czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 21



Rozdział dwudziesty pierwszy

Jakaś tajemnica




Ewa coraz bardziej niepokoiły tajemnice, jakie miał przednią Janusz. Im bliżej było do ślubu, tym oni spędzali ze sobą mniej czasu. Zastanawiała się nawet czy przypadkiem jej narzeczony się nie rozmyśli, szczególnie po tym co ostatnio widziała. Któregoś dnia po dyżurze postanowiła dla poprawienia sobie nastroju, wybrać się do rodziców. W domu zastała tylko mamę.
- Cześć mamuś. - powiedziała wchodząc do domu.
- Cześć córciu.
- Co Ty taka smutna, stało się coś? - zaniepokoiła się starsza z kobiet.
- Nie ma się z czego cieszyć. Jakoś nie mogę dojść do siebie po tej chorobie i okazało się, że mam anemię. - odpowiedziała.
- Ojej znowu! - zmartwiła się matka.
- Tak znowu.
- A Twój przyszły mąż o tym wie?
- Nie, nie mówiłam mu.
- Lekarka dała mi leki i kazała się oszczędzać, ale jak to zrobić, jak tyle roboty i zmartwień. - narzekała Ewa.
- Poza tym chyba mój narzeczony mnie zdradza. - dodała.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytała Bożena.
- Ostatnio spędzamy ze sobą bardzo mało czasu, on ciągle gdzieś znika. Widziałam go też w towarzystwie innej kobiety. - odparła.
- Pytałaś go o to? - zainteresowała się mama.
- Do tego, że widziałam go z inną kobietą się nie przyznałam, a jak spytałam gdzie tak ciągle znika, to się wykręcił, że nie może mi powiedzieć, bo to niespodzianka.
- Wiesz co córeńko, ja nie wiem co tu jest grane, ale teraz Janusz często spotyka się z ojcem i razem gdzieś jeżdżą. Wydaje mi się też, że kilka dni temu widziałam z nimi Twojego przyszłego teścia. - starała się ją uspokoić.
- Ciekawe co oni kombinują? - zastanawiała się Ewa.
- Nie wiem, ale moim zdaniem nie chodzi tu o zdradę. - uśmiechnęła się gospodyni.
- Ostatnio dzwoniła do mnie ciotka Wanda i nie mogła się nachwalić Janusza, jaki to on przystojny, jaki uprzejmy. - kontynuowała mama.
- Mamo, kiedy byliśmy z zaproszeniami w Łodzi, to gdy zastałyśmy same mówiła, że to świetny chłopak. - potwierdziła młoda kobieta.
- Więc sama widzisz, że nie ma się czym martwić. - pocieszała mamusia.
- A wracając do Twojego zdrowia, powinnaś mu o tym powiedzieć. - zmieniła temat.
- Wiem, że powinnam, ale nie chce go tym martwić. - powiedziała lekarka.
- Mam rosół i kurczaka, zjesz? - zapytała Bożena.
- Chętnie tylko umyje ręce.
Kiedy Ewa jadła pyszny obiad pojawił się tata razem z jej narzeczonym.
- Słuchaj Bożenko gościa prowadzę! - wołał.
- O cześć Ewuniu, jak się masz? - Janek ucieszył się gdy ją zobaczył.
- A cześć tatku, dziękuję nie źle. - odpowiedziała.
- Zobacz kto tu jest ze mną. - odparł z uśmiechem, odsuwając się lekko na bok.
- Dzień dobry. - przywitał się młodszy z mężczyzn, najpierw podając rękę pani domu, potem podszedł do swojej dziewczyny i cmoknął ją w policzek.
- Cześć kochanie, miło Cie widzieć. Miałem zaprosić Cie na kolacje, ale widzę, że tu masz takie pyszności, że pewnie mi odmówisz! - zaśmiał się.
- A może pan zje z Ewunią? - zaproponowała Bożena.
- Prosiłem panią, żeby mówiła mi po imieniu. - zauważył z uśmiechem.
- Rzeczywiście zapomniałam.
- To jak poczęstujesz się? - ponowiła pytanie.
- Nie dziękuje. - odpowiedział.
- A co Ty tu robisz? - zainteresowała się jego dziewczyna.
- Miałem tu coś do załatwienia. - odparł tajemniczo.
- Nadal nie chcesz mi powiedzieć! - udawała obrażoną.
- Trochę cierpliwości moja droga. - uspokajająco pogłaskał ją po ramieniu.
Pogadali jeszcze wspólnie o różnych sprawach, głównie była to rozmowa o ślubie, potem młodzi pożegnali się i wyszli. Ponieważ każde z nich było swoim autem, umówili się, że Ewa odprowadzi samochód pod swój blok, a potem spotkają się u niego.
Jadąc w stronę domu Ewa ciągle nie mogła pozbyć się niepokojących myśli. Zastanawiała się czy do ślubu w ogóle dojdzie, ale postanowiła więcej nie pytać go o co w tym wszystkim chodzi i pozostawić sprawy swojemu biegowi.
Weszła jeszcze do siebie, żeby odświeżyć się i przebrać, zajęło jej to sporo czasu.
Po godzinie idąc przez osiedle spotkała swojego narzeczonego spacerującego z psem po podwórku.
- Cześć Fredziu! - zawołała radośnie.
Pies również przywitał ją, wesoło merdając ogonem.
- O jak się ucieszył na Twój widok! - roześmiał się jego pan.
- No chodź psiaku już się nachodziliśmy. - pociągnął lekko za smycz.
- Może zaprowadzę go do mieszkania i pojedziemy do kina? - zaproponował, gdy we trójkę wchodzili na górę.
- Słuchaj jestem trochę zmęczona, chciałabym pobyć tylko z tobą.
- Dobrze w takim razie zrobimy sobie jakąś dobrą kolacje i zostaniemy w domu. - zgodził się.
- To rozgość się, a ja coś przygotuje. Masz ochotę na naleśniki? - spytał.
- O fajnie, dawno ich nie jadłam!
- A z jakim nadzieniem wolisz, na ostro, czy na słodko? - zawołał z kuchni.
Poszła do niego, za nią podążył Fred.
- Jest mi to obojętne, ty je zaproponowałeś, więc wybieraj. - odpowiedziała.
- To będą na słodko! - zadecydował.
- Dostałem ostatnio kilka słoików dżemu swojej roboty, więc będzie jak znalazł. - dodał.
- Od swojego taty? - zapytała niby mimochodem.
- Skąd wiesz, że był u mnie mój ojciec? - zdziwił się.
- No wiem!
Pomyślała, że będzie dalej drążył temat, ale on nie kontynuował tego wątku rozmowy, co ją jeszcze bardziej zastanowiło.
- Może Ci pomogę? - zaoferowała.
- Nie, skoro jesteś zmęczona, to usiądź i odpocznij ja sobie poradzę.
Posłusznie usiadła.
- Jakoś źle wyglądasz. - stwierdził gdy spojrzał na nią, odwróciwszy się na chwilę od patelni.
- Dziękuje Ci bardzo. - uśmiechnęła się blado.
- Nie miałem nic złego na myśli, nie chciałem Cię urazić. Ja po prostu się o Ciebie martwię. - odrzekł widząc, że posmutniała.
- Ja się nie obraziłam, faktycznie nie wyglądam najlepiej. Janusz ja mam anemię. - przyznała się.
- Ojej od dawna o tym wiesz? - przeraził się.
- Od jakiegoś czasu.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz! - prawię krzyknął.
- Nie krzycz na mnie, nie chciałam Cię martwić. - tłumaczyła ze łzami w oczach.
Zdjął z palnika ostatni naleśnik, potem podszedł do niej, przytulił mocno i pocałował.
- Wiem przepraszam nie chciałem.
Pomogła mu smarować naleśniki dżemem śliwkowym, zrobili herbatę i zabrali się do jedzenia.
- Czy to bardzo poważne? - po kilku minutach wrócił do przerwanego tematu.
- Jesteś lekarzem i sam wiesz, co to anemia. Biorę leki i czuje się już lepiej. - starała się go uspokoić.
- Powinnaś mi była powiedzieć.
- Ty też mi wszystkiego nie mówisz! - nie wytrzymała.
- Ty znowu o tym, uwierz mi, że jeśli wszystko się uda będziesz z tego zadowolona. - odparł.
- W takim razie przyznaj się, kim była ta kobieta z którą Cie widziałam? - rozzłościła się na dobre.
- Ta kobieta nic dla mnie nie znaczy. - zapewniał.
- W takim razie kim ona jest? - denerwowała się.
- Nie mogę Ci powiedzieć, bo zepsułbym niespodziankę. - przykucnął obok niej i przytulij ją.
- Zaufaj mi proszę! - wyszeptał.
- Próbuje, ale co Ty przede mną ukrywasz? - szlochała.
- Kochanie Ty jesteś o mnie zazdrosna! - ucieszył się, gdy się zorientował.
- Wcale nie jestem! - próbowała zaprzeczyć.
- Jesteś, jesteś! - cieszył się.
- No już nie złość się. Pójdziemy do pokoju, zrobię kawki, albo herbatki, posiedzimy, pogadamy. - przekonywał.
Ona posłusznie wstała i przytuleni do siebie, przeszli do salonu.
- Ja tak się boję, nie chce być przez Ciebie oszukana. Drugi raz tego nie zniosę. - tłumaczyła już spokojniej.
- Ja Cie naprawdę nie oszukuje, chcę tylko spełnić troszeczkę Twoich marzeń. - powiedział uśmiechając się łagodnie.
Przyciągnął ją do siebie i zaczęli się czule całować.
- Jak ja się za Tobą stęskniłem. - wyszeptał.
- Ja też.
- No idę robić tą herbatkę. - odparł po kilku minutach.
- Nigdzie nie idź. - próbowała go zatrzymać, wciąż tuląc się do niego.
- Kochanie, ale ja idę tylko do kuchni. - zaśmiał się.
- Gdzie się podział Fred? - zastanawiał się, rozglądając, się wokoło.
- Może przestraszył się naszej sprzeczki? - zaniepokoiła się.
- Nie sądzę.
- Fredziu gdzie jesteś! - zawołał.
Okazało się, że pies leży na swoim posłaniu w przedpokoju.
- Jest herbatka i coś i słodkiego. - wrócił po jakimś czasie niosąc tace.
- A co z psem? - spytała.
- Nic, niech sobie leży na swoim posłaniu. Wiesz co chyba miałaś rację, wygląda na to, że przestraszył się naszych podniesionych głosów i uciekł. Teraz jest spokojny, nawet jak szedłem, to merdał przyjaźnie ogonem.
- Kochane psisko! - powiedziała lekko łamiącym się ze wzruszenia głosem.
- A może ja bym zobaczył te Twoje wyniki? - zaoferował się Janusz.
- Ty może lepiej nie stawaj się moim lekarzem. Moim zdrowiem niech zajmuje się nadal Sylwia, tym bardziej, że robi to dobrze, a między nami niech zostanie tak jak jest. - śmiała się.
- No dobrze, ale proszę dbaj o siebie, bo nabawisz się jeszcze czegoś niedobrego i informuj mnie gdyby coś się działo.
- Dobrze będę. - obiecała.
- Ach marzy mi się, żebyśmy po ślubie poszli na długi urlop! - westchnęła rozmarzona.
- Pójdziemy, pójdziemy. - zapewnił z uśmiechem.
- Powiedz mi co robi na naszym oddziale ta pani Anna no wiesz ta była pacjentka Krzyśka? - Ewa zmieniła temat.
- Mamy ją jutro z Wojtkiem operować. - odpowiedział.
- Ojej przecież ona niedawno urodziła dziecko! - zmartwiła się. - Tak wiem, ale nasz szef zadecydował, że jeżeli tak to zostawimy, to grozi jej pęknięcie tych żylaków.
- To nie dobrze. Ciekawe co spowodowało taki stan, może ta ciąża? - zastanawiała się.
- Nie wiem, może.
- Skoro nie poszliśmy do kina, to włączmy sobie jakiś film w domu? - zaproponował.
- Chętnie. - zgodziła się.
- A co masz?
- Wypożyczyłem kilka filmów i zaraz zobaczymy co tu mamy. - podszedł do szafki, gdzie stał sprzęt RTV.
Oglądali razem film, po dwóch godzinach Ewa przeciągnęła się i oznajmiła.
- Jak Ty jutro od rana operujesz, to już uciekam, bo musisz się wyspać. Chociaż wcale nie chce mi się iść.
- To zostań. - wyszeptał leciutko zatrzymując ją przy sobie.
- Jak to zostań, czy Ty myślisz o...? - uśmiechnęła się.
- Ja o niczym nie myślę, po prostu teraz jeszcze trochę posiedzimy potem pościele Ci w drugim pokoju, a jutro razem pojedziemy do pracy. - tłumaczył.
- Po pierwsze jutro rano nie pracuję, a po drugie już to widzę jakbyśmy spali w dwóch pokojach oddzielnie! - zaśmiała się.
- Czy Ty mi nie ufasz? Gdybym chciał wykorzystać sytuacje zrobiłbym, to dawno.
- Ja jednak wolę nie zostawać. Cierpliwości kochanie!
Pocałowali się czule i ona ociągając się z tym nie co, wstała z kanapy.
- Trudno skoro musisz. Poczekaj wezmę Freda i Cię odprowadzimy. - zaproponował narzeczony.
- Ja pójdę sama, już go nie budź.
- Muszę go obudzić i wyjść, bo jak nie, to on obudzi mnie w środku nocy Ewuniu.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się. - Zobaczymy się jutro? - spytał, kiedy byli już przed jej blokiem.
- Jutro mam dyżur popołudniu. Może zobaczymy się pojutrze?
- Oj pojutrze, to na pewno, ale to strasznie długo. Będę tęsknił. - westchnął, przytulając ją do siebie.
- Ja za Tobą też.
Pocałowali się na pożegnanie i ona weszła do środka.
Dwa dni później...
Będąc kolejny raz w pobliżu domu rodziców, Ewa ponownie zobaczyła jadącego samochodem Janusza. Tym razem nie starał się, żeby go nie zauważyła.
- Cześć No i co znowu mi powiesz, że masz tu coś do załatwienia? - odparła.
- Cześć. - zatrzymał się, wysiadł z auta i cmoknął ją w policzek.
- Bo miałem. - przyznał.
- Aha No cóż muszę Ci wierzyć. - stwierdziła spoglądając mu prosto w oczy, jakby szukała w nich wyjaśnienia tej zagadki.
- Nie mam przed Tobą żadnych tajemnic. To znaczy mam niespodziankę, ale nie mogę Ci jej wyjawić, bo bym ją zepsuł. Cierpliwości, już za kilka tygodni dowiesz się co to jest. - obiecał.
- Dobrze poczekam. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Zobaczymy się dziś wieczorem? - zapytała.
- Niestety Ewuś, dzisiaj nie, bo mam nocny dyżur.
- W takim razie spokojnego dyżuru Januszku.
- Dzięki, pozdrów rodziców! - poprosił.
- Pozdrowię. do zobaczenia.
- Pa.
Wsiadł do wozu i odjechał.
Posiedziała trochę u mamy i taty, a potem zaplanowała sobie, że spędzi ten wieczór sama. Weźmie długą kąpiel i położy się do łóżka, najwyżej poczyta jakąś książkę. Jednak wszystko się zmieniło, bo musiała pojechać do szpitala. Weszła do pokoju lekarskiego, nie było tam jej narzeczonego, przebrała się i czekała.
- Co Ty tu robisz? - zdziwił się, gdy ją zobaczył.
- Ładnie mnie witasz! - żartowała.
- Nie po prostu jestem zaskoczony, miałem mieć dyżur z Dorotą.
- Tak wiem. dzwoniła do mnie z prośbą czy bym się z nią nie zamieniła. - wyjaśniła.
- Aha.
- Nie wiem czy z Twoim zdrowiem, powinnaś mieć nocki, czy aby na pewno dasz radę? - zaniepokoił się.
- Nie przesadzaj, nie jestem obłożnie chora. Gdyby było bardzo źle byłabym na zwolnieniu, ale mogę pracować i dyżur nawet o tej porze mi nie zaszkodzi.
- Miałam wprawdzie inne plany, ale perspektywa spędzenia czasu z Tobą, chociażby w pracy, była bardziej kusząca! - śmiała się.
- To miłe. - przyznał z uśmiechem.
- Co tam na oddziale? - zmieniła temat.
- Na razie spokojnie.
- Jak czuje się pani Anna? - spytała.
- Jest już po zabiegu i za kilka dni ją wypiszemy.
- To dobrze! - ucieszyła się.
- Dopóki jest jeszcze wcześniej, to pójdę do niej na chwilę.
- Jak będziesz wracać, to zajrzyj do pacjenta z 3, leży blisko okna. Byłem u niego niedawno, ale narzeka na ból brzucha i myślę, że trzeba tam zaglądać. - poprosił.
Kiedy wróciła, przez dłuższy czas rozmawiali i pili kawę, ale po dwóch godzinach zaczęło się.
Najpierw operowali, wspomnianego wyżej pana, a potem przywieziono kilka osób z wypadku, w ciężkim stanie. Prawie całą noc stali przy stole operacyjnym. Wezwali nawet na pomoc Wojtka, bo sami już nie dawali rady.
Rano wszyscy byli bardzo zmęczeni. Ewa ledwo trzymała się na nogach i zasnęła już w samochodzie, kiedy wspólnie wracali do domu. Przez sen czuła tylko jak ktoś bierze ją na ręce i wnosi po schodach na górę, ale nie miała siły otworzyć oczu. Gdy się ocknęła, zorientowała się, że nie jest u siebie tylko w mieszkaniu u narzeczonego. Spojrzała na zegarek, była prawie 4 popołudniu, nic dziwnego, że zaczęło jej burczeć w brzuchu. Wstała i zamierzała pójść do łazienki. Do pokoju wszedł Janusz.
- Cześć, wyspałaś się? - zapytał z uśmiechem.
- Cześć o tak!
- Trzeba było mnie obudzić. - odparła.
- Spałaś tak mocno, że chyba by się nie dało. - powiedział, usiadł koło niej i pocałowali się.
- Głodna?
- Tak, nawet bardzo! - przyznała.
- W piekarniku piecze się kurczak i przed chwilą obrałem ziemniaki, niedługo będziemy jedli, skoro już wstałaś. - powiedział.
- Muszę do toalety! - przypomniała sobie.
- Dobrze to nie przeszkadzam. Ty sobie zrób spokojnie co potrzebujesz, możesz nawet się odświeżyć. Ja wstawię ziemniaczki i skoczę na dół do sklepu, po coś zielonego na surówkę.
- Po jakiś czasie kiedy byli już po obiedzie i siedzieli obok siebie na kanapie, Ewa przeciągnęła się i powiedziała:
- Och jak mi dobrze, wzięłam prysznic, zjadłam coś pysznego i jestem z moim ukochanym!
- Mnie też jest bardzo dobrze! - wyszeptał, przysunął się do niej jeszcze bardziej i zaczęli się całować.
- Ewuś może pojechałabyś ze mną do Krakowa w majowy weekend? - spytał po kilku minutach.
- Niestety nie mogę, bo wtedy pracuje. - odpowiedziała.
- Szkoda, to pojadę sam, bo są urodziny mojego siostrzeńca. - trochę posmutniał.
- Wiem Ula dzwoniła i mówiła mi o tym. - odrzekła kobieta.
W czasie wizyty w Krakowie Janusz spotkał swoją koleżankę z liceum Zuzannę. Czy coś z tego wyniknie?

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...