poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 24

Rozdział dwudziesty czwarty

Zuzanna




Czy znowu mi się nie uda? myślała Ewa widząc kilkakrotnie swojego narzeczonego w towarzystwie Zuzanny. Wprawdzie tłumaczył, że ona przyjechała do Warszawy na kilka dni w jakiś ważnych sprawach, ale lekarka czuła się zaniepokojona, pamiętała przecież, że Krzysztof też wyjeżdżając do Stanów obiecywał jej, że to tylko na jakiś czas, że wróci, a wiadomo jak się to skończyło. Na domiar złego na trzy tygodnie przed ślubem dowiedziała się, że Iza, która miała być jej świadkową złamała sobie rękę.
- Co my teraz zrobimy? - zapytała prawie z płaczem Janusza, kiedy któregoś dnia siedzieli u niego w mieszkaniu.
- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradzimy, poprosimy kogoś innego. - uśmiechał się uspokajająco.
- Ciekawe kogo, może twoją przyjaciółkę! - powiedziała ze złością, widząc jego wesołą minę.
- Nie lubisz jej? - zauważył.
- Za co miałbym ją lubić? - odpowiedziała pytaniem, na pytanie.
- Za to, że próbuje mi ciebie odebrać! - zawołała.
- O czym Ty mówisz? - spytał trochę zdziwiony.
- Jak to o czym ja mówię, za kilka tygodni mamy ślub, a Ty spędzasz mnóstwo czasu z tą Zuzanną! - krzyczała.
- Kochanie, Ty jesteś o mnie zazdrosna! - śmiał się.
- Ja nie jestem zazdrosna, ja po prostu nie chcę być znowu oszukana!
- Ja Cie nie oszukam. - zapewnił i próbował ją do siebie przygarnąć.
- Zastaw mnie, muszę wyjść, żeby się uspokoić. - broniła się przed tym uściskiem.
Wyszła do łazienki, po jakimś czasie wróciła, już spokojna.
- No chodź przytul się. - przytulił ją mocno i zaczęli się całować.
- Napijesz się jeszcze herbaty? - zaproponował, kiedy przestali.
- Zrób mi małą kawę. - poprosiła.
- Już się robi!
- Kiedy idziesz do lekarza na kontrole? - spytał stawiając czajnik na gazie.
- W przyszłym tygodniu. - odparła.
Minęło kilka dni...
Niby Ewa się trochę uspokoiła, ale tylko do momentu kiedy nie zobaczyła swojego przyszłego męża razem z przyjaciółką. Szli korytarzem o czymś rozmawiając i nawet jej nie zauważyli, on chyba ją pocieszał.
Lekarka była w dużym szoku z oczu płynęły jej łzy. Nie wiedziała jak dotarła do gabinetu lekarskiego, kiedy tam weszła, zastała w nim Wiktora:
- O cześć! Czy coś się stało? - zapytał gdy ją zobaczył.
- Cześć, nie nic. - odpowiedziała.
- Nie chce się wtrącać, ale skoro nic, to czemu płaczesz? - nie dawał za wygraną.
- Nie mam z czego się cieszyć, osoba która miała być moją świadkową ma właśnie rękę w gipsie, a przed chwilą spotkałam mojego chłopaka z inną kobietą! - rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Wytrzyj nos i uspokój się. - podszedł do niej, wyjął z kieszeni chusteczki i podał jej.
- Napijesz się kawy? - zaproponował, podszedł do szafki i zabrał się za robienie czegoś do picia.
- Napiłam się chyba czegoś mocniejszego! - przyznała smutno.
- Jesteśmy w pracy i nie możemy! - zaśmiał się.
- To zrób mi kawę tylko mocną. - poprosiła.
- A wracając do tego co mi powiedziałaś, to wiem o Izie, bo sam jej zakładałem gips, ale na pocieszenie powiem Ci, że do waszego ślubu już się go pozbędzie. - odrzekł kontynuując poprzedni wątek rozmowy.
- Nie wiem czy w ogóle do niego dojdzie, widzisz co się dzieje, koło Janusza kręci się ciągle ta... - nie dokończyła, ale kolega domyślił się o czym myślała i zaczął się śmiać.
- No co? - trochę się na niego zezłościła.
- Nie nic.
- Zawsze możesz wrócić do mnie tylko jedno Twoje słowo, a znowu możemy być razem. - powiedział poważnie przyjaciel, nachylił się nad nią i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Wiktor no co ty...? - nie wiedziała, jak się zachować.
- Nic, nic głupstwa gadam. - opanował się.
- Może nie powonieniem Ci tego mówić, ale ta Zuzanna ma tu u nas w szpitalu ciężko chorą matkę. - poinformował znajomy.
- Tylko dlaczego ona jest tu, co to w Krakowie nie ma szpitali? - zdziwiła się.
- Tak są, ale kobieta miała wypadek w Warszawie i jest w za ciężkim stanie żeby ją przewieść do Krakowa. Sam robiłem jej operacje ręki, a ma jeszcze inne obrażenia i wiele potłuczeń. - powiedział.
- Ale jakby co to nie wiesz tego ode mnie.
- Ok nie wydam Cię, znam zasady. - zapewniła.
- Wyjdzie z tego? - zapytała.
- Powinna bo zagrożenie już minęło. - odrzekł.
- Mimo to mój narzeczony wcale nie musi jej córki tak pocieszać i przytulać tak bardzo, że aż mnie nie zauważają. Kto inny powinien to robić, przecież obie mają mężów! - oburzyła się lekarka.
- Wydaję mi się, że ta starsza pani nie ma męża. - oznajmił.
- Nie złość się już tak. - poprosił widząc jej wzburzenie.
- Przepraszam, ale jestem zdenerwowana, boję się, że znowu mi się nie uda i mi go ktoś odbierze! - znowu zaczęła szlochać.
- No już przestań płakać, wydaję mi, że ta kobieta w żaden sposób ci nie zagraża. - pocieszał kolega.
- Nigdy nic nie wiadomo, do ślubu zaledwie kilka tygodni, a on spędza z nią więcej czasu niż ze mną. - stwierdziła.
- Na poprawę humoru zapraszam Cię po pracy do siebie, posiedzimy, pogadamy, powspominamy stare czasy. - zaproponował.
- No nie wiem czy powinnam, po tym co mi wyznałeś. - wahała się.
- Zapewniam Cię, że nic Ci z mojej strony nie grozi. Przyznaje, że gdybyś była wolna, zawalczyłbym o Ciebie jeszcze raz, ale skoro wychodzisz za mąż to, to jest tylko takie przyjacielskie zaproszenie. - uśmiechnął się.
- Nie wiem czy dojdzie do tego ślubu. - westchnęła smutno Ewa.
- Dojdzie, dojdzie na pewno!
Rozmowę przerwała i pielęgniarka, wbiegając do gabinetu:
- Przepraszam panie doktorze, z tą panią Wilk coś się dzieje! - zawołała.
- Dobrze już idę.
- Muszę lecieć, pacjentka o której ona mówiła, to właśnie matka tej Zuzanny! - poinformował ją i pośpiesznie wyszedł.
Przed końcem pracy Ewa zadzwoniła do niego z pytaniem czy ich spotkanie jest nadal aktualne. Gdy on potwierdził, że tak, umówili się, że ona pojedzie do domu, żeby się przebrać, a potem do niego przyjedzie. Będąc u siebie odświeżyła się, przebrała w sukienkę, którą kupiła niedawno i pojechała na spotkanie z Wiktorem.
- Cześć! - przywitał się, otwierając jej drzwi.
- Cześć.
Weszła do środka, w mieszkaniu coś smakowicie pachniało.
- Ślicznie wyglądasz! - zauważył.
- Dziękuje! - uśmiechnęła się.
- Wejdź do pokoju i rozgość się, a ja zaraz przyjdę! - zaprosił.
Weszła do salonu, gdzie czekał już pięknie nakryty stół. Po jakim czasie przyszedł Wiktor, niosąc półmisek z gorącym spaghetti.
- Rozmawiając zjemy sobie coś! - powiedział stawiając potrawę na stole.
- Nakładaj już sobie, a ja zrobię coś do picia. Czego się napijesz?
- Poproszę herbatę, ale ja tu przyszłam tylko pogadać, a ty mnie przyjmujesz tak elegancką kolacją. narobiłam Ci kłopotu. tym swoim przyjściem. - zawstydziła się.
- To dla mnie żaden kłopot, bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś, a kolacja nie jest elegancka, przecież to tylko zwykły makaron z sosem! - zaśmiał się.
- Wcale nie taki zwykły, pachnie wyśmienicie! - pochwaliła.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować! - ucieszył się, słysząc pochwałę.
- Wiesz jak lubię kluski pod każdą postacią! - odparła, kierując się do łazienki, żeby umyć ręce.
- Wiem, pamiętam to jeszcze z czasów, kiedy byliśmy razem! - powiedział tak głośno, żeby usłyszała aż w toalecie.
- Siadaj i częstuj się! - zachęcił, kiedy oboje byli już w pokoju.
- Bardzo chętnie.
- Jak zwykle pyszny ten makaron! - pochwaliła jedząc.
- Cieszę się, że ci smakuje! - uśmiechnął się.
- Ty zawsze dobrze gotowałeś. - przyznała.
- Miło, że tak uważasz.
- Na przykład ten sos jest świetny, ja próbowałam robić tak samo jak ty, ale nie wyszedł mi taki dobry, jak twój. - stwierdziła.
- No i jak się masz, przeszła Ci już trochę ta złość na Twojego chłopaka? - zmienił temat.
- Czy ja wiem, wydaje mi się, że ta kobieta za bardzo się koło niego kręci, obawiam, że to może źle wróżyć naszemu związkowi.
- Mówiłem Ci już nic się nie stanie, on Cię przecież kocha! - starał się ją uspokoić, ale jednocześnie nie chciał jej mówić, że dziś widział Janusza w towarzystwie Zuzanny, byli razem przy łóżku jej chorej matki.
- Mam nadzieje! - westchnęła.
- Słuchaj, a co się działo, z tą panią Wilk? - spytała.
- Pojawiły się pewne komplikacje, ale przepraszam, nie chce o tym mówić, sama rozumiesz, to moja pacjentka. - próbował wymigać się od odpowiedzi, bo bał się, że niechcący się wygada.
- Rozumiem.
- A jak tam Twoja narzeczona? - zainteresowała się.
- To nie jest moja narzeczona tylko przyjaciółka. - tłumaczył.
- Już się nie tłumacz, ja w nic nie wnikam! - nadal się śmiała.
- Ślicznie wyglądasz, jak się śmiejesz. - spojrzał na nią tak samo jak rano.
- Oj Wiktor, Wiktor! - udawała, że tego nie zauważyła.
- Lepiej opowiedz mi co się z Tobą działo, jak się rozstaliśmy. - poprosiła.
Siedzieli dość długo i rozmawiali, opowiadał jej o swoich zagranicznych podróżach, a ona słuchała tego z zaciekawieniem.
- Ale nie jeździłeś zagranice tylko turystycznie prawda? - przypomniała sobie, jak kiedyś o tym mówił.
- Tak pracowałem w Szwedzkiej klinice, nabyłem nawet niezłego doświadczenia, tam są zupełnie inne warunki. - stwierdził.
- Domyślam się! - odrzekła wyobrażając, to sobie. Sama marzyła o takiej pracy.
- To dlaczego wróciłeś do Polski? - zdziwiła się.
- Słuchaj Ewa, ja nie za bardzo chciałem tam zostać, to nie dla mnie. - przyznał z lekkim uśmiechem na twarzy.
Czemu ja nie związałam z nim mojej przyszłości? - pomyślała, a na głos powiedziała:
- Ale pobyt tam, na pewno Ci dużo dał, sporo się nauczyłeś. Słyszałam, jak bardzo trafnie stawiasz diagnozy, a Twoją wprawę daje się zauważyć przy stole operacyjnym, miałam okazję się o tym przekonać!
- Dzięki, ale do tego, żeby być dobrym ortopedą nie koniecznie potrzeba praktyki zagranicą. - odparł.
- Fakt, ale się przydaje.
- A ty nigdy nie chciałaś nigdzie wyjechać, żeby się jeszcze podszkolić? - zapytał.
- Nie, nie chciałam i jak wiesz dlatego rozpadł się mój związek z Krzysztofem. - posmutniała.
- Ja myślę, że nie dlatego, po prostu ta Sylwia wykorzystała sytuacje, a on gdyby cie kochał tak jak ty jego, to by wrócił. Przecież ja widziałem jak ty cierpiałaś, tak naprawdę myślałaś tylko o nim, żałuje, że wtedy bardziej o ciebie nie walczyłem. - powiedział kolega.
- Może masz racje, że oni oboje są winni, ale już nie ma co do tego wracać, teraz mam inne zmartwienie. - z jej oczu znowu popłynęły łzy.
- Nie płacz, ta kobieta wkrótce wyjedzie i odczepi się od twojego narzeczonego. - pocieszał.
- Wiktor czy wtedy kiedy byliśmy razem {Ty i ja}, zgodziłabym się... no wiesz na co, czy to by coś zmieniło miedzy nami?
- Na pewno wiele, ale z drugiej strony szanuje cię za to, że nie zrobiłaś tego wbrew sobie. - przyznał szczerze.
- Ojej już późno, będę się zbierać, dzięki za pyszną kolacje! - spojrzała na zegarek.
- To mnie jest bardzo miło, że przyjęłaś moje zaproszenie. - uśmiechnął się.
- A może ja cię odwiozę? - zaproponował.
- Nie dziękuje, przyjechałam swoim samochodem.
- W takim razie do zobaczenia w pracy. - pożegnał się, kiedy wychodziła.
- Do zobaczenia.
Następnego dnia rano Janusz podjechał pod jej blok i zaproponował, że jeśli chce, to mogą razem pojechać do szpitala. Ucieszyła się i zaprosiła go na górę, ale powiedział, że poczeka na nią na dole. Kiedy zeszła czekał przy samochodzie, podeszła do niego i pocałowali się czule, mimo to czuła, że jest albo zmęczony, albo czymś zdenerwowany.
- Czy coś się stało? - spytała, kiedy ruszyli.
- Nie nic się nie stało.
Jakiś czas jechali w milczeniu tylko z radia dolatywała delikatna muzyka.
- Miałaś wczoraj wieczorem dyżur, byłem u ciebie, ale cie nie zastałem? - spojrzał na nią ukradkiem.
- Nie, nie miałam, byłam na spotkaniu. - wyjaśniła.
- Mogłeś zadzwonić, wróciłabym wcześniej. - dodała.
- Rzeczywiście powinienem, nie pomyślałem o tym. - przyznał trochę obojętnie.
Jakie zmartwienie może mieć mój narzeczony? Zastanawiała się, cały dzień, widząc jego smutną minę, w końcu postanowiła zatelefonować do Uli. Na początku rozmawiały o przygotowaniach do ślubu i innych rzeczach potem Ewa zapytała:
- Ula czy ty znasz Zuzannę, koleżankę twojego brata?
W słuchawce po drugiej stronie zapadła cisza.
- Jesteś tam?
- Jestem, tak znam, czemu pytasz? - zaniepokoiła się jej rozmówczyni.
- Bo za dwa i pół tygodnia nasz ślub, a ona jest teraz w Warszawie i cały czas kręci się koło Janusza. - odpowiedziała.
- Nigdy jej nie lubiłam, to dziwna kobieta, zawsze polowała na niego, uspokoiła się dopiero wtedy, jak zamierzał się ożenić z Darią. Ewa uważaj na nią! - ostrzegała trochę wzburzona.
- Najlepiej pogadaj o niej poważnie z moim braciszkiem, zażądaj żeby przestał się z nią spotykać! - radziła przyszła szwagierka.
- Ona ma męża? - spytała pani doktor.
- Tak ma tylko chyba jej rodzice się rozwiedli.
- Dzięki Uleńko, pozdrawiam pa.
- Trzymaj się pa
- W razie czego daj mi znać gdyby coś się działo. - poprosiła siostra Janusza.
- Dobrze.
Dwa dni później Ewa została poproszona o konsultacje na oddziale ortopedii. Chodziło o pacjentkę po operacji nogi, skarżyła się na mocny ból brzucha. Kiedy lekarka się tam pojawiła panowało wszędzie straszne zamieszanie. Wyjaśniła pielęgniarce o co jej chodzi, a ta wskazała jej salę gdzie leżała chora. Ewa zbadała ją, a potem udała się do pokoju lekarskiego.
- Dzień dobry
- O cześć, dobrze, że jesteś! - Wiktor ucieszył się, gdy ją zobaczył.
- No i co badałaś tą panią, co jej jest?
- Chyba zabieram ją do nas, to jest ostry atak wyrostka robaczkowego. - powiedziała.
- To nie dobrze, że musi być znowu operowana! - zmartwił się kolega.
- Co tu się dzieje, wszyscy tacy nerwowi!. - spytała.
- Córka tej pani Wilk zażądała nagle przewiezienia swojej matki do Krakowa. - odrzekł.
- A dlaczego, podała jakiś powód? - zainteresowała się znajoma.
- Nie, nie podała tylko jest wściekła, biega po szpitalu i na wszystkich wrzeszczy. - odpowiedział.
- Może poszłabyś ze mną do bufetu na kawę? Muszę się uspokoić, bo mnie się też od niej dostało! - był zdenerwowany.
- Nie niestety nie mogę z operacją tej pacjentki nie ma co czekać, a mam jeszcze dziś dwa inne planowe zabiegi. Tą Zuzanną się nie przejmuj, dobrze, że stąd znika, bo mnie też działa na nerwy. - pocieszała przyjaciela.
Popołudniu poszła z niezapowiedzianą wizytą do ukochanego, ale z jej przyjścia ucieszył się bardziej jego pies, niż on sam.
- Januszku co Cię trapi tylko się nie wykręcaj, że nic, bo przecież ja widzę? - nie dawała za wygraną, widząc jego minę.
- Miałem ostatnio trochę kłopotów, Zuza próbowała mnie podrywać. - odpowiedział.
- Jak mogłeś mi to zrobić? - zapytała ze złością w głosie, po tym co usłyszała.
- Ja nic nie zrobiłem, do niczego między nami nie doszło. - próbował się tłumaczyć.
- Kłamiesz, widziałam jak ją obejmowałeś i pocieszałeś!!! - krzyczała.
Coś jeszcze do niej mówił, coś wyjaśniał, ale go nie słuchała. Wybiegła z mieszkania i biegła przed siebie, nagle zrobiło jej się słabo...

Czy w obecnej sytuacji dojdzie do ślubu?

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...