Konkurs
Był początek września, jak na razie piękna pogoda. Ewa postanowiła w sobotnie przedpołudnie wybrać się na zakupy, bo i tak nie miała za wiele do roboty. Janusz od rana był na dyżurze w szpitalu, miał wrócić do domu około szesnastej. Postanowiła, że dziś ugotuje obiad na dwa dni, a jutro popołudniu pojadą do rodziców. Mama ostatnio narzeka, że odkąd Agnieszka z rodziną wyjechała, znowu czują się z ojcem samotni. Ewa pomyślała, że zatelefonuje jeszcze do Eli i zapyta, czy nie pojechaliby z nimi.
Weszła więc do salonu, odszukała słuchawkę telefonu, która leżała na stoliku przy kanapie, wzięła ją do ręki i wybrała numer do siostry.
- Cześć! - powiedziała po kilku sekundach, słysząc głos po drugiej stronie.
- Cześć, miło Cię słyszeć! - ucieszyła się Ela.
- Co u Was słychać, jak tam chłopcy? - zapytała Ewa.
- Wszystko w porządku, chłopaki rosną i są zdrowi.
- A co tam u Was? - młodsza z sióstr odwzajemniła pytanie.
- U nas też wszystko w porządku.
- Słuchaj dzwonię, bo chciałam Wam coś zaproponować. Czy nie wybralibyście się jutro z nami do rodziców? - spytała. - Mama ostatnio narzeka, że odkąd Agnieszka wyjechała czują się z ojcem samotni.
- Wiem mnie też to mówiła! - zaśmiała się Elżbieta.
- Nawet pomyślałam o tym, że trochę ma rację. Mieszkamy niby tak blisko, ale tak rzadko ich odwiedzamy, obiecałam sobie, że postaram się to zmienić. Wiesz dom, dzieci, inne sprawy, ale to żadne wytłumaczenie! - stwierdziła.
- Masz rację my mieszkamy jeszcze bliżej, ale niestety też rzadko u nich bywamy. - przyznała Ewa. - No więc jak wybierzecie się jutro z nami? - ponowiła pytanie.
- Niestety jutro nie możemy, bo przyjeżdżają do nas dziś popołudniu, rodzice Marka i zostaną do połowy przyszłego tygodnia, bo teść ma coś do załatwienia w Warszawie. - odparła Ela.
- Rozumiem trudno, to odwiedzimy ich tylko z Januszem! - zdecydowała Ewa. - To nie będę ci już przeszkadzać, bo skoro macie mieć gości, to pewnie jesteś zajęta?
- No trochę pichcę w kuchni, ale Marek jest dzisiaj w domu i zajął się chłopcami, więc zdążę wszystko przygotować. - przyznała Ela. - A Ty co porabiasz, nie jesteś w pracy? - zainteresowała się.
- W tę sobotę i niedziele mam wolne, dopiero w poniedziałek będę miała dyżur, ale za to dwunastogodzinny. Teraz zamierzam wybrać się na zakupy, potem będę robić obiad na dwa dni. - odpowiedziała starsza z sióstr.
- Wybierasz się sama na zakupy, myślałam, że nie rozstajecie się z Januszem, jesteście przecież świeżo po ślubie? - zaśmiała się Ela.
- Oj nie tak świeżo, to już trzeci miesiąc naszego małżeństwa! Janusz jest w pracy, a co do rozstawania się, to czasem miewamy dyżury osobno, choć przyznaje bardzo rzadko! - uśmiechnęła się lekarka.
- Aha rozumiem, to świetnie! Czyli miłość kwitnie? - bardziej stwierdziła niż zapytała, z radością w głosie Elżbieta. A spodziewacie się już potomstwa? - dopytywała się.
- To fakt miłość kwitnie, a potomstwa się jeszcze nie spodziewamy, przynajmniej na razie nic mi o tym nie wiadomo! - śmiała się Ewa. - Chociaż bardzo bym tego chciała. - dodała trochę ze smutkiem.
- Cierpliwości siostrzyczko, trzy miesiące, to nie tak dużo czasu i pewnie wkrótce zajdziesz w ciąże. - pocieszała ją Ela.
- Tak tylko oby jak najszybciej, bo nie mam już za dużo czasu, nie jestem już taka młoda! - stwierdziła pani doktor.
- Głowa do góry kochana! Jestem pewna, że niedługo będziecie mieli dzieciątko, ja w każdym razie będę trzymać za Was kciuki! - obiecała Elżbieta.
- Dzięki, przyda się. Nie przeszkadzam ci już, bo pewnie masz jeszcze sporo roboty? Ja lecę na zakupy, a potem zabieram się za gotowanie, bo Janusz wróci z pracy, a w domu nie będzie obiadu! - odparła z uśmiechem Ewa.
- Mam już obiad podgotowany, chce jeszcze tylko upiec ze dwa ciasta i trochę posprzątać. - powiedziała siostra.
- Życzę udanych zakupów i gotowania. Pozdrów Janusza.
- Dziękuje, a Ty ucałuj maluchy i pozdrów Marka! - odwzajemniła się Ewka.
Usłyszała w słuchawce cześć, na co odpowiedziała tym samym, rozłączyła się i zaczęła się zastanawiać co ma kupić, gdzie ma się udać na te zakupy i czy ma na nie pojechać samochodem, czy pójść pieszo.
Poszła do kuchni i zajrzała do lodówki, a potem do szafki i szuflady z różnymi produktami. Zrobiła listę potrzebnych rzeczy i doszła do wniosku, że musi jechać autem, bo jest tego całkiem sporo. Wzięła dwie dość duże torby na te sprawunki i klucze od domu i samochodu. Włożyła żakiet i buty, i otworzyła frontowe drzwi żeby zawołać Freda. Nie wiedziała czy ma go wpuścić do środka, czy zostawić na podwórku? Fredzio mimo, że miał budę blisko schodów, często przebywał w domu, szczególnie na noc. Miał swoje posłanie w przedpokoju, bo jego właścicielom szkoda było zostawiać go na zewnątrz.
Kiedy pies ją zobaczył natychmiast do niej podbiegł.
- No co piesku, chcesz wejść do środka, czy zostawić cie na podwórku? - mówiła do niego i głaskała go po grzbiecie, a on merdał przyjaźnie ogonem.
- Nie mogę cię dziś ze sobą zabrać, musisz tu na mnie poczekać niedługo wrócę, a popołudniu wybierzemy się we trójkę na spacer. - obiecała.
Zdecydowała, że zostawi go przed domem. Zamknęła drzwi, a Fred odprowadził ją do samochodu.
Po powrocie z pracy Janusz zawołał już od drzwi:
- Cześć Ewuś! Co tu tak ładnie pachnie?
- Cześć! Zrobiłam gołąbki. - odpowiedziała i cmoknęła go w policzek.
- Aha w takim razie przebiorę się, umyje ręce i siadamy do stołu.
- Dobrze wszystko jest już gotowe, tylko czekałam na ciebie. - przyznała.
- Ok zaraz przychodzę! - uśmiechnął się i pobiegł na górę.
Wrócił po 10 minutach, już odświeżony i przebrany.
- Pomóc ci w czymś? - zapytał wchodząc do kuchni.
- Rozłóż talerze i sztućce. - poprosiła, podała mu talerze, a wzrokiem pokazała na sztućce, które leżały już przygotowane do rozłożenia na stole, po czym wzięła do ręki półmisek i odwróciła się w stronę garnka z gołąbkami.
- Pysznie gotujesz kochanie! - zachwycał się Janusz przełykając kęs drugiego gołąbka, którego sobie nałożył, po zjedzeniu jednego.
- Dzięki. Ty też dobrze gotujesz! Przypominam sobie, że jak pierwszy raz zaprosiłeś mnie do siebie, to też podałeś gołąbki i były bardzo dobre! - Ewa uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Tak przypominam sobie to, ale ja wtedy wcale nie zaprosiłem cię na gołąbki! - odłożył widelec i nóż i pogładził ją czule po ręku.
- A na co mnie zaprosiłeś? - zaciekawiła się.
- Zaprosiłem cię wtedy do siebie tak po prostu, bez żadnych zamiarów. Choć podobałaś mi się bardzo! - wyznał. A to, że jedliśmy wtedy gołąbki to był zupełny przypadek, o ile sobie przypominam byłem wtedy bardzo głodny, nie wypadało jeść samemu, więc podałem to co miałem.
- Ha, ha, ha czyli nie poderwałeś mnie na faszerowaną kapustę?
- Nie, absolutnie nie! - Właściwie to ja nie wiem kiedy się w Tobie zakochałem? - zastanawiał się, kiedy oboje przestali się śmiać.
- Może wtedy na naszym pierwszym wspólnym nocnym dyżurze? - spojrzała na niego z uśmiechem.
- Sam nie wiem, może, ale wydaje mi się, że jednak to nastąpiło już wcześniej!
- O to ciekawe, muszę przyznać, że zaimponowałeś mi wtedy.
- Czym? - spytał zaskoczony.
- Swoją punktualnością i pracowitością. - odpowiedziała. - Przyjechałam wtedy na dyżur przed czasem, a ty i tak już byłeś w pracy, trochę mnie tym zadziwiłeś! - wspominała.
- Zawsze staram się być punktualny, jak pewnie zauważyłaś?
- Tak zauważyłam, ale wtedy mnie trochę to zdziwiło. - odparła.
- Dlaczego, czyżby reszta kolegów z chirurgii była niepunktualna? - dopytywał się z uśmiechem Janusz.
- Byli i są w miarę punktualni, ale ty byłeś wtedy nowy i nie wiedziałam co o Tobie sądzić. - tłumaczyła.
- Oj nie byłem już wtedy taki nowy! - zaśmiał się.
- No może nie, jednak mieliśmy mieć pierwszy wspólny nocny dyżur. - przypomniała mu.
- Tak, pamiętam. - przyznał.
- A co tam w pracy? - Ewa zmieniła temat.
-Jak to w szpitalu trochę się działo, chociaż dzisiaj było względnie spokojnie. - przyznał Janusz. Z tego co zauważyłem w poniedziałek będziemy mieli trochę roboty, jest kilka zaplanowanych zabiegów. - dodał.
- Dużo? - spytała.
- Nie, niedużo, dosłownie parę i jeśli jutro nie wydąży się coś nieprzewidzianego, to same proste. - odparł.
- Czy będziemy razem operować? - zainteresowała się.
- Coś tam mamy robić wspólnie, chyba jakiś woreczek. A czemu pytasz? - spojrzał na nią biorąc do ust ostatni kawałek ziemniaka, który miał na talerzu.
- Bo lubię z tobą operować. - powiedziała.
- To miłe i wzajemnie! - uśmiechnął się i odsunął od siebie talerz.
- Ale się najadłem! - stwierdził, dotykając swojego brzucha.
- Chcesz kawy? - zapytała, wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia.
- Pomogę Ci! - zaoferował, również wstając od stołu i biorąc puste szklanki po soku. Jedną kawę już dziś piłem, ale chętnie wypije drugą! - opowiedział na zadane wcześnie przez żonę pytanie.
- To może Ty Ewuniu usiądź i sobie odpocznij, bo już się napracowałaś z tym pysznym obiadem, byłaś też pewnie na zakupach? A ja zrobię tę kawę. - zdecydował, kiedy już sprzątnęli po obiedzie.
- Dobrze, to zrób, ja z przyjemnością sobie odpocznę, bo faktycznie już się dzisiaj trochę nachodziłam! - stwierdziła siadając na krześle.
- Niestety nie ma nic słodkiego do kawy. - uprzedziła męża.
- Widzę, że są jabłka, to zaraz upieczemy szarlotkę! - spojrzał na koszyczek z owocami stojący na szafce, a potem odwrócił się do niej i uśmiechnął się.
- O super wiesz jak lubię szarlotkę! - ucieszyła się.
- Wiem, wiem! - zaśmiał się Janusz.
- To pomogę ci i obiorę jabłka, a ty zrobisz resztę! - śmiejąc się wstała od stołu, podeszła do szafki, wzięła kilka owoców i nóż z szuflady.
- Ty sobie odpoczywaj, ja sobie poradzę! - zaczął protestować. - Jak się upiecze, to będziemy razem konsumować! - dodał.
- Obieranie jabłek nie jest męczące! - zapewniała go.
- Nie wiesz czy doktor Sikora, został już ojcem? - spytała.
- Nie mam pojęcia, Sylwia ma chyba termin porodu na koniec września - odpowiedział wyjmując potrzebne do ciasta produkty. - Sama mi o tym mówiłaś.
- Tak mówiłam, ale sam wiesz, że dzieci nie zawsze przychodzą na świat w wyznaczonym terminie. - odparła Ewa.
- To fakt! - zaśmiał się.
Kiedy szalotka była już w piecu Janusz zapytał. - To co robimy z dalszą częścią popołudnia, może, jak ciasto się upiecze, to wybralibyśmy się do kina albo na spacer, a wieczorem po kolacji... - nie dokończył tylko pocałunkiem w usta dał jej do zrozumienia o co mu chodzi.
- Kino może nie koniecznie, bo jestem trochę zmęczona, ale spacer i to co proponujesz po nim, z przyjemnością! - powiedziała kiedy skończyli.
Godzinę później wspólnie z psem, wybrali się na spacer.
- Wrzesień zaczął się w tym roku bardzo ciepło, ciekawe jak długo tak będzie? - zastanawiał się Janusz spoglądając w górę, na bezchmurne niebo.
- Oby tak było jak najdłużej! - rozmarzyła się Ewa. - Kiedyś nie lubiłam jesieni, bo kojarzyła mi się ze złymi wspomnieniami, ale od kiedy jesteśmy razem, ta pora roku mi się nawet podoba, zaczyna być tak kolorowo, na drzewach.
- Teraz jest kolorowo i tak będzie jeszcze kilka tygodni, a potem zrobi się szaro - buro i zimno, brr! - wzdrygnął się lekarz.
- Czemu jesień kojarzyła Ci się ze złymi wspomnieniami, czy tu chodzi o Krzysztofa? - zapytał.
- Wiesz jesień w ogóle sprzyja melancholii, ale jak ma się obok siebie kogoś ukochanego, to łatwej znieść ten czas, a co do wspomnień o Krzysztofie, to wtedy wyjechał z Polski jesienią. - stwierdziła.
- Czemu my ciągle wracamy do tych naszych przykrych histori? - trochę się rozzłościła uświadomiwszy sobie o czym znowu rozmawiają.
- Myślę, że my nigdy nie unikniemy tego tematu, bo zostaliśmy mocno zranieni, ja przez Darię, ty przez Krzysztofa. Mnie jest trochę łatwiej, bo jej nie widuję, ale ty bez przerwy się na niego natykasz. Pamiętasz pewnie jak zareagowałem, kiedy spotkaliśmy ją wtedy z mężem w Krakowie?
- Tak pamiętam! - przytaknęła.
Przystanęli na chwilę, Janusz starał się uspokoić Ewę widząc jej zdenerwowanie. Gładził ją delikatnie po policzku i uśmiechał się czule.
- Oj przestańmy gadać na te smutne tematy, cieszmy się sobą i tą piękną pogodą! - zawołała chcąc się rozweselić.
- Wiesz zaplanowałam nam już jutrzejsze popołudnie nie wiem tylko co z tego wyjdzie? - poinformowała męża, kiedy zbliżali się do domu Bożeny i Jana.
- O, a co ciekawego mamy robić? - zainteresował się,
- Wpadniemy jutro do moich rodziców! - powiedziała - Nie wiem tylko czy wcześniej nie powinniśmy zadzwonić, bo może nie być ich w domu? - zastanawiała się.
- Z tą wizytą to świetny pomysł! Z tego co wiem to nigdzie się jutro nie wybierają, bo widziałem się dziś z tatą. - odrzekł.
- Słuchaj, a może wstąpimy do nich teraz, jesteśmy przecież tak blisko? - zaproponował.
- Przecież mieliśmy na dziś wieczór inne plany! - szepnęła mu do ucha.
Dwa tygodnie później Ewa obudziła się rano, czuła, się źle, było jej niedobrze, musiała szybko zerwać, się z łóżka i biec do łazienki.
- Dobrze się czujesz, jesteś taka blada? - zaniepokoił się mąż, kiedy stamtąd wyszła.
- Czyżby to znowu anemia, kiedy byłaś ostatnio u Jacka? - zasypywał ją pytaniami nie czekając na odpowiedź.
- A może to już to...? - na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
- Czuje się tak sobie, to nie anemia, raczej się czymś zatrułam, a u Jacka od tej wizyty kontrolnej nie byłam, bo czułam się dobrze. - zaczęła cierpliwie odpowiadać na jego pytania.
- Jeśli to potrwa dłużej, to udam się do apteki, a potem do lekarza! - zapewniła.
- Dobrze, a teraz chodź na śniadanie! - zachęcał zatroskany.
Chociaż nie miała na nie ochoty, po namowach zjadła bułkę z masłem i popiła słabą herbatą.
Po przyjeździe do pracy w pokoju lekarskim zastali tylko Dorotę.
- Cześć Pani Dyrektorowo! - przywitali się.
- Cześć! Ewa dzwonił Wojtek i prosił, żebyś do niego przyszła, jak się tylko pojawisz! - poinformowała lekarka.
- Cześć dobrze, że jesteś, chciałem z tobą o czymś porozmawiać. - powiedział kolega, kiedy weszła do jego gabinetu.
- Cześć! Domyślam się, że nie wezwałeś mnie na pogaduszki! - odparła.
- Powiem wprost chciałbym, żebyś startowała w kursie na ordynatora chirurgii. - Pamiętasz wspominałem ci o tym kilka tygodni temu?
- Tak pamiętam, ale muszę Ci odmówić. Wiesz niedawno wyszłam za mąż, planujemy powiększenie rodziny, więc nie ma sensu, żebym teraz startowała w konkursie. - tłumaczyła.
- Rozumiem, czy już jesteś w ciąży? - uśmiechnął się.
- Nie wiem, ale będziesz jedną z pierwszych osób, którą o tym zawiadomię, jeśli to nastąpi, jesteś przecież teraz najważniejszy w całym szpitalu! - powiedziała.
- Tak, ale jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem! - żartował Wojtek.
- Co do stanowiska ordynatora, to zaproponuj je swojej żonie, albo któremuś z chłopaków, zresztą myślę, że jesteśmy na tyle dobrą placówką, że nie będzie problemu z kandydatami. - sugerowała koleżanka.
- Co do Doroty, to ona nie chce, bo twierdzi, że jeden szef w domu wystarczy! - śmiał się.
Wracając od dyrektora Ewa spotkała po drodze Krzysztofa.
- Cześć, co u Was, czy macie już synka? - zapytała go.
- Cześć nie jeszcze, nie, Sylwia ma termin na przyszły tydzień. - odpowiedział.
- O to już niedługo! - zauważyła.
- A co u Was słychać? - odwzajemnił pytanie.
- U nas wszystko dobrze. Słuchaj czy mógłbyś mi polecić jakiegoś dobrego ginekologa? - poprosiła.
- Idź do Marka... - wymienił nazwisko ich wspólnego kolegi ze studiów.
- A on przyjmuje gdzieś w Warszawie? - zdziwiła się.
- Tak jakiś czas temu przeniósł się tu z żoną i synem, a od niedawna pracuje na moim oddziale. - wyjaśnił Krzysiek.
- Jak chcesz to powiem mu, żeby Cię przyjął? - zaoferował.
- Dziękuje, sama zapiszę się do niego na wizytę.
Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.