poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 22

Rozdział dwudziesty drugi

Zdarzenie w sklepie




Maj zaczął się w tym roku wyjątkowo upalnie.
Niestety Janusz z powodu pracy nie mógł pojechać do Krakowa na urodziny siostrzeńca w pierwszy majowy weekend. Tak się złożyło, że miał wolne dopiero w drugi i wtedy postanowił pojechać.
- Ewa, może jednak byś się z kimś zamieniła na dyżury i pojechałabyś ze mną? - zapytał dzień przed wyjazdem.
- Bardzo bym chciała, ale przecież wiesz, że nie mogę. Nie za bardzo mam się z kim zamienić, ostatnio wszyscy dużo pracowaliśmy.
- W takim razie ja też nie jadę, nie chce mi się z Tobą rozstawać. - wyszeptał, przytulając ją mocno do siebie.
- Jedz, jedz, przecież obiecałeś to swojemu chrześniakowi, kiedy do niego dzwoniłeś tydzień temu! - przekonywała go.
- No pojadę, ale naprawdę nie chce mi się jechać beż Ciebie. - odparł narzeczony.
- A co Ty będziesz robiła, jak mnie nie będzie? - zapytał z uśmiechem, odsuwając ją leciutko od siebie.
- Nie będę miała za dużo czasu, żeby się nudzić. Mam tylko wolną sobotę i wtedy wybiorę się na zakupy. Umówiłam się już nawet z Elą i Dorotą. - odpowiedziała również się uśmiechając.
- Aha rozumiem! - udawał obrażonego.
- To co zostawiasz Freda pod moją opieką? - zmieniła temat.
- Jeśli mogę go u Ciebie zostawić, na te trzy dni? - upewnił się.
- Pewnie, że możesz.
- Ale gorąco, męczą mnie te upały! - narzekała.
- Fakt jest bardzo ciepło jak na tą porę. - przyznał.
- Ciekawe jaka będzie pogoda na nasz ślub? - zastanawiała się.
- Ja myślę, że teraz jest żar, a pod koniec czerwca będzie lało! - dodała.
- Kochanie trochę optymizmu, na pewno będzie pięknie! - pocieszył ją.
- Obyś miał racie!
- Napijesz się jeszcze mrożonej herbaty? - zaproponował.
- Tak chętnie!
- To kiedy chcesz jutro wyjechać? - spytała.
- Zaraz po pracy. - odrzekł i wyszedł do kuchni.
- Zostawię Ci kluczę, to wyjdziesz parę razy z psem i zajrzysz tu. - poprosił kiedy poszła za nim.
- Dobrze kluczę mi zostaw, ale Freda zabiorę do siebie.
- Jak wolisz! - zgodził się narzeczony.
Następnego dnia po dyżurze Janusz od razu wyjechał do Krakowa, a Ewa wybrała się do jego mieszkania, żeby zabrać stamtąd psa. Najpierw pochodziła z nim trochę po podwórku, potem wróciła z nim do siebie, przebrała się, zjadła zupę ugotowaną dzień wcześniej i postanowiła wybrać się na zakupy. Po uprzednim zajrzeniu do lodówki w której było prawie pusto.
Po godzinie idąc chodnikiem z dwiema dość ciężkimi siatkami, spotkała Piotra brata Krzysztofa.
- Cześć jak miło Cie widzieć! - ucieszył się na jej widok.
- Cześć Ciebie również!
- Co Ty tu robisz sama? - uśmiechnął się.
- Ciebie mogłabym zapytać o to samo, a gdzie jest Twoja Ania, czy dobrze pamiętam jej imię?
- Tak dobrze pamiętasz, Ania jest jeszcze w pracy. - odpowiedział.
- Ewa czy Ty masz trochę czasu?
- Tak mam, a co?
- To może pójdziemy gdzieś na kawę, tu niedaleko jest taka mała kawiarnia? - zaproponował.
- Chętnie tylko zaniosę zakupy do samochodu.
- Pomogę Ci! - zaoferował.
- Polecam sernik, mają tu bardzo dobry, a przypominam sobie z dawnych czasów, że lubisz. - odrzekł Piotr, kiedy siedzieli już przy stoliku w kafejce.
- Masz dobrą pamięć! - zauważyła.
- Nie narzekam! - zaśmiał się.
- Czemu to Ciebie tak dziwi, że to pamiętam, kiedy byłem jeszcze z Elą, spędzaliśmy wspólnie, najczęściej w sześcioro, dużo czasu. Mogliśmy być przecież rodziną. - zauważył.
- To prawda.
- Tobie z Elą nie wyszło, mnie z Krzysztofem też i nie ma co do tego wracać. - odparła Ewa.
- Ja bym chyba będąc na Twoim miejscu tak łatwo tego rozstania nie zniósł. - zastanawiał się znajomy.
- Kobiety są podobno odporniejsze, a zresztą co Ty możesz wiedzieć co ja wtedy przeżywałam! - podniosła głos.
- Wiem przepraszam, nie powinienem.
- Nie, to ja przepraszam, poniosło mnie. - opanowała się.
- Wiesz zastanawiam się czasem czy te nasze związki, nie były trochę przymuszone przez naszych rodziców. - powiedział.
- Nie wiem co Ty czułeś do Eli, ale ja bardzo kochałam Krzysztofa, jak się okazało, że nic z tego nie będzie, to mnie bardzo zabolało. - przyznała.
- Domyślam się.
- Ewa słyszałem, że się przyjaźnisz z Krzyśkiem i Sylwią? - zainteresował się.
- Trudno to nazwać przyjaźnią z nim spotykam się w pracy, a u niej byłam kilka razy na wizycie lekarskiej. - tłumaczyła.
- Rozumiem.
Zapanowało kłopotliwe milczenie.
- A jak tam przygotowania do ślubu? - zmienił temat, chcąc poprawić atmosferę.
- Oj idą pełną parą, jestem już tym trochę zmęczona! - ożywiła się.
- Ha, ha, ha wiem coś o tym, my z Anką, też to teraz przechodzimy! - śmiał się.
- A jak tam, to maleństwo Eli? - spytał.
- Widujesz się z Elą? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie, nie widuję się, widziałem ją po prostu kiedyś, jak szła z synkami i chwilę rozmawialiśmy. - wyjaśnił.
- Dawidek czuje się świetnie, rośnie jak na drożdżach!
- To fajnie! - cieszył się.
Jeszcze trochę pogadali o różnych sprawach, a potem on zapłacił i wyszli.
- Dziękuje za kawę i do zobaczenia na moim ślubie. - powiedziała, gdy byli już przy swoich autach.
- Było mi bardzo miło Cię spotkać, do zobaczenia! - na pożegnanie pocałował ją w rękę.
- Mnie również!
W sobotę rano nie spieszyła się ponieważ umówiła się z Elą, że przyjedzie po nią około jedenastej. Po przebudzeniu poleżała trochę dłużej w łóżku potem wstała, włożyła dres i wyszła na krótki spacer z psem. Gdy wrócili, wzięła prysznic, ubrała się i zjadła śniadanie, kiedy odpoczywała po posiłku zadzwonił Janusz. Sprawiło jej to ogromną przyjemność, pogadali chwilę, po czym życzył jej miłego dnia, obiecał, że zadzwoni wieczorem i rozłączył się.
Siostra pojawiła się punktualnie.
- Cześć jesteś gotowa! - zawołała do domofonu.
- Cześć, tak jestem, ale może wejdziesz na górę? - zaproponowała gospodyni.
- Nie dzięki, nie będę wchodzić, bo musimy jeszcze jechać po Dorotę.
- No to już schodzę!
- Jak tam Twoje chłopaki? - zapytała Ewa, kiedy były już w drodze po koleżankę.
- W porządku, ci młodsi mają się super, a ten starszy też nie narzeka! - śmiała się.
- A Ty Ewuniu, jak tam? - spojrzała na swoją współpasażerkę, lekko zaniepokojona.
- Dobrze jestem tylko trochę zmęczona. Nie ma o czym mówić, jak wyjdę za mąż, to odpocznę. - odpowiedziała nie co zrezygnowana.
- Jak to nie ma o czym mówić, na prawdę wyglądasz blado! Czy Ty dzisiaj coś jadłaś? - nie ustępowała Elżbieta.
- Tak jadłam, nie przejmuj się, zrobiłam sobie puszystą jajecznice z dwóch jaj. - starsza siostra starała się ją uspokoić.
- Poza tym ciągle męczy mnie ta moja anemia. - dodała.
- Czy chodzisz z tym do lekarza?
- Tak chodzę, byłam niedawno i pójdę jeszcze na kontrolę do Sylwii przed ślubem. - zapewniała lekarka.
- Ty chodzisz na wizyty lekarskie do Sylwii?
- Tak byłam parę razy u niej. - przyznała.
- Elu Ty też chyba czasem widujesz Piotra? Widziałam się z nim wczoraj i pytał o Ciebie.
- Widuje go czasem na ulicy, mieszkamy przecież w jednym mieście. - usprawiedliwiała się kobieta.
- Słuchaj my nie unikniemy spotkań z nimi, chociażby dlatego, że są braćmi Roberta, a on jest mężem naszej siostry, a nasi rodzice się od dawna przyjaźnią. - odparła kierująca autem.
- Chyba masz racje.
W centrum handlowym siostry chodziły po sklepach szukając przede wszystkim sukienek, a przyjaciółka starała się im doradzić.
- Chce kupić ze dwie, jedną na swoje poprawiny, a drugą na ślub Piotra. - stwierdziła Ewa.
- Ja też. - przyznała jej siostra.
- Wy idziecie na wesele do Sikory? - zdziwiła się znajoma.
- Dorotko mamy zaproszenia, więc idziemy, nie wypada nam nie pójść. Nasze rodziny znają się już bardzo długo i też ze względu na Agnieszkę i Roberta. - tłumaczyła młodsza z sióstr.
- Ja co prawda z Markiem wybieram się tylko na ślub, ale w czymś muszę pójść. - dodała z uśmiechem.
- Zawsze zapominam, że jesteście praktycznie rodziną. - przypomniała sobie koleżanka.
Dziewczyny chciały po skończonych zakupach odwieść Ewę do domu, ale ona postanowiła jeszcze wejść do jednego sklepu i powiedziała, że wróci sama. Pokręciła się po kilku butikach, przy okazji kupiła narzeczonemu bardzo ładną koszulę i zaczęła kierować się w stronę wyjścia. Nagle zrobiło jej się duszno i słabo...
Kiedy się ocknęła, wokół niej było mnóstwo ludzi, a nad nią pochylał się lekarz, rozpoznała w nim Jacka z ich szpitala.
- Słyszy mnie Pani! - wołał głośno.
- Tak, co się stało, gdzie ja jestem? - w pierwszej chwili nie wiedziała co się z nią dzieje.
- Zasłabła Pani. - wyjaśnił.
- Czy coś Panią boli?
- Nie nic tylko trochę kręci mi się w głowie.
Zbadał ją, a potem powiedział:
- Zabieramy Panią!
Chcieli ułożyć pacjentkę na noszach, ale ona protestowała.
- Proszę mnie nie zabierać, wrócę do domu i będę odpoczywać! - obiecała.
- Bo ja wiem co to jest, ja mam anemię. - przyznała się.
Mężczyzna zastanawiał się przez moment.
- Czy jest Pani pod stałą opieką lekarską? - spytał.
- Tak chodzę do doktor Sylwii Sikory.
- Aha, koleżanka jest teraz na zwolnieniu, ale proszę mi obiecać, że przyjdzie Pani do mnie na wizytę. Inaczej zabieramy Panią.
- Dobrze przyjdę.
- Panie Jacku, mam tylko jedną prośbę, proszę nie mówić o niczym Januszowi.
Ewa rozmawiając wieczorem ze swoim chłopakiem, nic mu nie wspomniała o tym wydarzeniu.
Kilka dni później będąc u niego usłyszała, jak ukochany kłóci się z kimś przez telefon.
- Z kim się tak sprzeczałeś? - zapytała, kiedy skończył.
- W czasie wizyty w Krakowie spotkałem, taką Zuzannę, koleżankę jeszcze z liceum. Pogadaliśmy trochę, dałem jej swój numer, ale tego żałuje, bo ona teraz wydzwania do mnie z jakimś dziwnymi propozycjami. - opowiadał.
- A czy powiedziałeś jej, że się żenisz?
- Tak.
- Czy mam być zazdrosna? - zaniepokoiła się.
- Nie absolutnie nie, nie przejmuj się tym, jakoś sobie z nią poradzę! - starał się uspokoić swoją dziewczynę.
- Kochanie jesteś ostatnio jakaś smutna, czy coś się dzieje? - zmartwił się, spoglądając na nią.
- Nie nic, po prostu od jakiegoś czasu boli mnie kręgosłup! - żaliła się.
- To może ja Ci zrobię masaż? - zaproponował.
- A umiesz? - śmiała się.
- Tak, kiedyś skończyłem taki kurs.
- Przejdź do małego pokoju, a ja poszukam jakieś oliwki. - polecił.
Faktycznie robił to nieźle, kiedy wyszedł po zabiegu, żeby umyć ręce, założyła bluzkę, wstała i wtedy znowu...
Gdy odzyskała przytomność, leżała na łóżku, a Janusz gdzieś dzwonił:
- Poproszę karetkę! - mówił do słuchawki.
Pogotowie przyjechało dość szybko. W drzwiach stanął, przyszły świadek pana młodego.
- Dzień dobry, co się stało? - spytał.
- Ewunia zemdlała! - poinformował prawie z płaczem gospodarz.
- Aha rozumiem! Czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - poprosił kolega.
- Tak oczywiście.
- Lekarz osłuchał ją i stwierdził:
- Pojedzie Pani z nami i nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów, tym bardziej, że obiecała mi coś Pani i nie dotrzymała słowa! - był stanowczy.
- Jaki jest stan, mojej narzeczonej? - zapytał przyjaciela Janusz, podczas jednej z wizyt u niej w szpitalu.
- Badania nie wykazały nic poza anemią, ale sam wiesz, że tego też nie można lekceważyć. - odpowiedział.
- To może powinniśmy na razie wszystko przełożyć? - zastanawiał się pytający.
- Wzmocniliśmy ją i opanowaliśmy sytuacje tylko powinna się oszczędzać. - zapewnił doktor.
- Słuchaj gdybym ja jej teraz tego zabronił, to ona się załamie. - przekonywał.
Wypisując Ewe do domu, Jacek proponował pacjencie cały miesiąc zwolnienia, ale ona bała się, że jak teraz nie będzie tak długo pracować, to po ślubie nie uda się wziąć urlopu. Umówili się zatem, że weźmie chorobowego tylko tydzień, ale za to przez dłuższy czas nie będzie brać nocnych dyżurów. Dostała nawet specjalne zaświadczenie.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...