poniedziałek, 23 grudnia 2013

Życzenia

Życzę wszystkim czytającym moje 
opowiadanie i odwiedzającym mój blog
Wesołych, Zdrowych, Spokojnych
Świąt Bożego Narodzenia
i Szczęśliwego Nowego Roku!

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 29

Rozdział dwudziesty dziewiąty



Trudne sprawy


Ewa i Janusz postanowili po weselu dobrze się wyspać.
Wyjechali do Zakopanego dopiero w poniedziałek rano, zabierając ze sobą Freda. Po drodze wstąpili jeszcze na jeden dzień do Krakowa, po wspólnym namyśle zdecydowali, że zostawią psa u rodziców, a wracając do Warszawy, zajadą po niego.
- Mamo, czy na pewno nie będzie Wam przeszkadzał? - upewnia się Ewa, rozmawiając z teściową.
- Zapewniam cię, że nie, my z ojcem bardzo lubimy Fredzika. Kiedy Janusz mieszkał jeszcze tu w Krakowie, często z nim do nas wpadał.
- Ojej przepraszam zabrzmiało to tak jakbym ciebie obwiniała za to, że nasz syn jest teraz w Warszawie! - usprawiedliwiała się Grażyna.
- My się naprawdę bardzo z Marianem cieszymy, żeście się pobrali! - dodała z uśmiechem i uściskała synową.
- Mamuś ja nie wzięłam tego do siebie. Też się bardzo cieszę, że spotkałam i pokochałam Janusza i, że on pokochał mnie!
- To świetnie, bo już się bałam, że od samego początku waszego małżeństwa, pomyślisz sobie, że strasznie ze mnie wredna teściowa. - odetchnęła z ulgą starsza z kobiet.
- Opowiedz mi Ewuniu jak tam było w Paryżu? - zmieniła temat.
- Było super! To piękne miasto. Długo nie zapomnę tej naszej podróży. Marzyłam żeby tam pojechać, ale nie myślałam, że się tam znajdę! - odpowiedziała Ewa, uśmiechając się promiennie.
- Jeszcze raz chciałam podziękować za ten prezent! - dodała.
- Drobiazg, cieszymy się bardzo, że się Wam podobało! Jak tylko Janusz wspomniał, że marzysz o takiej podróży, pogadałam z Bożenką i wspólnie z naszymi mężami zadecydowaliśmy, że zrobimy Wam taką niespodziankę. - powiedziała pani domu.
- Była niesamowita, w ogóle ostatnio w moim życiu mam same cudowne niespodzianki, aż czasem myślę, że mi się to śni, że naglę się obudzę i wszystko pryśnie! - zachwycała się lekarka.
- Cieszę się, że jesteście szczęśliwi! - w oczach Grażyny pojawiły się łzy.
- Po tych przejściach Janusza z Darią bałam się, że już nikogo nie pokocha i nie zaufa. - mówiła dalej.
- Ja też jak pewnie wiesz, jestem po przejściach. - powiedziała Ewa.
- Tak wiem, Twoja mama mi o tym wspominała. - potwierdziła Grażyna.
- Fajną masz fryzurkę! - spojrzała na synową.
- Chyba niedawno byłaś u fryzjera?
- Tak podcięłam włosy i zmieniłam trochę uczesanie, a była ku temu okazja, bo w tą sobotę byliśmy na weselu u znajomych. Chciałam nawet, na próbę zmienić kolor, ale mój mąż zaprotestował. - odparła pani doktor.
- A na jaki? - zaciekawiła się mama ukochanego.
- Chciałam żeby były jeszcze ciemniejsze.
- Masz bardzo ładny kolor włosów. - stwierdziła teściowa.
- Ty też mamo!
- Muszę Ci się przyznać, że nie bardzo lubię swój kolor blond i cieszę się, że nasze dzieci są brunetami po Marianie. - stwierdziła gospodyni.
- Co robicie kobitki? - zapytał teść, z uśmiechem wchodząc do kuchni.
- Chodzie do nas do pokoju. Zaraz przyjedzie Ula z rodzinką, bo dzwoniła i jak się dowiedziała, że przyjechali Ewunia i Janusz, to powiedziała, że niedługo wpadną! - poinformował je.
- To świetnie! - ucieszyła się mama.
- Idź do nich Ewuś, ja przygotuje coś dobrego na kolacje i do Was dołączę. - odparła.
- To może ja Ci pomogę? - zaproponowała synowa.
Zrobiły zapiekankę z makaronem i dwie sałatki.
- Cieszę się Ewciu, że polubiłyście się tak z Urszulą, bo ani Darii, ani wcześniejszej dziewczyny Janusza takiej Zuzanny, nie lubiła.
- Nie wiem czy o niej wiesz? - spytała starsza kobieta.
- Tak miałam nawet okazję ją poznać!
- Czy coś się stało? - zmartwiła się Grażyna, widząc smutną minę lekarki po tej odpowiedzi.
- Nie nic. - zaprzeczyła Ewa starając się uśmiechnąć, ale na samo wspomnienie tej Zuzy robiła się zła. Przecież nie może powiedzieć matce męża, że przez tą kobietę o mało nie doszło by do ślubu.
Pani księgowa jednak zdawała się czekać na bardziej wyczerpującą odpowiedz, spoglądając na nią. Nie za bardzo wiedziała, jak ma z tego wybrnąć, ale wybawiło ją z kłopotu wejście Uli.
- Cześć co słychać, co porabiacie? - zawołała.
- O coś pysznego! - od razu spróbowała jednej z sałatek.
- Cześć kochana! - obie się z nią serdecznie przywitały.
- Jak się masz?
- Dziękuje dobrze. - odpowiedziała.
- Czemu nic nie mówiłaś, że będzie? - zwróciła się do bratowej.
- Dzwonię do taty, a on mi mówi, że jesteście.
- Przecież Ci wspominałam, że chcemy wybrać się w góry. Wstąpiliśmy tu przejazdem, bo jutro jedziemy do Zakopanego. - tłumaczyła żona brata.
- Rzeczywiście teraz sobie przypominam!
- Dziewczyny chodźmy do naszych panów, bo pewnie już zgłodnieli i się niecierpliwią. - wtrąciła się mama.
Siostrzeńcy Janusza, kiedy tylko zobaczyli ciocię Ewę, bardzo się ucieszyli.
- Oni cię bardzo polubili! - zauważyła Urszula, widząc radość synów, bawiących się z ciocią.
- Ja ich też! - śmiała się Ewa.
- Zdaje się jednak, że ta wesołość, to nie tylko na mój widok! - stwierdziła kiedy spostrzegła, że chłopcy po jakimś czasie pobiegli do Freda i zaczęli mu rzucać piłeczkę, którą on, merdając ogonem, ochoczo im przynosił.
- Częstujcie się kochani! - zachęcała wszystkich Grażyna.
- Jak długo zamierzacie zostać w górach? - zainteresował się Szymon.
- Niestety tylko do piątku. - odpowiedział z lekkim żalem w głosie Janusz.
- Czemu tak krótko? - dziwiła się, jego siostra.
- W sobotę musimy być już w Warszawie, bo w niedzielę mamy chrzciny, a poza tym w przyszły poniedziałek wracamy do pracy. - wyjaśnił.
- Czyje chrzciny? - dopytywała się nauczycielka.
- Małego Dawidka synka Eli. - odpowiedziała Ewa.
- Pamiętasz, poznaliście go!
- Tak pamiętam. - potwierdziła Ula.
- A czy macie już zamówione kwatery w Zakopanem? - spytał ojciec.
- Tak mamy, załatwiliśmy je już jakiś czas temu. - odparł syn.
- Naprawdę to było rezerwowane wcześniej?
Ula zadała retoryczne pytanie i mrugnęła porozumiewawczo okiem, w stronę bratowej.
- Tak. - potwierdziła wyżej wymieniona z lekkim uśmiechem, odwzajemniając mrugniecie.
- A mało brakowało, a trzeba by było wszystko odwoływać! - stwierdziła, wymownie patrząc na brata. Ten słysząc to, zrobił się czerwony.
- To mówicie, że już za tydzień wracacie do pracy, patrzcie jak to szybko minęło? Pamiętam jak na weselu cieszyliście się, że będziecie mieć cały miesiąc urlopu! - zaśmiał się Szymon, starając, się rozładować atmosferę, gdyż zauważył, że coś nie jest w porządku.
- Fakt to już prawie miesiąc! - powiedział z wymuszonym uśmiechem Janusz, próbując opanować zdenerwowanie. Przygarnął żonę ramieniem i pocałował ją w policzek
Po kilku minutach wrócił wszystkim dobry humor, bo gospodarz domu opowiedział parę kawałów i reszta wieczoru upłynęła bardzo miło.
Następnego dnia, późnym popołudniem kiedy Ewa i Janusz przyjechali do Zakopanego przywitała ich piękna słoneczna pogoda. Widok na góry był po prostu cudowny. Naszej pani doktor mimo, że teraz była tu z mężem i wspólnie chodzili po szlakach, to i tak ciągle przypominały się czasy kiedy bywała, tu z Krzysztofem. Te wspomnienia nie dawały jej spokoju, co sprawiło, że posmutniała.
- Czemu jesteś taka smutna, czy nie podoba ci się tutaj, a może to przez ten incydent u moich rodziców? - zaniepokoił się ukochany, któregoś dnia, spoglądając na nią.
- Podoba mi się tutaj bardzo, przecież ci mówiłam jak lubię te miejsca! - zachwycała się. Nie chodzi mi również o Twoją sprzeczkę z Ulą! - dodała.
- Ja się z nią przecież nie pokłóciłem, jak po tym wszystkim wyszliśmy na chwilę do kuchni, to mnie przeprosiła za to co powiedziała. - odparł.
- Chodź jak myślę teraz o tym, to Ulka miała rację, o mały włos mogłoby nie dojść do naszego ślubu. - przyznał.
- To jak nie powiesz mi co cię trapi? - zapytał z uśmiechem.
- Mogę ci powiedzieć, ale nie wiem czy nie będziesz zły?
- Obiecuje, że nie będę.
- Muszę Ci się do czegoś przyznać. Kiedy sobie tak chodzimy po tych pięknych miejscach, to przypominają mi się czasy, jak przyjeżdżałam tu z Krzyśkiem. Ja się chyba nigdy nie uwolnię od tych moich wspomnień. - popatrzyła na niego trochę zaniepokojona, nie wiedziała, jak on zareaguje na to co usłyszał.
- Ja też bywałem tu z Darią.
- Słuchaj, każde z nas ma jakieś wspomnienia i pewnie nigdy ich nie wymażemy z naszej pamięci. Zresztą nie wiem czy chciałbym je wymazać! - powiedział poważnym tonem.
- Teraz postaram, żebyś ze mną też miała wiele pięknych wspomnień stąd! - uśmiechnął się, przytulił ją do siebie i zaczęli się całować.
- Co ty robisz, całujesz mnie tak publicznie przy ludziach? - To nie wypada! - śmiała się.
- Ojej wypada, wypada, przecież widzisz kochana, że tu wszyscy są na luzie!
- Rzeczywiście chyba dobrze się tu czujesz, widać to po tobie! - zaczął ponownie rozmowę po jakiś czasie, zauważywszy, że po tym co mu wyznała, była już o wiele pogodniejsza.
- O tak, tu jest bardzo pięknie! - spojrzała z radością w dal.
- Spędzaliśmy tu dość często urlopy z rodzicami, wpadałyśmy z dziewczynami, a potem z nim! - wspominała.
- A z Wiktorem? - zapytał.
- Nie z Wiktorem, nie. - zaprzeczyła.
- Obiecuje Ci, że będziemy tu spędzać część naszego urlopu kochanie! - powiedział.
- Już to widzę, przy naszej pracy pewnie nie będziemy mieć na to czasu! - zaśmiała się.
- Jesteś pewna? - spytał, trochę zaskoczony.
- Prawie w stu procentach. Ja jak do tej pory jeszcze nigdy nie wzięłam całego urlopu na raz, zawsze brałam po kilka dni. - stwierdziła.
- Teraz wzięłaś! - zauważył z uśmiechem.
- Teraz to co innego! - szepnęła mu do ucha.
- Jak wrócimy na dyżury, to znowu ciągle będziemy zmęczeni. - odparła.
- Wiesz co Wojtek na weselu u Piotra, wspomniał, że jak wrócimy do pracy, to chce ze mną o czymś pogadać. Ciekawe o czym? - zastanawiała się.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 28

Rozdział dwudziesty ósmy



Propozycja


W piątek...
Ewa obudziła się i spojrzała na zegarek, była dopiero 6:15, mąż spał spokojnie obok niej. Postanowiła, że zaraz wstanie, umyje się ubierze i pojedzie do przychodni zrobić badania. Pomyślała sobie, że potem może nie mieć na to czasu, bo przecież zaraz po weselu Piotra i Ani plonują z Januszem wyjazd w góry, a zaraz po powrocie z nich, wracają do pracy. Jak pomyślała tak zrobiła. Starała się poruszać bardzo cicho, ale mimo to Janusz się obudził.
- Cześć Ewuniu, czemu tak wcześniej wstałaś? - zapytał widząc żonę krzątającą się po pokoju.
- O cześć! Przepraszam, że cię obudziłam, chce pojechać do nas, do szpitala i zrobić te moje badania, bo jak wrócimy pójdę z wynikami do Jacka. - odpowiedziała z uśmiechem.
- To może ja cie zawiozę? - zaoferował.
- Nie, nie trzeba, śpij sobie dalej! - zachęcała go czułym głosem, przysiadłszy na łóżku.
- Już i tak nie zasnę. Daj mi kwadrans, wezmę prysznic, ubiorę się i cię zawiozę. - odparł wstając.
- Dobrze to poczekam. - zgodziła się.
- A masz skierowanie? - zapytał wchodząc do łazienki.
- Tak mam, Jacek mi wypisał przed naszym ślubem.
- Wtedy jak wychodziłaś ze szpitala? - zainteresował się, stając w drzwiach.
- Nie, nie, bo teraz byłoby już nie ważne. - przypomniała mu.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wystawił Ci je na weselu? - żartował, odwracając się do niej.
- Widziałam się z nim, dwa dni przed uroczystością. - wyjaśniła.
- Aha, nic mi nie mówił! - dziwił się.
- No i dobrze, że nic ci nie mówił, bo po pierwsze na pewno byś panikował, a po drugie jest moim lekarzem! - odparła.
- Masz racje, obowiązuje go tajemnica lekarska.
Tak jak obiecał, po piętnastu minutach był gotowy do wyjścia.
- Ty tak chcesz wyjść bez śniadania, może jednak zostaniesz w domu i coś zjesz, a potem najwyżej po mnie przyjedziesz? - zaproponowała, martwiąc się, że będzie głodny.
- Bo ja będę tam dość długo. Mam zrobić badanie na cukier, a to trochę potrwa. - dodała.
- Jadę z Tobą, w domu i tak nie ma świeżego pieczywa. Kupie sobie i Tobie coś w szpitalnym bufecie, a jak wrócimy, zjemy porządne śniadanie.
- Jak to nie ma świeżego pieczywa? W zamrażalniku są bułeczki, wystarczy je wyjąć i trochę poczekać. - przypomniała mu.
- No tak, ale ja chce jechać z Tobą i mieć Cię na oku! - śmiał się.
- Poza tym zajrzę przy okazji na chirurgie, zobaczę co u nich słychać.
- A co stęskniłeś się już za pracą? - spytała.
- Nie, ale chętnie tam wstąpię.
Dwie godziny później Ewa wyszła z gabinetu zabiegowego, po pobraniu krwi, Janusz czekał na nią pod drzwiami.
- No jak się czujesz? Jesteś trochę blada! - zmartwił, się, kiedy na nią spojrzał.
- Chodź może lepiej usiądziemy! - podprowadził ją do krzeseł pod ścianą.
- Nic mi nie jest, wszystko poszło gładko, muszę tylko chwilę odpocząć! - zapewniała.
- Byłeś już na górze? - starała się zmienić temat.
- Nie jeszcze nie, byłem tylko w bufecie coś przegryźć i wypić kawę, a Tobie wziąłem to... - podał jej kanapkę.
- Dzięki!
- A chcesz do tego jakąś herbatę? - zapytał.
- Nie.
- Będziesz tak jadła na sucho? - zdziwił się.
- Tak, jestem przyzwyczajona, nie zawsze jest czas żeby się czegoś napić. - odparła.
- Może przyniosę Ci chociaż wodę? - upierał się.
- No dobrze! - zgodziła się.
Podniósł się i już chciał iść po wodę, ale nagle zaproponował;
- Wiesz co mam pomysł, chodź ze mną na górę, może tam zaproponują nam coś do picia?
- Idź sam, bo ja mam się czymś posilić i za jakiś czas tam wrócić. - wskazała na drzwi gabinetu zabiegowego.
- Aha, to może ja z Tobą poczekam?
- Idź, idż ja sobie poradzę, najwyżej jak skończę te badania to do was przyjdę. - zapewniała go.
- OK jakby co, to będę tam czekał.
Czekając na kolejne pobranie krwi, zobaczyła idącego korytarzem Jacka.
- Cześć! - ucieszył się gdy ją zobaczył.
- Cześć!
- Co słychać, jak się czujesz? - popatrzył na nią z uśmiechem.
- Wszystko dobrze, czuje się świetnie! - odpowiedziała również z uśmiechem.
- To widać! - przyznał.
- A co tutaj robisz? - zainteresował się.
- Wykonuje polecanie lekarskie! - zażartowała, wstała i wyprostowała się przed nim prawie salutując.
- Ach tak! - odparł rozbawiony.
- Wiesz co mam teraz trochę czasu, może byś do mnie wstąpiła, pogadamy i przy okazji cię zbadam? - zaproponował lekarz, już poważnie.
- Chociaż gołym okiem widać, że jest lepiej, wyglądasz na wypoczętą, zrelaksowaną! - dodał.
- Bo tak się czuje! - przyznała.
- Ale ja nie mam jeszcze wyników badań! - odrobinę przeraziła się jego propozycją.
- Nic nie szkodzi, wyniki pokażesz mi po powrocie do pracy. - uspokoił ją.
Poszli w stronę jego gabinetu, otworzył drzwi i weszli do środka. Poprosił żeby usiadła, a sam wyszedł do rejestracji po jej kartę. Kiedy wrócił, zaczęli rozmawiać potem kazał jej stanąć na wagę, następnie ją dokładnie zbadał.
- No i jak? - spytała gdy ponownie usiadła na krześle.
- Bardzo dobrze! - ucieszył się.
- Jestem tylko jeszcze ciekawy wyników twoich analiz, ale myślę, że nie powinny być złe.
- To super! - zawołała.
- Muszę Cie pochwalić jesteś posłuszną pacjentką. Wygląda to zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy byłaś u mnie na oddziale. Przybrałaś na wadze, nie czuje się u ciebie tego osłabienia, no i widać, że odpoczęłaś! - powiedział.
- O tak odpoczęłam!
- A jak tam było w podróży poślubnej? - zmienił temat.
- Wspaniale!
- Ty naprawdę nie kontaktowałeś się ostatnio z Januszem? - dziwiła się.
- Od waszego wesela nie, bo nie chciałem Wam przeszkadzać! - uśmiechnął się.
- A kiedy wracacie do pracy? - zapytał.
- 28.- odparła.
Rozmawiali jeszcze parę minut. Ewa umówiła się z lekarzem, że jak wrócą z gór, to wpadnie do niego, żeby pokazać mu wyniki badań. Pożegnali się i wyszła.
Po powtórnym pobraniu krwi, poszła na oddział chirurgii.
Zapukała do drzwi gabinetu lekarskiego.
- Proszę! - usłyszała głos koleżanki.
- Cześć Dorotko, czy jest tu Janusz? - spytała z uśmiechem, wchodząc do środka.
- Jestem, jestem! - zawołał.
Ewa cmoknęła przyjaciółkę w policzek.
- O cześć Wojtuś! - pomachała ręką w stronę kolegi, gdy go zauważyła.
- Cześć!
- Co tak długo, czekam i czekam, a ty nie przychodzisz? - żalił się ukochany.
- Musiałam coś jeszcze załatwić, w domu ci opowiem.
- Siadaj Ewuś! Napijesz się kawy, albo herbaty? - zapytała przyjaciółka.
- Nie dziękuje.
- Januszku możemy już wracać do domu, jestem trochę zmęczona i głodna? - zwróciła się do męża Ewa.
- Dobrze już jedziemy! - prawie natychmiast podniósł się z krzesła.
- Ojej, a ja myślałam, że sobie pogadamy? - zmartwiła się Dorota, słysząc to.
- Będziecie jutro na weselu u Sikorów? - spytała znajomych, młoda małżonka.
- Tak. - przytaknęli.
- No to wtedy będzie dużo czasu na rozmowę. - odparła.
- Czy teraz możesz mi powiedzieć co to za sprawa, zatrzymała cie tak długo na dole? - zainteresował się Janusz kiedy jechali samochodem.
- Coś nie tak z badaniami? - postawił kolejne pytanie, zanim zdążyła odpowiedzieć.
- Tak mogę ci powiedzieć. Z badaniami wszystko w porządku, po prostu byłam u Jacka. - uśmiechnęła się, spoglądając na niego.
- Dziś przecież miałaś iść z wynikami? - zdziwił się.
- Miałam, ale zobaczył mnie na korytarzu i zaproponował, że mnie zbada! - tłumaczyła.
- Aha, no i jak? - obrócił się na moment w jej stronę, z zaniepokojoną miną.
- Powiedział, że wszystko jest w porządku! - zapewniała go.
- To super! - ucieszył się.
Nazajutrz rano...
- Cześć kochanie! - wyszeptał Janusz widząc, że Ewa już się obudziła.
- Cześć! - opowiedziała jeszcze trochę sennie i pocałowała go w policzek.
- Która godzina? - spytała.
- Za kwadrans dziewiąta.
- Co? Ojej, muszę wstawać, na dziesiątą umówiłam się u fryzjera! - wyswobodziła się z jego ramiom i szybko wyskoczyła z łóżka.
- To ja idę robić śniadanie! - zdecydował, również wstając.
- Nie wiem czy zdążę! - zawołała z łazienki.
- Zdążysz, zdążysz!
- Będziesz się tylko czesać, czy robić coś jeszcze z włosami? - zapytał kiedy wspólnie siedzieli już przy stole w kuchni i jedli jajecznice z pomidorami.
- Sama nie wiem, chce je trochę podciąć i może się ufarbuje? - zastanawiała się.
- O nie, nie rób tego, masz taki ładny, ciemny kolor włosów. Pasuje do niebieskiego koloru twoich oczu i tej opalenizny, którą złapałaś w Paryżu! - zachwycał się.
- Skoro się na to, nie zgadzasz, to poproszę fryzjerkę tylko o podcięcie i umodelowanie! - stwierdziła.
- Nie to, że się nie zgadzam, zrobisz co zechcesz. Uważam tylko, że w tych włosach jest ci bardzo ładnie! - bronił się.
- Dziękuje za komplement! - uśmiechnęła się.
- Proszę!
- No ja się będę już zbierać! - spojrzała na zegarek.
- Może ja bym pojechał z tobą i też się ostrzygł, bo już trochę zarosłem przez miesiąc? - zastanawiał się Janusz, wstawiając naczynia do zmywarki.
- Jak chcesz to jedź, może, któraś będzie miała czas! - poradziła.
- Co zrobimy z Fredem, zostawimy go samego w domu na tak długo? - zastanawiała się na głos Ewa, gdy byli w drodze do fryzjera.
- Zadzwonię do Jacka, jeśli nie ma nocnego dyżuru, to może zawieziemy naszego czworonożnego przyjaciela do niego! - zaśmiał się.
- To chyba dobry pomysł! - odparła.
Kiedy tylko głowa Janusza została doprowadzona do porządku przez jedną z pań, a jego żona siedziała jeszcze przy jednym ze stanowisk, podszedł do niej i powiedział;
- To wy tu sobie działajcie dalej, ja idę pogadać przez ten czas z Jackiem!
- Jak skończycie czekaj na mnie, wrócę tu, żeby zapłacić! - dodał.
- Dobrze, a gdzie idziesz? - spytała.
- Będę przed budynkiem, ewentualnie w samochodzie.
Na weselu było bardzo miło.
- Dziewczyny ślicznie wyglądacie! - pochwaliła Dorota, przysiadając się do Ewy, Janusza, Agnieszki i Roberta.
- Dzięki, wzajemnie! - odwzajemniły się obie kobiety.
- My to potwierdzamy! - przytaknęli ich mężowie, patrząc na koleżankę.
- Jesteście bardzo mili! - uśmiechnęła się.
- A gdzie zgubiłaś Wojtka? - spytał Robert.
- Nie wiem, gdzieś tu jest! - instynktownie rozejrzała się po sali.
- Chyba pójdę go poszukać! - zdecydowała.
Po jakimś czasie do stolika gdzie siedziała cała czwórka wyżej wymienionych, podszedł Krzysztof.
- Zatańczysz ze mną? - zwrócił się do Ewy.
Gdy ona zgodziła się, poszli w stronę parkietu.
- Świetnie tańczysz, zawsze to dobrze robiłaś! - pochwalił ją.
- Dzięki!
- Co słychać? - spytał.
- Wszystko w porządku.
- A co u Was? - odwzajemniła pytanie.
- U nas również wszystko dobrze. Jak pewnie zauważyłaś, już niedługo zostanę ojcem! - uśmiechnął się.
- Fakt twoja żona jest coraz grubsza. Kiedy rodzi?
- Za jakieś 8 tygodni. - poinformował znajomą przyszły tatuś.
- Krzysiek miałam się z tobą skontaktować, bo chciałabym się ciebie poradzić. - zmieniła temat.
- Słucham! - kolega spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Może mógłbyś mi polecić jakiegoś dobrego lekarza twojej specjalności? Chciałabym się upewnić czy mogę mieć dzieci! - wytłumaczyła o co jej chodzi.
- Zaoferowałbym ci swoją pomoc, ale zdaje sobie sprawę, że byłoby to dla nas obojga krępujące. Kiedy wrócicie do pracy, to wpadnij do mnie na oddział, dam ci namiary na swojego kolegę.
- Dobrze wpadnę! - obiecała.
Jakiś czas później Wojtek również poprosił ją do tańca.
- Co tam u Ciebie, słyszałam, że masz duże szanse, żeby zostać naszym nowym dyrektorem? - zapytała Ewa.
- Być może, ale to jeszcze nic pewnego, bo wciąż mamy jeszcze starego szefa na tym stanowisku. Gdyby jednak tak się stało miałbym dla ciebie pewną propozycję...
- Jaką? - popatrzyła na niego z zaciekawieniem.
- Pogadamy o tym jak będziesz już w szpitalu, bo teraz nie jest czas i miejsce, na takie rozmowy. - stwierdził.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

czwartek, 28 marca 2013

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 27

Rozdział dwudziesty siódmy

Przeprowadzka




We wtorek późnym wieczorem Ewa z Januszem wracali samolotem do Polski z podróży poślubnej.
- No i jak się czujesz? - spytał mąż widząc zadowoloną minę żony, drzemiącej w fotelu obok.
- Wyśmienicie! - odpowiedziała z uśmiechem i przytuliła się do niego.
- Było cudownie, to miasto jest piękne! - zachwycała się.
- To prawda, mnie też się bardzo podobało! - przyznał.
- Kiedy lądujemy? - zainteresowała się.
- Za pół godziny.
- Ciekawe czy wyszły wszystkie zdjęcia, które zrobiliśmy? - zastanawiała się, wracając do przerwanego tematu.
- Myślę, ze tak.
- Obawiam się, że te, które robiliśmy wieczorami mogły nie wyjść!
- Wątpisz w moje zdolności fotograficzne? - śmiał się.
- Nie wątpię, ale myślę, że nawet twój aparat mógł sobie nie poradzić w nocy.
- W centrem miasta chyba nigdy nie jest ciemno, tyle tam świateł! - przypomniał.
- To prawda!
Po wylądowaniu w Warszawie postanowili, że wezmą taksówkę i wrócą nią do domu. Nie chcieli dzwonić do Jana z prośbą, żeby po nich przyjechał, bo kiedy wychodzili z lotniska była już prawie północ i rodzice już pewnie dawno spali.
Po przyjeździe do domu Janusz zapytał żonę;
- Napijemy się jeszcze herbaty, a może chcesz coś zjeść?
- Ty jak chcesz, to sobie coś zrób, ja dziękuje. Wezmę prysznic i kładę się! - odparła i poszła na górę do łazienki.
Po kilku minutach, gdy przyszedł do sypialni, ona leżała już w łóżku.
- Poczekaj na mnie chwilkę, odświeżę się i zaraz do ciebie dołączę! - powiedział.
Kiedy wyszedł z łazienki, już spała, więc położył się obok niej zgasił światło i również zasnął.
Ewa obudziła się rano i spojrzała na zegarek stojący na szafce przy łóżku, dochodziła dziesiąta. Nie budziła męża tylko wstała poszła do toalety, a potem zeszła na dół do kuchni. Zajrzała do lodówki, chciała zrobić śniadanie, bo trochę zgłodniała. W środku było wszystko co potrzeba, wędlina, jajka, ser, nawet chleb w zamrażalniku. Jednak postanowiła, że trochę poczeka;
- Może Janusz niedługo wstanie? - zastanawiała się.
Nastawiła ekspres do kawy i poszła do salonu, bo chciała rozpakować walizki, które wczoraj tam zostawili.
Po pewnym czasie usłyszała głos ukochanego;
- Ewuniu gdzie jesteś?
- Tu jestem! - zawołała.
- Cześć, tutaj się schowałaś, ja się budzę, a Ciebie nie ma! Czemu mi uciekłaś? - zapytał z uśmiechem i pocałował ją.
- Nie uciekłam Ci tylko troszeczkę zgłodniałam! - odpowiedziała i przytuliła się do niego.
- No to jesteś usprawiedliwiona! Ale jak zjemy, to wrócimy na górę? - spojrzał na nią czule.
- Zobaczymy. - zaśmiała się, odsunęła walizkę z której wyjmowała rzeczy i poszli do kuchni.
- No to co jemy, może jajecznice? - zaproponowała otwierając lodówkę.
- Dobrze tylko bez wędliny. Dziś jest tak gorąco, że z przyjemnością zjadłbym coś chłodnego. - stwierdził.
- Ale jajecznica może być. - dodał.
- To ty smażysz, czy ja? - odwróciła się w jego stronę.
- Ja mogę usmażyć. - zgodził się i wyjął patelnie.
- Nalać Ci kawy? - spytała stawiając na stole naczynia i podchodząc do szafki gdzie stał ekspres.
- Tak poproszę.
- Mamy jakiś sok? - zainteresował się.
- Nie, nie mamy. Po popołudniu powinniśmy wybrać się na jakieś zakupy i chyba wpaść do rodziców. - powiedziała.
- Skoro musimy, to potem pojedziemy! - zgodził się.
Po posiłku wrócili na górę.
Godzinę później...
Leżeli obok siebie, on gładził ją po włosach, ona się uśmiechała.
- Oj nie chce mi się wstawać! - westchnęła.
- To nie wstawajmy!
- Musimy, bo jest tyle rzeczy jest do zrobienia. No i trzeba odebrać Freda. - odparła.
- No dobrze! Ale jeszcze parę minut? - prosił.
- W porządku, ale niedługo wstajemy! - zadecydowała i jeszcze bardziej wtuliła się w niego.
- Co robimy z dalszą częścią naszego urlopu? - spytał, kiedy przestali się całować.
- A masz jakieś plany? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Myślałem może, że pojedziemy jeszcze w góry, mówiłaś, że je lubisz?
- Tak lubię, ale właściwie to nie ma kiedy się wybrać. Za dziesięć dni mamy wesele Piotra i Ani, a tydzień później chrzest Dawidka. - przypomniała mu.
- Obiecałam też Jackowi, że przed powrotem do pracy, zjawię się u niego z kontrolnymi badaniami. - dodała.
Ustalili wspólnie, że do ślubu znajomych pozałatwiają pilne sprawy, czyli przewiozą rzeczy ze swoich mieszkań, pochodzą po sklepach za jakimiś meblami, a w góry wybiorą się pomiędzy jedną, a drugą uroczystością.
- Słuchaj, a dużo nam jeszcze tego zostało oprócz mebli do przewiezienia? - zapytała, kiedy już jechali samochodem do miasta.
- Sporo wszystkie książki resztę ubrań i innych rzeczy. W ogóle trzeba to wszystko przejrzeć. Ja mieszkam niby tu dość krótko, ale trochę się tego uzbierało. - odrzekł.
- Oj tak u mnie pewnie też! - stwierdziła.
Pojechali najpierw zrobić zakupy w spożywczym, a potem po kolei, do niego i do niej. Zaczęli pakować wszystko do kartonów, postanowili, że je zabiorą, a w domu zadecydują co z tym zrobić.
Popołudnie upłynęło im bardzo pracowicie.
W końcu wybrali się do rodziców, a, że mieszkali od siebie niedaleko, to poszli na piechotę. Pierwszy przywitał ich Fred, widząc swoich państwa zaczął szczekać radośnie.
- Hej piesku, zabieramy cię do domu! - zawołała Ewa, głaszcząc czworonoga.
- Cześć kochani! Jak się macie, kiedy wróciliście? - spytał tata, wychodząc z kuchni do przedpokoju.
- Cześć, wczoraj późnym wieczorem! - odpowiedzieli.
- Trzeba było zadzwonić, to bym po Was przyjechał!
- Nie chcieliśmy Was budzić.
- Co ja słyszę, chcecie zabrać Fredzika? - zauważył ojciec.
- Tak.
- Myślałem, że jeszcze trochę z nami pomieszka? Przywiązaliśmy się już do niego! - uśmiechnął się pan domu.
- Z kim rozmawiasz? - zaciekawiła się mama, wychylając się z pokoju.
- Z córką i z zięciem! - poinformował mężczyzna.
- To czemu nie wchodzicie! - zawołała uradowana Bożena.
- Witajcie, wchodźcie do pokoju! - uścisnęła ich.na powitanie.
- Cześć mamuś, już wchodzimy! - powiedziała Ewa.
- Macie jakiś gości? - spojrzała na dużą ilość butów.
- Tak jest Ela i Agnieszka z rodzinami. - potwierdził tata.
- To może my nie będziemy przeszkadzać?
- Nie przeszkadzacie! - zapewnili rodzice.
- Chodźcie, posiedzimy, pogadamy, opowiecie nam jak było w podróży poślubnej.
- Cześć! - przywitali się, wchodząc do salonu.
- Cześć! - wszyscy obecni, ucieszyli się na ich widok.
- Co tam u Was? - zapytała z uśmiechem Agnieszka.
- Wszystko dobrze. - odparła Ewa.
- Czego się napijecie? - spytał Janek.
- Herbaty! - poprosili oboje, prawie chórem.
- Proszę, proszę, jaka zgodność, widać, że są dopiero po ślubie! - zauważyła starsza z sióstr.
Mama przyniosła filiżanki i talerzyki dla nich, po czym zaprosiła ich do stołu przy, którym wszyscy siedzieli.
- No jak tam było w Paryżu? - zaciekawiła się Ela.
- Bardzo fajnie! - stwierdzili i zaczęli opowiadać.
Po jakiś czasie panowie udali się do kuchni, a panie zostały same.
- Córciu, a jak ci się podoba prezent od męża? - zainteresowała się mama.
- Dom jest ładny, byłam bardzo zaskoczona, kiedy Janusz mi go pokazał. Nawet nie wiedziałam, że dawni właściciele wystawili go na sprzedaż? - przyznała.
- Jak pamiętasz, to byli tacy starsi państwo, teraz postanowili wyjechać do córki i sprzedać dom. - wyjaśniła Bożena.
- Śpicie już tu? - zaciekawiła się Agnieszka.
- Tak nawet dziś przywieźliśmy już prawie wszystkie rzeczy z naszych starych mieszkań, zostały praktycznie tylko meble.
- Jak to dziś przewieźliście rzeczy, myślałam, że macie teraz coś ciekawszego do roboty...? - zdziwiła się Ela, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
Ewa nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła.
- Ale wszystko jest między Wami w porządku? - zaniepokoiła się matka, widząc jej reakcje.
- W jak najlepszym! - uspokoiła ją najstarsza córka.
- Miło jest zasypiać i budzić się u boku ukochanego! - dodała.
- No pewnie, my też coś o tym wiemy! - przyznały ze śmiechem jej siostry.
- Wybieracie się jeszcze gdzieś? - zapytała Agnieszka.
- Chcemy jeszcze na kilka dni wyjechać w góry, ale dopiero po weselu u Sikorów.
- Ale na chrzcie będzie? - zaniepokoiła się mama Dawidka.
- Tak, tak do tego czasu wrócimy.
- A no właśnie, gdzie są Wasze dzieciaki? - spojrzała na młode kobiety.
- Dawid z Oliwką śpią w pokoju obok, a reszta bawi się na górze. - wytłumaczyła Elżbieta.
- W twoim pokoju! - zaśmiała się Bożena.
- W moim dawnym pokoju mamuś! - poprawiła ją lekarka.
Po pewnym czasie, do pań dołączyli mężowie.
- To jesteśmy umówieni na sobotę! - zwrócił się Robert do Janusza, kończąc rozmowę, którą zaczęli w kuchni.
- Mogę wiedzieć na co się umawiacie? - zaciekawiła się Ewa.
- Na przewiezienie Waszych mebli. - poinformował Marek.
Kiedy to usłyszała trochę się zdziwiła, bo co innego ustalili z ukochanym.
- Chłopaki czy zaglądaliście do naszych milusińskich? - dopytywała się Ela.
- Tak ja niedawno u nich byłem, maluchy śpią smacznie, a starsi chłopcy, urządzają wyścigi. - uspokoił ją szwagier.
- Pogadałyście sobie dziewczynki? - spytał Janek.
- O tak! - zaśmiały się.
Gdy wracali do domu, Ewa nie odzywała się do męża.
- Czy ty jesteś, na mnie zła? - zapytał Janusz, kładąc Fredowi posłanie w holu.
- Tak jestem! - powiedziała.
- Mogę wiedzieć o co? - zdziwił się.
- Inaczej się umawialiśmy w sprawie naszej przeprowadzki. Mieliśmy wynająć samochód, a potem sami to wszystko poustawiać! - odrzekła.
- Ja ich nie prosiłem o pomoc, sami się zaoferowali. - tłumaczył.
- Wygląda na to tak jakbyś traktował mnie jakbym była bardzo chora, a ja nie jestem! - złościła się.
- Obiecaliśmy sobie, że w czasie urlopu będziemy dużo odpoczywać, a ty wcale nie odpoczywasz. - zauważył.
- Słuchaj ja nie wyszłam za ciebie po to żebyś był moim lekarzem i się nade mną litował! - odparła poirytowana.
- Lekarzem twoim nie będę, bo jestem chirurgiem i się nad tobą nie lituje, tylko się o ciebie martwię! - starał się mówić spokojnie, ale w jego głosie, dało się wyczuć zdenerwowanie.
- Zapewniam cię kochana, mimo, że chłopaki nam pomogą z tymi meblami, to i tak będziesz miała co robić. - przekonywał.
- Ewuś napijemy się jeszcze herbaty? - próbował zmienić temat.
- Ty jak chcesz, to sobie zrób, ja dziękuje! - odpowiedziała chłodnym tonem.
- W tak razie ja też nie będę pił.
- No nie wściekaj się już. - podszedł do niej, przytulił ją do siebie i zaczęli się całować.
W piątek Ewa zszedłszy na dół, otworzyła szeroko drzwi prowadzące z salonu do ogrodu. Zapowiadał się piękny, upalny dzień.
- Byłoby super, zjeść śniadanie tutaj! - marzyła głośno, wychodząc na zewnątrz.
- Masz racie. - przyznał Janusz, podążając za nią.
- Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy w wolnym czasie jadali posiłki na powietrzu. Musimy tylko kupić, jakieś krzesełka, stół, no i może huśtawkę taką do siedzenia. Moglibyśmy siadywać na niej wieczorami i patrzeć w gwiazdy! - uśmiechnął się i objął ją ramieniem.
- Już widzę ten nasz czas wolny, kiedy wrócimy do pracy wcale go nie będziemy mieć! - wątpiła.
- To może popołudniu wybralibyśmy się na zakupy, żeby się za nimi rozejrzeć? - zaproponowała.
- Dobrze.
Będąc w mieście, kiedy załatwili już większość spraw, które sobie zaplanowali, Ewa poprosiła:
- Januszku poczekaj tu na mnie parę minut, muszę jeszcze wejść do jednego sklepu.
Minęło chyba z pół godziny, nie mogąc się na nią doczekać, postanowił jej poszukać. Doszedł do końca ulicy, przez jedną z witryn zauważył, jak jego małżonka oddaje sprzedawczyni, jakieś wieszaki z ubraniami i kieruje się do wyjścia.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać! - powiedziała widząc go.
- Nic się nie stało.
- Chciałaś sobie coś kupić? - zainteresował się.
- Tak szukałam czegoś odpowiedniego i niedrogiego, na czekające nas uroczystości i nawet znalazłam, ale zabrakło mi pieniędzy, a nie wzięłam z domu swojej karty.
- Wrócę tu jutro! - zadecydowała.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Bo wiem, że mężczyźni, na ogół, nie lubią chodzić po sklepach z ciuchami. - tłumaczyła.
- Ja taki nie jestem, ze mną możesz chodzić! - zaśmiał się.
- No faktycznie, ty masz dobry gust. Dostałam przecież od ciebie w prezencie bardzo ładny płaszcz. - przypomniała sobie.
- Ewciu masz tu kluczyki i idź do samochodu, ja zaraz przyjdę! - zatrzymał się nagle na chodniku, jakby sobie coś przypomniał.
Wsiadła do auta, ale nie czekała zbyt długo, wrócił dosyć szybko, niosąc dwie torby.
- Proszę! - wręczył je jej.
- Co to jest? - zapytała.
- Zobacz!
Zajrzała, w środku były rzeczy, które oglądała.
- Dziękuje. - cmoknęła go w policzek.
- Jaka ja jestem zmęczona! - narzekała Ewa, następnego dnia wieczorem.
- A nie mówiłem. Mało się nie pokłóciliśmy, bo martwiłaś się, że nie będziesz miała co robić, jeśli będziemy we czterech z tatą i z chłopakami.
- Przyznaje nie miałam racji.
- Muszę chwile poleżeć, bo mięśni odmawiają mi posłuszeństwa. - rozciągnęła się na łóżku w sypialni.
- To może weźmiesz prysznic i zrobię ci masaż, a potem...? - Janusz przysiadł koło niej i nachylił się nad nią, patrząc na nią zalotnie.
- Byłoby cudownie, ale ty też jesteś zmęczony! - szepnęła mu do ucha.
- Trochę jestem, lecz zrobię to z przyjemnością! - zapewnił.
- No zmykaj do łazienki, a ja idę po olejek i będę tu na ciebie czekał!


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 26

Rozdział dwudziesty szósty

Prezenty




Janusz uśmiechnął się do żony i nic nie odpowiedział. Jechali zaledwie kilka minut, poprosił żeby zamknęła oczy. Nie za bardzo wiedziała o co chodzi, ale posłusznie zrobiła to, po jakimś czasie zatrzymali się i pomógł jej wysiąść.
- Czy mogę już otworzyć? - zapytała kiedy już stanęła na ziemi.
- Jeszcze moment cierpliwości! - poprosił.
Prowadził ją ostrożnie przez podwórko potem po schodach, otworzył wreszcie jakieś drzwi, wziął ją na ręce i wniósł do środka.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział stawiając ją.
- Jak ci się podoba? - spytał widząc jej zaskoczoną minę.
- Bardzo ładny, ale gdzie my jesteśmy? - rozglądała się dookoła.
- W naszym domu, moja droga!
- Kupiłeś go dla nas? - nie dowierzała.
- Tak.
- Czemu mi nic nie powiedziałeś?
- To miała być dla ciebie niespodzianka! - odparł z uśmiechem.
- I jest! - przyznała i pocałowała go w policzek.
- Czy ktoś o tym wiedział, że go kupujesz?
- Na początku tylko Twój tata potem mój, po jakiś czasie nasze mamy.
- Kobieta z którą kiedyś jechałem, a ty mnie z nią widziałaś wracając od swoich rodziców, to była pani z agencji nieruchomości. - dodał.
- Aha.
- Chcesz go obejrzeć, czy idziemy na górę? - spojrzał na nią.
- Chętnie obejrzę go jutro, a dziś może chodźmy na górę! - zaśmiała się.
- Dobrze, poczekaj tylko na mnie chwileczkę, wstawię samochód do garażu i przyniosę, to co w nim mamy!
- A może ja Ci pomogę? - zaoferowała się.
- Nie dźwigaj tego, sam sobie poradzę.
Mimo jego protestów, wyszła razem z nim. Poczekała aż wprowadzi auto, a potem wspólnie wnieśli wszystkie paczki i swoje torby.
- Teraz już rozumiem czemu kazałeś mi spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Myślałam jednak, że jedziemy do Ciebie. - przyznała, stawiając ostatni pakunek na podłodze w salonie.
- Nie spodziewałam się takiego prezentu! - zawołała radośnie i przytuliła się do niego.
- Cieszę się ci się podoba! - uśmiechnął się.
- No to co idziemy? - zerknęła na niego.
- Z przyjemnością! - objął ją ramieniem i poszli...
Gdy się obudziła, leżała przytulona do męża, on już nie spał tylko przyglądał się jej.
- Dzień dobry kochanie! - powiedział i pocałował ją.
- Dzień dobry.
- Która godzina? - spytała.
- Dochodzi trzynasta, a co?
- Nic tak tylko pytam, chciałam się zorientować ile spaliśmy.
- Ha, ha, ha. - roześmiał się.
- Czemu się śmiejesz? - zdziwiła się, ale też mimo woli zaczęła się śmiać.
- Śmieje się, bo jestem bardzo szczęśliwy! - prawie krzyknął.
- Dawno mi się tak przyglądasz? - zaciekawiła się.
- Od kilku minut i nie mogę się napatrzeć jaką mam śliczną żonę! - zachwycał się.
- Chyba już przed ślubem o tym wiedziałeś? - śmiała się.
- Tak, ale okazało się, że jesteś jeszcze ładniejsza!
- Miło mi to słyszeć, ty mi się też jeszcze bardziej podobasz. - szepnęła mu do ucha.
- Ewuś nie kuś mnie!
- Czemu nie, może byśmy tak... no wiesz? - zaproponowała.
- Bardzo chętnie! - zawołał.
Jakiś czas później...
- Nigdzie nie chodź. - prosił widząc, że chce wstać.
- Muszę do toalety. Nie bój się, nie zamierzam nigdzie wychodzić, nie ucieknę ci! - uspokoiła męża, gładząc go po policzku.
Po czym usiadła na łóżku, nałożyła szlafrok i poszła do łazienki przy sypialni.
- No dobrze skoro musisz. W takim razie ja też wstanę, poczekam na ciebie, a jak wyjdziesz, to zejdziemy do kuchni, żeby coś zjeść. - usłyszała przez drzwi.
Kiedy wyszła ukochany stwierdził:
- To ja też wezmę szybki prysznic, ogolę się i idziemy!
- Czy my mamy w ogóle co jeść? - spytała, kiedy schodzili na dół.
- Mamy, mamy, cały zamrażalnik tylko nie mamy świeżego pieczywa. Jak chcesz to mogę się ubrać i skoczyć do sklepu? - zaoferował się.
- Nigdzie nie chodź, bo jak widzę są nawet bułeczki. - stwierdziła gdy w kuchni zajrzała do lodówki.
- W jaki sposób, to wszystko się tutaj wzięło? - zaciekawiła się.
- Jak ty spałaś, Twoja mama zapakowała mi to wszystko i wysłała z tym tutaj, żebyśmy mieli co jeść. - wyjaśnił.
- To Ty zamiast odpoczywać, jeździłeś w te i z powrotem samochodem z siatami? - zdziwiła się.
- Nie było tego aż tak dużo, a za daleko też nie miałem. - uspokoił ją.
- A co jemy oprócz pieczywa, może flaczki, a potem zrazy i parę kawałków ciasta? - spytał, ponownie otwierając zamrażalnik.
- Dobrze tylko czy Ty chcesz mnie utuczyć? - zażartowała.
- Nasz ostatni wczorajszy posiłek jedliśmy dość dawno, więc myślę, że powinniśmy porządnie się najeść! - stwierdził.
- No tak tylko, to wszystko musi się odmrozić. - zmartwił się.
- To nic poczekamy, a w tym czasie pokaż mi dom i obejrzyjmy prezenty. - zaproponowała.
- Na górze są cztery pokoje i dwie łazienki, na dole trzy, ale umeblowałem tylko sypianie i kuchnie. Resztę chciałem żebyś urządziła sama. - powiedział oprowadzając ją.
- Zdaje mi się, że pokój w którym śpimy, też jest urządzony według moich sugestii. Teraz już rozumiem skąd te wszystkie pytania. - zauważyła.
- Że też ja się niczego nie domyśliłam.
- Chciałem żeby, to było miejsce Twoich marzeń. - tłumaczył.
- Czyżbyś planował w naszym małżeństwie dwójkę dzieci, bo z tego co się zorientowałam, dwa pokoje mogą być dziecięce?
- Co najmniej. - przygarnął ją do siebie i pocałował.
- A ty nie? - zmartwił się, widząc, że posmutniała.
- Wiesz jakbym chciała mieć dzieci, ale nie wiem czy nam się uda! - z jej oczu popłynęły łzy.
- Uda się, uda! - pocieszał ją ukochany.
Zeszli do salonu.
- Ta kanapa jest chyba z twojego mieszkania? - spostrzegła Ewa.
- Tak, ale tylko tymczasowo, kupimy jakieś porządne meble.
- Chcesz obejrzeć prezenty? - spytał gdy skończyli chodzić po domu.
- Jestem ich bardzo ciekawa, przypuszczam, że znajdziemy tam sporo rzeczy przydatnych do posiłku.
- Chyba masz racje. - przytaknął.
Zaczęli rozpakowywać paczki, rzeczywiście znaleźli komplet naczyń dla dwóch osób i serwis do kawy dla sześciu, zestaw garnków, były też dwa odkurzacze i żelazka, pościel i parę innych rzeczy Na końcu Janusz podał Ewie sporą kopertę.
- Co to jest? - spytała.
- Zobacz! - zachęcił.
Otworzyła nie mogąc uwierzyć własnym oczom. W środku były dwa bilety lotnicze i wycieczka do Paryża oraz karteczka:
To jest prezent od nas na Waszą podróż poślubną
Rodzice
- Ojej Januszku, ja chyba śnie! - zawołała.
- Zapewniam Cię, że nie śnisz, w piątek lecimy na 5 dni do Paryża! - podzielał jej radość.
- Wiedziałeś o tej wycieczce?
- Przyznam się, że tak, kiedyś mój tata zapytał, na jaką wycieczkę zagraniczną chcielibyśmy wyjechać, ja od tak powiedziałem, że do Paryża. Stąd ten prezent, ale dostaliśmy ją od moich i twoich rodziców. - tłumaczył.
- Pomogli nam w organizacji wesela, teraz jeszcze to, strasznie się wykosztowali. - zmartwiła się.
- Moja droga prezent musimy przyjąć, bo już jest wszystko opłacone! - śmiał się widząc jej minę.
- To ja powinnam kupić sobie jeszcze parę rzeczy, a jest tak mało czasu! - myślała głośno.
- Oj po co ja Ci to pokazałem już teraz, będziesz panikować i biegać po sklepach, zamiast... no wiesz co! - żartował.
- Nie obawiaj się, wcale nie będę, nie mam zamiaru się nigdzie ruszać, przynajmniej ze dwa dni. - zapewniła i przysunęła się do niego.
- To dobrze, bo już myślałem, że nie jest Ci ze mną dobrze i chcesz ode mnie uciekać. - odparł.
- Jest mi z Tobą bardzo dobrze. - wyszeptała i zaczęli się całować.
- Oj Januszku zaczęło mi burczeć w brzuchu! - odrzekła gdy skończyli.
- No to już idziemy do kuchni Ewuś!
- Użyjemy do podgrzania jedzenia garnków, które dostaliśmy, czy tych? - otworzył jedną z szafek i wskazał na jej zawartość.
- O widzę, że nieźle nas zaopatrzyłeś? - śmiała się.
- No wiesz, nie wiedziałem, że dostaniemy je również w prezencie! - bronił się.
- Użyjmy tych z kuchni! - zadecydowała.
- Tylko może będziemy dla siebie używać tego kompletu naczyń dla dwojga? - zastanawiała się.
- Świetny pomysł, już po niego idę! - odparł.
- Sprawdź czy to wszystko już się rozmroziło. - poprosiła kiedy wrócił i zaczął wyjmować naczynia z pudełka.
- Tak już można to podgrzewać. - stwierdził zajrzawszy do tego co wcześniej wyjęli z zamrażalnika.
- A gdzie jest Fred? - zapytała męża, kiedy już siedzieli przy stole i jedli.
- Teraz to już chyba u Twoich rodziców. - odpowiedział spoglądając na zegarek.
- Wczoraj po poprawinach, moi rodzice i Ulka z rodziną, pojechali do mojego mieszkania, żeby tam przenocować. Dziś w południe mama z tatą mieli wracać do Krakowa, a Ula z Szymonem i chłopakami, planowali prosto stąd wyjechać na wczasy. Umówiliśmy się, że Twoi rodzice ich pożegnają i wezmą klucze i psa. - dodał.
- Rzeczywiście o wyjeździe na wczasy Ula mi wspominała. - przypomniała sobie Ewa.
- Nie wiesz czemu Krzysztof i Sylwia, tak wcześniej wyszli? - spytał, zmieniając temat.
- Kiedy się żegnali, Krzysiek mówił, że wychodzą, bo Sylwia nie najlepiej się czuje. - odpowiedziała, a mówiąc to, jakby posmutniała.
- Czyżby wróciły Ci dawne wspomnienia? - zainteresował się Janusz, kiedy to spostrzegł.
- Sama nie wiem, jakoś tak się zamyśliłam.
- Oj bo zaraz pomyślisz, że żałuje, że za Ciebie wyszłam! - zaśmiała się.
- A żałujesz?
- Nie, nie żałuję! - zawołała, podbiegła do niego, usiadła mu na kolanach i znowu zaczęli się całować.
- Chyba faktycznie nie żałujesz! - uśmiechnął się do niej promiennie, kiedy wróciła na swoje miejsce.
- A co do wspomnień, to trochę ci się nie dziwie, nie wiem jakbym się zachował gdyby na naszym weselu pojawiła się Daria. - przyznał.
- Ale jak ja tak ciągle będę rozpamiętywać tą historię, to możesz poczuć się zazdrosny.
- Nie, nie poczuję się zazdrosny. - zapewniał.
- Możesz się poczuć, możesz, ja byłam zazdrosna o Zuzannę, chociaż ty mówiłeś, że nic was nie łączy. - przypomniała mu.
- No właśnie kontaktowała się z Tobą ostatnio?
- Nie odkąd jej dałem do zrozumienia, że nie ma u mnie szans, bo żenię się z Tobą, więcej nie zadzwoniła.
- Ładne te naczynia, od kogo dostaliśmy ten komplet? - zaczęła przyglądać się kubkowi z którego piła.
- Na liściku było napisane, Dorota i Wojtek. - odparł.
- Może zrobimy sobie jeszcze herbaty? - zaproponował, kiedy posprzątali i pozmywali.
- Sama nie wiem, jestem już pełna, chętnie porobiłabym co innego... - spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- To idziemy na górę! - uśmiechnął się, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
W środę popołudniu pojechali wspólnie do swoich dawnych mieszkań, spakowali sporo rzeczy, a potem postanowili odwiedzić jej rodziców i Freda.
- Hej jest tu kto? - zawołała Ewa, kiedy okazało się, że drzwi do domu są otwarte, a nikogo nie ma w kuchni.
Pierwszy na ich spotkanie wybiegł Fred, zaraz potem z salonu wyszła mama. Pies bardzo się ucieszył kiedy zobaczył swoich właścicieli.
- Co ty robisz w domu? - zdziwił się Janusz.
- Czemu się tak dziwisz, u nas też nie będzie mieszkał w budzie! - zaśmiała się Ewa.
- Tak wiem, ale przecież teraz nie jest u siebie! - upierał się.
- Cześć kochani! - usłyszeli głos Bożeny.
- Cześć mamuś, mój mąż jest bardzo zaskoczony, czemu pies chodzi po domu? - powiedziała córka całując matkę w policzek na powitanie.
- A czemu miałby być na podwórku, przecież, to kulturalny i fajny piesek. - broniła czworonoga pani domu.
- Witajcie! - przywitał się tata, nagle pojawiając się przy nich.
- Co tak stoicie, w przedpokoju, wchodźcie dalej! - zaprosił.
- Czego się napijecie, kawy, herbaty, a może soku? - spytała mama.
Poprosili o herbatę i starsza z kobiet poszła do kuchni, żeby ją przygotować, a młodsza podążyła za nią.
- No i jak tam Ewuś?
- Cudownie! - zachwycała się młoda żona.
- No widzisz, a tak się bałaś!
Gdy po kilku minutach wróciły do mężczyzn, ojciec pochłonięty był rozmową z zięciem.
- Córciu Janusz mówi, że prezenty Ci się podobają! - powiedział Jan zauważywszy je.
- Bardzo dziękujemy! - podbiegła do rodziców i uściskała ich.
- Tylko pewnie ta wycieczka, dużo kosztowała? - ciekawiło ją.
- Wcale nie tak dużo, zresztą jak pewnie wiesz ten prezent jest od całej naszej czwórki. - tłumaczyła Bożena.
- Tak wiem i teściom już też dziękowałam!
- Janusz, a może byśmy zabrali do siebie psa, do czasu wyjazdu? - zastanawiała się.
- Jeśli chcesz. - zgodził się mąż.
- Myślę córcia, że to nie jest dobry pomysł, zabierzecie go kiedy już wrócicie! - wtrącił się tata.
Rozmawiali jeszcze jakąś godzinkę z rodzicami, głównie wspominając ślub i wesele. Potem umówili się z Jankiem, że w piątek rano odwiezie ich na lotnisko i wrócili do siebie.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 25

Rozdział dwudziesty piąty

Ślub




Ewa po kłótni z Januszem nie mogła się pozbierać.
Tego dnia kiedy powiedział jej, że Zuza próbowała go podrywać, wybiegła z jego mieszkania bardzo zdenerwowana, nie wiedziała co się z nią dzieje. Chyba zemdlała, bo gdy się ocknęła stało nad nią dużo ludzi.
- Dobrze się Pani czuje, może wezwać pogotowie? - pytała jakaś kobieta.
- Nie dziękuje, nie trzeba!
Ktoś pomógł jej się podnieś, a gdy tylko mogła iść, poszła w kierunku swojego bloku. W pierwszej chwili, kiedy tam doszła, chciała wsiąść do samochodu i jechać do rodziców, ale zrezygnowała z tego, uznała, że nie będzie ich martwić. Ostatkiem sił weszła na górę do swojego mieszkania i znowu się rozpłakała.
Cały wieczór dzwoniła jej komórka, to był Janusz, ale nie chciała z nim rozmawiać.
Następnego dnia rano, nie była w stanie pójść do pracy i poprosiła Wojtka o wolny dzień, nie mogła jednak tego przedłużać w nieskończoność i po dwóch dniach pojawiła się na dyżurze.
Przed szpitalem czekał na nią narzeczony:
- Ewuniu porozmawiajmy! - prosił.
- Nie wiem czy mamy o czym rozmawiać? - spojrzała na niego.
- Proszę daj mi się wytłumaczyć! - prawie błagał.
- Nie wiem czy jest co tłumaczyć, bo ja Was widziałam, ale dobrze spotkajmy się!
- Gdzie i kiedy? - spytała.
- To może dziś popołudniu, u mnie? - zaproponował.
- Dobrze! - zgodziła się.
Ponieważ była bez samochodu, umówili się, że po pracy, on ją zabierze i razem pojadą do niego.
W ciągu dnia nie mogła znaleźć sobie miejsca, była bardzo niespokojna, zauważyła to Dorota:
- Czy coś się stało, za dwa tygodnie wychodzisz za mąż, a jesteś taka smutna? - zainteresowała się.
- Słuchaj nie wiem czy w ogóle dojdzie do tego ślubu! - przyznała rozżalona Ewa.
- Ojej dlaczego? - zaniepokoiła się przyjaciółka.
- Mamy pewne kłopoty.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytała znajoma.
- Wolałabym nie, zresztą zaraz operuje. - wymigała się lekarka.
- Ok rozumiem, ale będę trzymać kciuki, żeby Wam się wszystko poukładało! - zapewniła koleżanka.
Operowała razem z narzeczonym, ale w czasie zabiegu, mówili tylko do siebie, gdy wspólnie coś wykonywali, kiedy wyszli z sali zapytał:
- Może dałabyś się zaprosić na kawę, to teraz byśmy pogadali?
- Nie chce załatwiać naszych prywatnych spraw tutaj. - odparła.
- W takim razie do zobaczenia! - uśmiechnął się do niej i chciał ją pocałować w policzek, ale ona odwróciła głowę.
Kilka godzin później...
Siedziała w jego samochodzie, ale w drodze do domu też milczeli. Weszli do jego mieszkania, najpierw zrobił kawę potem zamknął psa w drugim pokoju, żeby im nie przeszkadzał i wreszcie usiedli w salonie.
Widząc, że ona wciąż milczy, odezwał się pierwszy:
- Kochanie uwierz mi, że między Zuzanną, a mną do niczego nie doszło!
- Jak mam Ci uwierzyć, skoro widziałam, jak ją pocieszałeś, przytulałeś i całowaliście się! - powiedziała stanowczym tonem.
- Pocieszać ją pocieszałem, przyznaję, bo jak wiesz miała chorą matkę.Na początku rzeczywiście się martwiła, ale po jakimś czasie zaczęła wykorzystywać tą sytuację, żeby się do mnie zbliżyć. Kiedy zorientowałem się do czego dąży, oświadczyłem jej kategorycznie, że nic z tego nie będzie, bo ja kocham tylko ciebie. - tłumaczył się.
- Trudno mi w to uwierzyć, po tym co widziałam! - odrzekła.
- Ewuś czy gdyby do czegoś między nami doszło, wyjechała by tak nagle, w dodatku, bardzo zła? - nie podawał się.
Nic nie odpowiedziała tylko zastanawiała się nad tym co usłyszała. Może mówił prawdę, ta kobieta musiała być przez niego odtrącana, bo inaczej by nie wyjechała.
Przekonywał ją tak długo, aż w końcu Ewa postanowiła mu zaufać.
- To co nie dasz mi kosza? - kiedy sobie wszystko wyjaśnili, uśmiechnął się, usiadł obok niej i zaczęli się całować.
- Nie, nie dam Ci kosza, bo za bardzo Cię kocham! - powiedziała z radością w głosie, gdy na moment odsunęli się od siebie.
- Ja Ciebie też! - wyszeptał czule.
- Zmizerniałaś. - stwierdził, przyglądając się jej.
- Byłaś u lekarza?
- Tak byłam, ale sam przyznasz, że przysporzyłeś mi ostatnio sporo zmartwień. Po tym jak się zdenerwowałam, chyba znowu zemdlałam. - przyznała się.
- Ojej to niedobrze, trzeba coś z tym zrobić! - przeraził się.
- Nic nie trzeba robić, potrzeby mi jest po prostu porządny odpoczynek. Myślę, że po weselu oboje sobie odpoczniemy. - odrzekła i jeszcze mocniej przytuliła się do niego.
- Obiecuje, że zrobimy sobie cały miesiąc urlopu, rozmawiałem już o tym z szefem. - powiedział Janusz.
- To super! - ucieszyła się.
- Może coś zjemy? - zaproponował. - Mam kopytka i gulasz, do tego zrobię jakąś surówkę. - dodał wstając z kanapy.
- Chętnie ostatnio prawie nic nie jadłam z tych nerwów.
- Przepraszam, że przysporzyłem Ci tyle zmartwień. - powiedział i udał się w stronę kuchni, a ona ruszyła za nim.
- Pomogę Ci? - zaoferowała.
- Nie, nie trzeba, poradzę sobie, Ty usiądź i odpocznij.
- Teraz, kiedy sobie wszystko wyjaśniliśmy nie muszę odpoczywać, jestem pełna energii! - zawołała radośnie i pocałowała go w policzek.
- To co mam robić? - spytała.
- Oj wypuść wreszcie Freda, bo on tak siedzi samiuteńki! - nagle przypomniała sobie, że przez cały czas nie ma z nimi jego psa.
- To Ty się tym zajmij, a ja przygotuje kolacje.
- Gdybyś mogła wyjść z nim na dwór, bo nie był od rana? - poprosił.
- Pewnie, że mogę, biedne psisko!
Godzinę później siedzieli w kuchni i jedli spóźniony obiad.
- Ewuś nie wiesz co z Izą?
- Wiktor mi mówił, że Iza w poniedziałek ma mieć zdjęty gips, zresztą rozmawiałam też z nią osobiście i to potwierdziła. Pewnie po tym wszystkim będzie trochę obolała, ale zapewniała mnie, że da radę być moją światową. - odpowiedziała.
- Aha, to fajnie! - uśmiechnął się.
- A ja załatwiłem, te rzeczy o których Ci już kiedyś wspominałem, no wiesz potwierdziłem fotografa, samochód. - poinformował ją narzeczony.
- Załatwiałeś to wszystko mimo, że nie wiadomo było co z nami będzie? - zdziwiła się.
- Miałem nadzieje, że wybaczysz!
- Trzeba tylko jeszcze spotkać się z kucharką i z kelnerkami. - przypomniał.
- Wiem pamiętam, musimy w ogóle do nich jechać i wszystko ustalić, ale to zrobimy już wspólnie z moją mamą, bo już do mnie telefonowała w tej sprawie.
- To znaczy, że nasi rodzice, nadal chcą nam pomóc przy organizacji wesela? - upewniał się.
- Tak niestety upierają się. - przytaknęła.
- Trochę im się nie dziwie, moi już dawno to deklarowali, a twoi wydają już ostatnią córkę, do tego czekali na ten ślub tak długo! - śmiał się.
- Może masz rację, ale naprawdę nie muszą tego robić. - upierała się.
- Ale chcą, a my im na to pozwólmy! - przekonywał.
Następne dwa tygodnie upłynęły na intensywnych przygotowaniach. Ewa postanowiła, że ostatnią noc przed ślubem spędzi u rodziców. Obudziła się rano w swoim dawnym pokoju, myślała, że nie będzie mogła spać, ale spała bardzo dobrze. Była z tego zadowolona, bo przed nią było tak dużo przeżyć. Wstała z łóżka i podeszła do okna, zapowiadał się bardzo pogody dzień. Zaczęła wspominać wydarzenia ostatnich dni. Było dużo bieganiny, ale wszystko wydawało się być. "Dopięte na ostatni guzik" Przypomniała sobie, jak w minioną sobotę koleżanki z pracy, wspólnie z Elą zrobiły jej niespodziankę i urządziły wieczór panieński, było na nim bardzo wesoło. Okazało się, że Janusz również miał swój wieczór kawalerski. Nie mogła uwierzyć, że za kilka godzin, zostanie mężatką.
Cieszyła się bardzo, że dwa dni temu, przyleciała do Polski, Agnieszka z rodziną.
Usłyszała pukanie do drzwi, do pokoju zajrzała mama:
- Cześć córciu, śpisz jeszcze? - spytała.
- Cześć nie już nie śpię, mamusiu!
- To może zejdziesz do nas na śniadanie? - zaproponowała Bożena.
- Chyba nic nie przełknę!
- Musisz coś zjeść, zejdź na dół! - poprosiła matka.
- Dobrze zaraz zajdę tylko się ubiorę! - obiecała Ewa.
Po kilku minutach zeszła na dół.
- Cześć siostra! Jak się spało? - przywitała ją Agnieszka.
- Cześć bardzo dobrze! - odpowiedziała z uśmiechem i weszła do kuchni, gdzie wszyscy siedzieli przy stole i jedli.
- Ewuniu na co masz ochotę? - spytała mama.
- Sama nie wiem, zrób mi coś lekkiego! - poprosiła i podeszła do szwagra, który trzymał na kolanach córkę.
- Jak Wam ta Oliwka rośnie! - zachwycała się biorąc ją na ręce.
- Ona ma już rok i osiem miesięcy - zauważyła młodsza siostra.
- Pewnie wkrótce będziecie mieli swoje dziecko. - dodała.
- To się okaże, nie wiem czy nie jestem za stara.
- Co ty mówisz, jaka stara? - zdziwił się ojciec.
- Oj tatusiu, ja mam prawie 34 lata, a w tym wieku, już trudniej zajść w ciąże!
- Słuchaj Ewa, a ile lat ma Janusz, mogę wiedzieć? - zaciekawiła się Agnieszka.
- Jest ode mnie o trzy lata młodszy. Przyszła panna młoda, była umówiona z Izą na 10:00, że pojadą razem do fryzjera, a potem wrócą i świadkowa pomoże jej się ubrać w suknie ślubną. Kiedy wychodziła z domu zadzwoniła jej komórka:
- Cześć kochanie! Jak się masz? - usłyszała głos Janusza.
- Cześć bardzo dobrze, właśnie jedziemy do fryzjera!
- A co u Ciebie?
- Mam już całą rodzinkę w komplecie, jest bardzo wesoło! - śmiał się.
- U mnie też.
- Słuchaj Ewuniu, to nie przeszkadzam, przyjedziemy o 15:30! - zapowiedział.
- Dobrze w takim razie do zobaczenia! - pożegnała się.
O umówionej godzinie pojawił się jej narzeczony, wspólnie z Jackiem i ze swoimi bliskimi.
- Kochanie wyglądasz ślicznie! - zachwycał się pan młody, gdy ją zobaczył.
- Potwierdzam! - uśmiechnął się jego świadek.
- Dziękuje.
- Jak się Pani czuje? - zapytał lekarz.
- Bardzo dobrze!
- Panie Jacku proszę mi mówić po imieniu. - poprosiła.
- Dobrze będzie mi bardzo miło!
Podeszła do niej Ula:
- Wszystko w porządku? - spytała.
- W jak najlepszym! - zapewniła ją przyszła bratowa.
Po jakimś czasie wszyscy udali się do kościoła, gdzie odbył się ślub, a potem na wesele.
- Jak tam zdrowie? - zagadnęła Sylwia, przysiadując się do panny młodej, która w wolnej chwili odpoczywała i jadła jakieś przekąski.
- A dzięki, już dobrze, chociaż byłam kilka tygodni temu w szpitalu!
- To nie dobrze! - zmartwiła się lekarka.
- No nie dobrze, ale Jacek twierdzi, że sytuacja jest opanowana i wyniki mam niezłe. Miałam ostatnio trochę nerwów, wiesz sama jak to jest, bo to przeżywaliście z Krzyśkiem. Myślę, że teraz sobie odpoczniemy z Januszkiem, wreszcie mamy urlop. - tłumaczyła żonie kolegi.
- Fajna zabawa! - pochwaliła znajoma, patrząc na salę.
- Dzięki.
- A jak Ty się czujesz, jak tam maleństwo? - zainteresowała się koleżanka ze studiów.
- Całkiem znośnie, ale jestem cały czas na zwolnieniu, bo Krzyś się boi, żeby nie było komplikacji!
Słysząc jak ta kobieta wyraża się o jej byłym narzeczonym, Ewa trochę posmutniała. Ona jednak nie działała na nią dobrze i odetchnęła z ulgą gdy już wyszli.
- Zmęczona? - zapytał Janusz około drugiej w nocy, tańcząc z nią kolejny taniec.
- Troszeczkę, ale za to bardzo szczęśliwa i mam nadzieję, że tak już będzie zawsze! - jeszcze mocniej przytuliła się do niego.
- Postaram się, żeby tak było! - obiecał.
W niedziele odbyły się poprawiny, a wieczorem Ewa wspólnie z mężem i rodzicami przyjechała do swojego domu rodzinnego. Siedzieli wieczorem w kuchni i pili herbatę.
- Janusz gdzie są twoi rodzice i reszta rodziny? - zainteresowała się Bożena.
- Wszyscy są ulokowani w bezpiecznym miejscu! - uśmiechnął się trochę tajemniczo zięć.
- Jak się czujecie jako małżeństwo? - zaciekawiła się mama.
- Sama nie wiem mamuś, przyznam, że na razie trochę dziwnie! - odparła spoglądając na męża, który nadal się uśmiechał.
- Właśnie mamuniu, chcieliśmy Wam za wszystko podziękować! - powiedziała córka.
- Kochani nie ma za co dziękować! Mamy nadzieję, że jesteście zadowoleni? - spytał tata.
- Pewnie, że tak! - radośnie zawołali młodzi.
- Dziewczyny przepraszamy Was na chwile! - obaj panowie wyszli do pokoju, mrugając do siebie porozumiewawczo.
- Ewuś, czemu Krzysztof z Sylwią wyszli tak wcześniej? - zaciekawiła się matka, kiedy były same.
- A nie wiem, Krzysiek niby tłumaczył się, jak się żegnali, że Sylwia nie najlepiej się czuje.
- Widziałam, że tańczyłaś z nim na weselu. - zauważyła starsza kobieta.
- Tak, bo mnie poprosił, ale to nie był dobry pomysł. - stwierdziła trochę smutno Ewa.
- Czemu czyżby Janusz był zazdrosny?
- Nie, nie, przynajmniej tego nie okazywał, ale gdy byłam blisko Krzyśka, wszystko mi się przypomniało. - odparła córka.
- Ja boje się, że on zawsze będzie gdzieś pomiędzy nami. W ogóle mam obawy czy spodobam się mojemu mężowi! - żaliła się.
- Córeńko czy Wy jeszcze nigdy... no wiesz? - zapytała mama.
- Tak mamo, my jeszcze nigdy. - przytaknęła
- Nie bój się kochana, będę trzymać kciuki. - pocieszała ją mamusia.
Po jakiś wrócili do nich mężczyźni:
- To co moja droga, chyba będziemy się zbierać? - zaproponował Janusz.
- Jak chcesz. - zgodziła się.
Żegnając się z rodzicami, Ewie zakręciła się łezka w oku.
- Czemu płaczesz, powinnaś być teraz szczęśliwa? - dziwił się ojciec.
- Bo jestem tylko się wzruszyłam. - usprawiedliwiała się.
- Oj, bo pomyślę, że już żałujesz, że za mnie wyszłaś! - żartował ukochany.
Wyszli z domu, wsiedli do samochodu i ruszyli.
- Dokąd jedziemy, do którego mieszkania? - spytała, bo spostrzegła, że skręcili nie w tą stronę co zwykle.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 24

Rozdział dwudziesty czwarty

Zuzanna




Czy znowu mi się nie uda? myślała Ewa widząc kilkakrotnie swojego narzeczonego w towarzystwie Zuzanny. Wprawdzie tłumaczył, że ona przyjechała do Warszawy na kilka dni w jakiś ważnych sprawach, ale lekarka czuła się zaniepokojona, pamiętała przecież, że Krzysztof też wyjeżdżając do Stanów obiecywał jej, że to tylko na jakiś czas, że wróci, a wiadomo jak się to skończyło. Na domiar złego na trzy tygodnie przed ślubem dowiedziała się, że Iza, która miała być jej świadkową złamała sobie rękę.
- Co my teraz zrobimy? - zapytała prawie z płaczem Janusza, kiedy któregoś dnia siedzieli u niego w mieszkaniu.
- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradzimy, poprosimy kogoś innego. - uśmiechał się uspokajająco.
- Ciekawe kogo, może twoją przyjaciółkę! - powiedziała ze złością, widząc jego wesołą minę.
- Nie lubisz jej? - zauważył.
- Za co miałbym ją lubić? - odpowiedziała pytaniem, na pytanie.
- Za to, że próbuje mi ciebie odebrać! - zawołała.
- O czym Ty mówisz? - spytał trochę zdziwiony.
- Jak to o czym ja mówię, za kilka tygodni mamy ślub, a Ty spędzasz mnóstwo czasu z tą Zuzanną! - krzyczała.
- Kochanie, Ty jesteś o mnie zazdrosna! - śmiał się.
- Ja nie jestem zazdrosna, ja po prostu nie chcę być znowu oszukana!
- Ja Cie nie oszukam. - zapewnił i próbował ją do siebie przygarnąć.
- Zastaw mnie, muszę wyjść, żeby się uspokoić. - broniła się przed tym uściskiem.
Wyszła do łazienki, po jakimś czasie wróciła, już spokojna.
- No chodź przytul się. - przytulił ją mocno i zaczęli się całować.
- Napijesz się jeszcze herbaty? - zaproponował, kiedy przestali.
- Zrób mi małą kawę. - poprosiła.
- Już się robi!
- Kiedy idziesz do lekarza na kontrole? - spytał stawiając czajnik na gazie.
- W przyszłym tygodniu. - odparła.
Minęło kilka dni...
Niby Ewa się trochę uspokoiła, ale tylko do momentu kiedy nie zobaczyła swojego przyszłego męża razem z przyjaciółką. Szli korytarzem o czymś rozmawiając i nawet jej nie zauważyli, on chyba ją pocieszał.
Lekarka była w dużym szoku z oczu płynęły jej łzy. Nie wiedziała jak dotarła do gabinetu lekarskiego, kiedy tam weszła, zastała w nim Wiktora:
- O cześć! Czy coś się stało? - zapytał gdy ją zobaczył.
- Cześć, nie nic. - odpowiedziała.
- Nie chce się wtrącać, ale skoro nic, to czemu płaczesz? - nie dawał za wygraną.
- Nie mam z czego się cieszyć, osoba która miała być moją świadkową ma właśnie rękę w gipsie, a przed chwilą spotkałam mojego chłopaka z inną kobietą! - rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Wytrzyj nos i uspokój się. - podszedł do niej, wyjął z kieszeni chusteczki i podał jej.
- Napijesz się kawy? - zaproponował, podszedł do szafki i zabrał się za robienie czegoś do picia.
- Napiłam się chyba czegoś mocniejszego! - przyznała smutno.
- Jesteśmy w pracy i nie możemy! - zaśmiał się.
- To zrób mi kawę tylko mocną. - poprosiła.
- A wracając do tego co mi powiedziałaś, to wiem o Izie, bo sam jej zakładałem gips, ale na pocieszenie powiem Ci, że do waszego ślubu już się go pozbędzie. - odrzekł kontynuując poprzedni wątek rozmowy.
- Nie wiem czy w ogóle do niego dojdzie, widzisz co się dzieje, koło Janusza kręci się ciągle ta... - nie dokończyła, ale kolega domyślił się o czym myślała i zaczął się śmiać.
- No co? - trochę się na niego zezłościła.
- Nie nic.
- Zawsze możesz wrócić do mnie tylko jedno Twoje słowo, a znowu możemy być razem. - powiedział poważnie przyjaciel, nachylił się nad nią i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Wiktor no co ty...? - nie wiedziała, jak się zachować.
- Nic, nic głupstwa gadam. - opanował się.
- Może nie powonieniem Ci tego mówić, ale ta Zuzanna ma tu u nas w szpitalu ciężko chorą matkę. - poinformował znajomy.
- Tylko dlaczego ona jest tu, co to w Krakowie nie ma szpitali? - zdziwiła się.
- Tak są, ale kobieta miała wypadek w Warszawie i jest w za ciężkim stanie żeby ją przewieść do Krakowa. Sam robiłem jej operacje ręki, a ma jeszcze inne obrażenia i wiele potłuczeń. - powiedział.
- Ale jakby co to nie wiesz tego ode mnie.
- Ok nie wydam Cię, znam zasady. - zapewniła.
- Wyjdzie z tego? - zapytała.
- Powinna bo zagrożenie już minęło. - odrzekł.
- Mimo to mój narzeczony wcale nie musi jej córki tak pocieszać i przytulać tak bardzo, że aż mnie nie zauważają. Kto inny powinien to robić, przecież obie mają mężów! - oburzyła się lekarka.
- Wydaję mi się, że ta starsza pani nie ma męża. - oznajmił.
- Nie złość się już tak. - poprosił widząc jej wzburzenie.
- Przepraszam, ale jestem zdenerwowana, boję się, że znowu mi się nie uda i mi go ktoś odbierze! - znowu zaczęła szlochać.
- No już przestań płakać, wydaję mi, że ta kobieta w żaden sposób ci nie zagraża. - pocieszał kolega.
- Nigdy nic nie wiadomo, do ślubu zaledwie kilka tygodni, a on spędza z nią więcej czasu niż ze mną. - stwierdziła.
- Na poprawę humoru zapraszam Cię po pracy do siebie, posiedzimy, pogadamy, powspominamy stare czasy. - zaproponował.
- No nie wiem czy powinnam, po tym co mi wyznałeś. - wahała się.
- Zapewniam Cię, że nic Ci z mojej strony nie grozi. Przyznaje, że gdybyś była wolna, zawalczyłbym o Ciebie jeszcze raz, ale skoro wychodzisz za mąż to, to jest tylko takie przyjacielskie zaproszenie. - uśmiechnął się.
- Nie wiem czy dojdzie do tego ślubu. - westchnęła smutno Ewa.
- Dojdzie, dojdzie na pewno!
Rozmowę przerwała i pielęgniarka, wbiegając do gabinetu:
- Przepraszam panie doktorze, z tą panią Wilk coś się dzieje! - zawołała.
- Dobrze już idę.
- Muszę lecieć, pacjentka o której ona mówiła, to właśnie matka tej Zuzanny! - poinformował ją i pośpiesznie wyszedł.
Przed końcem pracy Ewa zadzwoniła do niego z pytaniem czy ich spotkanie jest nadal aktualne. Gdy on potwierdził, że tak, umówili się, że ona pojedzie do domu, żeby się przebrać, a potem do niego przyjedzie. Będąc u siebie odświeżyła się, przebrała w sukienkę, którą kupiła niedawno i pojechała na spotkanie z Wiktorem.
- Cześć! - przywitał się, otwierając jej drzwi.
- Cześć.
Weszła do środka, w mieszkaniu coś smakowicie pachniało.
- Ślicznie wyglądasz! - zauważył.
- Dziękuje! - uśmiechnęła się.
- Wejdź do pokoju i rozgość się, a ja zaraz przyjdę! - zaprosił.
Weszła do salonu, gdzie czekał już pięknie nakryty stół. Po jakim czasie przyszedł Wiktor, niosąc półmisek z gorącym spaghetti.
- Rozmawiając zjemy sobie coś! - powiedział stawiając potrawę na stole.
- Nakładaj już sobie, a ja zrobię coś do picia. Czego się napijesz?
- Poproszę herbatę, ale ja tu przyszłam tylko pogadać, a ty mnie przyjmujesz tak elegancką kolacją. narobiłam Ci kłopotu. tym swoim przyjściem. - zawstydziła się.
- To dla mnie żaden kłopot, bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś, a kolacja nie jest elegancka, przecież to tylko zwykły makaron z sosem! - zaśmiał się.
- Wcale nie taki zwykły, pachnie wyśmienicie! - pochwaliła.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować! - ucieszył się, słysząc pochwałę.
- Wiesz jak lubię kluski pod każdą postacią! - odparła, kierując się do łazienki, żeby umyć ręce.
- Wiem, pamiętam to jeszcze z czasów, kiedy byliśmy razem! - powiedział tak głośno, żeby usłyszała aż w toalecie.
- Siadaj i częstuj się! - zachęcił, kiedy oboje byli już w pokoju.
- Bardzo chętnie.
- Jak zwykle pyszny ten makaron! - pochwaliła jedząc.
- Cieszę się, że ci smakuje! - uśmiechnął się.
- Ty zawsze dobrze gotowałeś. - przyznała.
- Miło, że tak uważasz.
- Na przykład ten sos jest świetny, ja próbowałam robić tak samo jak ty, ale nie wyszedł mi taki dobry, jak twój. - stwierdziła.
- No i jak się masz, przeszła Ci już trochę ta złość na Twojego chłopaka? - zmienił temat.
- Czy ja wiem, wydaje mi się, że ta kobieta za bardzo się koło niego kręci, obawiam, że to może źle wróżyć naszemu związkowi.
- Mówiłem Ci już nic się nie stanie, on Cię przecież kocha! - starał się ją uspokoić, ale jednocześnie nie chciał jej mówić, że dziś widział Janusza w towarzystwie Zuzanny, byli razem przy łóżku jej chorej matki.
- Mam nadzieje! - westchnęła.
- Słuchaj, a co się działo, z tą panią Wilk? - spytała.
- Pojawiły się pewne komplikacje, ale przepraszam, nie chce o tym mówić, sama rozumiesz, to moja pacjentka. - próbował wymigać się od odpowiedzi, bo bał się, że niechcący się wygada.
- Rozumiem.
- A jak tam Twoja narzeczona? - zainteresowała się.
- To nie jest moja narzeczona tylko przyjaciółka. - tłumaczył.
- Już się nie tłumacz, ja w nic nie wnikam! - nadal się śmiała.
- Ślicznie wyglądasz, jak się śmiejesz. - spojrzał na nią tak samo jak rano.
- Oj Wiktor, Wiktor! - udawała, że tego nie zauważyła.
- Lepiej opowiedz mi co się z Tobą działo, jak się rozstaliśmy. - poprosiła.
Siedzieli dość długo i rozmawiali, opowiadał jej o swoich zagranicznych podróżach, a ona słuchała tego z zaciekawieniem.
- Ale nie jeździłeś zagranice tylko turystycznie prawda? - przypomniała sobie, jak kiedyś o tym mówił.
- Tak pracowałem w Szwedzkiej klinice, nabyłem nawet niezłego doświadczenia, tam są zupełnie inne warunki. - stwierdził.
- Domyślam się! - odrzekła wyobrażając, to sobie. Sama marzyła o takiej pracy.
- To dlaczego wróciłeś do Polski? - zdziwiła się.
- Słuchaj Ewa, ja nie za bardzo chciałem tam zostać, to nie dla mnie. - przyznał z lekkim uśmiechem na twarzy.
Czemu ja nie związałam z nim mojej przyszłości? - pomyślała, a na głos powiedziała:
- Ale pobyt tam, na pewno Ci dużo dał, sporo się nauczyłeś. Słyszałam, jak bardzo trafnie stawiasz diagnozy, a Twoją wprawę daje się zauważyć przy stole operacyjnym, miałam okazję się o tym przekonać!
- Dzięki, ale do tego, żeby być dobrym ortopedą nie koniecznie potrzeba praktyki zagranicą. - odparł.
- Fakt, ale się przydaje.
- A ty nigdy nie chciałaś nigdzie wyjechać, żeby się jeszcze podszkolić? - zapytał.
- Nie, nie chciałam i jak wiesz dlatego rozpadł się mój związek z Krzysztofem. - posmutniała.
- Ja myślę, że nie dlatego, po prostu ta Sylwia wykorzystała sytuacje, a on gdyby cie kochał tak jak ty jego, to by wrócił. Przecież ja widziałem jak ty cierpiałaś, tak naprawdę myślałaś tylko o nim, żałuje, że wtedy bardziej o ciebie nie walczyłem. - powiedział kolega.
- Może masz racje, że oni oboje są winni, ale już nie ma co do tego wracać, teraz mam inne zmartwienie. - z jej oczu znowu popłynęły łzy.
- Nie płacz, ta kobieta wkrótce wyjedzie i odczepi się od twojego narzeczonego. - pocieszał.
- Wiktor czy wtedy kiedy byliśmy razem {Ty i ja}, zgodziłabym się... no wiesz na co, czy to by coś zmieniło miedzy nami?
- Na pewno wiele, ale z drugiej strony szanuje cię za to, że nie zrobiłaś tego wbrew sobie. - przyznał szczerze.
- Ojej już późno, będę się zbierać, dzięki za pyszną kolacje! - spojrzała na zegarek.
- To mnie jest bardzo miło, że przyjęłaś moje zaproszenie. - uśmiechnął się.
- A może ja cię odwiozę? - zaproponował.
- Nie dziękuje, przyjechałam swoim samochodem.
- W takim razie do zobaczenia w pracy. - pożegnał się, kiedy wychodziła.
- Do zobaczenia.
Następnego dnia rano Janusz podjechał pod jej blok i zaproponował, że jeśli chce, to mogą razem pojechać do szpitala. Ucieszyła się i zaprosiła go na górę, ale powiedział, że poczeka na nią na dole. Kiedy zeszła czekał przy samochodzie, podeszła do niego i pocałowali się czule, mimo to czuła, że jest albo zmęczony, albo czymś zdenerwowany.
- Czy coś się stało? - spytała, kiedy ruszyli.
- Nie nic się nie stało.
Jakiś czas jechali w milczeniu tylko z radia dolatywała delikatna muzyka.
- Miałaś wczoraj wieczorem dyżur, byłem u ciebie, ale cie nie zastałem? - spojrzał na nią ukradkiem.
- Nie, nie miałam, byłam na spotkaniu. - wyjaśniła.
- Mogłeś zadzwonić, wróciłabym wcześniej. - dodała.
- Rzeczywiście powinienem, nie pomyślałem o tym. - przyznał trochę obojętnie.
Jakie zmartwienie może mieć mój narzeczony? Zastanawiała się, cały dzień, widząc jego smutną minę, w końcu postanowiła zatelefonować do Uli. Na początku rozmawiały o przygotowaniach do ślubu i innych rzeczach potem Ewa zapytała:
- Ula czy ty znasz Zuzannę, koleżankę twojego brata?
W słuchawce po drugiej stronie zapadła cisza.
- Jesteś tam?
- Jestem, tak znam, czemu pytasz? - zaniepokoiła się jej rozmówczyni.
- Bo za dwa i pół tygodnia nasz ślub, a ona jest teraz w Warszawie i cały czas kręci się koło Janusza. - odpowiedziała.
- Nigdy jej nie lubiłam, to dziwna kobieta, zawsze polowała na niego, uspokoiła się dopiero wtedy, jak zamierzał się ożenić z Darią. Ewa uważaj na nią! - ostrzegała trochę wzburzona.
- Najlepiej pogadaj o niej poważnie z moim braciszkiem, zażądaj żeby przestał się z nią spotykać! - radziła przyszła szwagierka.
- Ona ma męża? - spytała pani doktor.
- Tak ma tylko chyba jej rodzice się rozwiedli.
- Dzięki Uleńko, pozdrawiam pa.
- Trzymaj się pa
- W razie czego daj mi znać gdyby coś się działo. - poprosiła siostra Janusza.
- Dobrze.
Dwa dni później Ewa została poproszona o konsultacje na oddziale ortopedii. Chodziło o pacjentkę po operacji nogi, skarżyła się na mocny ból brzucha. Kiedy lekarka się tam pojawiła panowało wszędzie straszne zamieszanie. Wyjaśniła pielęgniarce o co jej chodzi, a ta wskazała jej salę gdzie leżała chora. Ewa zbadała ją, a potem udała się do pokoju lekarskiego.
- Dzień dobry
- O cześć, dobrze, że jesteś! - Wiktor ucieszył się, gdy ją zobaczył.
- No i co badałaś tą panią, co jej jest?
- Chyba zabieram ją do nas, to jest ostry atak wyrostka robaczkowego. - powiedziała.
- To nie dobrze, że musi być znowu operowana! - zmartwił się kolega.
- Co tu się dzieje, wszyscy tacy nerwowi!. - spytała.
- Córka tej pani Wilk zażądała nagle przewiezienia swojej matki do Krakowa. - odrzekł.
- A dlaczego, podała jakiś powód? - zainteresowała się znajoma.
- Nie, nie podała tylko jest wściekła, biega po szpitalu i na wszystkich wrzeszczy. - odpowiedział.
- Może poszłabyś ze mną do bufetu na kawę? Muszę się uspokoić, bo mnie się też od niej dostało! - był zdenerwowany.
- Nie niestety nie mogę z operacją tej pacjentki nie ma co czekać, a mam jeszcze dziś dwa inne planowe zabiegi. Tą Zuzanną się nie przejmuj, dobrze, że stąd znika, bo mnie też działa na nerwy. - pocieszała przyjaciela.
Popołudniu poszła z niezapowiedzianą wizytą do ukochanego, ale z jej przyjścia ucieszył się bardziej jego pies, niż on sam.
- Januszku co Cię trapi tylko się nie wykręcaj, że nic, bo przecież ja widzę? - nie dawała za wygraną, widząc jego minę.
- Miałem ostatnio trochę kłopotów, Zuza próbowała mnie podrywać. - odpowiedział.
- Jak mogłeś mi to zrobić? - zapytała ze złością w głosie, po tym co usłyszała.
- Ja nic nie zrobiłem, do niczego między nami nie doszło. - próbował się tłumaczyć.
- Kłamiesz, widziałam jak ją obejmowałeś i pocieszałeś!!! - krzyczała.
Coś jeszcze do niej mówił, coś wyjaśniał, ale go nie słuchała. Wybiegła z mieszkania i biegła przed siebie, nagle zrobiło jej się słabo...

Czy w obecnej sytuacji dojdzie do ślubu?

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 23



Rozdział dwudziesty trzeci

Zapowiedz zmian w szpitalu




Janusz po odebraniu Ewy ze szpitala, chciał zabrać ją do siebie, ale ona nie zgodziła się, bo uznała, że nie ma takiej potrzeby. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że trochę przestraszyła się tych omdleń i chociaż lekarz zapewnił ją, że wyniki badań nie są takie złe i, że sytuacja jest już opanowana, bała się, że to przerodzi się w coś groźnego. Zastanawiała się czy powinna wychodzić za mąż i obarczać ukochanego swoją chorobą? Bo przecież anemia może się powtarzać i przysparzać problemów, tym bardziej, że miała z nią kłopoty prawie od dziecka.
- A może byś jednak przeniosła się do mnie na te kilka dni, chociaż do końca zwolnienia? - namawiał ją Janusz, będąc u niej w sobotę kiedy była już w domu.
- Dam sobie radę, przecież nic mi już nie grozi! - zapewniała go.
Chciała wstać i zrobić herbaty, ale zabronił jej.
- Leż, leż, ja zrobię!
- Jadłaś śniadanie?
- Tak jadłam.
- No i gdzie wstajesz, przecież mówiłem, że ja zrobię.. - powiedział widząc, że ona jednak się podnosi.
- Muszę do łazienki! - odparła.
Kiedy wróciła na stoliku obok kanapy, stały kubki z herbatą, a na talerzyku leżała słodka bułeczka.
- Dzięki, ale sama będę jadła? - spojrzała na narzeczonego, siedzącego na fotelu.
- W takim razie przyniosę sobie drugą! - uśmiechnął się.
- Są z jabłkiem w środku, chyba takie lubisz? Wyglądały smakowicie więc wziąłem.
- A co Ty tak utykasz? - zaniepokoił się widząc jak chodzi.
- Nie wiem, chyba upadając uderzyłam się w nogę.
- Pokazywałaś to lekarzowi?
- Nie, bo w szpitalu prawie cały czas leżałam i nic nie zauważyłam. - przyznała siadając.
- Daj ja zerknę! - podniósł się i podszedł do niej.
- Masz dużego siniaka na łydce! - stwierdził oglądając nogę.
- Trzeba smarować maścią i przykładać zimnie okłady! - dodał i poszedł do kuchni po drożdżówkę dla siebie.
- Teraz to już chyba okłady nie wiele pomogą, bo od upadku minęło sporo czasu! - zawołała za nim.
- Zaraz przepiszę Ci maść, a potem skoczę do apteki. - powiedział po chwili wracając do niej.
- Masz przy sobie bloczek z receptami? - zaśmiała się.
- Chyba tak, zaraz sprawdzę, a jeśli nie mam to pójdę do domu.
- Ewa czy Ty dzwoniłaś do rodziców i mówiłaś im co się wydarzyło? - spytał.
- Nie jeszcze nie, bo nie chciałam ich martwić.
- Rozumiem.
Siedzieli kilka minut w milczeniu, jedząc.
- Faktycznie niezła ta bułeczka! - odezwała się w końcu.
- Cieszę się, że Ci smakuje! - ucieszył się.
- Janusz długo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że może Ty powinieneś poszukać sobie innej dziewczyny, a my powinniśmy się rozstać. - zmieniła temat.
- Chcesz dać mi kosza? - śmiał się myśląc, że to co usłyszał, to żart.
- Ja mówię poważnie! - odparła, ze smutną miną.
- A dlaczego uważasz, że powinniśmy się rozstać? - zdziwił się.
- No bo nie wiadomo czy ta moja anemia nie przemieni się kiedyś w białaczkę, a jeśli nawet nie, to mogę mieć przez nią kłopoty, na przykład z zajściem w ciąże. W związku z tym, czy nie będzie lepiej, jak poszukasz sobie kogoś zdrowego? - przekonywała.
- Mówisz tak jakbyś była chora na jakąś śmiertelną chorobę! - oburzył się ukochany.
- Ta choroba na razie nie jest śmiertelna, ale może się w taką zmienić. - odparła.
- Moja droga, przestraszyłaś się tego co się stało i jak widzę wpadłaś w panikę! - stwierdził.
- Sama wiesz, że to wcale nie musi być takie niebezpieczne. - usiadł koło niej i starał się ją uspokoić.
- Kocham Cię i nic tego nie zmieni! - dodał czule.
- Ja też Cię kocham! - wyszeptała.
- To skoro tak, to nie miej już więcej takich pomysłów! - śmiał się.
- Dobrze! - ona też się uśmiechnęła i zaczęli się całować.
- Może byś jednak zmieniła zdanie i przeniosła się do mnie? - próbował ją nadal namawiać.
- Zająłbym się Tobą troskliwie i poleczylibyśmy tę nóżkę! - szeptał jej do ucha.
- Z nóżką sobie jakoś poradzę, a z tym mieszkaniem to się tak nie śpiesz, bo jeszcze Ci się znudzę! - żartowała.
- Niemożliwe Ty nigdy mi się nie znudzisz! - przekomarzał się z nią.
Kilka dni później Ewa pojechała jednak do rodziców. W domu zastała tylko tatę.
- Cześć tatusiu, co słychać? - spytała gdy tylko weszła.
- Cześć u nas wszystko dobrze. A co u Ciebie?
- U mnie też. - odpowiedziała i cmoknęła ojca w policzek na powitanie, a on objął ją mocno.
Usiedli przy stole.
- Czy aby na pewno? - dopytywał się.
- A co masz jakieś wątpliwości? - śmiała się.
- Tak mam, bo byłem ostatnio u was na oddziale i Ciebie tam nie zastałem. Dorota powiedziała, że jesteś na zwolnieniu lekarskim. - odparł mężczyzna.
- Tak jestem na zwolnieniu lekarskim, bo leżałam parę dni w szpitalu i mam teraz wolne. - przyznała Ewa.
- Ale w poniedziałek już wracam do pracy! - dodała, chcąc uprzedzić dalsze pytania taty.
- Ojej, a z jakiego powodu się tam znalazłaś? - zmartwił się.
- To przez tą moją anemię, dwa razy zemdlałam i za drugim lekarz zadecydował, że zabiorą mnie na badania. - tłumaczyła.
- Aha i co ...? - zainteresował się.
- Wzięli mnie, przebadali, trochę wzmocnili i dużo odpoczywałam. Wyniki nie są takie złe. - zapewniała.
- Trzeba było nas zawiadomić! - stwierdził trochę z pretensją w głosie Jan.
- Nie chciałam Was martwić. - usprawiedliwiała się.
- Janusz o tym wiedział?
- Wiedział tylko o drugim omdleniu, bo to się stało u niego w mieszkaniu, a o pierwszym mu nie mówiłam.
- Aha.
- Tato boje się, że to jest coś groźnego, że ja w końcu zachoruje na białaczkę. Rozważałam nawet czy nie powinniśmy odwołać ślubu i w ogóle się ze sobą rozstać, ale Janusz nie chce o tym słyszeć! - szlochała.
- Nie możesz od niego tego oczekiwać, przecież się kochacie!
- Tak, ale ja nie chce go tym obarczać. Bo co będzie, gdy coś się stanie i on dopiero wtedy mnie zostawi? - rozpłakała się na dobre.
- Córciu uspokój się, nic się nie wydarzy. Twój narzeczony, to bardzo fajny facet i na pewno tak by nie postąpił. - pocieszał ją.
- Poza tym chyba jest świadomy, że Ty masz z tym kłopoty i wie na co się porywa! - żartował chcąc ją trochę rozweselić, co mu się udało, bo pojawił się nikły uśmiech na jej twarzy.
- Tą anemią tak się nie przejmuj, bo już od dziecka ją masz, a jak sama wiesz przy niej zdarza się utrata przytomności. - dodał już poważnie.
- My tu gadu, gadu, a ja nawet nie zaproponowałem Ci nic do picia! - zmienił temat.
- To czego się napijesz, a może byś coś zjadła?
- Poproszę coś chłodnego. A co masz dobrego do jedzenia? - spytała niby obojętnie.
- Mam kapuśniak z młodej kapusty i mnóstwo truskawek. Możemy je zrobić z makaronem, znajdzie się też trochę białego sera. - odpowiedział ojciec.
- Ty mi dopiero teraz o tym mówisz, że masz takie pyszności, przecież wiesz, że za tym przepadam! - ożywiła się.
- Wiem, wiem, szczególnie za tymi małymi, czerwonymi owocami, zawsze je lubiłaś. Wiedziałem, że się na nie skusisz! - ucieszył się.
- Kapuśniaczek też lubię! - zapewniała.
- To fajnie córciu, zaraz przygotuje, za jakąś godzinę mama wraca z pracy, to razem zjemy!
Poniósł się i podszedł do szafki, wyjął dwie szklanki, a potem chłodną wodę z lodówki, postawił na stole, po czym zabrał się za przygotowywanie obiadu. Ewa napiła się, bo nadal było gorąco i zaoferowała mu swoją pomoc.
- Co tam u Was tatuśku? - zapytała po kilku minutach, obierając truskawki, niektóre owoce lądowały w jej buzi
- A nic Bożena dzwoni ciągle do Twojej przyszłej teściowej i coś tam obmyślają i Ty tu mówisz o odwołaniu ślubu! - spojrzał na nią z uśmiechem.
- Wiesz, że ja to chciałam zrobić z innych względów! - broniła się.
- Bardzo cieszę się, że wychodzę za mąż i tak naprawdę, to nie mogę się już doczekać! - przyznała.
- Ciekawe co one kombinują? - zastanawiała się Ewa.
- Nie wiem, podobno Grażyna przyjeżdża do Warszawy tydzień przed uroczystością. - powiedział tata.
- Twój chłopak Ci nie mówił? - zdziwił się.
- Nie, nic mi nie mówił, korzystając z tego, że teraz mam wolne, byliśmy już nawet na rozmowie z kucharką. No wiesz ustalenie menu, co robimy, co trzeba kupić, ale o wcześniejszym przyjeździe swojej mamy nic mi nie wspominał.
- To może to miała być tajemnica, a ja się wygadałem? - zastanawiał się.
- Może, nie przejmuj się w razie czego udam, że nic nie wiem! - śmiała się.
- Och jakie te truskawki pysze, nie mogę się oprzeć, zabierz je ode mnie, bo zaraz nic nie zostanie! - zachwycała się.
- Jakby zabrakło, to pójdę po drugą łubiankę. - uśmiechnął się.
- Kto gotował zupkę? - zajrzała do garnka, stojącego już na kuchence i aż się oblizała.
- Ja, jestem dzisiaj cały dzień w domu. - pochwalił się gospodarz.
- Ty nie masz dyżuru?
- Nie mam, ostatnio pracowałem od 15 do 7 rano, więc wziąłem sobie wolne. - wyjaśnił.
- Ojej to Ty jesteś po dyżurze, a przeze mnie nie możesz się wyspać, bo ja Ci zawracam głowę! - zawołała i zrobiła taki gest jakby chciała wyjść.
- Czekaj, czekaj wcale mi nie przeszkadzasz, w pracy byłem dwa dni temu i jestem wyspany. - zatrzymał ją.
Usłyszeli jak na podwórko wjeżdża mama.
- Tato mam prośbę, nie mów nic mamie o moim pobycie w szpitalu. - poprosiła Ewa.
- Ewuś jeśli Bożenka zapyta Cie o zdrowie, nie ukrywaj tego przed nią.
- No dobrze powiem. - obiecała.
- Cześć Janek, jesteś tu? - wołała żona od progu.
- Cześć jesteśmy w kuchni! - krzyknął mąż.
- Jesteśmy.. to mamy gości? - w pierwszej chwili nie zauważyła córki.
- Widzę Janeczku, że pomyślałeś obiedzie, kochany jesteś! - pocałowała mężczyznę w policzek.
- O cześć córeńko, jak miło Cie widzieć! - ucieszyła się kiedy w końcu ją zobaczyła.
- Jak się masz? - spytała, podeszła do niej i mocno się uściskały.
- Teraz już dobrze. - odpowiedziała.
- A co, coś się działo? - spojrzała na nią lekko przerażona.
- Spokojnie mamusiu, już wszystko w porządku, zaraz Ci wszystko opowiem. - starała się uspokoić Bożenę.
- Dziewczyny myjcie ręce i siadamy do stołu! - wtrącił się ojciec.
W czasie posiłku Ewa zrelacjonowała matce wydarzenia ostatnich dni, błagała tylko, żeby nie mówili o pierwszym omdleniu Januszowi.
- Jak zamierzasz to ukryć skoro mówiłaś, że leżałaś na oddziale u jego przyjaciela? - pytała mama.
- Obiecał mi, że mu nie powie.
- Ewuniu przyrzeknij, że będziesz na siebie uważać i się oszczędzać! - poprosiła starsza kobieta.
- Przyrzekam!
- Moja droga czy wybieracie się gdzieś w podróż poślubną? - zainteresowała się pani domu, zmieniając temat.
- Nie wiem, może namówię Janusza i pojedziemy na trochę do Zakopanego, wiecie przecież, jak ja lubię góry.
Rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Słuchajcie, a kiedy przyjeżdża Agnieszka z rodziną? - zapytała Ewa.
- Przylatują dwa dni przed Waszym ślubem, bo mają być w Polsce aż do połowy sierpnia. - odpowiedziała matka.
- Oj rzeczywiście zapomniałam, że oni mają dwa wesela! - przypomniała sobie córka.
Spędziła u rodziców bardzo miłe popołudnie, było tak fajnie z nimi, że postanowiła zostać na noc.
Około dziewiątej wieczorem zadzwoniła jej komórka:
- Cześć kochanie! Gdzie Ty jesteś? - w słuchawce usłyszała głos narzeczonego.
- Cześć jestem u rodziców, przepraszam powinnam była Cię o tym zawiadomić. - usprawiedliwiała się.
- Nic się nie stało tylko się trochę zaniepokoiłem, bo stoimy z Fredziem, dzwonie, dzwonie, nikt nie otwiera, pomyślałem, że mogłaś się źle poczuć. - odparł.
- Czuje się świetnie, po prostu postanowiłam odwiedzić mamę i tatę, zamierzam dziś tu nawet nocować! - zaśmiała się.
- To super!
- A co robisz jutro wieczorem? - spytał.
- Nie mam żadnych planów. Masz jakąś propozycję?
- To może poszlibyśmy do kina, a potem na kolacje do restauracji? - zaproponował.
- Chętnie.
- Fajnie! - ucieszył się.
- Zadzwonię jutro w ciągu dnia, to się umówimy konkretnie, a teraz już nie przeszkadzam Wam, życzę miłego wieczoru.
- Wzajemnie.
- Pozdrów ode mnie rodziców. - poprosił.
- Dziękuje pozdrowię.
- Oni też Cię pozdrawiają! - zawołała.
- Dziękuje.
- Całuje Cię mocno, do jutra pa. - pożegnał się.
- Ja też pa.
W sobotę Ewa z ukochanym wybrali się na super film, bawili się na nim świetnie. Później poszli na kolacje do włoskiej restauracji:
- Skąd wiedziałeś, że lubię tą kuchnie?
- Mówiłaś mi o tym kiedyś. - uśmiechnął się.
- A no tak!
- Zaskoczyłeś mnie trochę tym zaproszeniem na kolacje. - przyznała.
- Czyżbyś jednak zmienił zdanie i chcesz się ze mną rozstać, bo te róże, kino, no i to...? - rozejrzała się po sali.
- Nie chce Cię raczej przekonać o mojej miłości do Ciebie! - ujął ją za rękę i spojrzał głęboko w oczy.
- Kocham Cię! - wyznała i popłynęły jej łzy wzruszenia po tym co usłyszała.
- Poza tym chciałem, żebyśmy mieli troszeczkę przyjemności, tak rzadko gdzieś wychodzimy. - dodał.
- Skarbie no już nie płacz! - pogładził ją po policzku.
- To co pojutrze już wracasz do pracy? - zmienił temat.
- Tak nareszcie!
- A czy Ty na pewno dasz radę?
- Dam, dam już bardzo dobrze! - zapewniła go.
- A co tam słychać w pracy?
- Podobno szykują się duże zmiany. - zaśmiał się.
- Jakie?
- Jak wrócisz, to się dowiesz. - nie chciał jej nic powiedzieć.
- Och jaki Ty jesteś! - udawała obrażoną.
- Ojej nie bądź taka ciekawska! - uśmiechnął się.
- Lepiej jedzmy to spaghetti, bo nam wystygnie, a wygląda bardzo smacznie! - zachęcił.
Przez cały następny dzień myślała nad o czym mógł mówić Janusz?
W poniedziałek...
Wszyscy ucieszyli się widząc Ewę w pracy, zaraz zaczęli wypytywać, jak się czuje. Najbardziej interesowała się tym Dorota, ale nie zdążyły nawet pogadać, bo przywieźli pacjenta w ciężkim stanie i kilku lekarzy musiało się nim zająć. Dopiero koło południa znalazły czas, żeby wypić kawę i zjeść śniadanie.
- A teraz powiedz mi jak naprawdę się czujesz! - zaczęła rozmowę koleżanka.
- Dorotko czuje się już świetnie!
- Chyba mnie nie oszukujesz, bo wyglądasz znacznie lepiej niż przedtem. Byłam przerażona, jak się dowiedziałam, że leżysz na internie! - powiedziała przyjaciółka.
- Ja też trochę spanikowałam, chciałam nawet odwołać ślub.
Jak to odwołać...? - zdziwiła się przyjaciółka.
- Bo bałam się, że mam białaczkę.
- Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a co będzie dalej to zobaczymy. - stwierdziła przyszła panna młoda.
- A co tutaj słychać, podobno coś się dzieje? - spytała żonę ordynatora.
- Nasz dyrektor 31 sierpnia odchodzi na emeryturę i Wojtek chce startować w konkursie na to stanowisko!
- Wyglądasz na wściekłą, czy to z tego powodu? - zaskoczyła się Ewa.
- Tak, bo ja wcale nie chce żeby on nim zostawał!
- To mu to powiedz. - poradziła.
- Nie powiem, bo on pomyśli, że ja w niego nie wierzę! - żaliła się lekarka.
- Może masz racje.
- Słuchaj kochana, to ty teraz możesz zostać ordynatorem naszego oddziału! - zastanawiała się głośno młodsza pani doktor.
- O nie, dyrektor i ordynator w jednym domu to za dużo! - stwierdziła Dorota.
- Za to słyszałam, jak chłopaki rozmawiali ze sobą, że Ty byś się na nie nadawała.
- No coś Ty ja się nie nadaje! - broniła się Ewa.
- Nadajesz się, nadajesz. - przekonywała ją znajoma.
- Sama nie wiem, zresztą teraz mam co innego na głowie.
Nie mogły dokończyć rozmowy, bo rozległo się pukanie do drzwi.
Jednocześnie zawołały:
- Proszę!
Do gabinetu weszła elegancka, długonoga kobieta, była to Zuzanna...


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.


poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 22

Rozdział dwudziesty drugi

Zdarzenie w sklepie




Maj zaczął się w tym roku wyjątkowo upalnie.
Niestety Janusz z powodu pracy nie mógł pojechać do Krakowa na urodziny siostrzeńca w pierwszy majowy weekend. Tak się złożyło, że miał wolne dopiero w drugi i wtedy postanowił pojechać.
- Ewa, może jednak byś się z kimś zamieniła na dyżury i pojechałabyś ze mną? - zapytał dzień przed wyjazdem.
- Bardzo bym chciała, ale przecież wiesz, że nie mogę. Nie za bardzo mam się z kim zamienić, ostatnio wszyscy dużo pracowaliśmy.
- W takim razie ja też nie jadę, nie chce mi się z Tobą rozstawać. - wyszeptał, przytulając ją mocno do siebie.
- Jedz, jedz, przecież obiecałeś to swojemu chrześniakowi, kiedy do niego dzwoniłeś tydzień temu! - przekonywała go.
- No pojadę, ale naprawdę nie chce mi się jechać beż Ciebie. - odparł narzeczony.
- A co Ty będziesz robiła, jak mnie nie będzie? - zapytał z uśmiechem, odsuwając ją leciutko od siebie.
- Nie będę miała za dużo czasu, żeby się nudzić. Mam tylko wolną sobotę i wtedy wybiorę się na zakupy. Umówiłam się już nawet z Elą i Dorotą. - odpowiedziała również się uśmiechając.
- Aha rozumiem! - udawał obrażonego.
- To co zostawiasz Freda pod moją opieką? - zmieniła temat.
- Jeśli mogę go u Ciebie zostawić, na te trzy dni? - upewnił się.
- Pewnie, że możesz.
- Ale gorąco, męczą mnie te upały! - narzekała.
- Fakt jest bardzo ciepło jak na tą porę. - przyznał.
- Ciekawe jaka będzie pogoda na nasz ślub? - zastanawiała się.
- Ja myślę, że teraz jest żar, a pod koniec czerwca będzie lało! - dodała.
- Kochanie trochę optymizmu, na pewno będzie pięknie! - pocieszył ją.
- Obyś miał racie!
- Napijesz się jeszcze mrożonej herbaty? - zaproponował.
- Tak chętnie!
- To kiedy chcesz jutro wyjechać? - spytała.
- Zaraz po pracy. - odrzekł i wyszedł do kuchni.
- Zostawię Ci kluczę, to wyjdziesz parę razy z psem i zajrzysz tu. - poprosił kiedy poszła za nim.
- Dobrze kluczę mi zostaw, ale Freda zabiorę do siebie.
- Jak wolisz! - zgodził się narzeczony.
Następnego dnia po dyżurze Janusz od razu wyjechał do Krakowa, a Ewa wybrała się do jego mieszkania, żeby zabrać stamtąd psa. Najpierw pochodziła z nim trochę po podwórku, potem wróciła z nim do siebie, przebrała się, zjadła zupę ugotowaną dzień wcześniej i postanowiła wybrać się na zakupy. Po uprzednim zajrzeniu do lodówki w której było prawie pusto.
Po godzinie idąc chodnikiem z dwiema dość ciężkimi siatkami, spotkała Piotra brata Krzysztofa.
- Cześć jak miło Cie widzieć! - ucieszył się na jej widok.
- Cześć Ciebie również!
- Co Ty tu robisz sama? - uśmiechnął się.
- Ciebie mogłabym zapytać o to samo, a gdzie jest Twoja Ania, czy dobrze pamiętam jej imię?
- Tak dobrze pamiętasz, Ania jest jeszcze w pracy. - odpowiedział.
- Ewa czy Ty masz trochę czasu?
- Tak mam, a co?
- To może pójdziemy gdzieś na kawę, tu niedaleko jest taka mała kawiarnia? - zaproponował.
- Chętnie tylko zaniosę zakupy do samochodu.
- Pomogę Ci! - zaoferował.
- Polecam sernik, mają tu bardzo dobry, a przypominam sobie z dawnych czasów, że lubisz. - odrzekł Piotr, kiedy siedzieli już przy stoliku w kafejce.
- Masz dobrą pamięć! - zauważyła.
- Nie narzekam! - zaśmiał się.
- Czemu to Ciebie tak dziwi, że to pamiętam, kiedy byłem jeszcze z Elą, spędzaliśmy wspólnie, najczęściej w sześcioro, dużo czasu. Mogliśmy być przecież rodziną. - zauważył.
- To prawda.
- Tobie z Elą nie wyszło, mnie z Krzysztofem też i nie ma co do tego wracać. - odparła Ewa.
- Ja bym chyba będąc na Twoim miejscu tak łatwo tego rozstania nie zniósł. - zastanawiał się znajomy.
- Kobiety są podobno odporniejsze, a zresztą co Ty możesz wiedzieć co ja wtedy przeżywałam! - podniosła głos.
- Wiem przepraszam, nie powinienem.
- Nie, to ja przepraszam, poniosło mnie. - opanowała się.
- Wiesz zastanawiam się czasem czy te nasze związki, nie były trochę przymuszone przez naszych rodziców. - powiedział.
- Nie wiem co Ty czułeś do Eli, ale ja bardzo kochałam Krzysztofa, jak się okazało, że nic z tego nie będzie, to mnie bardzo zabolało. - przyznała.
- Domyślam się.
- Ewa słyszałem, że się przyjaźnisz z Krzyśkiem i Sylwią? - zainteresował się.
- Trudno to nazwać przyjaźnią z nim spotykam się w pracy, a u niej byłam kilka razy na wizycie lekarskiej. - tłumaczyła.
- Rozumiem.
Zapanowało kłopotliwe milczenie.
- A jak tam przygotowania do ślubu? - zmienił temat, chcąc poprawić atmosferę.
- Oj idą pełną parą, jestem już tym trochę zmęczona! - ożywiła się.
- Ha, ha, ha wiem coś o tym, my z Anką, też to teraz przechodzimy! - śmiał się.
- A jak tam, to maleństwo Eli? - spytał.
- Widujesz się z Elą? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie, nie widuję się, widziałem ją po prostu kiedyś, jak szła z synkami i chwilę rozmawialiśmy. - wyjaśnił.
- Dawidek czuje się świetnie, rośnie jak na drożdżach!
- To fajnie! - cieszył się.
Jeszcze trochę pogadali o różnych sprawach, a potem on zapłacił i wyszli.
- Dziękuje za kawę i do zobaczenia na moim ślubie. - powiedziała, gdy byli już przy swoich autach.
- Było mi bardzo miło Cię spotkać, do zobaczenia! - na pożegnanie pocałował ją w rękę.
- Mnie również!
W sobotę rano nie spieszyła się ponieważ umówiła się z Elą, że przyjedzie po nią około jedenastej. Po przebudzeniu poleżała trochę dłużej w łóżku potem wstała, włożyła dres i wyszła na krótki spacer z psem. Gdy wrócili, wzięła prysznic, ubrała się i zjadła śniadanie, kiedy odpoczywała po posiłku zadzwonił Janusz. Sprawiło jej to ogromną przyjemność, pogadali chwilę, po czym życzył jej miłego dnia, obiecał, że zadzwoni wieczorem i rozłączył się.
Siostra pojawiła się punktualnie.
- Cześć jesteś gotowa! - zawołała do domofonu.
- Cześć, tak jestem, ale może wejdziesz na górę? - zaproponowała gospodyni.
- Nie dzięki, nie będę wchodzić, bo musimy jeszcze jechać po Dorotę.
- No to już schodzę!
- Jak tam Twoje chłopaki? - zapytała Ewa, kiedy były już w drodze po koleżankę.
- W porządku, ci młodsi mają się super, a ten starszy też nie narzeka! - śmiała się.
- A Ty Ewuniu, jak tam? - spojrzała na swoją współpasażerkę, lekko zaniepokojona.
- Dobrze jestem tylko trochę zmęczona. Nie ma o czym mówić, jak wyjdę za mąż, to odpocznę. - odpowiedziała nie co zrezygnowana.
- Jak to nie ma o czym mówić, na prawdę wyglądasz blado! Czy Ty dzisiaj coś jadłaś? - nie ustępowała Elżbieta.
- Tak jadłam, nie przejmuj się, zrobiłam sobie puszystą jajecznice z dwóch jaj. - starsza siostra starała się ją uspokoić.
- Poza tym ciągle męczy mnie ta moja anemia. - dodała.
- Czy chodzisz z tym do lekarza?
- Tak chodzę, byłam niedawno i pójdę jeszcze na kontrolę do Sylwii przed ślubem. - zapewniała lekarka.
- Ty chodzisz na wizyty lekarskie do Sylwii?
- Tak byłam parę razy u niej. - przyznała.
- Elu Ty też chyba czasem widujesz Piotra? Widziałam się z nim wczoraj i pytał o Ciebie.
- Widuje go czasem na ulicy, mieszkamy przecież w jednym mieście. - usprawiedliwiała się kobieta.
- Słuchaj my nie unikniemy spotkań z nimi, chociażby dlatego, że są braćmi Roberta, a on jest mężem naszej siostry, a nasi rodzice się od dawna przyjaźnią. - odparła kierująca autem.
- Chyba masz racje.
W centrum handlowym siostry chodziły po sklepach szukając przede wszystkim sukienek, a przyjaciółka starała się im doradzić.
- Chce kupić ze dwie, jedną na swoje poprawiny, a drugą na ślub Piotra. - stwierdziła Ewa.
- Ja też. - przyznała jej siostra.
- Wy idziecie na wesele do Sikory? - zdziwiła się znajoma.
- Dorotko mamy zaproszenia, więc idziemy, nie wypada nam nie pójść. Nasze rodziny znają się już bardzo długo i też ze względu na Agnieszkę i Roberta. - tłumaczyła młodsza z sióstr.
- Ja co prawda z Markiem wybieram się tylko na ślub, ale w czymś muszę pójść. - dodała z uśmiechem.
- Zawsze zapominam, że jesteście praktycznie rodziną. - przypomniała sobie koleżanka.
Dziewczyny chciały po skończonych zakupach odwieść Ewę do domu, ale ona postanowiła jeszcze wejść do jednego sklepu i powiedziała, że wróci sama. Pokręciła się po kilku butikach, przy okazji kupiła narzeczonemu bardzo ładną koszulę i zaczęła kierować się w stronę wyjścia. Nagle zrobiło jej się duszno i słabo...
Kiedy się ocknęła, wokół niej było mnóstwo ludzi, a nad nią pochylał się lekarz, rozpoznała w nim Jacka z ich szpitala.
- Słyszy mnie Pani! - wołał głośno.
- Tak, co się stało, gdzie ja jestem? - w pierwszej chwili nie wiedziała co się z nią dzieje.
- Zasłabła Pani. - wyjaśnił.
- Czy coś Panią boli?
- Nie nic tylko trochę kręci mi się w głowie.
Zbadał ją, a potem powiedział:
- Zabieramy Panią!
Chcieli ułożyć pacjentkę na noszach, ale ona protestowała.
- Proszę mnie nie zabierać, wrócę do domu i będę odpoczywać! - obiecała.
- Bo ja wiem co to jest, ja mam anemię. - przyznała się.
Mężczyzna zastanawiał się przez moment.
- Czy jest Pani pod stałą opieką lekarską? - spytał.
- Tak chodzę do doktor Sylwii Sikory.
- Aha, koleżanka jest teraz na zwolnieniu, ale proszę mi obiecać, że przyjdzie Pani do mnie na wizytę. Inaczej zabieramy Panią.
- Dobrze przyjdę.
- Panie Jacku, mam tylko jedną prośbę, proszę nie mówić o niczym Januszowi.
Ewa rozmawiając wieczorem ze swoim chłopakiem, nic mu nie wspomniała o tym wydarzeniu.
Kilka dni później będąc u niego usłyszała, jak ukochany kłóci się z kimś przez telefon.
- Z kim się tak sprzeczałeś? - zapytała, kiedy skończył.
- W czasie wizyty w Krakowie spotkałem, taką Zuzannę, koleżankę jeszcze z liceum. Pogadaliśmy trochę, dałem jej swój numer, ale tego żałuje, bo ona teraz wydzwania do mnie z jakimś dziwnymi propozycjami. - opowiadał.
- A czy powiedziałeś jej, że się żenisz?
- Tak.
- Czy mam być zazdrosna? - zaniepokoiła się.
- Nie absolutnie nie, nie przejmuj się tym, jakoś sobie z nią poradzę! - starał się uspokoić swoją dziewczynę.
- Kochanie jesteś ostatnio jakaś smutna, czy coś się dzieje? - zmartwił się, spoglądając na nią.
- Nie nic, po prostu od jakiegoś czasu boli mnie kręgosłup! - żaliła się.
- To może ja Ci zrobię masaż? - zaproponował.
- A umiesz? - śmiała się.
- Tak, kiedyś skończyłem taki kurs.
- Przejdź do małego pokoju, a ja poszukam jakieś oliwki. - polecił.
Faktycznie robił to nieźle, kiedy wyszedł po zabiegu, żeby umyć ręce, założyła bluzkę, wstała i wtedy znowu...
Gdy odzyskała przytomność, leżała na łóżku, a Janusz gdzieś dzwonił:
- Poproszę karetkę! - mówił do słuchawki.
Pogotowie przyjechało dość szybko. W drzwiach stanął, przyszły świadek pana młodego.
- Dzień dobry, co się stało? - spytał.
- Ewunia zemdlała! - poinformował prawie z płaczem gospodarz.
- Aha rozumiem! Czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - poprosił kolega.
- Tak oczywiście.
- Lekarz osłuchał ją i stwierdził:
- Pojedzie Pani z nami i nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów, tym bardziej, że obiecała mi coś Pani i nie dotrzymała słowa! - był stanowczy.
- Jaki jest stan, mojej narzeczonej? - zapytał przyjaciela Janusz, podczas jednej z wizyt u niej w szpitalu.
- Badania nie wykazały nic poza anemią, ale sam wiesz, że tego też nie można lekceważyć. - odpowiedział.
- To może powinniśmy na razie wszystko przełożyć? - zastanawiał się pytający.
- Wzmocniliśmy ją i opanowaliśmy sytuacje tylko powinna się oszczędzać. - zapewnił doktor.
- Słuchaj gdybym ja jej teraz tego zabronił, to ona się załamie. - przekonywał.
Wypisując Ewe do domu, Jacek proponował pacjencie cały miesiąc zwolnienia, ale ona bała się, że jak teraz nie będzie tak długo pracować, to po ślubie nie uda się wziąć urlopu. Umówili się zatem, że weźmie chorobowego tylko tydzień, ale za to przez dłuższy czas nie będzie brać nocnych dyżurów. Dostała nawet specjalne zaświadczenie.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...