Rozdział trzydziesty trzeci
Świąteczne zakupy
- Gdzie spędzicie w tym roku święta, w Krakowie, czy tutaj z nami? - zapytała Ewę mama na początku grudnia.
-
Sama nie wiem Janusz przez ten awans nie może sobie za bardzo pozwolić
na urlop, chociaż pewnie w przyszłym roku też nie pojedziemy, bo
będziemy mieli małe dziecko! - zastanawiała się Ewa.
- Wasze dzieciątko będzie miało w przyszłym roku w grudniu jakieś 7 miesięcy! - Bożena uśmiechnęła się do córki.
- Mam nadzieję, że tak. - westchnęła młodsza z kobiet.
- Jak ty się czujesz? - spytała matka.
-
Czuje się dobrze, lekarz też mówi, że wszystko jest w porządku tylko
mój mąż trochę panikuje i wysyła mnie na zwolnienie! - zaśmiała się Ewa.
- No wiesz martwi się o ciebie! - stwierdziła. - To jego pierwsze dziecko!
- Czy ja wiem, czy pierwsze? - zastanawiała się głośno młoda mężatka.
-
Czy ty podejrzewasz, że dziecko Darii może być dzieckiem Janusza? -
mama odwróciła się w stronę córki, znad garnka w którym coś mieszała.
-
Mamo nie wiem, niby on zarzeka się, że na kilka tygodni przed ślubem,
nie mieli ze sobą nic wspólnego i to nie jego dziecko, ale kto to może
wiedzieć! - powiedziała lekarka, podniesionym głosem.
Ich rozmowę przerwał odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
- Cześć! Jest tam kto? Prowadzę gościa! - usłyszały głos Janka.
- Cześć, tu jesteśmy! - zawołała Bożena.
-
O cześć dziewczyny! Jak się macie? - zawołał ojciec, kiedy zorientował
się, że żona nie jest sama, podszedł do każdej z nich i przywitał się, za nim do kuchni wszedł Janusz, on również przywitał się z każdą z
kobiet, po czym przystanął obok żony i spojrzał na nią zaniepokojony. -
Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Dobrze. - odpowiedziała Ewa.
- Na pewno? Przepraszam, ale wyglądasz tak jakby ci mocno skoczyło ciśnienie! - nie dawał za wygraną.
- Bo skoczyło! - pomyślała sobie, a głośno zapewniała, siląc się na uśmiech. - Na pewno, na pewno!
- Sami widzicie jak tu gorąco od tego gara, Ewunia pewnie się zgrzała i dostała wypieków! - mama próbowała ją usprawiedliwiać.
- Chłopaki napijecie się czegoś? - zapytała zmieniając temat.
-
Jeśli możesz to zrób na kawki. - poprosił tata. - A co tam gotujesz? -
podszedł do kuchenki i zajrzał do garnka. - O bigosik! - ucieszył się.
-
Zaraz zrobię kawę i pokroje kawałek sernika, tylko muszę jeszcze chwilę
pomieszać żeby się nie przypaliło. Święta już za trzy tygodnie, a ja
mam dwa dni wolnego, pomyślałam, że go już teraz ugotuje i zamrożę. -
powiedziała gospodyni. - Nie będzie pewnie smakował tak jak świeży, ale
potem nie za bardzo mam czas, bo wzięłam sporo dyżurów, dziewczyny mają
rodziny i małe dzieci więc chcą mieć wolne, a ja mogę pracować! -
dodała.
- Wiesz co Janek włącz gaz pod tym garnkiem, tu jest
barszczyk czerwony, zjemy sobie razem. - wskazała ruchem głowy na młodą
parę. - Nie mam co prawda drugiego dania, ale coś wymyślę. Może usmażę
dużą jajecznicę? - zaproponowała z uśmiechem.
- Mamo dziękujemy za obiad, my już pójdziemy, jestem trochę zmęczona. muszę się położyć. - powiedziała Ewa.
Po krótkiej rozmowie pożegnali się i wyszli
- Skąd ty się wziąłeś u moich rodziców? - spytała męża, gdy wrócili do domu.
-
Operowaliśmy razem z tatą, a kiedy wychodziliśmy ze szpitala
zaproponowałem, żeby się ze mną zabrał. Kiedy przejeżdżaliśmy koło nas
zobaczyłem, że Fred biega po podwórku, więc pomyślałem, że jesteś u
rodziców. - odparł mężczyzna.
- A ty kiedy wyszłaś z pracy?
-
Przyjmowałam pacjentów w przychodni do 13 potem wróciłam do domu,
zajrzałam do Freda, później poszłam do mamy! - odpowiedziała chłodno.
Janusz
widząc, że rozmowa się nie klei, wyszedł z kuchni i poszedł do salonu.
Ewa tymczasem wyjęła z lodówki miskę z ugotowanym makaronem, podgrzała
go na jednej patelni, a na drugiej przygotowała do niego sos. Kiedy
wszystko było już gotowe zawołała męża na obiad. Zjedli go w milczeniu,
potem powiedziała, że idzie się położyć.
Rano przy śniadaniu, Janusz nie wytrzymał:
- Co się stało, czemu się do mnie nie odzywasz? - zapytał stanowczo.
- To może przez te hormony, wczoraj się bardzo zdenerwowałam, bo naszły mnie wątpliwości! - odparła prawie z płaczem.
- Jakie? - spojrzał na nią zdziwiony.
- Czy na pewno jesteś pewien, że dziecko Darii nie jest Twoje? - wypaliła trochę zbyt głośno.
- Przecież Ci już mówiłem, że jestem tego pewien.
Patrzyła
na niego bez przekonana, a po jej policzkach popłynęły wielkie łzy.
Widząc to odłożył widelec, który trzymał w ręku, wstał od stołu, ukucnął
obok niej i przytulił ją mocno.
- Głuptasie trzeba mi było od razu o tym powiedzieć! - szeptał cichutko gładząc ją po włosach.
Trwali tak przez chwilę potem odsunął ją delikatnie od siebie i spojrzał na zegarek:
- Niestety muszę już jechać do pracy. - stwierdził.
- Ja też. - przyznała.
- O! Dzisiaj pracujesz? - zdziwił się.
- Tak nawet operujemy razem. Widać jak sprawdzasz grafik, skoro nie wiesz z kim operujesz! - śmiała się.
- Przyznaję nie sprawdzałem tego! - podniósł do góry ręce w geście obrony, również się śmiejąc.
- Dobra to ty się szykuj, a ja zrobię nam kanapki do pracy! - postanowił.
- Chyba, że chcesz zjeść w szpitalnym bufecie? - spytał wyjmując jednak pieczywo z chlebaka.
-
Wolę kanapki, odkąd jestem w ciąży szpitalne jedzenie jakoś mi nie
służy. - przyznała. - W lodówce jest jakaś wędlina i żółty ser. -
powiedziała wychodząc do przedpokoju.
- Jedziemy jednym samochodem, czy dwoma tak jak wczoraj? - zawołała po kilku minutach.
- Możemy jechać jednym. Chyba, że wracasz wcześniej? - zainteresował się.
- Kończę o piętnastej. - odparła.
- Co się dzieje z tym psem, jest jakiś dziwny? - zastanawiał się Janusz, spoglądając na Freda, kiedy już wyszli na zewnątrz.
-
Chyba będę musiał z nim pójść do weterynarza. Może jest zazdrosny o to,
że będziemy mieli dziecko? - żartował patrząc na brzuch żony.
- Wszystko możliwe, podobno zwierzęta wyczuwają takie rzeczy! - powiedziała poważnie, wsiadając do samochodu obok kierowcy.
-
Wracając na chwilę do Twoich wątpliwości na temat ojcostwa dziecka
Darii. - zaczął po chwili, kiedy już jechali do pracy. - Rozmawiałem
ostatnio z moją mamą, mówiła, że spotkała matkę mojej byłej narzeczonej,
która pokazała jej zdjęcie swojego wnuka. Podobno ten mały jest bardzo
podobny do męża Darii. - tłumaczył Janusz.
- Mama śmiała się, że
z ciekawością obejrzała tą fotografie, ale po tym co zobaczyła upewniła
się, że to nie moje dziecko! - dodał na sekundę zerkając na Ewę.
Na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
Tydzień
później Ewa wybrała się na zakupy do centrum handlowego, chciała sobie
kupić jakieś dwie nowe bluzki o większym rozmiarze i może jeszcze
kilka prezentów dla bliskich. W środku był spory tłum, a z głośników
płynęła świąteczna muzyka, Wszystko mieniło się mnóstwem barw, wszędzie
stały kolorowo ubrane choinki.
Weszła do jednego ze sklepów i
zaczęła oglądać bluzki. Wybrała dwie, które jej się podobały, zapłaciła i
ruszyła dalej w poszukiwaniu innych rzeczy. Sama nie wiedziała co chce
kupić, postanowiła się rozejrzeć.
Gdy tak chodziła zadzwonił jej telefon, na wyświetlaczu zobaczyła numer swojej teściowej.
- Słucham!
- Dzień dobry Ewuniu! Możesz rozmawiać, nie przeszkadzam Ci?
- Dzień dobry mamo! Nie, nie przeszkadzasz, jestem wprawdzie na zakupach, ale mogę rozmawiać! - odparła synowa.
- Mamuś co u Was słychać? - zapytała kierując się do ławki i siadając na niej.
- U nas wszystko dobrze. A co u Was, jak się czujesz? - zainteresowała się Grażyna.
- A dziękuje czuje się bardzo dobrze! - zapewniła Ewa.
-
To super! Kochana dzwonię żeby Was zaprosić do nas święta! -
powiedziała teściowa. - Byłoby nam bardzo miło gdybyście przyjechali,
będziemy sami, bo Ula z Szymonem i chłopcami wyjeżdżają do rodziców! -
dodała.
- Ewa zastanowiła się chwilę i zaproponowała:
- Mamuś, może to Wy z tatą przyjechalibyście do nas? Zapraszamy!
- Jeżeli to dla Was nie kłopot, to z wielką przyjemnością! - ucieszyła się Grażyna.
Obie
ustaliły, że jeżeli Grażyna i Marian dostaną kilka dni wolnego, to
zostaną w Warszawie do Nowego Roku. Teściowa wprawdzie nie wiedziała czy
nie dopadnie jej jakiś bilans na koniec roku, ale w razie czego
obiecała spróbować załatwić sobie jakieś zastępstwo. Porozmawiały
jeszcze chwilę po czym pożegnały się i zakończyły rozmowę. Ewa
postanowiła kupić jeszcze krawat dla teścia i jakąś ciekawą książkę dla
teściowej, bo wiedziała, że ta bardzo lubi czytać.
- Cześć Ewa! - nagle usłyszała głos Doroty, koleżanki z pracy.
- O cześć Dorotko!
- Co kupujesz? - zapytała znajoma Ewę spoglądając na torby, które trzymała w ręku.
-
Kupiłam sobie dwie nowe bluzki, bo zaczynam z wszystkiego powoli
wyrastać! - wskazała na swój brzuch. - Chce też znaleźć jeszcze parę
drobiazgów na święta. - dodała.
- A Ty co tu robisz? - odwzajemniła pytanie.
-
My kupujemy nowy garnitur dla Wojtka. Wiesz funkcja dyrektora
zobowiązuje! - znajoma spojrzała na męża, stojącego parę metrów od nich z
komórką przy uchu.
- Aha rozumiem! - uśmiechnęła się Ewa.
Konwersowały wspólnie obserwując mijających ich ludzi. Wszyscy mieli pełne kosze zakupów.
- Patrz tam Wiktor! - zauważyła żona dyrektora.
- Aha o nie jest sam! - trochę zdziwiła się kobieta w ciąży.
Mężczyzna pomachał do nich ręką.
- Podobno to coś poważnego, to jakaś lekarka z pediatrii! - poinformowała koleżankę Dorota.
- To fajnie!
Wkrótce dołączył do nich Wojtek, pogadali trochę i rozstali się
Ewa
poszła jeszcze do stoiska z książkami i płytami. Kupiła jej zdaniem
ciekawą książkę dla Grażyny i płytę zespołu, który lubili oboje z
Januszem, pomyślała, że zrobi mu miły prezent gwiazdkowy, a będą
słuchaj jej razem. Następnie zapłaciła za wszystkie zakupy, wyjęła
siatkę z wcześniej kupionymi bluzkami z szafki gdzie je zostawiła i
udała się na parking. Niedaleko swojego samochodu spostrzegła państwa
Sikorów, postanowiła do nich podejść i się przywitać.
- Cześć! - powiedziała zbliżając się.
- O cześć! - odpowiedzieli chórem.
- Co słychać, jak się czujesz? - zapytała Sylwia.
- Dziękuje dobrze! A co Was, jak tam synek? - zainteresowała się Ewa.
-
Dobrze, powoli zaczyna dokazywać i przez to oboje jesteśmy trochę nie
wyspani! - śmiał się jego tata. - Zresztą mamy go ze sobą. Chcesz go
poznać? - zaproponował.
- Chętnie!
- Uchylił lekko drzwi
auta i zapalił światło, a koleżanka zajrzała do środka. Na tylnym
siedzeniu w foteliku leżał mały, śliczny chłopiec. Jakby na zawołanie
otworzył oczy.
- Ładny, podobny do Ciebie! - przyznała spoglądając na Krzyśka.
- Dzięki! - powiedział ukradkiem zerkając na żonę stojącą obok nich, ale widać było, że jest bardzo dumny z tego co usłyszał.
- Uwaga pewnie zaraz zacznie płakać! - odparł, widząc, że Filipek się skrzywił.
- Co chcesz, jest czujny, jakaś obca baba mu się przygląda! - żartowała znajoma.
-
Nie to po prostu mały beksa, szczególnie gdy jest głodny! - wtrąciła
matka dziecka. - Właśnie dlatego przyjechaliśmy tu wszyscy razem. Sylwia
poszła na małe zakupy, a ja zostałem z nim w wozie, w razie czego
mieliśmy się zamienić! - odrzekł jego ojciec.
- Aha rozumiem. Nas z Januszem wkrótce też pewnie to czeka! - Ewa uśmiechnęła się na myśl o tym.
- W takim razie nie zatrzymuje Was! - stwierdziła
Chciała się pożegnać i odejść, ale Sylwia zatrzymała ją jeszcze na chwilę:
- A jak tam Twoje dzieciątko? - spytała.
- Odpukać na razie wszystko z nim dobrze! - przyszła mama pogładziła się po brzuchu.
- Jakby się coś działo, służę pomocą! - oferował kolega.
- W razie czego się do Ciebie zgłoszę! - obiecała.
- To cześć, do zobaczenia. - Niech się Wam maluch zdrowo chowa! - powiedziała.
- Cześć! Dzięki! - odpowiedzieli oboje.
- Sylwia wsiadła do samochodu, a Krzysztof pomógł przyjaciółce włożyć zakupy do bagażnika jej auta.
Ewa
podjechała pod dom, wydawało się, że nikogo w nim nie ma. Postanowiła
jednak wyjść na zewnątrz i nacisnąć guzik domofonu. Po drugiej stronie
odezwał się głos:
- Słucham!
- Cześć Januszku, to ja! Czy mógłbyś zejść do garażu i pomóc mi wnieść sprawunki? - poprosiła.
- O cześć! Już schodzę.
-
Co ty tu na kupiłaś? - dziwił się, stawiając torby w przedpokoju. Fred
próbował zajrzeć do środka, żeby sprawdzić czy nie ma w nich czegoś
smacznego.
- To tylko parę drobiazgów i trochę jedzenia! - usprawiedliwiała się, zdejmując płaszcz i przytulając się do męża.
- Pewnie sama, to wszystko dźwigałaś?
- Nie, nie sama! - przekonywała go.
- Zrobić ci coś do jedzenia? - zapytał, biorąc jedną z toreb i zmierzając do kuchni.
-
Jadłam zanim wyszłam na zakupy. Zrób mi tylko proszę herbatki, trochę
zimno na dworze. - przyznała. - Potem zrobimy sobie wcześniejszą
kolacje. - powiedziała siadając na krześle przy stole.
- Wiesz co Januszku dzwoniła Twoja mama, zaprosiłam ich do nas na święta, a może i na sylwestra! - poinformowała ukochanego.
- Ojej! Czy to nie będzie dla ciebie za trudne zadanie, w twoim stanie? - lekko się przeraził.
- Na pewno nie, zresztą mama obiecała przywieść trochę
smakołyków, a pewnie i moja mama przyłączy się do przygotowań! -
zapewniała z uśmiechem.
- Co tu tak ładnie pachnie, co ty robisz? - pociągnęła nosem.
- Piekę pierniczki, podobno wychodzą mi niezłe. - spuścił skromnie głowę.
Ewa sięgnęła do miski z gotowymi już ciastkami, wzięła jedno i ugryzła je.
- Naprawdę pycha! - przyznała.
Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.