Rozdział trzydziesty piąty
Narodziny
- O cześć! Już nie śpisz? - zdziwił się Janusz wchodząc po cichutku do sypialni.
- Cześć. - opowiedziała smutno.
- Co taka smutna, źle się czujesz? - zapytał z troską, przysiadając na łóżku.
- Czuję się dobrze, ale mam już dosyć tego leżenia! - skarżyła się prawie płacząc.
- Wytrzymaj jeszcze troszkę, już niedługo! - pocieszał ją, głaszcząc po ręku.
- Zrobię Ci śniadanie i jadę do pracy! - odparł po kilku minutach, wstając i patrząc na zegarek.
- Znowu mnie zostawiasz! - narzekała.
- Przecież wiesz, że muszę iść. Ewuś co się dziś z tobą dzieje! - zaniepokoił się, spoglądając na nią.
- Nic się nie dzieje, chyba od tego ciągłego leżenia złapałam jakąś chandrę! - stwierdziła wstając.
- Ja idę do łazienki, a Ty rób to śniadanie, bo faktycznie się spóźnisz! - poganiała go, już z uśmiechem. On również się rozśmiał widząc jej reakcję.
- Co? - zdziwiła się, patrząc na niego.
- Nic, tylko przed chwilą prawie płakałaś, a teraz tryskasz energią! - przyznał rozbawiony.
- Mój drogi, podobno u kobiet w ciąży takie zmiany nastrojów, to zupełnie normalne! - stwierdziła wchodząc do łazienki.
- Gdzie jest Fred? - spytała męża, kiedy po jakiś czasie pojawił się na górze, z tacą w ręku.
- Na razie na podwórku. Przysłać go tu do ciebie? - zapytał.
- Byłoby super gdyby dotrzymał mi towarzystwa! - przyznała.
- Dobrze. Jak skończysz odstaw tacę na szafkę. Ja już wychodzę. Potem przyjdzie mama żeby podać Ci obiad! - powiedział, pocałował ją w policzek i wyszedł zostawiając uchylone drzwi sypialni.
Dwa dni później przyszli rodzice wybierali się na umówioną wizytę Ewy u lekarza.
- Ty się pomału szykuj, a ja podjadę samochodem jak najbliżej pod schody! - odparł Janusz wychodząc z sypialni, gdzie ona się ubierała. - Ja nie jestem chora tylko w ciąży! - zdążyła zawołać za nim.
Kiedy weszli do przychodni przy szpitalnej, przed gabinetem czekały dwie pacjentki. Jedna z nich była wspólnie z mężem.
- Do którego lekarza byłaś umówiona? - zapytał Janusz Ewę, kiedy usiedli.
- Sama nie wiem, właściwie to i Marek, i Krzysiek prowadzą moją ciążę. Jak Pani w rejestracji mnie ostatnio zapisywała na wizytę, to dałam jej karteczkę, którą od nich dostałam, a ona nic mi nie mówiła, do którego mnie zapisuje. Na ostatniej wizycie byli obaj. - tłumaczyła.
Kiedy ostatnia pacjentka wyszła, Krzysztof pojawił się w drzwiach gabinetu.
- Cześć, witajcie! - przywitał się z nimi.
- Cześć! - oboje, jedno po drugim podali mu rękę na powitanie.
- Wiedziałeś, że dzisiaj przyjdę? - zapytała Ewa.
- Tak wiedziałem, Twoja karta leży na moim biurku! - opowiedział znajomy.
- Słuchaj Marek ma dziś wolne, jestem sam, nie przeszkadza ci to? - zwrócił się do niej.
- Nie. - zapewniła.
- W takim razie zapraszam! - gestem wskazał drzwi. A może ty też chcesz wejść? - odwrócił się do Janusza.
- Nie, nie, poczekam tutaj!
Kiedy weszli do środka lekarz poprosił żeby usiadła, a sam usiadł po drugiej stronie biurka.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Bardzo dobrze! - powiedziała z uśmiechem.
Zaczął przeglądać jej kartę, zadał jeszcze kilka pytań potem poprosił żeby przygotowała się do badania.
- No i jak? - spytała, kiedy skończył.
- Wydaję się, że wszystko jest w porządku, ale dla pewności zrobimy jeszcze USG. - odparł doktor. - Moim zdaniem, za jakieś 3 tygodnie powitamy na świecie Waszą córeczkę! - dodał myjąc ręce.
- Słuchaj czy ja muszę wciąż tak leżeć, mam już tego, leżenia trochę dosyć, tym bardziej, że Janusz praktycznie nie pozwala mi wstawać! - żaliła się Ewa.
- Myślę, że możesz trochę chodzić, bo nawet gdyby się coś zaczęło dziać, to już nad tym zapanujemy. Ostateczną odpowiedz dam ci jednak po badaniu. - stwierdził kolega i wyszedł.na korytarz Ewa tymczasem położyła się na kozetce, nieopodal aparatu. Lekarz po chwili wrócił, a razem z nim pojawił się przyszły tata.
- No zobaczmy jak to wygląda! - Krzysztof usiadł na krzesełku obok leżanki i zaczął wykonywać badanie, a Janusz stanął po drugiej stronie i trzymał żonę za rękę.
- Wszystko jest dobrze i tak jak mówiłem możesz chodzić. Chociaż teraz pewnie będzie ci trochę ciężko! - oznajmił przyjaciel po kilku minutach.
- Teraz się wytrzyj i widzimy się już wkrótce! - podał jej papierowy ręcznik. - A gdyby się coś działo, to dzwońcie do mnie o każdej porze. - dodał.
- Dziękujemy! - powiedzieli oboje.
Przyszła mama wstała, cała trójka uścisnęła sobie dłonie na pożegnanie i małżonkowie wyszli.
- To wracamy do domu. - powiedział mężczyzna przekręcając kluczyk w stacyjce, kiedy wsiedli do samochodu.
- Pojedzmy na chwilę do moich rodziców! - poprosiła błagalnie.
- No dobrze. - zgodził się Janusz.
- Cześć! Jesteście tam? - zawołała Ewa, kiedy weszli do domu Janka i Bożeny.
- Cześć, jesteśmy tu! - usłyszeli głos ojca dochodzący z kuchni.
- Witajcie! Ewuś, a co ty tu robisz? - zdziwiła się mama, widząc córkę.
- Właśnie wracamy od lekarza, powiedział, że mogę chodzić, więc postanowiliśmy do Was wpaść na chwilkę! - cieszyła się Ewa. Pocałowała rodziców w policzki i usiadła na krześle przy stole.
- Siadaj. - zachęcił zięcia tata, odsuwając drugie krzesło, jednocześnie zapytał;
- A co u Was, jak się czujesz córcia?
- U nas wszystko dobrze. Czuje się świetnie! - odpowiedziała z entuzjazmem młoda kobieta.
- A co u Was? - odwzajemniła pytanie.
- U nas też wszystko dobrze. - odparł z uśmiechem Jan i zaczął o czymś rozmawiać z Januszem.
- Mam świeże gołąbki z włoskiej kapusty, może mielibyście ochotę? - zaproponowała gospodyni, krzątająca się przy kuchni.
- O gołąbki super! - ucieszyła się przyszła mama, gładząc się po brzuchu.
Mama wyjęła z szafki cztery talerze i kubki, postawiła je na stole, a później wyjęła półmisek nałożyła na niego gołąbki, pokroiła też chleb, ułożyła go w koszyczku na pieczywo i to również zaniosła na stół. Następnie zaczęła robić herbatę.
- Pomóc Ci w czymś Bożenko? - zapytał starszy z mężczyzn.
- Nie dziękuje, poradzę sobie, zresztą już prawie wszystko gotowe! - odparła.
Kiedy zaczęli jeść, Ewa miała lekki uśmiech na twarzy.
- Cieszę się, że ci tak smakują! - mama zauważyła jej reakcje.
- Są jak zwykle bardzo smaczne, ale nie tylko dlatego się uśmiecham. Zawsze jak jem tę potrawę, przypomina mi się, że mój mąż poderwał mnie na gołąbki, jedliśmy je na naszej pierwszej randce! - przyznała z pewnym rozmarzeniem w głosie.
- Na naszej pierwszej randce jedliśmy w kawiarni szarlotkę z bitą śmietaną! - wtrącił ukochany.
- Ja jednak myślę, że skusiłeś mnie na te gołąbki! - upierała się ze śmiechem.
Pobyli jeszcze trochę u rodziców, bardzo miło spędzając u nich czas. Potem wrócili do siebie.
Następnego dnia Ewa rano podgotowała trochę obiad, później zeszła do garażu, do samochodu. Chciała wybrać się na małe zakupy do miasta. Zanim wsiadła do auta musiała wyregulować fotel, bo nie mogła zmieścić się za kierownicą. Udała się do sklepu dziecinnego, tam kupiła trochę ubranek i parę kosmetyków. Kiedy Janusz wrócił z pracy, zastał ją leżącą na kanapie w salonie.
- Cześć źle się czujesz? - zaniepokoił się, nachylając się nad nią.
- Cześć, nie, po prostu odpoczywam, byłam dziś na mieście. - przyznała się, unosząc się lekko na łokciach.
- Już szalejesz! - stwierdził trochę zdenerwowany mąż.
- A jak Tobie minął dzień? - zmieniła temat.
- Ciężko, miałem 3 dość trudne operacje! - odrzekł i zaczął jej o tym opowiadać.
Minęło kilkanaście kolejnych dni, zbliżał się termin rozwiązania.
Któregoś popołudnia dziecko wierciło się tak mocno, że Ewa stwierdziła;
- Jedziemy do szpitala!
Janusz słysząc to natychmiast zabrał z przedpokoju torbę z potrzebnymi rzeczni, stojącą tam już od tygodnia. Po czym wsiedli do samochodu i ruszyli. Z początku jechał dosyć szybko, ale potem zwolnił, gdy żona przekonywała go, że nie musi się tak spieszyć, bo nie ma jeszcze powodu do paniki.
Gdy dotarli na miejsce na szczęście okazało się, że Krzysztof ma dyżur. Od razu zbadał znajomą i potwierdził, że się zaczęło.
- Jak pacjentka się przebierze, to proszę ją przywieść na porodówkę! - poprosił pielęgniarkę będącą z nimi w gabinecie.
Poród przebiegał bez specjalnych komplikacji, Krzysztof wydawał Ewie polecenia, a ona mimo bólu starała się je wykonywać.
Co za dziwna sytuacja. - Człowiek którego kiedyś kochałam, a, który nadal nie jest mi obojętny, pomaga urodzić się dziecku, które mam z mężem! - pomyślała Ewa, rodząc.
Po jakimś czasie zobaczyła obok siebie Janusza, a potem usłyszała krzyk dziecka.
- No idź na chwilkę do mamusi! - lekarz starał się ułożyć noworodka na klatce piersiowej kobiety.
Gdy ją zobaczyła, z jej oczu popełniły łzy radości.
- Cześć dziewczyny! Jak się macie? - spytał znajomy doktor, zaglądając do przyjaciółki i jej maleństwa, nazajutrz rano.
- Mamy się świetnie! - powiedziała rozradowana, przytulając córeczkę.
- Krzysiu chciałam Ci podziękować za wszystko co dla nas zrobiłeś! - mówiła ze wzruszeniem, patrząc to na niego, to na małą.
- Nie ma za co dziękować, to moja praca. - Polecam się na przyszłość! - odrzekł z uśmiechem i przygarnął koleżankę do siebie.
Kiedy nasza mama z córką zostały wypisane ze szpitala, wieczorem w domu świeżo upieczeni rodzice stali nad łóżeczkiem, w którym leżała ich maleńka córeczka.
- Jest śliczna, podobna do ciebie! - zachwycała się Ewa, ukradkiem spoglądając na Janusza.
- Jest za malutka, żeby już rozpoznać do kogo, jest podobna! - odparł mąż, ale podświadomie był bardzo dumny z tego co powiedziała.
- No nie jest taka malutka, wierzy 3 kilogramy i mierzy 48 centymetrów! - śmiała się.
- No fakt, to nie jest aż tak mało, jesteś bardzo dzielna, że urodziłeś własnymi siłami! - przyznał z uznaniem i pocałował ją czule.
- Jak jej damy na imię, może Justynka albo Agatka? - zaproponował.
- A może Zuzia? - żartowała sobie, młoda mama.
- No wiesz co, przez kobietę o tym imieniu o mało nie rozpadł się nasz związek!! - powiedział bardzo głośno, aż mała się poruszyła.
- Wiem, przesadziłam. - Ewa spuściła głowę zawstydzona.
Dziewczynka otrzymała na imię Agatka.
Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.