśmy tę nóżkę! - szeptał jej do ucha.
- Z nóżką sobie jakoś poradzę, a z tym mieszkaniem to się tak nie śpiesz, bo jeszcze Ci się znudzę! - żartowała.
- Niemożliwe Ty nigdy mi się nie znudzisz! - przekomarzał się z nią.
Kilka dni później Ewa pojechała jednak do rodziców. W domu zastała tylko tatę.
- Cześć tatusiu, co słychać? - spytała gdy tylko weszła.
- Cześć u nas wszystko dobrze. A co u Ciebie?
- U mnie też. - odpowiedziała i cmoknęła ojca w policzek na powitanie, a on objął ją mocno.
Usiedli przy stole.
- Czy aby na pewno? - dopytywał się.
- A co masz jakieś wątpliwości? - śmiała się.
- Tak mam, bo byłem ostatnio u was na oddziale i Ciebie tam nie zastałem. Dorota powiedziała, że jesteś na zwolnieniu lekarskim. - odparł mężczyzna.
- Tak jestem na zwolnieniu lekarskim, bo leżałam parę dni w szpitalu i mam teraz wolne. - przyznała Ewa.
- Ale w poniedziałek już wracam do pracy! - dodała, chcąc uprzedzić dalsze pytania taty.
- Ojej, a z jakiego powodu się tam znalazłaś? - zmartwił się.
- To przez tą moją anemię, dwa razy zemdlałam i za drugim lekarz zadecydował, że zabiorą mnie na badania. - tłumaczyła.
- Aha i co ...? - zainteresował się.
- Wzięli mnie, przebadali, trochę wzmocnili i dużo odpoczywałam. Wyniki nie są takie złe. - zapewniała.
- Trzeba było nas zawiadomić! - stwierdził trochę z pretensją w głosie Jan.
- Nie chciałam Was martwić. - usprawiedliwiała się.
- Janusz o tym wiedział?
- Wiedział tylko o drugim omdleniu, bo to się stało u niego w mieszkaniu, a o pierwszym mu nie mówiłam.
- Aha.
- Tato boje się, że to jest coś groźnego, że ja w końcu zachoruje na białaczkę. Rozważałam nawet czy nie powinniśmy odwołać ślubu i w ogóle się ze sobą rozstać, ale Janusz nie chce o tym słyszeć! - szlochała.
- Nie możesz od niego tego oczekiwać, przecież się kochacie!
- Tak, ale ja nie chce go tym obarczać. Bo co będzie, gdy coś się stanie i on dopiero wtedy mnie zostawi? - rozpłakała się na dobre.
- Córciu uspokój się, nic się nie wydarzy. Twój narzeczony, to bardzo fajny facet i na pewno tak by nie postąpił. - pocieszał ją.
- Poza tym chyba jest świadomy, że Ty masz z tym kłopoty i wie na co się porywa! - żartował chcąc ją trochę rozweselić, co mu się udało, bo pojawił się nikły uśmiech na jej twarzy.
- Tą anemią tak się nie przejmuj, bo już od dziecka ją masz, a jak sama wiesz przy niej zdarza się utrata przytomności. - dodał już poważnie.
- My tu gadu, gadu, a ja nawet nie zaproponowałem Ci nic do picia! - zmienił temat.
- To czego się napijesz, a może byś coś zjadła?
- Poproszę coś chłodnego. A co masz dobrego do jedzenia? - spytała niby obojętnie.
- Mam kapuśniak z młodej kapusty i mnóstwo truskawek. Możemy je zrobić z makaronem, znajdzie się też trochę białego sera. - odpowiedział ojciec.
- Ty mi dopiero teraz o tym mówisz, że masz takie pyszności, przecież wiesz, że za tym przepadam! - ożywiła się.
- Wiem, wiem, szczególnie za tymi małymi, czerwonymi owocami, zawsze je lubiłaś. Wiedziałem, że się na nie skusisz! - ucieszył się.
- Kapuśniaczek też lubię! - zapewniała.
- To fajnie córciu, zaraz przygotuje, za jakąś godzinę mama wraca z pracy, to razem zjemy!
Poniósł się i podszedł do szafki, wyjął dwie szklanki, a potem chłodną wodę z lodówki, postawił na stole, po czym zabrał się za przygotowywanie obiadu. Ewa napiła się, bo nadal było gorąco i zaoferowała mu swoją pomoc.
- Co tam u Was tatuśku? - zapytała po kilku minutach, obierając truskawki, niektóre owoce lądowały w jej buzi
- A nic Bożena dzwoni ciągle do Twojej przyszłej teściowej i coś tam obmyślają i Ty tu mówisz o odwołaniu ślubu! - spojrzał na nią z uśmiechem.
- Wiesz, że ja to chciałam zrobić z innych względów! - broniła się.
- Bardzo cieszę się, że wychodzę za mąż i tak naprawdę, to nie mogę się już doczekać! - przyznała.
- Ciekawe co one kombinują? - zastanawiała się Ewa.
- Nie wiem, podobno Grażyna przyjeżdża do Warszawy tydzień przed uroczystością. - powiedział tata.
- Twój chłopak Ci nie mówił? - zdziwił się.
- Nie, nic mi nie mówił, korzystając z tego, że teraz mam wolne, byliśmy już nawet na rozmowie z kucharką. No wiesz ustalenie menu, co robimy, co trzeba kupić, ale o wcześniejszym przyjeździe swojej mamy nic mi nie wspominał.
- To może to miała być tajemnica, a ja się wygadałem? - zastanawiał się.
- Może, nie przejmuj się w razie czego udam, że nic nie wiem! - śmiała się.
- Och jakie te truskawki pysze, nie mogę się oprzeć, zabierz je ode mnie, bo zaraz nic nie zostanie! - zachwycała się.
- Jakby zabrakło, to pójdę po drugą łubiankę. - uśmiechnął się.
- Kto gotował zupkę? - zajrzała do garnka, stojącego już na kuchence i aż się oblizała.
- Ja, jestem dzisiaj cały dzień w domu. - pochwalił się gospodarz.
- Ty nie masz dyżuru?
- Nie mam, ostatnio pracowałem od 15 do 7 rano, więc wziąłem sobie wolne. - wyjaśnił.
- Ojej to Ty jesteś po dyżurze, a przeze mnie nie możesz się wyspać, bo ja Ci zawracam głowę! - zawołała i zrobiła taki gest jakby chciała wyjść.
- Czekaj, czekaj wcale mi nie przeszkadzasz, w pracy byłem dwa dni temu i jestem wyspany. - zatrzymał ją.
Usłyszeli jak na podwórko wjeżdża mama.
- Tato mam prośbę, nie mów nic mamie o moim pobycie w szpitalu. - poprosiła Ewa.
- Ewuś jeśli Bożenka zapyta Cie o zdrowie, nie ukrywaj tego przed nią.
- No dobrze powiem. - obiecała.
- Cześć Janek, jesteś tu? - wołała żona od progu.
- Cześć jesteśmy w kuchni! - krzyknął mąż.
- Jesteśmy.. to mamy gości? - w pierwszej chwili nie zauważyła córki.
- Widzę Janeczku, że pomyślałeś obiedzie, kochany jesteś! - pocałowała mężczyznę w policzek.
- O cześć córeńko, jak miło Cie widzieć! - ucieszyła się kiedy w końcu ją zobaczyła.
- Jak się masz? - spytała, podeszła do niej i mocno się uściskały.
- Teraz już dobrze. - odpowiedziała.
- A co, coś się działo? - spojrzała na nią lekko przerażona.
- Spokojnie mamusiu, już wszystko w porządku, zaraz Ci wszystko opowiem. - starała się uspokoić Bożenę.
- Dziewczyny myjcie ręce i siadamy do stołu! - wtrącił się ojciec.
W czasie posiłku Ewa zrelacjonowała matce wydarzenia ostatnich dni, błagała tylko, żeby nie mówili o pierwszym omdleniu Januszowi.
- Jak zamierzasz to ukryć skoro mówiłaś, że leżałaś na oddziale u jego przyjaciela? - pytała mama.
- Obiecał mi, że mu nie powie.
- Ewuniu przyrzeknij, że będziesz na siebie uważać i się oszczędzać! - poprosiła starsza kobieta.
- Przyrzekam!
- Moja droga czy wybieracie się gdzieś w podróż poślubną? - zainteresowała się pani domu, zmieniając temat.
- Nie wiem, może namówię Janusza i pojedziemy na trochę do Zakopanego, wiecie przecież, jak ja lubię góry.
Rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Słuchajcie, a kiedy przyjeżdża Agnieszka z rodziną? - zapytała Ewa.
- Przylatują dwa dni przed Waszym ślubem, bo mają być w Polsce aż do połowy sierpnia. - odpowiedziała matka.
- Oj rzeczywiście zapomniałam, że oni mają dwa wesela! - przypomniała sobie córka.
Spędziła u rodziców bardzo miłe popołudnie, było tak fajnie z nimi, że postanowiła zostać na noc.
Około dziewiątej wieczorem zadzwoniła jej komórka:
- Cześć kochanie! Gdzie Ty jesteś? - w słuchawce usłyszała głos narzeczonego.
- Cześć jestem u rodziców, przepraszam powinnam była Cię o tym zawiadomić. - usprawiedliwiała się.
- Nic się nie stało tylko się trochę zaniepokoiłem, bo stoimy z Fredziem, dzwonie, dzwonie, nikt nie otwiera, pomyślałem, że mogłaś się źle poczuć. - odparł.
- Czuje się świetnie, po prostu postanowiłam odwiedzić mamę i tatę, zamierzam dziś tu nawet nocować! - zaśmiała się.
- To super!
- A co robisz jutro wieczorem? - spytał.
- Nie mam żadnych planów. Masz jakąś propozycję?
- To może poszlibyśmy do kina, a potem na kolacje do restauracji? - zaproponował.
- Chętnie.
- Fajnie! - ucieszył się.
- Zadzwonię jutro w ciągu dnia, to się umówimy konkretnie, a teraz już nie przeszkadzam Wam, życzę miłego wieczoru.
- Wzajemnie.
- Pozdrów ode mnie rodziców. - poprosił.
- Dziękuje pozdrowię.
- Oni też Cię pozdrawiają! - zawołała.
- Dziękuje.
- Całuje Cię mocno, do jutra pa. - pożegnał się.
- Ja też pa.
W sobotę Ewa z ukochanym wybrali się na super film, bawili się na nim świetnie. Później poszli na kolacje do włoskiej restauracji:
- Skąd wiedziałeś, że lubię tą kuchnie?
- Mówiłaś mi o tym kiedyś. - uśmiechnął się.
- A no tak!
- Zaskoczyłeś mnie trochę tym zaproszeniem na kolacje. - przyznała.
- Czyżbyś jednak zmienił zdanie i chcesz się ze mną rozstać, bo te róże, kino, no i to...? - rozejrzała się po sali.
- Nie chce Cię raczej przekonać o mojej miłości do Ciebie! - ujął ją za rękę i spojrzał głęboko w oczy.
- Kocham Cię! - wyznała i popłynęły jej łzy wzruszenia po tym co usłyszała.
- Poza tym chciałem, żebyśmy mieli troszeczkę przyjemności, tak rzadko gdzieś wychodzimy. - dodał.
- Skarbie no już nie płacz! - pogładził ją po policzku.
- To co pojutrze już wracasz do pracy? - zmienił temat.
- Tak nareszcie!
- A czy Ty na pewno dasz radę?
- Dam, dam już bardzo dobrze! - zapewniła go.
- A co tam słychać w pracy?
- Podobno szykują się duże zmiany. - zaśmiał się.
- Jakie?
- Jak wrócisz, to się dowiesz. - nie chciał jej nic powiedzieć.
- Och jaki Ty jesteś! - udawała obrażoną.
- Ojej nie bądź taka ciekawska! - uśmiechnął się.
- Lepiej jedzmy to spaghetti, bo nam wystygnie, a wygląda bardzo smacznie! - zachęcił.
Przez cały następny dzień myślała nad o czym mógł mówić Janusz?
W poniedziałek...
Wszyscy ucieszyli się widząc Ewę w pracy, zaraz zaczęli wypytywać, jak się czuje. Najbardziej interesowała się tym Dorota, ale nie zdążyły nawet pogadać, bo przywieźli pacjenta w ciężkim stanie i kilku lekarzy musiało się nim zająć. Dopiero koło południa znalazły czas, żeby wypić kawę i zjeść śniadanie.
- A teraz powiedz mi jak naprawdę się czujesz! - zaczęła rozmowę koleżanka.
- Dorotko czuje się już świetnie!
- Chyba mnie nie oszukujesz, bo wyglądasz znacznie lepiej niż przedtem. Byłam przerażona, jak się dowiedziałam, że leżysz na internie! - powiedziała przyjaciółka.
- Ja też trochę spanikowałam, chciałam nawet odwołać ślub.
Jak to odwołać...? - zdziwiła się przyjaciółka.
- Bo bałam się, że mam białaczkę.
- Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a co będzie dalej to zobaczymy. - stwierdziła przyszła panna młoda.
- A co tutaj słychać, podobno coś się dzieje? - spytała żonę ordynatora.
- Nasz dyrektor 31 sierpnia odchodzi na emeryturę i Wojtek chce startować w konkursie na to stanowisko!
- Wyglądasz na wściekłą, czy to z tego powodu? - zaskoczyła się Ewa.
- Tak, bo ja wcale nie chce żeby on nim zostawał!
- To mu to powiedz. - poradziła.
- Nie powiem, bo on pomyśli, że ja w niego nie wierzę! - żaliła się lekarka.
- Może masz racje.
- Słuchaj kochana, to ty teraz możesz zostać ordynatorem naszego oddziału! - zastanawiała się głośno młodsza pani doktor.
- O nie, dyrektor i ordynator w jednym domu to za dużo! - stwierdziła Dorota.
- Za to słyszałam, jak chłopaki rozmawiali ze sobą, że Ty byś się na nie nadawała.
- No coś Ty ja się nie nadaje! - broniła się Ewa.
- Nadajesz się, nadajesz. - przekonywała ją znajoma.
- Sama nie wiem, zresztą teraz mam co innego na głowie.
Nie mogły dokończyć rozmowy, bo rozległo się pukanie do drzwi.
Jednocześnie zawołały:
- Proszę!
Do gabinetu weszła elegancka, długonoga kobieta, była to Zuzanna...


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...