wtorek, 8 sierpnia 2017

Rozdział 35

 Rozdział trzydziesty piąty

 

Narodziny


Ewa obudziła się pewnego dnia rano i pomyślała sobie, że ma już dosyć tego leżenia. Na samą myśl o tym, że musi spędzić kolejny dzień w domu, a do tego w łóżku, robiło jej się smutno.
- O cześć! Już nie śpisz? - zdziwił się Janusz wchodząc po cichutku do sypialni.
- Cześć. - opowiedziała smutno.
- Co taka smutna, źle się czujesz? - zapytał z troską, przysiadając na łóżku.
- Czuję się dobrze, ale mam już dosyć tego leżenia! - skarżyła się prawie płacząc.
- Wytrzymaj jeszcze troszkę, już niedługo! - pocieszał ją, głaszcząc po ręku.
- Zrobię Ci śniadanie i jadę do pracy! - odparł po kilku minutach, wstając i patrząc na zegarek.
- Znowu mnie zostawiasz! - narzekała.
- Przecież wiesz, że muszę iść. Ewuś co się dziś z tobą dzieje! - zaniepokoił się, spoglądając na nią.
- Nic się nie dzieje, chyba od tego ciągłego leżenia złapałam jakąś chandrę! - stwierdziła wstając.
- Ja idę do łazienki, a Ty rób to śniadanie, bo faktycznie się spóźnisz! - poganiała go, już z uśmiechem. On również się rozśmiał widząc jej reakcję.
- Co? - zdziwiła się, patrząc na niego.
- Nic, tylko przed chwilą prawie płakałaś, a teraz tryskasz energią! - przyznał rozbawiony.
- Mój drogi, podobno u kobiet w ciąży takie zmiany nastrojów, to zupełnie normalne! - stwierdziła wchodząc do łazienki.
- Gdzie jest Fred? - spytała męża, kiedy po jakiś czasie pojawił się na górze, z tacą w ręku.
- Na razie na podwórku. Przysłać go tu do ciebie? - zapytał.
- Byłoby super gdyby dotrzymał mi towarzystwa! - przyznała.
- Dobrze. Jak skończysz odstaw tacę na szafkę. Ja już wychodzę. Potem przyjdzie mama żeby podać Ci obiad! - powiedział, pocałował ją w policzek i wyszedł zostawiając uchylone drzwi sypialni.
Dwa dni później przyszli rodzice wybierali się na umówioną wizytę Ewy u lekarza.
- Ty się pomału szykuj, a ja podjadę samochodem jak najbliżej pod schody! - odparł Janusz wychodząc z sypialni, gdzie ona się ubierała. - Ja nie jestem chora tylko w ciąży! - zdążyła zawołać za nim.
Kiedy weszli do przychodni przy szpitalnej, przed gabinetem czekały dwie pacjentki. Jedna z nich była wspólnie z mężem.
- Do którego lekarza byłaś umówiona? - zapytał Janusz Ewę, kiedy usiedli.
- Sama nie wiem, właściwie to i Marek, i Krzysiek prowadzą moją ciążę. Jak Pani w rejestracji mnie ostatnio zapisywała na wizytę, to dałam jej karteczkę, którą od nich dostałam, a ona nic mi nie mówiła, do którego mnie zapisuje. Na ostatniej wizycie byli obaj. - tłumaczyła.
Kiedy ostatnia pacjentka wyszła, Krzysztof pojawił się w drzwiach gabinetu.
- Cześć, witajcie! - przywitał się z nimi.
- Cześć! - oboje, jedno po drugim podali mu rękę na powitanie.
- Wiedziałeś, że dzisiaj przyjdę? - zapytała Ewa.
- Tak wiedziałem, Twoja karta leży na moim biurku! - opowiedział znajomy.
- Słuchaj Marek ma dziś wolne, jestem sam, nie przeszkadza ci to? - zwrócił się do niej.
- Nie. - zapewniła.
- W takim razie zapraszam! - gestem wskazał drzwi. A może ty też chcesz wejść? - odwrócił się do Janusza.
- Nie, nie, poczekam tutaj!
Kiedy weszli do środka lekarz poprosił żeby usiadła, a sam usiadł po drugiej stronie biurka.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Bardzo dobrze! - powiedziała z uśmiechem.
Zaczął przeglądać jej kartę, zadał jeszcze kilka pytań potem poprosił żeby przygotowała się do badania.
- No i jak? - spytała, kiedy skończył.
- Wydaję się, że wszystko jest w porządku, ale dla pewności zrobimy jeszcze USG. - odparł doktor. - Moim zdaniem, za jakieś 3 tygodnie powitamy na świecie Waszą córeczkę! - dodał myjąc ręce.
- Słuchaj czy ja muszę wciąż tak leżeć, mam już tego, leżenia trochę dosyć, tym bardziej, że Janusz praktycznie nie pozwala mi wstawać! - żaliła się Ewa.
- Myślę, że możesz trochę chodzić, bo nawet gdyby się coś zaczęło dziać, to już nad tym zapanujemy. Ostateczną odpowiedz dam ci jednak po badaniu. - stwierdził kolega i wyszedł.na korytarz Ewa tymczasem położyła się na kozetce, nieopodal aparatu. Lekarz po chwili wrócił, a razem z nim pojawił się przyszły tata.
- No zobaczmy jak to wygląda! - Krzysztof usiadł na krzesełku obok leżanki i zaczął wykonywać badanie, a Janusz stanął po drugiej stronie i trzymał żonę za rękę.
- Wszystko jest dobrze i tak jak mówiłem możesz chodzić. Chociaż teraz pewnie będzie ci trochę ciężko! - oznajmił przyjaciel po kilku minutach.
- Teraz się wytrzyj i widzimy się już wkrótce! - podał jej papierowy ręcznik. - A gdyby się coś działo, to dzwońcie do mnie o każdej porze. - dodał.
- Dziękujemy! - powiedzieli oboje.
Przyszła mama wstała, cała trójka uścisnęła sobie dłonie na pożegnanie i małżonkowie wyszli.
- To wracamy do domu. - powiedział mężczyzna przekręcając kluczyk w stacyjce, kiedy wsiedli do samochodu.
- Pojedzmy na chwilę do moich rodziców! - poprosiła błagalnie.
- No dobrze. - zgodził się Janusz.
- Cześć! Jesteście tam? - zawołała Ewa, kiedy weszli do domu Janka i Bożeny.
- Cześć, jesteśmy tu! - usłyszeli głos ojca dochodzący z kuchni.
- Witajcie! Ewuś, a co ty tu robisz? - zdziwiła się mama, widząc córkę.
- Właśnie wracamy od lekarza, powiedział, że mogę chodzić, więc postanowiliśmy do Was wpaść na chwilkę! - cieszyła się Ewa. Pocałowała rodziców w policzki i usiadła na krześle przy stole.
- Siadaj. - zachęcił zięcia tata, odsuwając drugie krzesło, jednocześnie zapytał;
- A co u Was, jak się czujesz córcia?
- U nas wszystko dobrze. Czuje się świetnie! - odpowiedziała z entuzjazmem młoda kobieta.
- A co u Was? - odwzajemniła pytanie.
- U nas też wszystko dobrze. - odparł z uśmiechem Jan i zaczął o czymś rozmawiać z Januszem.
- Mam świeże gołąbki z włoskiej kapusty, może mielibyście ochotę? - zaproponowała gospodyni, krzątająca się przy kuchni.
- O gołąbki super! - ucieszyła się przyszła mama, gładząc się po brzuchu.
Mama wyjęła z szafki cztery talerze i kubki, postawiła je na stole, a później wyjęła półmisek nałożyła na niego gołąbki, pokroiła też chleb, ułożyła go w koszyczku na pieczywo i to również zaniosła na stół. Następnie zaczęła robić herbatę.
- Pomóc Ci w czymś Bożenko? - zapytał starszy z mężczyzn.
- Nie dziękuje, poradzę sobie, zresztą już prawie wszystko gotowe! - odparła.
Kiedy zaczęli jeść, Ewa miała lekki uśmiech na twarzy.
- Cieszę się, że ci tak smakują! - mama zauważyła jej reakcje.
- Są jak zwykle bardzo smaczne, ale nie tylko dlatego się uśmiecham. Zawsze jak jem tę potrawę, przypomina mi się, że mój mąż poderwał mnie na gołąbki, jedliśmy je na naszej pierwszej randce! - przyznała z pewnym rozmarzeniem w głosie.
- Na naszej pierwszej randce jedliśmy w kawiarni szarlotkę z bitą śmietaną! - wtrącił ukochany.
- Ja jednak myślę, że skusiłeś mnie na te gołąbki! - upierała się ze śmiechem.
Pobyli jeszcze trochę u rodziców, bardzo miło spędzając u nich czas. Potem wrócili do siebie.
Następnego dnia Ewa rano podgotowała trochę obiad, później zeszła do garażu, do samochodu. Chciała wybrać się na małe zakupy do miasta. Zanim wsiadła do auta musiała wyregulować fotel, bo nie mogła zmieścić się za kierownicą. Udała się do sklepu dziecinnego, tam kupiła trochę ubranek i parę kosmetyków. Kiedy Janusz wrócił z pracy, zastał ją leżącą na kanapie w salonie.
- Cześć źle się czujesz? - zaniepokoił się, nachylając się nad nią.
- Cześć, nie, po prostu odpoczywam, byłam dziś na mieście. - przyznała się, unosząc się lekko na łokciach.
- Już szalejesz! - stwierdził trochę zdenerwowany mąż.
- A jak Tobie minął dzień? - zmieniła temat.
- Ciężko, miałem 3 dość trudne operacje! - odrzekł i zaczął jej o tym opowiadać.
Minęło kilkanaście kolejnych dni, zbliżał się termin rozwiązania.
Któregoś popołudnia dziecko wierciło się tak mocno, że Ewa stwierdziła;
- Jedziemy do szpitala!
Janusz słysząc to natychmiast zabrał z przedpokoju torbę z potrzebnymi rzeczni, stojącą tam już od tygodnia. Po czym wsiedli do samochodu i ruszyli. Z początku jechał dosyć szybko, ale potem zwolnił, gdy żona przekonywała go, że nie musi się tak spieszyć, bo nie ma jeszcze powodu do paniki.
Gdy dotarli na miejsce na szczęście okazało się, że Krzysztof ma dyżur. Od razu zbadał znajomą i potwierdził, że się zaczęło.
- Jak pacjentka się przebierze, to proszę ją przywieść na porodówkę! - poprosił pielęgniarkę będącą z nimi w gabinecie.
Poród przebiegał bez specjalnych komplikacji, Krzysztof wydawał Ewie polecenia, a ona mimo bólu starała się je wykonywać.
Co za dziwna sytuacja. - Człowiek którego kiedyś kochałam, a, który nadal nie jest mi obojętny, pomaga urodzić się dziecku, które mam z mężem! - pomyślała Ewa, rodząc.
Po jakimś czasie zobaczyła obok siebie Janusza, a potem usłyszała krzyk dziecka.
- No idź na chwilkę do mamusi! - lekarz starał się ułożyć noworodka na klatce piersiowej kobiety.
Gdy ją zobaczyła, z jej oczu popełniły łzy radości.
- Cześć dziewczyny! Jak się macie? - spytał znajomy doktor, zaglądając do przyjaciółki i jej maleństwa, nazajutrz rano.
- Mamy się świetnie! - powiedziała rozradowana, przytulając córeczkę.
- Krzysiu chciałam Ci podziękować za wszystko co dla nas zrobiłeś! - mówiła ze wzruszeniem, patrząc to na niego, to na małą.
- Nie ma za co dziękować, to moja praca. - Polecam się na przyszłość! - odrzekł z uśmiechem i przygarnął koleżankę do siebie.
Kiedy nasza mama z córką zostały wypisane ze szpitala, wieczorem w domu świeżo upieczeni rodzice stali nad łóżeczkiem, w którym leżała ich maleńka córeczka.
- Jest śliczna, podobna do ciebie! - zachwycała się Ewa, ukradkiem spoglądając na Janusza.
- Jest za malutka, żeby już rozpoznać do kogo, jest podobna! - odparł mąż, ale podświadomie był bardzo dumny z tego co powiedziała.
- No nie jest taka malutka, wierzy 3 kilogramy i mierzy 48 centymetrów! - śmiała się.
- No fakt, to nie jest aż tak mało, jesteś bardzo dzielna, że urodziłeś własnymi siłami! - przyznał z uznaniem i pocałował ją czule.
- Jak jej damy na imię, może Justynka albo Agatka? - zaproponował.
- A może Zuzia? - żartowała sobie, młoda mama.
- No wiesz co, przez kobietę o tym imieniu o mało nie rozpadł się nasz związek!! - powiedział bardzo głośno, aż mała się poruszyła.
- Wiem, przesadziłam. - Ewa spuściła głowę zawstydzona.
Dziewczynka otrzymała na imię Agatka.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

wtorek, 3 stycznia 2017

Rozdział 34

Rozdział trzydziesty czwarty

Zalecenie

 

Ewa otworzyła oczy budząc się w pewien lutowy poranek, rozejrzała się po sypialni, obok niej nie było Janusza. Spojrzała na zegarek stojący na szafce przy łóżku, dochodziła siódma. Usiadła na łóżku i przetarła zaspane oczy potem spuściła powoli nogi, posiedziała chwilę później wstała i poszła do łazienki. Wzięła prysznic, ubrała się i po kwadransie zeszła na dół. Zajrzała do salonu, ale w pokoju było pusto, zaczęła nasłuchiwać z kuchni dochodziły delikatne dźwięki muzyki, więc udała się w tamtą stronę.
- Cześć! - powiedziała do męża, podchodząc do niego i całując go w policzek.
- O cześć! - zdziwił się trochę, gdy ją zobaczył, uśmiechnął się i przygarnął ją mocno do siebie.
- Czemu mnie nie obudziłeś? - spytała.
- Nie chciałem Cie budzić, tak słodko spałaś! - czule pogładził ją po brzuchu. - Jak się czujesz? - zapytał odwracając się w stronę patelni na której smażył smakowicie pachnącą jajecznice. Ona tymczasem pogłaskała Freda siedzącego nieopodal, a pies  był z tego bardzo zadowolony.
- Teraz już dobrze, ale w nocy maleństwo bardzo się kręciło i trochę nie dawało mi spać! - odpowiedziała sięgając po swój kubek do szafki. Nalała sobie herbaty.
- Ojej to trzeba było mnie obudzić! - przeraził się ukochany.
- Mój drogi nic nie poradzisz, na to, że się tak wierci! - śmiała się, uspokajając go. - Zresztą to dobrze, że się tak rusza! - dodała siadając na krześle przy stole.
- Może powinnaś pójść na zwolnienie? A dziś pracujesz? - zadawał kolejne pytania nie czekając na odpowiedz.
- Nie martw się tak, ja naprawdę dobrze się czuje. W przyszłym tygodniu idę do lekarza i jeśli się okaże, że trzeba to pójdę na zwolnienie. - zapewniła Ewa.
- No dobra to jemy i jedziemy do pracy, bo już prawie wpół do ósmej! - odparł stawiając na stole drugi talerz i kładąc drugi widelec. Następnie nałożył na talerze po połowie jajecznicy.
Ewa zanim zaczęła jeść poszła do łazienki, ponieważ przypomniała sobie, że głaskała psa.
Jedli śniadanie rozmawiając właściwie o wszystkim i, o niczym. Kiedy skończyli Janusz podniósł się kierując się do holu.
- Skoro Ty zrobiłeś śniadanie, to ja posprzątam ze stołu! - zadecydowała Ewa podnosząc się i sięgając po brudne talerze i kubki.
- Jeśli możesz to włóż tylko naczynia do zmywarki, pieczywo do chlebaka, a masło do lodówki, resztę zrobimy jak wrócimy! - zawołał do niej z przedpokoju, jednocześnie wypuszczając Freda na podwórko.
Ona tymczasem opukała naczynia, włożyła je do zmywarki i chciała pójść w stronę stołu, aż tu nagle...
- Auu!!! - krzyknęła tak głośno, że mąż znalazł się natychmiast obok niej. Zobaczył ją z grymasem na twarzy, trzymającą się za brzuch.
- Co się stało? - spytał lekko przerażony. Objął ją ramieniem, podprowadził do krzesła i pomógł usiąść, kucając przy niej.
- Nie wiem, myślałam, że śpi, a nasze dziecko kopnęło tak mocno, że aż zabolało. Chyba dostałam w jakiś organ! - próbowała wysilić się na uśmiech.
- Wezwać pogotowie? - zapytał z troską.
- Nie, nie wzywaj!
- Może jednak powinnaś zostać w domu i odpocząć! - przekonywał mąż.
- Pojadę do szpitala, Marek chyba nie ma dziś dyżuru, ale Krzysiek prosił mnie o konsultacje u jakiejś swojej pacjentki, to jak by się coś działo, poproszę go o poradę. - zapewniła Janusza uspokajająco.
- No dobrze! - zgodził się. - Jeśli możesz już wstać to chodźmy, bo się spóźnimy. - odparł spoglądając na zegarek.
- Cześć Dorotko! Nie spóźniliśmy się? - zapytała Ewa prawie wbiegając do gabinetu lekarskiego.
- Cześć! Nie chociaż Krzysztof już dzwonił i pytał czy jesteś. - poinformowała koleżanka.
- Sama jesteś, a gdzie Janusz? - spytała szukając go wzrokiem.
- Poszedł na oddział do pacjentki, bo po drodze dzwonił do niego Łukasz. - powiedziała przyszła mama, przebierając się.
- Czemu pytałaś, czy się nie spóźniliście? - zaciekawiła się Dorota.
- Późno wyszliśmy z domu, bo nasze maleństwo troszkę w nocy i rano rozrabiało! - uśmiechnęła się.
- To ja idę na tą ginekologię,. - odparła Ewa wychodząc.
Poszła schodami na górę, weszła na oddział i zaczęła szukać kolegi. Nie mogąc go znaleźć zapytała o niego jedną z przechodzących korytarzem pielęgniarek, a ta skierowała ją do jego gabinetu.
Zapukała do drzwi, po kilku sekundach usłyszała. - Proszę!
- Cześć szukałeś mnie? - spytała wchodząc do środka.
- O cześć! Tak szukałem. - przyznał. - Mam tutaj panią w 7 miesiącu ciąży, ma problem z nogami. Według mnie są to żylaki. - tłumaczył.
- Czy mogłabyś to obejrzeć? - poprosił.
- Dobrze chodźmy do niej. - zgodziła się.
- Myślę, że jest to podobna sytuacja jak u pani Gawron. - stwierdził kiedy szli korytarzem. - Pamiętasz ją? - Krzysiek spojrzał pytająco na koleżankę.
- Pewnie, że pamiętam! Ciekawe co słychać u tej rodzinny? - zastanawiała się lekarka.
- Z tego co wiem to wszyscy doszli do siebie po tym wypadku, mały rośnie, a pani Gawron ile razy jest u mnie na wizycie, prosi żebym pozdrowił tą miłą Panią doktor, która jej pomogła! - uśmiechnął się Krzysztof.
- Dzięki to miłe! - ucieszyła się Ewa.
- A co u Ciebie, jak się miewa dzieciątko? - spytał znajomy spoglądając na Ewę.
- Dziś trochę szaleje! - powiedziała dotykając swojego brzucha.
- Aha! Marek ma wolne, ale jak chcesz to mogę ci zrobić USG i zobaczymy dlaczego tak szaleje? - zaproponował lekarz.
Koleżanka spojrzała na niego z zastanowieniem.
- Rozumiem mąż... - stwierdził widząc jej reakcje.
- Co mąż...? - zdziwiła się.
- No Twój mąż byłby o mnie zazdrosny gdyby się o tym dowiedział!
- Jeśli chcesz wiedzieć, to Janusz sam mi kiedyś sugerował żebym poszła do ciebie na wizytę! - zapewniła Ewa. - Uważa cię za bardzo dobrego lekarza i  ja również tak myślę! - dodała.
- Dzięki! - powiedział z uśmiechem.
- Poza tym masz zagraniczne doświadczenie. - odparła.
- Nie trzeba mieć zagranicznego doświadczenia żeby być dobrym lekarzem! - Krzysztof spojrzał na koleżankę, a jego wzrok wyraźnie mówił kogo ma na myśli.
- Dzięki! Może gdybym w odpowiednim czasie wyjechała zagranice, miałabym jeszcze lepsze doświadczenie i ciebie za męża. - stwierdziła,
- Żałujesz? - spytał trochę zaskoczony.
- Nie teraz już nie. Kiedyś może i żałowałam, ale teraz już nie żałuje! - przyznała spuszczając oczy.
- To ja już wracam do siebie na oddział! - powiedziała po chwili kłopotliwego milczenia.
- Dobra, dzięki za pomoc. Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwon do mnie o każdej porze. Masz do mnie numer? - zapytał kolega.
- Tak mam.
Pożegnali się i każde poszło w swoją stronę.
- Cześć Dorotko! Nie było tu Ewy? - spytał Janusz, wchodząc do pokoju lekarskiego na chirurgii.
- Cześć była, ale poszła na ginekologię. Chyba wiesz po co? - spytała.
- Tak wiem. - odpowiedział.
- Jak tam ta wasza pacjentka? - zainteresowała się żona dyrektora.
- Kiepsko, chyba będziemy musieli ją jeszcze raz operować. Nawet prosiliśmy twojego Wojtka o pomoc, mamy się wspólnie zastanowić co robić! - tłumaczył Janusz.
- Poproście o pomoc Ewe. - radziła Dorota.
- Nie chcę jej denerwować, bo nie za bardzo dobrze się dziś czuła. - stwierdził doktor, nalewając sobie kawy.
- Tak wiem mówiła mi. - przyznała znajoma.
- Ale jak będzie trzeba to ją poproszę o pomoc! - zapewnił lekarz.
- Będziecie musieli podjąć jakąś decyzje, ty albo Wojtek, w końcu wy tu teraz szefujecie! - uśmiechnęła się Dorota.
- Oh czasem zastanawiam się czy dobrze zrobiłem zastając ordynatorem! - westchnął - Ciągle tylko jakieś papiery i ważne decyzje. - dodał pijąc łyk kawy.
- Oj coś o tym wiem, Wojtek odkąd został dyrektorem, wciąż jest czymś zajęty! - przyznała koleżanka.
Rozmowę przerwało im wejście do gabinetu Ewy.
- No i jak tam ta pacjentka, twoja i Łukasza? - zapytała męża siadając na krześle.
- Nie za dobrze, właśnie niedawno od niej wróciłem. - odpowiedział.
- Zrobić ci herbaty? - spytał wstając i podchodząc do szafki gdzie stał czajnik i kubki.
- Tak poproszę! A co się z nią dzieje? - zaciekawiła się.
Mężczyzna wcisnął guzik czajnika i zaczął opowiadać żonie historię pani, którą zajmowali się z Łukaszem. Wysłuchawszy relacji męża Ewa sama zaproponowała, że może zbadać tę kobietę, na co on przystał, wiedząc jakie jego żona ma doświadczenie w tego typu przypadkach.
- To w takim razie, pije herbatę i zaraz do niej pójdziemy! - zadecydowała.
- Dobrze! - uśmiechnął się widząc jej zdecydowanie.
- Ty jesteś naprawdę dobra! - przyznał kiedy wychodzili z sali, gdzie leżała wspomniana pacjentka. Po trafnie postawionej przez lekarkę diagnozie.
- Nie przesadzaj nie tak trudno było rozpoznać, że to „zespól po cholecystektomii”- czyli dolegliwości po wycięciu woreczka żółciowego! - stwierdziła.
- Nie przesadzam, my z Łukaszem prosiliśmy nawet Wojtka o konsultację i żaden z nas na to nie wpadł, a ty od razu zorientowałaś się to jest to! - upierał się przy swoim zdaniu.
- Dzięki! Mój drogi, skoro wy zbierając się w takim gronie, nie domyśliliście się co to jest, a ja od razu na to wpadłam, to z kim ja tu pracuje, może powinnam pomyśleć nad zmianą pracy! - żartowała sobie.
- My naprawdę się głowiliśmy co to może być i nie mogliśmy dojść do tego. Myśleliśmy nawet, że ta kobieta symuluje! - bronił się.
- Wiem, to mogło wyglądać na symulowanie. - przyznała.
- Jak ty się teraz czujesz? - zapytał Janusz żonę, kiedy wracali do domu.
- Teraz już dobrze, maleństwo się na szczęście uspokoiło! - zaśmiała się Ewa gładząc się po brzuchu.
- To dobrze! - ucieszył się.
Radość przyszłych rodziców jednak nie trwała długo, po kilku dniach Ewa znowu poczuła się gorzej.
- Auu! - krzyknęła dosyć głośno, kuląc się z bólu, na kanapie w salonie.
- Co się stało? - spytał przestraszony mąż, który przybiegł natychmiast z kuchni, słysząc jej krzyk.
- Brzuch! - odpowiedziała tylko z grymasem na twarzy.
- Dzwonię po pogotowie, albo nie, lepiej od razu jedziemy do szpitala! - zadecydował Janusz, wybiegając do przedpokoju po jej płaszcz.
- Poczekaj, najpierw pomóż mi pójść do łazienki. - poprosiła kiedy ból trochę przeszedł.
- Może lepiej się nie ruszaj! - radził Janusz, przybiegając do niej znowu i kucając obok kanapy, z jej płaszczem w ręku.
- Zostaw ten płaszcz i zrób to o co proszę! - Do szpitala pojedziemy później, jak będzie trzeba, teraz muszę iść do toalety żeby coś sprawdzić, a potem zadzwonię do Krzyśka! - powiedziała stanowczo,
Posłusznie wykonał jej prośbę.
- Zostać tu z Tobą? - zapytał tylko wprowadzając ją do łazienki.
- Nie, wyjdź, w razie czego cie zawołam - zapewniła.
- Dobrze, będę czekał pod drzwiami.
- Teraz podaj mi mój telefon! - poprosiła, kiedy znowu wrócili do pokoju.
Odszukała numer lekarza i wybrała go.
- Cześć. - powiedziała słysząc po chwili jego głos, po drugiej stronie słuchawki.
- O cześć! Czy coś stało? - zapytał, słychać było, że jest trochę zaskoczony.
- A dlaczego myślisz, że coś się stało? - próbowała wysilić się na uśmiech.
- Bo inaczej byś do mnie nie dzwoniła. - odparł.
- Boli mnie brzuch, tak jak wtedy, co ci mówiłam! - poinformowała go.
Słysząc to zadał jej kilka pytań, a ona spokojnie na nie odpowiadała. Przede wszystkim zapytał czy nie krwawi, a kiedy powiedziała, że nie nad czymś się zastanawiał, bo w słuchawce zapadła cisza.
- Jesteś z kimś w domu, czy sama? - zainteresował się.
- Nie, nie jestem sama, jest ze mną Janusz. - spojrzała na męża, który siedział obok niej i trzymał ją za rękę.
- Aha to dobrze! W takim razie przyjeżdżajcie, ja jestem teraz w szpitalu. Co prawda Marek jeszcze na urlopie, ale jakoś sobie poradzimy! - zapewnił ze spokojem.
- Czy mam coś ze sobą zabrać? - zapytała kobieta.
- Weź ze sobą jakieś wyniki badań, jeśli masz u siebie. - poprosił.
- Dobrze wezmę! - zapewniła.
- W takim razie, czekam na Was, do zobaczenia! - powiedział lekarz i się rozłączył.
Całą drogę do szpitala, Ewa modliła się w duchu żeby ich dziecku nic się nie stało, a jej ukochany prowadził w milczeniu i dużym skupieniu.
- Cześć, witajcie! - przywitał ich Krzysztof, kiedy tylko weszli na oddział ginekologii. Wyglądało na to jakby rzeczywiście na nich czekał.
- Cześć! - odpowiedzieli oboje.
- Wejdźmy do mnie do gabinetu, zobaczymy co się dzieje! - zwrócił się do Ewy Krzysztof. - A może ty chcesz wejść razem z Ewą? - zapytał Janusza.
- Lepiej ja poczekam na korytarzu. - powiedział przyszły tata.
Kiedy lekarz wspólnie ze znajomą weszli do gabinetu, poprosił żeby przygotowała się do badania. Po czym ją dokładnie zbadał i zrobił USG. W czasie robienia USG odparł:
- Rzeczywiście Waszej córeczce bardzo się do nas spieszy! - starał się to mówić żartobliwie.
Po badaniach Ewa ubrała się i usiadła na krześle, a lekarz poprosił do pokoju jej męża.
- Będziecie meli córeczkę! - oznajmił kiedy mężczyzna wszedł do środka i usiadł obok żony.
- To dobrze, ale Ewa do tej pory nie chciała znać płci dziecka. - przyznał Janusz.
- Uuu to przepraszam nie wiedziałem! mogłaś mi o tym powiedzieć, że nie chcesz wiedzieć? - doktor spojrzał na smutną twarz koleżanki.
- Jakie to ma teraz znaczenie, czy to chłopiec, czy dziewczynka, jak i tak możemy ją stracić! - rozpłakała się Ewa.
- Zrobimy wszystko żebyście jej nie stracili! - powiedział Krzysiek.
- Chciałbym żebyś została u nas na oddziale. - dodał.
No i została w szpitalu.
Po dwóch dniach do pracy wrócił Marek i wspólnie z Krzysztofem zajmowali się Ewą i jej dzieckiem.
Kiedy sytuacja była już opanowana wypisali ją do domu zalecając leżenie do końca ciąży.
Leżała więc zgonie z zaleceniem.
Najpierw obserwowała przez okna domu padający śnieg, później budzącą się do życia wiosnę.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...