środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 14



Rozdział czternasty

Spotkanie po latach




Minęło kilka tygodni.
Mały pacjent Kamil został dość szybko wypisany ze szpitala, ale lekarze widywali go często, kiedy przychodził razem z tatą na rehabilitacje nogi do przychodni, poza tym odwiedzał mamę, która nadal przebywała na oddziale ginekologii.
- Cześć Kamil, jak się masz? - zagadnęła któregoś dnia Ewa.
- Dzień dobry pani doktor! Teraz już dobrze. - odpowiedział z uśmiechem mimo, że nadal chodził o kulach.
- To super!
- A jak czuje się żona? - zwróciła się do ojca chłopca.
- Zważywszy na jej stan, to nie źle, lekarze robią co mogą żeby opóźnić poród, a szczególnie pan Krzysztof. - przyznał mężczyzna.
- Niech się pan nie martwi, wszystko będzie dobrze. - pocieszała.
- No to pozdrówcie mamę. Do zobaczenia!
- Słuchaj Ewa co się dzieje z Januszem? - spytał Łukasz, kiedy wróciła do pokoju lekarskiego.
- Był trochę przeziębiony i wziął sobie parę dni wolnego, ale już czuję się lepiej i niedługo pewnie wróci do pracy.
- Aha.
- On wróci, a ja zniknę, bo chyba teraz mnie coś bierze. - dodała.
- To trzeba było się tak dużo z nim nie całować. - żartował kolega.
- Muszę wreszcie zjeść śniadanie, bo jestem strasznie głodna. - odparła robiąc sobie herbatę.
- Zrób dwie, ja też skorzystam z wolniej chwili i zjem. - stwierdził.
Jedli rozmawiając o pracy.
- Wiesz, że nasz ordynator planuje rozszerzyć oddział o ortopedię z prawdziwego zdarzenia? - zagadnął znajomy.
- O nic mi nie mówił! - zdziwiła się.
- Oby tylko zatrudnili dobrych lekarzy tej specjalności, bo ten Bogdan, któremu ostatnio asystowałam jest jakiś dziwny.
Łukasz domyślał się, ze Ewa nie lubi tego Bogdana.
- "Kto się czubi, ten się lubi" - żartował.
- No wiesz.ja mam przecież narzeczonego! - oburzyła się lekko.
- Przepraszam jeśli Cie uraziłem, ja po prostu miałem na myśli, że gdyby ten lekarz zaczął u nas pracować, to się polubicie. - tłumaczył się.
- Czy ja wiem, na razie nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.
Po jakimś czasie zadzwonił telefon Ewy:
- Cześć jak się czujesz? - zapytała słysząc w słuchawce głos Janusza.
- Cześć tak sobie.
- Słuchaj Ewuś, powiedz Wojtkowi, żeby skonsultował pacjenta, tego o którym Ci mówiłem.Byłem umówiony z tym panem, ale nie jestem w stanie dziś przyjechać do pracy. - poprosił.
- Pamiętam o tym, Wojtka teraz nie ma, bo operuje, ale jak przyjdzie to mu przekaże.
- Potrzebujesz czegoś, zrobić Ci jakieś zakupy? - zainteresowała się.
- Kup mi chleb, jeśli możesz. - odpowiedział
- Dobrze tylko prosto po pracy pojadę na godzinkę do Eli, bo mnie o to prosiła, więc będę trochę później.
- O jest Wojtek! Oddaje mu słuchawkę, to na razie pa.
- Pa.
- Słuchaj Ewa spotkałem Krzyśka, prosił, żeby Ci przekazać, że ta pani Gawron zaczęła rodzić. - poinformował ją kolega, zanim wziął od niej aparat.
- W takim razie idę tam zobaczyć co się dzieje, jak skończysz to połóż telefon przy moich papierach! - zawołała.
Zbiegła na dół, nie zastała Krzysztofa w jego gabinecie, czekała dłuższy czas przed porodówką.
- No i co? - zapytała, kiedy wreszcie znajomy wyszedł na korytarz.
- O cześć! Pani Gawron urodziła synka, jest w prawdzie trochę mały i jakiś czas będzie musiał spędzić w inkubatorze, ale wydaję mi się, że jest silny i wszystko będzie w porządku. - odpowiedział.
- To świetnie!
- A Ela, kiedy rodzi? - zainteresował się.
- Ma termin za kilka dni, dziś do niej jadę, to zobaczę jak się czuje. - odparła.
- Gdybym był potrzebny, to jestem do dyspozycji. - zaoferował się.
- Dzięki!
- To na razie cześć.
- Cześć.
Po południu...
Ewa po wyjściu z pracy postanowiła, że najpierw pojedzie do Janusza, a potem do siostry. Zrobiła zakupy i podjechała pod jego blok.
- Cześć co Ty tu robisz, przecież miałaś być później! - zdziwił się na jej widok.
- No proszę mój narzeczony, ładnie mnie wita! Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - zaśmiała się.
- Cieszę się, przecież wiesz, jestem tylko trochę zaskoczony.
- Dziś już lepiej wyglądasz. - stwierdziła.
- Za dwa dni mam już nocny dyżur. - powiedział.
- Już?
- Tak, co prawda Wojtek zaproponował mi dziś, że gdybym się jeszcze źle czuł, to weźmie go za mnie, ale myślę, że do tego czasu już zupełnie wydobrzeje.
- Ok masz zakupy, ja zmykam do Elżbiety wpadłam już teraz do Ciebie, bo nie wiem jak długo u niej będę. - pocałowała go w policzek.
- Byłaś w domu? - spytał.
- Nie.
- To zanim wyjdziesz zjedź chociaż zupę.
- Chętnie. A jaką masz?
- Taką, którą chyba lubisz, meksykańską.
- Jak meksykańską, to zostaje. - uśmiechnęła się.
Zdjęła płaszcz i poszła umyć ręce.
- A gdzie jest Fred? - zaciekawiła się, kiedy po chwili weszła do kuchni.
- Zaszył się w pokoju i chrapie, odkąd jestem z nim przez cały dzień, bardzo się rozleniwił. - przyznał.
- Tak Ciebie lubi, a nawet nie przyszedł się przywitać.
- Ha, ha, ha. - śmiała się Ewa.
- No i jak smakuje Ci? - spytał.
- Jest pyszna!
Właściciel psa jednak się mylił, kiedy tylko Fred przebudził się z drzemki i usłyszał jej głos, natychmiast przybiegł i zaszczekał radośnie.
- Witaj Fredziu! - ucieszyła się na jego widok.
- Aha Janusz zapomniałabym, wiesz, że ta kobieta z wypadku dziś urodziła chłopczyka.
- Czy wszystko z nimi w porządku? - zaniepokoił się.
- Krzysztof mówi, że tak.
- To fajnie!
- Dziękuje za obiad, muszę już iść. - powiedziała wstając po godzinie.
- Nie lubię się z Tobą rozstawać. - wyszeptał przygarniając ją do siebie.
- Cierpliwości mój drogi, te kilka miesięcy szybko minie i będziemy już małżeństwem.
- Odprowadzę Cie do samochodu, bo i tak muszę z nim wyjść. - spojrzał na psa.
- To może Ty zostań, a ja z nim chwile pospaceruje? - zaproponowała.
- Ewuś przecież Ci mówiłem, że niedługo wracam do pracy, więc muszę pomału wychodzić z domu.
- To pozdrów Ele i powiedz, że trzymam za nią kciuki. - poprosił, kiedy byli już na dole.
- Dzięki do zobaczenia.
Pół godziny później...
- Witaj! Co się dzieje? - przeraziła się Ewa widząc, że siostra otworzyła jej drzwi prawie płacząc.
- Dobrze, że jesteś, od kilku minut bardzo mnie boli, a nie mogę się dodzwonić do Marka. - skarżyła się.
- To trzeba było dzwonić do mnie, albo do rodziców.
- Nie pomyślałam, jestem trochę zdenerwowana. - przyznała Ela.
- Gdzie telefonujesz? - spytała, kiedy spostrzegła, że starsza siostra wybiera jakiś numer.
- Do Krzyśka. - odpowiedziała.
- Myślisz, że on może Nam pomóc? - zastanawiała się młodsza z kobiet.
- Sam mi to dzisiaj zaproponował, kiedy z nim rozmawiałam. - odrzekła.
- Cześć Krzysztof!
- Czy mogę Cie prosić o pomoc? Ela zaczęła rodzić.
- Oczywiście jestem cały dzień w pracy, przyjeżdżajcie!
- Chyba, ze nie macie jak, to ja przyjadę. - zawahał się.
- Jakoś sobie poradzimy, niedługo będziemy. - zapowiedziała koledze.
- Czekam.
Pojawiły się jednak pewnie trudności z dostaniem się do szpitala. Starsza z córek usiłowała skontaktować się z rodzicami, żeby poprosić ich o opiekę nad Maćkiem, ale u nich nikt nie odbierał. Stanęło więc na tym, że chłopiec został z Januszem, a one pojechały. Po dwóch godzinach na świat przyszedł drugi synek Eli, mały był zdrowy i silny, a jego ojciec nie posiadał się z radości, kiedy się o tym dowiedział. Późnym wieczorem odwiozła szwagra do domu, okazało się, że z Maciusiem jest już babcia, bo Ewie udało się zawiadomić dziadków, że mają nowego wnuka i mama postanowiła pomóc Markowi we wszystkim. Po całym dniu pełnym wrażeń lekarka była bardzo zmęczona. Jednak była wdzięczna Krzyśkowi za troskę o panią Gawron i za pomoc jej siostrze.
Następnego dnia...
Ewa przed południem piła kawę w szpitalnym bufecie. Siedziała zamyślona i nie bardzo zwracała uwagę na to, co się wokół niej dzieje, nagle usłyszała czyjś głos:
- Dzień dobry.
Podniosła głowę i przy swoim stoliku zobaczyła mężczyznę, stał trzymając filiżankę w ręku.
- Dzień dobry. - odpowiedziała, w pierwszej chwili nie poznając go.
- To ja Wiktor. - przypomniał się widząc jej reakcje.
- Mogę się przysiąść? - zapytał.
- Tak proszę.
Teraz przypomniała sobie, była kiedyś związana z Wiktorem. Chodzili ze sobą ponad pół roku, kilka lat temu.
- Co Ty tu robisz? - była nadal zaskoczona.
- Załatwiałem pewną sprawę. - przyznał.
- Tak długo się nie odzywałeś.
- No wiesz, po naszym rozstaniu byłem trochę za granicą, niedawno wróciłem. - odparł.
- A teraz co zamierzasz? - zaciekawiła się.
- Najpierw urlop, może w jakiś ciepłych krajach, a potem praca pewnie tu u Was.- odpowiedział.
- Cały Ty. - zaśmiała się Ewa.
- Chodzi Ci o to, że lubię podróżować? Moja droga, życie jest tylko jedno i trzeba z niego korzystać. - stwierdził.
- Gdybyś mnie wtedy chciała miałabyś wszystko, ale ja nie mogłem dłużej rywalizować z Twoimi wspomnieniami. - dodał.
- Czy to znaczy, że mnie kochałeś?
- A jak myślisz, czy gdybym Cie nie kochał byłbym z Tobą? - zapytał.
- Zaskoczyłeś mnie.
- Sam siebie chyba też. - odrzekł.
- Widzę jednak,że jesteś z kimś związana. - po jakimś czasie zauważył pierścionek na jej palcu.
- Tak jestem zaręczona. - przytaknęła.
Po powrocie z pracy długo myślała o tym co się wydarzyło. Zastanawiała się czy Wiktor był w stanie zamieszać w jej związku z Januszem.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.


wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 13

Rozdział trzynasty

Mały pacjent




Wojtek w piątek rano przywiózł Dorotę do szpitala na zdjęcie gipsu. Ewa zleciła wykonanie prześwietlenia, a potem poprosiła Janusza o konsultacje, okazało się, że wszystko zrosło się bardzo dobrze i obie poszły do gabinetu zabiegowego.
- Zapraszam na to łóżko, zaraz Cię tego pozbawimy. - powiedziała do przyjaciółki.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, mam już go dosyć. - westchnęła z ulgą koleżanka.
- O jak lekko bez niego. - ucieszyła się Dorota, kiedy było już po wszystkim.
- Zobaczymy jak Ci będzie po powrocie do domu. - zaśmiała się lekarka.
- A co myślisz, że źle? - zdziwiła się znajoma.
- Nie wiem, sama wiesz, że pacjenci skarzą się, że po zdjęciu gipsu czują się tak jakby to co w nim mieli miało im się znowu złamać.
- Zobaczymy na razie czuje się wspaniale!
- Jak tam po zaręczynach? - przyjaciółka zmieniła temat.
- Świetnie, ale to dopiero kilka dni minęło, więc nie wiem co będzie dalej.
Obie kobiety zaczęły się śmiać.
- Cześć dziewczyny! Z czego się śmiejecie? - zapytał Janusz wchodząc do pokoju.
- Z niczego, mój drogi. - odpowiedziała rozbawiona Ewa.
- Dorotko jak tam Twoja noga? - zapytał.
- Genialnie! - zawołała jednocześnie wstając.
Lekarz podtrzymał ją, widząc jak się zachwiała.
- Auu ! - jęknęła z bólu.
- Chyba jednak nie tak świetnie. - stwierdził.
- Połóż się jeszcze, zobaczymy co się dzieje.
Oboje badali nogę koleżanki. Doszli do wniosku, że wszystko jest w porządku tylko ona będzie miała jeszcze przez jakiś czas dziwne uczycie.
- Jeszcze przez kilka dni nie stawaj na tej nodze. - zalecił kolega.
- Zresztą co Ci będę mówił, masz męża lekarza, a i sama nim jesteś. - poprawił się.
- Chodź pójdziesz z nami na górę. - zaproponowali.
Na korytarzu spotkali Wojtka.
- O widzę kochanie, że już po strachu! - ucieszył się widząc żonę bez gipsu.
- Tak tylko Twoja żona chce od razu skakać. - zaśmiał się Janusz.
- Na skakanie to jeszcze za wcześniej. Zawieść Cię do domu, czy napijesz się z nami kawy? - zapytał mąż.
- Napije się.
- Jak się czujecie jako zaręczeni? - zaciekawił się znajomy, kiedy jechali windą.
- Ha, ha, ha ja niedawno spytałam ją o to samo. - roześmiała się Dorota.
- No wiesz nie wiem jak mój narzeczony, bo on był już w takiej sytuacji, ale ja fantastycznie. - odparła Ewa.
Ukochany objął ją ramieniem i pocałował w policzek.
Około godziny siedzieli w gabinecie lekarskim, pijąc kawę i rozmawiając. Nagle wbiegła pielęgniarka.
- Chciałam zawiadomić, że wiozą do nas cztery osoby z wypadku! - zawołała.
- Już idziemy!
- Dorota poczekaj tu na mnie. - poprosił Wojtek wstając.
- Idż ja sobie jakoś poradzę.
- Na pewno? - upewniał się.
- Na pewno, najwyżej zadzwonię do mamy. - zapewniała.
We trójkę wbiegli na izbę przyjęć. Była tam czteroosobowa rodzina, rodzice i dwoje dzieci, dziewięcioletnia dziewczynka i pięcioletni chłopiec.
- Co się wydarzyło? - zapytała Ewa.
- Mieliśmy wypadek. - odezwała się leżąca na łóżku kobieta.
Lekarka zaczęła ją badać, a jej koledzy zajęli się pozostałymi rannymi.
- Który to miesiąc? - spytała kiedy zorientowała się, że pacjentka jest w zaawansowanej ciąży.
- 7.
- Proszę zrobić podstawowe badania i rentgen tej bolącej ręki i wezwać doktora... - poprosiła wymieniając nazwisko Krzysztofa.
- A co tam u Was? - zainteresowała się podchodząc do kolegów.
- Czy możesz temu panu zszyć łuk brwiowy? Trzeba też chyba na wszelki wypadek zrobić tomografie. - odparł Janusz.
Dziewczynce właściwie nic nie dolegało, była tylko w szoku, ale jej brat był w ciężkim stanie. Potrzebna była operacja nogi i brzucha.
Po jakimś czasie przyszedł znajomy z ginekologii.
- Co się stało?
- Mamy tu panią po wypadku w 7 miesiącu ciąży. - poinformowała go koleżanka.
- Czy są jakieś obrażenia? - zapytał.
- Obejrzałam ją, a niedawno przyszły wyniki badań, które zleciłam, wydaje się, że nic jej nie jest. - odpowiedziała.
- Dobrze w takim razie zabieram ją do siebie na oddział.
- Dzięki Krzysztof.
- Nie ma za co, to moja praca.
Ten dzień był dla trójki lekarzy bardzo długi i trudny. Mężczyznę i jego córkę zastawili w szpitalu na obserwacji. Chłopiec po ciężkiej operacji nie odzyskiwał przytomności. Wychodzili z pracy zmęczeni i zmartwieni stanem dziecka.
Ewa i Janusz przyjechali do szpitala jej samochodem.
- Może pojedziemy do mnie, zrobię coś do jedzenia? - zaproponowała kiedy wracali do domu.
- Przepraszam kochanie, ale nie, bo muszę wyjść z psem. - uśmiechnął się lekko.
- Ojej zupełnie o nim zapomniałam, biednie psisko.
- Słuchaj to mam inny pomysł, ja Cię teraz podwiozę do domu, wyjdziesz z nim, a potem przyjdziecie do mnie.
- No dobrze, tylko daj mi godzinę, odświeżę się, przebiorę i wpadniemy. - zgodził się.
Przyszli tak jak obiecał.
- Cześć!. - ucieszyła się na ich widok.
Pogłaskała psa i pocałowała narzeczonego.
- Ładnie pachniesz. - przyznał przytulając ją.
- Dzięki.
- Wchodźcie do pokoju, już podaje kolacje.
- Kiedy Ty to zdążyłaś zrobić? - zdziwił się.
- Wiesz mam zawsze jakieś zapasy w lodówce, więc zrobiłam szybką sałatkę i trochę kanapek.
- Janusz nie przeszkadza Ci, że jestem w szlafroku?
- Nie zupełnie nie, no chyba, że Ty czujesz się skrępowana?
- Nie, przy Tobie nie. - przyznała.
- Oj jak mnie boli kark. - skarżyła się, kiedy skończyli jeść.
Wtedy on usiadł obok niej na kanapie i zaczął delikatnie masować jej ramiona.
Przez kilka dni stan chłopca poszkodowanego w wypadku był bardzo ciężki, Ewa widziała jak jej ukochany się tym przejmuje.
- Musisz lubić dzieci. - zauważyła.
-Tak lubię, a najbardziej mnie smuci, kiedy nie wiele można zrobić i trzeba czekać! - złościł się.
Do gabinetu weszła mama małego.
- Proszę mi powiedzieć jaki jest naprawdę stan mojego synka, czy on będzie żył? - pytała szlochając.
- Robimy wszystko żeby żył. - uspokajał ją lekarz.
Ewa zaprowadziła ją na jej oddział, po drodze zajrzała do Krzyśka.
- Jak się czuje ta pani Gawron? - spytała.
- Dziecku nic nie grozi, ale nie mogę sobie z nią poradzić, powinna leżeć, a ona ciągle chodzi do chłopca. Wczoraj nawet prawie zażądała, żebym wypisał ją na własną prośbę.
- Dziwisz się?
- W sumie nie. Ewa ja wszystko rozumiem, ale ona musi też pomyśleć o dziecku, które ma urodzić. - stwierdził.
- Dobrze dzięki, idę do siebie jakby coś się działo informuj mnie. - poprosiła.
Następnego dnia...
- Ten mały Kamil {tak miał na imię chłopiec} odzyskuje przytomność! - zawołała do lekarzy pielęgniarka biegnąc przez korytarz.
Wszyscy zerwali się i pobiegli za nią do sali gdzie leżał chłopiec.
- Jak się czujesz ? - zapytał Janusz.
- Dobrze panie doktorze tylko trochę boli mnie gardło i noga.
- Gardło boli Cię przez tą rurkę, którą w nim miałeś. - uspokajali go.
- No trzeba zawiadomić Twoich rodziców i siostrę, bo bardzo się o Ciebie martwili. - powiedział Wojtek.
- A i nam napędziłeś niezłego stracha. - dodał.
Po badaniach okazało się, że stan chłopca jest zadziwiająco dobry, jak na to co przeszedł. Po południu Ewa z narzeczonym wybrali się na zakupy.
- Może zajedziemy do moich rodziców? - zaproponowała kiedy mieli już wracać do domu.
- Jeśli chcesz to możemy wstąpić A jesteś pewna, że nie będziemy przeszkadzać i, że są w domu? - zawahał się.
- Są na pewno. - uspokoiła go z uśmiechem.
Podjechali pod bramę..
- Jest tu kto? - zawołała od progu, widząc, że drzwi są otwarte.
Mama siedziała w kuchni w towarzystwie pielęgniarki Marioli, znanej nam już wcześniej.
- Cześć co tak siedzicie otwarci? - zapytała córka.
- Cześć widocznie zapomnieliśmy zamknąć. - przyznała Bożena.
- Same jesteście? - spytała mamę.
- Nie, same, ojciec jest w pokoju razem z Damianem.
Damian był mężem Marioli.
Janusz poszedł do mężczyzn, a kobiety zostały w kuchni.
- Co słychać córciu?
- A ostatnio mamy trochę nerwówkę w szpitalu. - odpowiedziała.
- Coś się stało? - zaniepokoiła się matka.
- Podobno mieliście jakąś rodzinę po wypadku? - wtrąciła się koleżanka.
- Tak, a głownie chodziło o małego chłopca, który był bardzo poszkodowany i nie wiadomo było czy przeżyje, ale na szczęście dziś już z nim rozmawialiśmy i miejmy nadzieje, że już wszystko będzie dobrze. Wszyscy się bardzo martwiliśmy o niego, ale najbardziej to chyba mój narzeczony.
- Widocznie lubi dzieci. - odparła znajoma.
-To czas mieć swoje Ewuniu. - stwierdziła mama.
- Może już wkrótce będziemy mieli. - zaśmiała się.
- A tym, że tak bał się o tego chłopca się nie przejmuj, Damian też tak ma, ciągle niepokoi się stanem swoich pacjentów, a szczególnie gdy to są dzieci. - uspokajała przyjaciółka.
- Ja się tym nie martwię, to chyba świadczy o tym, że będzie dobrym ojcem. - powiedziała Ewa.
- Napijemy się herbatki, a potem zrobię kolacje. - zaproponowała gospodyni.
- Nasi panowie dyskutują sobie w najlepsze. - żartowała kiedy wróciła z pokoju zaniosła im gorącą herbatę.
Rozmawiały ponad godzinę.
- Wy sobie pogadajcie dziewczyny, a ja przygotuje coś do jedzenia. - przeprosiła je Bożena.
- My podziękujemy, musimy już wracać, teściowie zostali z chłopakami, a to niezłe urwisy. - odrzekła Mariola.
Wkrótce potem pożegnali się.
- Idą pyszne naleśniki! - wołała Ewa niosąc je do salonu.
Jedli z apetytem.
- Częstujcie się! - zachęcał ojciec.
- Są pyszne, ale ja już nie mogę. - dziękował Janusz.
- Cieszę się, panu smakują. - ucieszyła się mama.
- Mam do państwa prośbę, proszę mi mówić po imieniu. - zwrócił się do rodziców narzeczonej.
- Dobrze, będzie nam bardzo miło. - zgodzili się oboje.
- Mnie również.
- Ewuniu chyba będziemy się zbierać Fred czeka w domu. - spojrzał na zegarek.
- To mogliście go zabrać ze sobą. - zauważył Janek.
- Nie za bardzo tato, byliśmy na zakupach, a poza tym załatwialiśmy jeszcze jedną sprawę. - uśmiechnęła się tajemniczo córka.
- Byliśmy w parafii, żeby ustalić datę ślubu. W przyszłym roku, w ostatnią sobotę czerwca się pobieramy. - poinformował przyszły zięć, widząc zaciekawione miny Bożeny i Jana.
- Super! - ucieszyli się i uścisnęli ich z radości
Następnego dnia...
Ewa miała przed południem w szpitalu wolną chwilę, więc postanowiła zejść na dół i odwiedzić panią Gawron. Zastała u niej Krzyśka.
- Dzień dobry, jak się pani czuje?
- Dzień dobry. - odpowiedzieli.
- Teraz już lepiej, pani doktor. - odparła trochę smutno kobieta.
- A co się dzieje?
- Pacjentka miała skurcze, ale sytuacja jest już opanowana. - stwierdził kolega.
- Niech się pani nie boi, jest pani w dobrych rękach, to świetny lekarz. - uspokajała ją.
- Co tak naprawdę jest z jej dzieckiem? - spytała kiedy wyszli.
- Ciąża jest zagrożona, ale robimy wszystko, żeby ją utrzymać. - odpowiedział.
- Pójdziesz ze mną do bufetu? - zaproponował.
- Chętnie.
- Wiesz co Ewa zadziwiasz mnie.- przyznał, kiedy pili kawę.
- Czemu?
- Ja Cie w pewien sposób zraniłem, a Ty mnie chwalisz.
- Słuchaj co było to było, Ty masz żonę, ja swoje plany, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dobrym lekarzem.
- To miłe, co mówisz.
- Gratuluje zaręczyn! - zauważył pierścionek na jej palcu.
- Dziękuje.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas, potem ona wstając poprosiła:
- Daj mi znać gdyby coś zmieniało w stanie zdrowia pani Gawron.
- Dobrze.
Podziękowała za kawę, pożegnali się i wyszła.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 12

Rozdział dwunasty

W restauracji




- Ewa idę do bufetu, idziesz ze mną? - zapytał Janusz.
- Zaraz do Ciebie dołączę, bo dzisiaj jeszcze nic nie jadłam, ale muszę coś sprawdzić.
Po jakimś czasie zeszła na dół, kolega czekał na nią przy stoliku, jedząc zupę pomidorową.
- O jesteś! Co Ci wziąć?
- Weź mi jakieś parówki i herbatę. - poprosiła.
Spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.
- Co tak patrzysz wiem, że nie są zdrowie, ale ja jeszcze dziś nie miałam nic w ustach oprócz kawy, a poza tym mam na nie ochotę. - usprawiedliwiła się.
- Ja nic nie mówię, już po nie idę.
Przyniósł jej herbatę.
- Proszę, a parówki się grzeją.
- Dzięki.
- Hm.. Dziwie Ci się troszeczkę, potrafisz gotować, a stołujesz się tu. - zaśmiała się.
- To tylko sporadycznie jestem głodny, a nie wziąłem kanapek. - wytłumaczył.
- Pani doktor już gotowe! - zawołała kobieta prowadząca bufet.
- Ile Ci jestem winna, bo podobno już zapłaciłeś? - spytała kiedy wróciła do stołu.
- Uśmiech i buziaka. Życzę smacznego!
Cmoknęła go w policzek.
- Nie wiesz kiedy Dorota wraca do pracy? - zainteresował się.
- Nie wiem podobno w przyszłym tygodniu mają jej ściągnąć gips. Zresztą będę u niej jutro, to zapytam.
- Cześć szukałaś mnie Ewa? - spytał przechodzący koło nich Krzysztof.
- Tak chciałam Cię prosić żebyś skonsultował moją pacjentkę.
- Skarży się na ból brzucha. Ja wszystko już sprawdziłam i nic nie znalazłam. Może Ty jak ją zbadasz, to się coś wyjaśni. - zastanawiała się.
- A która to? - wtrącił się Janusz.
- Pani Skowronek!
- Aha ta, to chyba Wojtek ją przyjmował, a później przekazał ją Tobie. - przypomniał sobie.
- Tak to właśnie ta. - przytaknęła.
- No dobrze nie przeszkadzam Wam w jedzeniu. Jak wrócisz na oddział, to zadzwoń, będę czekał. - odparł znajomy z ginekologii.
- Dobrze.
- Januszku czy mogę Cię o coś spytać? - odezwała się kiedy zostali sami.
- Pytaj.
- Czy Ty nie masz podejrzeń, że dziecko Darii może być Twoje?
- Nie jest moje. Jakieś dwa miesiące przed tym jak się rozstaliśmy, przestaliśmy mieć ze sobą coś wspólnego. Chyba wiesz o czym mówię...?
- Tak domyślam się.
- Jakie masz plany na sobotni wieczór? - zmienił temat.
- Na razie żadnych, a czemu pytasz? - uśmiechnęła się.
- Bo chciałbym Cię zaprosić na kolacje do restauracji. - odwzajemnił uśmiech.
- Dobrze możemy iść.
- A przypomniałem sobie, dzwoniła Ula, bardzo żałuje, że nie wzięła od Ciebie numeru telefonu. Chyba Cię polubiła.
- Ja ją też. Jak będziesz z nią rozmawiał następnym razem to jej go daj. - poprosiła.
- Dobrze dam jej.
- Dziękuje za śniadanie, muszę iść na górę. - powiedziała wstając.
- Jak ta Twoja pacjentka? - zapytał Janusz Ewę po jakimś czasie.
- Krzysiek ją badał i okazało się, że to chyba jakieś zapalenie. Przenieśliśmy tę panią na jego oddział.
- Aha.
- Ewuniu co będziesz dziś robiła?
- Nie wiem jeszcze.
- To może poszli byśmy do kina?
- Dobrze chętnie tylko co z Fredem? - udawała zmartwioną.
- Jakoś sobie sam poradzi. - zaśmiał się.
- Moja droga czasem myślę, że lubisz bardziej jego niż mnie. - dodał rozbawiony.
- Co Ty mówisz, bardzo lubię Twojego psa, ale Ciebie kocham. - wyszeptała.
Podeszła do niego, a ponieważ byli sami w gabinecie, czule się pocałowali.
Po pracy Ewa pojechała prosto do Doroty.
- Cześć jak się masz? - spytała kiedy tylko przyjaciółka otworzyła jej drzwi.
- Cześć dobrze, mam gości.
- To może ja sobie pójdę, nie będę przeszkadzać?
- Nigdzie nie wychodź, tych państwa na pewno znasz. - żartowała gospodyni.
Weszły razem do pokoju i Ewa zobaczyła swoich rodziców.
- Cześć córciu nie spodziewałaś się nas tutaj pewnie? - powiedział tata.
- Cześć szczerze mówiąc nie.
- Dorotka już kilka razy dzwoniła i prosiła żebyśmy wpadli. - wyjaśniła mama.
- Czego się napijesz? - zawołała z kuchni koleżanka.
- Chodź tu, nie męcz się, ja sama sobie coś zrobię.
- Ze zrobieniem czegoś do picia, to sobie poradzę, tylko najwyżej poproszę Cię żebyś pomogła mi to przenieść. - odparła znajoma.
- Co u Ciebie Ewuniu? - zainteresował się ojciec kiedy już wszyscy pili herbatę.
- No wiesz praca, praca szczególnie teraz kiedy moja przyjaciółka złamała nogę. - śmiała się Ewa.
- Myślisz, że mi tak dobrze, już mam dosyć tego gipsu! - skarżyła się Dorota.
- Wiem, wiem, ja przecież żartuje.
- Co robisz jutro po pracy, może byś do nas wpadła? - zaprosiła Bożena.
- Jutro nie mogę mamo, chce jechać na zakupy i kupić sobie może jakąś sukienkę. Idę w sobotę z Januszem na kolacje. - odpowiedziała.
- Uuu czyżby szykowały się jakieś oświadczyny? - zainteresowali się.
- Nie wiem, mój chłopak w tej sprawie jest bardzo tajemniczy. - śmiała się.
- Aha tatusiu przy okazji. Czy on Cię o nic nie pytał, kiedy ostatnio razem operowaliście?
- A niby o co miał pytać?
- Może poprosił Cię o moją rękę?
- Sala operacyjna nie jest dobrym miejscem do załatwiania tego typu spraw. - uśmiechnął się Janek.
- Staliśmy już kilka razy razem przy stole, ale wtedy rozmawiamy głównie o pacjencie. Nawet kiedy zdarza nam się rozmawiać prywatnie, to rzadko o Tobie. - dodał.
Po jakimś czasie pojawił się Wojtek. Poprosił Jana żeby pomógł im wykonywać planowe zabiegi, do czasu kiedy jego żona nie wróci do pracy. Zapytał też Ewy czy nie zajęłaby się nogą Doroty? Umówili się, że zrobią to w przyszły piątek, a ona jeszcze poprosi o konsultacje żeby mieć pewność, że się wszystko dobrze zrosło.Zanim wyszła przyjaciółka życzyła jej udanego wieczoru. Ewa obiecała, że poinformuje ich jak tylko będzie to coś ważnego.
Następnego dnia wybrała się na zakupy. Po namyśle kupiła elegancką granatową sukienkę, szal i pantofle w tym samym kolorze. Potem zrobiła jeszcze na mieście spore zakupy spożywcze, bo zapasy jej się po kończyły. W domu zabrała się za robienie pierogów z mięsem na które zaprosiła ukochanego. Bardzo mu smakowały.
W sobotę...
O umówionej godzinie była już gotowa. Trochę się denerwowała, podświadomie czuła, że coś się dziś wydarzy. Janusz przyjechał po nią taksówką.
- Cześć ślicznie wyglądasz. - powiedział kiedy ją zobaczył.
- Cześć dzięki.
On też wyglądał niezwykle elegancko. Ubrany był w nowy garnitur, a w ręku trzymał bukiet róż. Wręczył go jej i wsiedli do samochodu.
Kierowca zawiózł ich we wskazane miejsce.
- Ładnie tu, zarezerwowałeś stolik? - zapytała.
- Tak.
Złożyli zamówienie, on poprosił jeszcze o szampana.
Po jakimś czasie Janusz wyjął z kieszeni małe pudełeczko i położył je na swojej dłoni.
- Ewa czy zechcesz zostać moją żoną? - zapytał jednocześnie otwierając puzderko. W środku był piękny, złoty pierścionek.
- Tak. - odpowiedziała lekko oszołomiona.
Po tych słowach założył jej go na palec i pocałował ją, a z jej oczu popłynęły łzy wzruszenia.
- Kochanie nie płacz. - wyszeptał.
- Podoba Ci się?
- Jest śliczny! - zachwyciła się.
Podszedł kelner niosąc zamówienie.
- Trochę mnie zaskoczyłeś. - przyznała.
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Tak.
- To może chcesz cofnąć to co powiedziałaś? - zażartował.
- Chce za Ciebie wyjść. - powiedziała z uśmiechem.
- Cieszę się.
- Jak czuje się ta pani Skowronek, rozmawiałaś z Krzyśkiem? - zainteresował się.
- On sam nie wie, podobno to może być nawet ciąża, ale bardzo wczesna i jeszcze trudno to stwierdzić.
- A czy to jest możliwe? - zastanawiał się narzeczony.
- Ta kobieta nie jest już taka młoda, ale to jest możliwe. - stwierdziła.
- Może faktycznie!
- A co u Dorotki, bo nawet Cię o to jeszcze nie spytałem?
- Wszystko dobrze w piątek mam jej zdjąć gips.
- To fajnie! - ucieszył się.
Poprosili jeszcze o kawę i lody. Siedzieli rozmawiając, trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy.
- Jak się czujesz Ewuniu? - spytał kiedy wracali taksówką do domu.
- Trochę dziwie, pierwszy raz jestem zaręczona.
- A z Krzysztofem nie byłaś? - zdziwił się.
- Nie, nie byłam mieliśmy plany, ale zaręczeni nie byliśmy.
- Może byśmy jutro pojechali do moich rodziców? - zaproponowała kiedy się rozstawali.
- Dobrze. - zgodził się.
Umówili się na 16:00
Następnego dnia...
Janusz po drodze kupił kwiaty.
- A to dla kogo, dla mnie? - śmiała się Ewa.
- Nie tym razem nie dla Ciebie, chce je dać Twojej mamie.
- Aha.
Drzwi otworzył im ojciec.
- Cześć tato możemy wejść!
- Cześć wchodźcie!
- Dobrze, że jesteście. Właśnie miałem do pana dzwonić, bo mam sprawę. - ucieszył się Jan na widok towarzysza Ewy.
- Poczekaj z tym tatusiu, przyjechaliśmy , bo chcemy Wam coś powiedzieć. No chyba, że po tym co usłyszycie coś się zmieni. - zatrzymała go córka.
- Macie gości? - spytała widząc buty i kurtki.
- Tak jest Ela z rodziną i Wojtek z Dorotką.
Weszli do pokoju.
- Dobry wieczór kochani, chcemy Wam o czymś powiedzieć, Wczoraj zaręczyliśmy się z Januszem.
Narzeczony podszedł do Bożeny i wręczył jej kwiaty, a Ewa na dowód tych słów pokazywała pierścionek.
- Bardzo się cieszymy! - zareagowali z radością rodzice i uścisnęli ich oboje, a pozostali zaczęli im gratulować.
- To fajnie, że się wreszcie zdecydowaliście, już myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie. - powiedziała po jakiś czasie Dorota.
- Trochę się bałem, że Ewunia się nie zgodzi. - odparł Janusz.
- Naprawdę? - Ewa spojrzała na niego z rozbawieniem.
- A czy Ty poinformowałeś o tym swoją rodzinę? - spytała.
- Tak dzwoniłem do nich wczoraj po powrocie do domu.
Po chwili odezwała się jego komórka.
- Cześć Ula, co tam? Co czy jest przy mnie moja narzeczona? Jest, jest już Ci ją daje. - przekazał telefon.
- No cześć Uleńko! Tak zgodziłam się wyjść za Twojego brata! - zawołała z uśmiechem do słuchawki.
Rozmawiały kilka minut.
- Słuchaj Ula zadzwoń do mnie jutro to pogadamy. - poprosiła.
- Twoi bliscy są podobno zachwyceni. - powiedziała kiedy skończyła.
Wszyscy bardzo się cieszyli z tej wiadomości.
Kilka dni później na oddziale chirurgii pojawił się pewien mały pacjent, ale o tym w następnym rozdziale...


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 11

Rozdział jedenasty

Wizyta




Był koniec września.
Ewa od kilku dni nie widziała się z ukochanym, bo znowu wyjechał na konferencje medyczną. Wracając z pracy zajrzała do Freda, którym się teraz zajmowała i wyszła z nim na spacer, a potem pojechała do siebie. Dziś nie była w najlepszym nastroju, więc przebrała się, zjadła obiad i zabrała się za sprzątanie swojego mieszkania. Uznała, że to dobry sposób na pozbycie się złego humoru. Wieczorem zadzwonił telefon.
- Cześć kochanie już wróciłem. Co słychać? - w słuchawce usłyszała głos Janusza.
- Cześć, a tak sobie. - odparła.
- A co się stało? - zaniepokoił się.
- Dużo by opowiadać..., a może byś do mnie wpadł?
- Ewuś czy Ty mi coś proponujesz? - zapytał z uśmiechem.
- Nic takiego Ci nie proponuję, po prostu stęskniłam się za Tobą i chciałam Cie zobaczyć. - powiedziała również się śmiejąc.
- Ja za Tobą też, ale przepraszam Cie, dziś już nie wpadnę jestem zmęczony. Konferencja była bardzo ciekawa, ale wykłady były długie, a poza tym w drodze powrotnej stałem w korkach. - przyznał.
- Rozumiem.
- Może opowiesz mi teraz krótko, co się wydarzyło? - zachęcił.
- Znowu zepsuł mi się samochód, a jest mi teraz bardzo potrzebny. - stwierdziła.
- Słuchaj spotkamy się jutro w pracy i coś na to poradzimy. - pocieszył ją.
- Dziękuje Ci za opiekę nad moim psem.
- Nie ma za co. Nie rozumiem tylko czemu prosiłeś mnie, żebym nie zabierała go do siebie? - spytała.
- Nie chciałem, żeby Ci bałaganił, teraz jest taka brzydka pogoda.
- To do zobaczenia jutro. - pożegnał się.
- Ewuniu a może Cie zabrać po drodze? - zaproponował zanim się rozłączył .
- Nie dzięki, mam jeszcze coś do załatwienia przed pracą, więc sama jakoś dojadę.
- Do jutra pa.
- Pa.
Następnego dnia...
Ewa była wściekła, lał deszcz, autobus się spóźnił, przez to o mało co nie zdążyła na dyżur. Na szczęście w drzwiach szpitala spotkała Janusza. Wpadli sobie w ramiona i czule się pocałowali.
- O jakaś Ty mokra. - powiedział odsuwając ją delikatnie od siebie.
- Musiałam załatwić pilną sprawę, a tak pada.
- A co się właściwie stało? - zainteresował się, kiedy wchodzili po schodach na górę.
- Znowu zepsuło mi się auto, a obiecałam Eli, że dziś pomogę jej kupić parę rzeczy do ich nowego domu, bo Marek jest cały dzień w pracy, a tu nic z tego nie wyjdzie! - narzekała przebierając się.
- Mogłabym pożyczyć wóz od rodziców, ale ich nie ma teraz w Warszawie, są u ciotki w Łodzi. - dodała.
- Musisz go wymienić, a na razie po południu pojedziemy do Twojej siostry razem i wam pomogę. - zaoferował się.
- A kiedy Ela rodzi? - spytał.
- Za dwa miesiące, pod koniec listopada.
Obieca mu, że porozmawiają później i wyszła. Nie pogadali, najpierw razem operowali, a potem było takie zamieszanie, że nie było na to czasu. Jeszcze do tego wszystkiego kiedy mieli już wracać do domu, zadzwoniła komórka kolegi. Rozmawiał z kimś krótko.
- Janusz co się stało? - zapytała.
- Dzwonił Wojtek, że nie może przyjść do pracy i żebym go zastąpił. Dorota złamała nogę i musi z nią zostać.
- A to pech! - zmartwiła się.
- Ja muszę zostać, ale dam Ci kluczyki i Ty jedz i załatw co potrzebujesz. - uspokoił ją.
- A jak Ty wrócisz do siebie?
- Przyjedz po mnie wieczorem jeśli możesz, a jak nie to pojadę komunikacją miejską. - poprosił.
- Będę tylko daj mi znać . - obiecała.
Zakupy się bardzo udały. Kiedy były już w domu i Ewa wieszała firanki w salonie, młodsza siostra zapytała;
- Słuchaj czy planujecie ślub z Twoim chłopakiem?
- Hm... No wiesz, on mi się jeszcze nie oświadczył, a ja na pewno tego nie zrobię. - odpowiedziała ze śmiechem.
Hi, hi, hi - obie zaczęły się śmiać.
- A tak na serio, ja się trochę boje. - dodała.
- Czego? - zdziwiła się siostra.
- Czy będę dobrą żoną. - przyznała się Ewa.
- Ty i zła żona, co Ty mówisz! - oburzyła się Ela.
- Jesteś super dziewczyna! Przecież go kochasz i on Cie też, to widać. - stwierdziła.
- No kochamy się bardzo.
- Powiedz lepiej jak Ty się czujesz? - starsza siostra zmieniła temat.
- Dobrze, jest mi coraz ciężej wszystko robić, ale czuje się dobrze.
- Co to będzie, chłopczyk czy dziewczynka?
- Podobno chłopczyk.
Była u Eli aż do wieczora, potem pojechała po przyjaciela.
- Jak dyżur?
- Spokojnie, nic się takiego nie działo.
- A jak Twoje sprawy? - zaciekawił się.
- Wszystko załatwiłyśmy, jeszcze raz dziękuję Ci za pożyczenie samochodu.
- Drobiazg. - przybliżył się do niej i pocałował w policzek.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
- No nie wiem, nie wiem co byś zrobiła. - żartował.
- Aha miałam Ci przekazać. Dzwoniła do mnie Agnieszka i mówiła, że Patryk cały czas Ciebie wspomina. - przypomniała sobie.
- To miłe, dzięki.
- A jak on się teraz czuje? - zapytał.
- Teraz już bardzo dobrze.
Dwa dni później Janusz i Ewa postanowili odwiedzić Dorotę. Drzwi otworzył im Wojtek.
- Cześć my do kontuzjowanej.
- Cześć wejdźcie, moja żona leży w salonie, nudzi się i narzeka. - odparł z uśmiechem kolega.
- Witajcie kochani chodźcie! - usłyszeli głos przyjaciółki.
- Czego się napijecie? - zapytał gospodarz domu.
- Wiesz Dorotko oni przynieśli pączki.
Poprosili herbatę.
- Słuchaj jak Ty sobie to zrobiłaś? - zapytała znajoma kiedy już usiedli.
- Była śliska podłoga w sklepie, a że mi się bardzo śpieszyło pośliznęłam się i upadłam. - wyjaśniła koleżanka.
- A jak długo masz mieć gips? - spytał Janusz.
- Na razie cztery tygodnie.
- Ewa, a co z Twoim samochodem? - zainteresował się Wojtek wchodząc do pokoju.
- Wczoraj mój chłopak pomógł kupić mi nowy, znaczy nowszy, bo dwuletni. - pochwaliła się.
- To fajnie!
- Ja też bardzo się z tego cieszę. Ten stary, który miałam kupiłam sobie rok po pójściu do pracy, a trochę już od tego czasu minęło. - dodała.
Bardzo miło spędzili czas u przyjaciół kiedy zbierali się do wyjścia, Janusz zagadnął szefa:
- Wojtek chcieliśmy z Ewą wyjechać za dwa tygodnie na weekend, ale w tej sytuacji chyba nie pojedziemy.
- Nie ma potrzeby żebyście zmieniali plany. Od jutra do Doroty ma przychodzić mama, więc ja wracam do pracy. - przekonywał.
Dwa tygodnie później...
Ewa była trochę zdenerwowana przed wyjazdem z Januszem do Krakowa. Opowiadał jej już co prawda trochę o swojej rodzinie ale nie wiedziała jak ją przyjmą. Dowiedziała się od niego, że siostra i szwagier są nauczycielami, a mama księgową. Siostrzeńcy mają trzy i pięć lat. Okazało się nawet, że w czasie ich wizyty starszy będzie miał urodziny. Wypytała najpierw przyjaciela, co oni lubią, a potem kupiła jednemu puzzle z Kubusiem Puchatkiem, a drugiemu duży samochód.
Wyjechali w piątek rano, a na miejscu byli późnym po południem, bo jak wiadomo były korki.
- Witajcie! Chciałem Wam przedstawić moją dziewczynę Ewę. - powiedział Janusz.
- To są moi rodzice, Grażyna i Marian, a to siostra i jej mąż, Ula i Szymon i ich synowie. - dokonał prezentacji.
- Bardzo nam miło panią poznać. Syn dużo nam o pani opowiadał. - przywitali się rodzice.
- Mnie również jest miło. - odwzajemniała się Ewa.
Po niedługim czasie gospodyni zaprosiła wszystkich do stołu.
- Proszę częstujcie się. - zachęcała.
- Jak Wam minęła podróż? - spytała Ula.
- Dosyć znośnie, zmienialiśmy się po drodze przy kierownicy.- odpowiedział brat.
Po kolacji chłopcy bawili się z Fredem, którego wujek i jego koleżanka przywieźli ze sobą, a dorosłym czas upływał na rozmowie.
Już pierwszego wieczoru Ewa czuła się w ich towarzystwie bardzo dobrze, tak jakby znali się od dawna, a widać było, że i oni ją polubili.
Następnego dnia obchodzili urodziny starszego z chłopców, a potem młodzi wybrali się na spacer pod Sukiennice.Wcześniej jednak obie młode kobiety znalazły czas na prywatną rozmowę.
- Czy Ty wiesz...? O przepraszam. - poprawiała się.
- Nic się nie stało, możemy sobie mówić po imieniu. - zaproponowała Ewa.
- Dobrze czy Ty wiesz co spotkało mojego brata, ze strony byłej narzeczonej? - ponowiła pytanie.
- Tak wiem.
- Ale i ja mam swoją przeszłość. Nie bój się nie nie byłam mężatką. - uspokoiła ją widząc, że siostra chłopaka spojrzała na nią lekko przerażonym wzrokiem.
Opowiedziała jej pokrótce swoją historie. Dziewczyna wzbudziła jej zaufanie, a poza tym nie widziała powodu, żeby to przed nią ukrywać.
- To widzę, że wiele Was łączy. - stwierdziła Urszula wysłuchawszy opowieści.
- Życzę Wam, żeby się Wam udało, będę trzymać kciuki, bo widzę, że się kochacie.
- Dzięki.
We dwoje przechadzali się po Krakowie.
- Jaka piękna jest tu jesień, nie pada tak jak u nas i pachnie górami. - zachwycała się Ewa.
- Ty chyba bardzo lubisz góry, skoro czujesz je aż tu? - zaśmiał się.
- Tak bardzo je lubię. - przytaknęła.
- Masz bardzo fajną rodzinę. Ciekawa jestem co im o mnie naopowiadałeś?
- Przedstawiłem im Ciebie w samych superlatywach. - zapewnił.
Kiedy tak spacerowali, spotkali dwoje młodych ludzi z wózkiem.
- Dzień dobry. - powiedziała kobieta.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli.
- Kto to był? - spytała Ewa spoglądając na pobladłą twarz ukochanego.
- To była Daria. - odparł.
Dowiedzieli się potem od jego rodziców, że dziewczyna nie dawno urodziła syna.
W drodze powrotnej do Warszawy Janusz coś sobie postanowił, ale o tym w kolejnym rozdziale...


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 10

Rozdział dziesiąty

Operacja siostrzeńca




Agnieszka z Robertem wrócili do Nowego Yorku zostawiając jeszcze w Polsce na dwutygodniowe wakacje, starszego syna Patryka. Miał wrócić do rodziców, razem ze wspólnymi znajomymi obu sióstr, stomatologami, Arkiem i Jolą.
Przed wyjazdem siostra powiedziała do Ewy;
- Mam nadzieję, że w przyszłym roku przyjedziemy na Wasz ślub, twój i Janusza?
- Zobaczymy! Nie wiem czy nam się uda.
- Czemu miałoby się Wam nie udać? - zdziwiła się Aga.
- Jeśli będę go ciągle porównywać z Krzysztofem, to nie wiem czy on to wytrzyma. - odparła Ewa.
- To ich nie porównuj. - . poradziła siostra.
- To jest bardzo fajny facet i zasługujecie na siebie. Będę trzymać kciuki. - dodała.
Kilka dni później...
Janusz wpadł do Ewy wieczorem razem z Fredem.
- Cześć kochanie, co tam masz? - zapytała zaciekawiona widząc, że trzyma jakieś pudełeczko w ręku.
- Cześć, a jak myślisz? - przywitał się z uśmiechem i podsunął jej delikatnie paczuszkę pod nos.
- Szarlotka! - wykrzyknęła radośnie.
- Sam piekłeś?
- Tak.
- Mówiłaś kiedyś, że lubisz sernik i szarlotkę i ponieważ sam miałem na nią ochotę więc upiekłem i przyniosłem, a poza tym przypomniało mi się jak na naszej pierwszej randce w kawiarni też jedliśmy to ciasto.
- Ty uważasz, że to była randka? - zaśmiała się.
- A nie była? - spytał, przybliżył się do niej i pocałowali się.
- Była, teraz widzę, że była. - powiedziała rozmarzona.
- Dobrze, to zrobię herbaty i po próbujemy tego twojego wypieku. A może zjesz ze mną kolacje? Mam pieczonego kurczaka i sałatkę taką jak lubisz. - zaproponowała.
- Jeśli to nie kłopot. - zgodził się.
- Jaki kłopot, to drobiazg.
- Pomóc Ci w czymś? - zapytał.
- Ok to weź talerze i sztućce, a ja przyniosę resztę. - poprosiła.
- Kiedy jedli kolacje Janusz zagadnął:
- Nie wiem czy wiesz, że ten twój były narzeczony już u nas pracuje?
- Tak wiem.
- Przepraszam nie powinienem o to pytać, bo sprawiłem Ci tym przykrość. - zawahał się po chwili.
- Nic się nie stało, nie gniewam się. Będę spotykać Krzysztofa i czasem nawet z nim rozmawiać. Szczególnie teraz, kiedy pracuje u nas w szpitalu, a poza tym już o tym wiedziałam. - uspokoiła go Ewa.
- Bo z tego co wiem pracuje na oddziale od poniedziałku. - stwierdziła.
- Wczoraj poprosił mnie o konsultacje chirurgiczną. - przyznał się.
- Wiesz spodobałeś się mojej rodzinie, a moim rodzicom i siostrą najbardziej. - zmieniła temat.
- Miło mi, masz bardzo miłą mamę, tatę i pozostałych krewnych. - pochwalił.
- Dzięki.
- Ewuś pod koniec września jadę do Krakowa do rodziców, może pojechałabyś ze mną? Przedstawiłbym wreszcie swoim bliskim moją dziewczynę.
- Nie uważasz, że to jeszcze za wcześniej? - zapytała.
Wziął rękę ukochanej w swoje dłonie i wyszeptał.
- Jesteś mi bardzo bliska i chce żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. No chyba, że mnie nie kochasz?
- Kocham Cie bardzo. - przekonywała go również szeptem.
Następnego dnia...
Ewa przyjechała do pracy zdenerwowana, kolega zaniepokoił się;
- Czy coś się stało?
- Wiesz, że mój siostrzeniec Patryk zastał w Polsce u dziadków na wakacje. - powiedziała.
- Tak wiem mówiłaś mi i co?
- Dziś rano mama dzwoni i mówi, że małego bardzo boli brzuch. Dlatego jestem w takim nastroju, bo się martwię. - wyjaśniła.
- Wiesz co jedz do rodziców i przywieź tu chłopca, zobaczymy co mu jest. - zaproponował.
- Tak myślisz?
- No pewnie, jedz, jedz!
Wróciła po godzinie razem z Bożeną i chłopczykiem .
- Cześć mam imię Janusz, jestem kolegą Twojej cioci, razem pracujemy. Pamiętasz mnie? - przywitał się lekarz.
- Dzień dobry, tak pamiętam. - odpowiedział chłopiec płaczliwym głosem.
Posadził go na kozetce i zapytał;
- Pokażesz mi gdzie cie boli?
Patryk pokazał ręką, nadal pochlipując.
- Dobrze połóż się, a ja cie zbadam. - poprosił chirurg.
Po jakiś czasie odwrócił się do obu kobiet, stających nieopodal.
- Wszystko wskazuje na to, że to jest "ostre zapalenie wyrostka robaczkowego", trzeba operować. - poinformował je.
- Ojej i co teraz będzie! Przecież ja nie mogę mu zrobić tego zabiegu. - przeraziła się Ewa.
- No ty raczej nie powinnaś, jako jego ciotka. - zgodził się z nią.
- Mogę poprosić Wojtka i razem to zrobimy.
- Naprawdę mógłbyś? - spytała.
- Pewnie, że mogę, no chyba, że nie chcesz?
- Chcę.
Wszyscy razem ustalili, że potrzebna będzie zgoda rodziców dziecka. Ewa postanowiła, zadzwonić do Nowego Yorku mimo, że tam była dopiero 4 : 00 rano Jej koledzy robili w tym czasie małemu badania.Wykonała telefon, Agnieszka z początku bardzo się zmartwiła, ale siostra uspokoiła ją i wyjaśniła wszystko. Uzgodniły, że potrzebnie dokumenty wyślą przez internet Po załatwieniu wszystkich formalności doktorzy zabrali się do pracy. Kiedy obie z mamą wydeptywały ścieżkę pod salą gdzie odbywał się zabieg, podeszła do nich znajoma pielęgniarka Mariola.
- Dać wam coś na uspokojenie? - spytała.
- Nie trzeba. - podziękowały.
- Nie ma się czym martwić, mały jest w dobrych rękach. Byłam tam u nich przed chwilą i wszystko idzie dobrze. - zapewniała koleżanka.
Rozmawiała z nimi kilka minut, na koniec obiecała, że będzie do niego potem zaglądać. Operacja, przebiegła bez komplikacji. Chłopiec zniósł wszystko bardzo dobrze. Ewa przekonała się o tym, gdy Janusz pozwolił jej go zobaczyć.
Wychodziła z pracy późnym popołudniem, była zmęczona, bo dzień był pełen emocji. Kiedy schodziła schodami na dól spotkała Krzysztofa.
- Cześć podobno szukałaś mnie? - zaczepił ją.
- Cześć tak szukałam, bo chciałam Cie zawiadomić, że Patryk miał operację. - odpowiedziała.
- O! Co stało? - zaniepokoił się.
Opowiedziała mu co się wydarzyło.
- A kto się nim zajął? - zapytał.
- Wojtek i mój chłopak. - poinformowała go.
- Aha to dobrze.
- Wiesz co Ewa, ten twój Janusz wydaję się bardzo sympatyczny. Mieliśmy ostatnio okazję się poznać. - powiedział Krzysiek.
- Ha, ha, ha, to zabawne, mój były narzeczony chwali mojego obecnego. - śmiała się.
- Możesz mi nie wierzyć, ale mi naprawdę zależy na tym żebyś była szczęśliwa. Chociażby przez wzgląd na, to co nas kiedyś łączyło. - zapewnił.
Poprosił ją jeszcze, żeby skontaktowała się z nim, gdyby coś się działo z jego bratankiem i pożegnał się, bo przed budynkiem czekała na niego Sylwia.
Po powrocie do domu, odświeżyła się i przebrała, a potem odgrzała sobie wczorajszą zupę i zjadła jeszcze kilka kanapek. Była bardzo głodna, bo z nerwów przez cały dzień nie mogła nic przełknąć . Po jakimś czasie odezwała się jej komórka.
- Cześć kochanie.
- Cześć czy coś się stało? - spytała trochę przestraszona, kiedy w słuchawce usłyszała głos Janusza.
- Nie nic, tak tylko dzwonię, żeby zapytać, co słychać? - uspokoił ją z uśmiechem.
- Wszystko dobrze. Właśnie niedawno usiłowałam wyperswadować mojej siostrze chęć przyjazdu. Bardzo martwi się o syna. - odpowiedziała.
- Nie ma takiej potrzeby, nic się przecież nie dzieje. - zapewnił kolega.
- Wiem.
- Słuchaj Wojtkowi już dziękowałam, ale chciałam Tobie jeszcze raz podziękować, za to co zrobiliście. - powiedziała.
- Nie ma za co.
- Bardzo zmęczony? - spytała z troską.
- Nie jestem taki zmęczony, to naprawdę nie było nic skomplikowanego. - odparł.
- Biedny Fredzio, musiał tak długo siedzieć sam w domu. - zmartwiła się.
- Nie taki biedny, jak wróciłem z pracy poszliśmy na dłuższy spacer. - zaśmiał się.
- To dobrze. Pogłaszcz go ode mnie po łebku. - poprosiła.
- Właśnie to robię, siedzi przy moim łóżku.
- Wiesz co Ewuniu, podobno Twoja mama siedzi cały czas przy wnuku. Myślę, że powinna odpocząć.
- Dzięki, że mi mówisz, zadzwonię do ojca i poproszę, żeby ją stamtąd zabrał.
- Śpij dobrze, ściskam cie pa. - powiedział.
- Ty też pa.
Chłopiec nie mógł wrócić do rodziców we wcześniej ustalonym terminie. Lekarze obawiali się, że taka długa podróż w tak krótkim czasie po operacji, mogłaby go za bardzo zmęczyć.Na szczęście Krzysztof razem z żoną, wybierali się na kilka dni do "Stanów" w połowie września, pozałatwiać jakieś sprawy i mogli go ze sobą zabrać. Wszystko skończyło się dobrze.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 9



Rozdział dziewiąty

Rodzina z zagranicy




- Dzień dobry czy zastałem doktor Ewę? - spytał tata Ewy lekarza którego zastał w gabinecie lekarskim.
- Niestety nie, Ewa operuje. - odpowiedział Janusz.
- Aha to ja przyjdę później.
- A czy mogę w czymś pomóc, albo mam coś przekazać? - zapytał doktor.
- Nie dziękuje byłem u dyrektora i przy okazji chciałem zobaczyć się z córką.
- To może pan tu zaczeka? - zaproponował.
- Bardzo dziękuje, chętnie. - podziękował gość.
- To pan jest ojcem Ewy. miło m pana poznać. - powiedział.
Podszedł do mężczyzny i przedstawił się.
- Mnie również miło pana poznać. - powiedział ojciec Ewy i też się przedstawił.
- Proszę usiąść, czy czegoś się pan napije? - spytał znajomy córki.
- Jeśli można poproszę kawę.
- Wiele dobrego o panu słyszałem, panie Janie.- zagadnął Janusz, kiedy już obaj pili kawę.
Jan tak miał na imię ojciec Ewy.
- Ja o panu też, od córki, ale i od pana kolegów z tego szpitala. - pochwali Jan.
- Dziękuje bardzo.
- A jaki zabieg robi teraz moja córka?
- Robią razem z szefem operacje woreczka żółciowego. - odpowiedział lekarz.
Rozmawiali jeszcze dość długo, głównie o pracy, chociaż Jan był bardzo ciekawy jakie właściwie stosunki łączyły Janusza z jego dzieckiem, ale bał się o to zapytać, bo Ewa mogłaby być na niego zła potem, a poza tym takie pytanie byłoby niezręczne przy pierwszym spotkaniu.
Po jakimś czasie do pokoju weszła Ewa z szefem.
- Nie wiem jak Ciebie, ale mnie ta operacja dosyć zmęczyła. - powiedziała do niego z początku nie zauważywszy obydwu mężczyzn.
- O cześć tato ty tutaj? - powiedziała zaskoczona po chwili.
- Cześć Ewuś byłem w pobliżu i postanowiłem Cie odwiedzić. - zaśmiał się ojciec.
- Widzę, że Janusza już poznałeś. - powiedziała widząc obu panów siedzących na przeciwko siebie.
- Tak.
- Dzień dobry panie Janku. - przywitał się Wojtek.
- A dzień dobry.
- Co u Was słychać tato? - zapytała Ewa.
- Mamy sporo spraw, jutro po południu przylatuje do Polski Agnieszka z Robertem i dziećmi, a w sobotę idziemy na ślub, wiesz czyj. - odparł.
- No tak, to już w najbliższy weekend. - westchnęła.
- Dlaczego idziecie tylko na ślub? - spytała.
- Tak postanowiliśmy, Agnieszka i Robert będą też na weselu, a my idziemy tylko z grzeczności. - stwierdził ojciec.
- A wy i Łukasz z Edytą idziecie? - zwróciła się do Wojtka.
- Tak idziemy, ale też tylko na ślub. - odpowiedział kolega.
Zadzwonił telefon Jana.
- Cześć Bożenko. - powiedział do słuchawki.
Bożena to mama Ewy.
- Co się stało? - zapytał.
Rozmawiali przez kilka minut, ona szeptem poprosiła ojca żeby pozdrowił mamę.
- Słuchaj jestem teraz u Ewy w pracy, pozdrawia Cie. - powiedział do telefonu.
- Mama też całuje i pozdrawia. - przekazał przerywając na chwile rozmowę.
- Dzięki.
- Czy coś się stało? - spytała kiedy skończył.
- Nie nic, mama prosi żebym kupił parę rzeczy, wiesz przyjeżdżają goście z zagranicy. - odparł ze śmiechem Janek.
- No tak. - śmiała się również Ewa.
- Ewuniu mam do Ciebie prośbę, czy mogłabyś jutro przywieść z lotniska Agnieszkę z rodziną? Ja i mama jeszcze jutro pracujemy, bo potem mamy urlop, to nie będzie problemu, ale jutro nie damy rady. - poprosił ojciec.
- Tatusiu nie tłumacz się, ja chętnie ich przywiozę. O której mam pojechać? - spytała.
Podał jej godzinę, wstał, podszedł do niej i pocałował ją w policzek na pożegnanie potem podał rękę obydwu mężczyznom.
- Było mi bardzo miło pana poznać. - zwrócił się do Janusza.
- Mnie pana też. - odparł z uśmiechem kolega córki.
- No i co sądzisz o moim znajomym tatku? - zainteresowała się kiedy zeszli na dół.
- Po pierwszym spotkaniu wydaje się sympatyczny. - odpowiedział.
- Czy mogłabyś go zaprosić do nas na grila w następną niedziele?
- Ha, ha, ha, a czemu sam tego nie zrobiłeś?
- Jakoś się krępowałem. - odparł Jan.
- Dobrze córciu ja już muszę jechać, cześć.
- Do zobaczenia, jutro.
Wieczorem...
- A gdzie jest Fred, dlaczego go ze sobą nie zabrałeś? - zdziwiła się Ewa kiedy Janusz przyszedł do niej wieczorem.
- Nie zabrałem go, bo przyjechałem samochodem, mam dla Ciebie propozycje.Mój samochód jet duży, może się zamienimy na czas dopóki Twoja siostra z rodziną będzie w Polsce, żebyś mogła wygodnie ich wozić?
- Chcesz pożyczyć samochód obcej dla siebie kobiecie?
- Ty nie jesteś dla mnie obca, ja Cie kocham. - wyznał przyjaciel, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
- Ja Ciebie też Januszku. - przyznała się po chwili.
- No i jak dzisiejsza rozmowa z moim ojcem? - spytała kiedy siedzieli na kanapie przytuleni do siebie.
- Bardzo fajny mężczyzna, ale miałem wrażenie, że bał się mnie zapytać o nas, a bardzo miał na to ochotę. - roześmiał się znajomy.
Hi, hi, hi. - śmiali się oboje.
- Ty mu się też chyba spodobałeś, bo poprosił mi żebym zaprosiła Cie do nas na grila. - powiedziała.
- Nie wiem czy to wypada, teraz będziecie mieć gości? - zawahał się kolega.
- Wypada, wypada myślę, że tacie właśnie o to chodzi, żeby poznała Cie cała rodzina. - stwierdziła.
- Tym bardziej po tym co sobie wyznaliśmy, nic nie stoi na przeszkodzie. - wyszeptała Ewa i jeszcze mocniej przysunęła się do niego.
- Myślałem, że będziesz na mnie zła, jak powiem, że Cie kocham.
- Czemu miałabym być zła, wreszcie oboje wyznaliśmy co do siebie czujemy. - odparła.
- Ewuś będę już szedł, muszę jeszcze wyjść z psem. To co zamieniamy się samochodami? - spytał.
- Jeśli jesteś taki dobry to na te kilka dni tak. - zgodziła się.
Poszła do przedpokoju wyjęła z torebki dokumenty i kluczyki od swojego wozu i przyniosła mu je, a on dał jej swoje.
- Zejdę z Tobą do garażu i wstawię Twój samochód na miejsce swojego. - powiedziała.
- Jutro nie pracujesz? - zapytał kiedy stali już na podwórku przed jej autem.
- Niestety nie. - odparła trochę smutno.
- Szkoda.
- Zadzwonię do Ciebie wieczorem. - obiecał.
- To pa. - pocałowali się na pożegnanie potem od wsiadł do samochodu i odjechał.
Następnego dnia...
Ewa przyjechała na lotnisko dużo przed czasem i czekała na przylot samolotu.
- Witaj siostrzyczko! - krzyknęła Agnieszka, kiedy tylko ją zobaczyła i obie kobiety wpadły sobie w ramiona.
- Cześć Ewa. - przywitał się Robert.
- Cześć. - uściskała go szwagierka.
- Oj jak te wasze dzieci wyrosły. - dziwiła się Ewa spoglądając na Patryka, Pawła i Oliwkę.
- To fakt, rosną, nasza córeczka w październiku skończy rok. - powiedziała siostra.
- Mam nadzieje, że wiedzieliście, że to ja po Was przyjadę? - zapytała gości.
- Tak mama wczoraj do nas dzwoniła. - przytaknęli.
- Fajny masz samochód i bardzo duży. - stwierdziła Agnieszka kiedy zapakowali bagaże i ruszyli w stronę domu rodziców.
- Wóz nie jest mój tylko mojego przyjaciela. - przyznała Ewa.
- Powiedziecie co u Was słychać? - zainteresowała się.
- Wszystko po staremu, mamy dużo pracy trochę nam nie pasuje ten termin ślubu Krzyśka, ale wypadało przyjechać, to przecież nasza rodzina. - odpowiedziała młodsza siostra.
- Słuchaj Ewa ja mam wyrzuty z powodu tego co zrobił Ci mój brat. - zagadnął po chwili Robert.
- Nie miej wyrzutów, Krzysiek mi nic nie zrobił w końcu był tylko moim narzeczonym, a nie mężem i się rozstaliśmy, to się zdarza. Na pocieszenie powiem Wam, że nie jestem już sama. - uśmiechnęła się Ewa.
- Ewuniu, a czy Ela z Markiem i z Maciusiem są już Warszawie? - zapytała siostra.
- Nie jeszcze ich nie ma, przyjeżdżają we wtorek.
- Gdzie ja mam te klucze? - zastanawiała się głośno szperając w torebce.
- O są.
Otworzyła drzwi i wszyscy weszli do domu.
- Rozgośćcie się kochani, a ja wstawię ziemniaki, bo mama mnie o to prosiła. - odparła.
Po kilku minutach do przedpokoju wbiegła mama.
- Witajcie! - zawołała i ucałowała każdego.
- Nie wiesz czyje to auto stoi przed naszą bramą? - Bożena spojrzała pytająco na starszą córkę.
- Moje, a właściwie nie moje tylko pożyczone od znajomego. - poprawiła się Ewa.
- Aha.
Po jakimś czasie przyszedł tata i wszyscy usiedli do obiadu, kiedy skończyli panowie wzięli dzieci i wyszli na podwórko, a panie dalej rozmawiały.
- Agnieszko masz już kreacje na wesele? - zaciekawiły się mama i siostra.
- Jakąś tam mam, w ogóle cały ten ślub to jeden wielki niewypał. Moja teściowa ciągle nie może się pogodzić z tym, że Krzysiek żeni się z tą Sylwią. - odpowiedziała Agnieszka.
- Spotkałam ją nie dawno i jakoś nie wyglądała na rozżaloną tym faktem.. - powiedziała mama.
- A wiecie, że ja spotkałam Krzysztofa kilka tygodni temu. - przyznała się Ewa.
- Naprawdę , no i co? - zainteresowały się obie kobiety.
- No i nic, wypiliśmy razem kawę, ale rozmowa jakoś się nam nie kleiła.
- Ewuś miałam Ci powiedzieć, tata bardzo chwalił tego Twojego kolegę, którego wczoraj poznał u Ciebie w pracy. - zagadnęła po chwili milczenia matka.
- Powiem Wam coś. Janusz jest mi bardzo bliski i ja mu też, on jest jakby to powiedziała młodzież moim chłopakiem. - uśmiechnęła się Ewa.
Bożena podbiegła do niej za łzami radości w oczach i mocno ją uścisnęła.
- Córeńko jak się cieszę życzę Ci szczęścia. - wzruszyła się.
- Obie Ci życzymy. - wtrąciła się siostra.
Ewa spędziła cały dzień z rodziną, wróciła do domu późnym wieczorem. Postanowiła, że od razu wykąpię się i położy spać. Zamierzała pójść do łazienki, kiedy zadzwoniła jej komórka:
- Cześć nie przeszkadzam Ci ? - usłyszała głos Janusza po drugiej stronie.
- Cześć jak miło Cie słyszeć! - ucieszyła się.
- Nie, nie przeszkadzasz, właśnie niedawno wróciłam do domu.
- Jak Ci minął dzień? - zapytał.
- Bardzo fajnie, miło było spędzić czas z dawno nie widzianą rodzinką. - odparła.
- To super!.
- Ewuniu słuchaj może byśmy spędzili sobotni wieczór razem? Zrobię coś dobrego do zjedzenia, posiedzimy pogadamy. - zaproponował kolega.
- Wiesz jak lubię spędzać z Tobą czas, ale przykro mi nie mogę. Obiecałam już rodzicom że pomogę im się zająć dziećmi, kiedy Agnieszka i Robert będą na weselu. - powiedziała Ewa.
- Zaproponowałem Ci to bo nie chce żebyś była wtedy sama i myślała o tym co się tego dnia wydarzyło. No i moglibyśmy spędzić trochę czasu razem, ale to dobrze, że będziesz z swoimi rodzicami i z dziećmi siostry. - wyjaśnił znajomy.
- Dziękuje ci za troskę, ale po tym co sobie ostatnio wyznaliśmy Ty i ja, jakoś łatwiej mi jest pogodzić się z myślą że Krzysiek się żeni. - stwierdziła.
- Miło mi to słyszeć, kocham Cie Ewa.
- Ja Ciebie też.
- Śpij dobrze, do zobaczenia. - wyszeptał.
- Ty też pa.
Kilka dni później...
W niedziele Janusz przyjechał do Ewy, mieli razem jechać do jej rodziców na grila na, którego tata zaprosił ich w ubiegłym tygodniu.
- Czy myślisz, że dobrze robię zabierając ze sobą Freda.- wahał się przyjaciel.
- A dlaczego miałbyś go nie zabrać? - spytała.
- Nie wiem czy to wypada?
- Wypada, wypada tam są dzieci, będą zachwycone psem. - uspokoiła.
- Ha, ha, ha wyglądasz tak jakbyś miał tramę. - śmiała się Ewa.
- Bo trochę mam. - przyznał się.
- Nie bój się moja rodzina nie gryzie. - pocieszała go ciągle się śmiejąc.
Pojechali jego samochodem, kiedy wysiedli i weszli na podwórko, Ewa powiedziała:
- Witajcie chciałam Wam przedstawić Janusza, mojego chłopaka.
- To jest moja mama, to siostra i szwagier, to ich dzieci, a Elę i Marka już znasz. - przedstawiała po kolei.
On przywitał się ze wszystkimi.
Spędzili razem bardzo miłe popołudnie, rozmawiali, jedli potrawy z grila i ciasto, które upiekła Bożena z tej okazji, dzieciaki szalały z psem. Potem przyjechali jeszcze Wojtek z Dorotą, wszyscy świetnie się bawili.
- Bardzo fajny ten Janusz Ewuniu i z dużym poczuciem humoru. - chwaliły mama i siostry.
- Dzięki.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.


środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 8

Rozdział ósmy

Nieoczekiwane spotkanie




Nadszedł lipiec Ewa wzięła sobie urlop. Teraz często spotykali się z Januszem poza pracą co zauważyli ich znajomi, Dorota powiedziała do niej któregoś dnia, kiedy przyszła do pracy w odwiedziny:
- Strasznie się cieszę Ewuś.
- Z czego? - udała, że nie rozumie. - Z tego, że się spotykacie z Januszem. - odpowiedziała przyjaciółka.
- A z tego, wreszcie Wam się udało. - zaśmiała się.
- Hi, hi, hi co nam się udało?
- Dorotko nie udawaj, że nie wiesz, robiliście wszystko żebym wyszła za mąż. - odparła.
- Akurat dużo mogliśmy zrobić, ale czy to znaczy, że to coś poważnego i że bierzecie ślub? - zainteresowała się koleżanka.
- Ślubu jeszcze nie planujemy, ale nie ukrywam spotykamy się. - przytaknęła.
Do gabinetu lekarskiego wszedł Janusz.
- Cześć dziewczyny. - powiedział do nich, bo były tam tylko we dwie.
- Cześć.
- A co Ty tu robisz, przecież masz urlop? - zdziwił się gdy zobaczył Ewę.
- Miałam coś do załatwienia w kadrach. - odpowiedziała.
Podszedł do niej i pocałował w policzek na powitanie.
- Widzisz Dorota, to jest potwierdzenie moich wcześniejszych słów. - uśmiechnęła się Ewa, spojrzawszy na uradowaną znajomą.
- Naprawdę się cieszę, że jesteście razem. Już przed Twoim urlopem wydawało się nam, że coś Was łączy. - powiedziała Dorota.
- Nam? - spytali oboje zaciekawieni.
- Oj wiecie jaki jest Wojtek, czasem myślę, że jest gorszy niż nie jedna kobieta. Ostatnio plotkowali o Was z Łukaszem i Edytą, kiedy byli u nas z wizytą. - usprawiedliwiała się koleżanka.
Ha, ha, ha. - cała trójka zaczęła się śmiać.
- A wracając do ciebie moja droga - spojrzał na Ewę Janusz - mogłaś powiedzieć załatwiłbym ci tą sprawę.
- Trochę mi się nudziło, a po za tym chciałam Was odwiedzić. - odpowiedziała z uśmiechem.
- To miło. - przyznał.
- Napijecie się kawy? - zapytał koleżanki.
- Nie ja dziękuje, będę już szła. - powiedziała Ewa.
- Ja przyszedłem, a Ty uciekasz?
- Muszę. - odpowiedziała i spojrzała na Janusza z czułością.
- Trudno. - posmutniał.
- Wieczorny wspólny wypad do kina aktualny? - zapytała.
- Pewnie przecież wiesz, że lubię się z Tobą spotykać. - odpowiedział.
- Wiem to miłe co mówisz, ja też bardzo Cię lubię. - odparła z uśmiechem.
- W takim razie do zobaczenia wieczorem, pa - pożegnała się z przyjacielem.
- Pa.
- Cześć. - powiedziała do koleżanki.
- Poczekaj Ewa, odprowadzę Cię na dół. - zaproponowała Dorota.
- Fajnie razem wyglądacie. - powiedziała do Ewy znajoma, kiedy wyszły z gabinetu.
- Dzięki.
- Wiesz co Dorota Janusz stał mi się bliski. - stwierdziła Ewa.
- To fajnie, ale czy Ty też jesteś mu bliska? - zainteresowała się znajoma.
- Raczej tak, wiele nas łączy, lubimy razem chodzić do kina, słuchać muzyki, spacerować, byliśmy nawet w dyskotece. Czytamy podobne książki, oboje lubimy gotować, a przede wszystkim dużo ze sobą rozmawiamy. Zastanawiam się tylko czy kiedyś pokocham Janusza tak jak Krzysztofa.
- Patrząc na Was wydaje mi się, że kiedyś pokochasz go równie mocno. - powiedziała koleżanka. - Obyś miała racje, bo nie chciałabym go skrzywdzić.
- Masz jakieś wiadomości o Krzyśku? - zapytała Dorota.
- Tak jest już w Polsce. Nawet moi rodzice dostali zaproszenie na ślub i wesele.
- O! To znaczy, że on był u Twoich rodziców? - zdziwiła się znajoma.
- Nie zaproszenie przyszło pocztą.
- I co rodzice się wybierają? - spytała przyjaciółka.
- Nie wiem wahają się, ale chyba pójdą, ze względu na Agnieszkę i Roberta. - odpowiedziała Ewa.
- No faktycznie, oni są przecież rodziną z Krzysztofem. - przypomniała sobie przyjaciółka.
Zeszły razem na dół, rozmawiały jeszcze kilka minut przed szpitalem potem Ewa wsiadła do samochodu i odjechała.
Kilka dni później...
Pewnego popołudnia Ewa wybrała się na zakupy, chodziła po sklepach z ubraniami. Kupiła sobie nową sukienkę i spodnie, potem wybrała się na spacer, chodziła trochę bez celu po ulicach. Nagle usłyszała za sobą głos, odwróciła się i zobaczyła Krzysztofa. Stanęła jak sparaliżowana, nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- Cześć nie poznajesz mnie?
- Cześć poznaje. - powiedziała sucho.
- Co słychać? - zapytał.
- No wiesz trudno streścić kilka lat życia w ciągu kilku minut! - odparła z ironią.
- Może jednak spróbujemy porozmawiać, tu niedaleko jest kawiarnia. Może tam usiądziemy i wypijemy kawę? - zaproponował.
Sama nie wiedziała czemu się zgodziła, ale poszli razem.
- Ewa czy Ty masz do mnie żal? - spytał, kiedy już usiedli przy stoliku i zamówili małą czarną.
- Powiem Ci jedno, bardzo Cię kochałam i jak wyjechałeś tęskniłam za Tobą, a potem, kiedy już prawie się ze mną nie kontaktowałeś, było mi bardzo smutno, byłam wściekła, że mi tego nie powiedziałeś wprost, że na razie nie wracasz. - odpowiedziała Ewa.
- Ja też Cię bardzo kochałem Ewa, kto wie może gdybyś wtedy wyjechała ze mną pewnie nasze losy potoczyłyby się inaczej.
- Czy Ty mnie za wszystko obwiniasz? - rozzłościła się Ewa.
- Nie.
- Cóż mogę teraz powiedzieć, po prostu przepraszam. - powiedział Krzysztof.
- Ale nie jesteś teraz sama? - zainteresował się.
- Nie teraz już nie jestem sama, mam kogoś. - przytaknęła.
- To dobrze mam trochę mniejsze wyrzuty sumienia, bo możesz mi nie wierzyć, albo nie, ale je mam. - przyznał.
- Słyszałem, że nie źle sobie radzisz w chirurgii? - zagadnął po chwili Krzysiek.
- Od kogo słyszałeś? - spytała Ewa.
- Byłam u Was w szpitalu, bo złożyłem podanie o pracę i rozmawiałem z Wojtkiem, chwalił Cie. - odpowiedział.
- Chcesz u nas pracować? - zdziwiła się.
- Tak, a co masz coś przeciwko temu? - zapytał.
- A co ja mam do tego? Przyda nam się ginekolog z Twoim doświadczeniem w naszym szpitalu. - odparła.
- Nie złość się, jeśli powiesz, że nie chcesz żebym pracował w Was to, poszukam sobie innej pracy. - uśmiechnął się.
- Jest mi to obojętne. - stwierdziła.
- Czy Twoja przyszła żona też będzie u nas pracować? - zaciekawiła się.
- Nie.
- No właśnie mój ślub. Może byś przyszła? Zapraszam!
- Dziękuje, ale nie skorzystam. - powiedziała.
Miała już dość tej rozmowy, podziękowała za kawę, pożegnała się i wyszła. Zaraz potem zadzwoniła do Janusza.
- Cześć czy możemy się spotkać wieczorem? - zapytała, kiedy odebrał.
- Cześć chętnie, tylko gdzie i o której?
- Możecie przyjść do mnie o której chcecie będę w domu. - odpowiedziała.
- Ewuniu czy coś się stało, masz zmieniony głos? - zaniepokoił się.
- Jak się spotkamy to Ci opowiem. - stwierdziła Ewa.
- Dobrze przyjdziemy z Fredem, do zobaczenia.
Wieczorem...
- Cześć jak się masz? - zapytał od progu kolega.
- Cześć teraz już lepiej. - przyznała.
- Co się stało? - zapytał.
- Zrobię coś do picia i opowiem Ci. Czego się napijesz?
- Herbaty jeśli można. - poprosił.
Przyniosła herbatę, usiadła obok niego i zaczęła opowiadać.
Spotkałam dziś mojego byłego narzeczonego. Powiedział mi, że gdybym wtedy z nim wyjechała, nasze losy potoczyły by się inaczej, poczułam się tak jakby to mnie obwinął za nasze rozstanie.
- Rozumiem Cię. - powiedział.
- Janusz przytul mnie proszę, nic nie mów tylko mnie przytul.
On przygarnął ją mocno do siebie i zaczął gładzić i całować jej włosy, a ona głośno szlochała. Teraz była już związana z Januszem, ale była wściekła na Krzysztofa za to co jej powiedział, dlatego płakała. Ochłonęła po kilku minutach, widząc to Fred podszedł do niej i polizał ją po ręku, co wywołało uśmiech na twarzach zarówno jej jak i jego pana.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 7

Rozdział siódmy

Kolacja




Po trzech dniach od powrotu z Krakowa Janusz dał Ewie klucze od swojego mieszkania, poprosił ją o opiekę nad Fredem, kiedy od będzie w delegacji i wyjechał. Następnego dnia Ewa spacerowała z psem koło swojego bloku, naglę usłyszała głos mamy:
- Cześć Córciu, kupiłaś sobie psa?
- Cześć mamo! Nie to nie mój pies tylko kolegi, ja się nim tylko opiekuje bo on wyjechał. - wyjaśniła.
- Nie tłumacz się przecież ja zapytałam tylko czy jest twój. - zażartowała mama.
- No Fredziu dosyć spaceru, wracamy do domu! - zawołała Ewa.
- Mamusiu zapraszam Cię do siebie na kawę.
- Chętnie, jestem trochę zmęczona tymi zakupami.
- To dlaczego nie wzięłaś samochodu? - spytała córka.
- Słuchaj nie miało tego być aż tak dużo na większe zakupy, miałam pojechać z ojcem, a teraz kupić tylko kilka rzeczy ale jak zaczęłam brać z półek to trochę się tego uzbierało, a rachunek przy kasie, szkoda mówić.
- Odwieść Cię nie mogę mamuś, bo nie mam samochodu, ale potem Cie odprowadzę.
- O !, a co się stało z Twoim autem? - zaniepokoiła się matka.
- Zepsuło się i od tygodnia jest w warsztacie, jutro dopiero odbieram.
- Kawa czy herbata, a może coś zimnego? - zapytała Ewa, kiedy już weszły do mieszkania córki razem z psem.
- Wiesz co zrób mi małą kawę.
- To czym byłaś w Krakowie, pociągiem? - zainteresowała się mama.
- Byłam z kolegą z pracy ma tam rodzinę i akurat do nich jechał, więc się z nim zabrałam. - odpowiedziała.
- O to fajnie!
- Ela Ci nie mówiła, że z nim byłam? - zaśmiała się.
- Nie jak dzwoniła to mówiła, że byłaś, ale nie mówiła, że z kimś.
- Ewa czy to coś poważnego?
- Nie to nic poważnego, to tylko przyjaciel mamo.
- Aha trochę szkoda. - zasmuciła się matka.
- A, co tam u Eli? - zapytała.
- Wszystko dobrze, o tym, że wracają do Warszawy i, że Ela jest w ciąży, to chyba wiecie?
- Tak wiemy. - przytaknęła.
- Wiesz mamuś jak byłam tam u nich przez te dwa dni, trochę im pozazdrościłam. Normalnie sielanka, ja też bym tak chciała. - westchnęła Ewa.
Mama przytuliła ją i powiedziała.
- Ty też będziesz jeszcze szczęśliwa, ja w to wierzę.
- Mamo , a Agnieszka do Was dzwoni? - spytała po chwili milczenia.
- Tak dzwoni, zresztą nie długo będziemy mieli okazję się z nimi spotkać. Przylatują na ślub Krzyśka.
- A no tak faktycznie, ale to nic dziwnego, przecież Krzysiek i Robert to bracia. - stwierdziła córka.
- Ewuniu, a słyszałaś najnowsze wieści?
- Jakie?
- Spotkałam niedawno Alę i mówiła mi, że Krzysztof z przyszłą żoną wracają na stałe do Polski. Ta Sylwia podobno już tu jest, a on przylatuje w przyszłym miesiącu.
Ala była matką Krzyśka.
Ewę ta wiadomość zbiła z nóg, nie dała tego po sobie poznać, ale w duszy było jej bardzo smutno, a jednocześnie była wściekła. Jak on mógł mi coś takiego zrobić. - pomyślała.
Rozmawiały z matką jeszcze ponad godzinę potem odprowadziła ją do domu.
Następnego dnia...
Po południu Ewa odebrała samochód z warsztatu, a później zrobiła zakupy. Kupiła rybę, mięso i ser. Postanowiła, że na jutrzejszą kolacje zrobi zupę rybną, pieczeń i sernik. Wieczorem wrócił Janusz.
- Cześć Tak myślałem piesku, że cię tu znajdę. - powiedział kiedy tylko zobaczył przybiegającego do niego psa.
- Cześć zrobiło mi się go szkoda, ale światło w Twoim mieszkaniu paliliśmy co wieczór. - usprawiedliwiała się ze śmiechem.
- Wejdź! - zaprosiła.
- Wiesz nie będę wchodził, jestem trochę zmęczony.
- Nie za bardzo Ci dokuczył? - zapytał.
- Nie to bardzo fajny pies, zastanawiam się nawet czy sobie takiego nie kupić.
- Jeszcze raz dziękuje Ci za pomoc. - podziękował.
- Drobiazg.
- W takim razie oddaje klucze i ponawiam zaproszenie na jutrzejszy wieczór na kolacje przyjdź z Fredem. - powiedziała podając mu je.
- Dzięki, jeśli nie masz innych planów to chętnie przyjdziemy.
- O której? - spytał.
- O 20:00 może być?
- Może w takim razie do zobaczenia do jutra. - pożegnał się.
- Cześć!
W sobotę...
Przed południem Ewa przygotowała wszystko, wieczorem wykąpała się, upięła włosy i włożyła swoją ulubioną sukienkę. Punktualnie o umówionej godzinie zadzwonił dzwonek. W drzwiach stał Janusz, trzymając w ręku herbacianą róże i czekoladki. Był ubrany w jasny garnitur, wyglądał w nim tak elegancko, że Ewie aż nogi ugięły się z wrażenia.
- Wejdź! - zaprosiła.
- Cześć proszę! - powiedział podając jej kwiat i pudełko.
- Cześć
- Dziękuje.
- Zapraszam dalej!! - wskazała ręką pokój.
Pies ochoczo skorzystał z zaproszenia, a jego pan podążył za nim.
- Ładnie mieszkasz. - odparł, kiedy po kilku minutach weszła niosąc kwiat w wazonie.
- Dzięki. - Skąd wiedziałeś, że najbardziej lubię ten gatunek róż, ktoś Ci mówił? - spytała.
- Nie wiedziałem, ale jeżeli je lubisz to bardzo się cieszę, że sprawiłem Ci przyjemność. - uśmiechnął się.
- Czego się napijesz? - zapytała.
- Masz wodę mineralną?
- Tak.
- To poproszę.
- Już przynoszę. Za parę minut podam zupę rybną, a potem pieczeń, kartofelki już dochodzą. Mam nadzieję, że lubisz te potrawy? - zapytała.
- Lubię.
Kolacje jedli rozmawiając.
- Jak było w delegacji? - zaciekawiła się.
- Muszę przyznać, że trochę nudno! - stwierdził żartem.
- A co u nas w pracy?
- Po staremu. - odpowiedziała Ewa.
- Odebrałaś już samochód? - zainteresował się.
- Tak wczoraj. - powiedziała.
- I jak wszystko naprawione?
- Tak, ale zastanawiam się czy go nie sprzedać. - odparła.
- Aha.
Ewa nastawiła muzykę, okazało się, ze lubią podobną. Potem przyniosła sernik, lody z owocami i kawę. Gadali jeszcze długo zupełnie na luzie, w pewnym momencie Janusz spytał:
- Czy mi się wydaję, czy coś Cię gnębi?
- Nie dawno dowiedziałam się, że Krzysiek, wiesz który po ślubie zostaje z żoną w Polsce. Ta informacja się potwierdziła, bo wczoraj ją widziałam.
- Jestem zła, bo dla mnie nie wracał, a z nią będzie tu mieszkał!!! - powiedziała prawie z wściekłością w głosie.
- Rozumiem Cię.- Podszedł do kanapy na, której siedziała, objął ramieniem i pocałował.
- Przepraszam. - powiedział, kiedy zorientował się co zrobił.
- Kolacja była pyszna dzięki.
- Ja już pójdę cześć - pożegnał się zmieszany.
- Cześć - odpowiedziała lekko oszołomiona Ewa.
Przez kilka następnych dni nie spotykali się. Któregoś dnia na dyżurze ona zaczepiła Janusza:
- Słuchaj czy Ty mnie unikasz?
- Ewa jest mi głupio, po tym co zrobiłem, co Ty sobie o mnie pomyślałaś. - odparł.
- Nic takiego przecież się nie stało.
- Ty się naprawdę nie gniewasz? - upewnił się.
- Hi, hi hi! Pewnie, że nie. Nie wiedziałam, że Ci się podobam?
- Ty mi się bardzo podobasz! - odpowiedział.
- Powiem Ci jeszcze coś, ten pocałunek był bardzo miły. - szepnęła.
  Uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek
.

Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 6

Rozdział szósty

Wspólny wyjazd




Następnego dnia po tym jak okazało się, że samochód Ewy jest zepsuty, zadzwonił jej telefon.
- Słucham!
- Cześć to ja. - w słuchawce usłyszała głos Janusza.
- Cześć.
- Słuchaj może zajadę po Ciebie, bo mówiłaś wczoraj, że masz rano dyżur? - zaproponował kolega.
- Jeśli to dla Ciebie nie kłopot, właśnie się zastanawiałam jak się dostanę do pracy. - powiedziała Ewa.
- Żaden kłopot zaraz u Ciebie będę.
- Dzięki za pomoc, niby to tylko samochód, ale potrafi zdezorganizować życie jak się zepsuje. - stwierdziła kiedy wsiadła do auta przyjaciela.
- Dla mnie to drobiazg i tak jadę do pracy. - roześmiał się.
- Oby z tym moim wozem nie było nic poważnego, bo miałam plany na weekend. - myślała głośno.
Po południu po pracy pojechali razem do warsztatu, mechanik powiedział, że będzie potrzebny generalny remont silnika i że to potrwa ze dwa tygodnie bo musi sprowadzić części.
- No i z moich planów nici ! - odparła ze złością, kiedy już wracali do domu.
- Mogę wiedzieć jakie to plany? - zainteresował się znajomy.
- Możesz, chciałam w piątek jechać do siostry, do Krakowa, ale w takiej sytuacji chyba nie pojadę, bo pociągiem mi się nie chcę, a samochodu od ojca też nie będę pożyczać. - odpowiedziała.
- Wiesz co Ewa mam pomysł, ja już dawno nie byłem u rodziców w Krakowie, więc może pojedziemy razem i odwiedzimy rodzinkę ty swoją, a ja swoją? - odezwał się po kilku minutach Janusz.
- Czy ja wiem. - wahała się.
- Dobrze, dobrze zastanów się i daj mi odpowiedz. - odparł zerkając na nią z uśmiechem.
W piątek rano...
Ewa zgodziła się po namyśle na ich wspólny wyjazd, umówiła się z Januszem w czwartek, ze przyjedzie po nią nazajutrz rano. O ustalonej godzinie usłyszała dźwięk domofonu.
- Cześć wejdź na górę! - zawołała nawet nie pytając kto to, bo widziała przez okno jak podjeżdża.
- Cześć nie będę wchodził, bo w samochodzie czeka na mnie Fred. - powiedział, kiedy otworzyła mu drzwi.
- Dobrze to już schodzę.
- Może ja wezmę tę torbę od Ciebie? - zaoferował się spoglądając na nią, gdy się pojawiła.
- Podała mu ją.
- Jak się masz Fred. - powiedziała przyjaźnie do psa, kiedy już wsiedli do wozu.
Pies zaszczekał radośnie.
- Chyba Cię polubił. - śmiał się jego pan.
- Nie wiem myślę, że trudno kogoś polubić, kiedy się go widziało jeden raz, ale może ja też bardzo lubię zwierzęta. - odrzekła również ze śmiechem.
- Psy wyczuwają dobrych ludzi. - stwierdził kolega.
- Musiałem go wziąć ze sobą bo nie mam z kim go zostawić. - wyjaśnił.
Jakiś czas jechali w milczeniu, tylko z włączonego radia leciała przyjemna muzyka. Po godzinie Janusz zapytał;
- Ewa Twój ojciec to chyba ktoś bardzo sławny i zdolny, bo jego pojawienie się w szpitalu na tej operacji, którą robiliście razem w tym tygodniu wywołało nie małe poruszenie?
- Czy ja wiem czy tata jest sławny, ma już sporo lat praktyki i bardzo lubi to co robi, ja zresztą odziedziczyłam po nim to pasję do zawodu. - stwierdziła.
- I talent. - dodał. z uśmiechem.
- Miło mi, że tak uważasz.
- Poznałeś mojego tatę?
- Nie jeszcze nie miałem okazji.
W połowie drogi zatrzymali się na stacji benzynowej, najpierw pochodzili trochę z psem, a potem w barze zjedli po zapiekance i wypili kawę.
- Może chcesz poprowadzić? - zaproponował, kiedy stamtąd wyszli.
- Nie którzy nie lubią jak się prowadzi ich auto, a oni siedzą obok. - powiedziała.
- Mnie to nie przeszkadza, po za tym chętnie zobaczę jak ty jeździsz. - zaciekawił się.
Zaśmiała się i zajęła miejsce za kierownicą, on usiadł po drugiej stronie. Podróż minęła im szybko, kiedy już prawie dojeżdżali na miejsce Ewa wyznała.
- Wiesz Janusz, znamy się dość krótko, a mnie się z Tobą rozmawia jak ze starym dobrym znajomym, wzbudzasz moje zaufanie.
- Miło mi, mnie z Tobą też się bardzo fajnie spędza czas. - odparł i po raz pierwszy spojrzał na nią wymownym wzrokiem.
To spojrzenie nie dawało jej spokoju potem jeszcze długo o tym myślała.
- O której chcesz wracać w niedzielę? - zapytała.
- Myślę, że jak wyjedziemy o 15, 16 to wystarczy, a jakby co to zadzwonimy do pracy, że wracamy w poniedziałek. - za żartował.
- Wiesz ile byłoby gadania. - powiedziała również śmiejąc się.
- Ewa jesteśmy przecież dorosłymi ludźmi.
- Powiedziałeś komuś, że jedziesz do Krakowa?
- Tylko Wojtkowi. - odpowiedział. - Ja powiedziałam z kolei Dorocie, już słyszę jej pytania, bo to, że skojarzą, że wyjechaliśmy razem to więcej niż pewne, bo wiedzieli, że zepsuł mi się samochód.
Oboje zaczęli się śmiać.
Podjechali do miejsca gdzie mieszkała siostra Ewy z rodziną uzgodnili, że się zdzwonią w niedzielę rano, pożegnali się i on odjechał.
U Eli...
Wieczorem po kolacji, kiedy Marek kładł Maciusia do łóżka, a Ewa pomagała zmywać naczynia Ela zapytała:
- Ewa czy Ty przyjechałaś pociągiem, bo Twojego wozu nie widzę?
- Nie ja przyjechałam z kolegą z pracy samochodem, ma tu rodzinę w Krakowie i akurat tu jechał, a mnie w tygodniu zepsuło się auto. - odpowiedziała.
- A z kolegą!!!
- No co? - zaśmiała się Ewa.
- Ja nic nie mówię. - odparła Ela.
- Powiedz lepiej co u Was, kiedy wracacie do Warszawy i czy masz już tam pracę? - zaciekawiła się.
- Nie mam i na razie nie szukam. - odrzekła siostra.
- Czemu?
- Bo jestem w trzecim miesiącu ciąży! - powiedziała z radością w głosie Ela.
- To super!
- Ewa czy Ty wiesz, że Krzysiek się żeni?
- Tak wiem ojciec mi mówił. - przytaknęła.
- A Ty Ela skąd o tym wiesz, Agnieszka do ciebie dzwoniła?
- Agnieszka też, ale rozmawiałam kiedyś z Piotrem. - powiedziała siostra.
- Ty jesteś w kontakcie z Piotrem, Marek nie jest zazdrosny?
- Nie, nie jest, nawet ze sobą rozmawiają, wiesz mnie z nim nie łączyły takie stosunki jak was z chłopakami. - zaśmiała się gospodyni.
- Ewuś, a czy tata wspomniał Ci, że ślub i weselę Krzyśka będą w sierpniu w Warszawie?
- Nie o tym nie mówił.
- Agnieszka narzekała, że jej teściowie nie przepadają za tą Sylwią zresztą wyczułam z jej tonu, że ona też. - odparła Ela.
- Wiesz co nie bardzo mnie interesuje co teraz robi mój były narzeczony!- oburzyła się Ewa.
- Przepraszam nie chciałam Cię urazić.
Ewa spędziła z rodziną bardzo miłą sobotę.
- Lubisz dzieci siostrzyczko, dobrze byłoby mieć własne. - powiedziała mama Maciusia.
- No cóż tylko z kim? - westchnęła ciocia chłopca.
- A ten kolega z którym się zabrałaś jadąc do nas? - zaciekawiła się siostra.
- To tylko przyjaciel.
Kiedy Janusz zadzwonił do Ewy w niedzielę rano z pytaniem, kiedy wyjeżdżają Ela pod powiedziała jej żeby zaprosiła go na kawę. Przyjechał po południu z kwiatami dla pani domu i z samochodem dla małego, zarówno prezent jak i pies Fred wzbudziły wielką sympatię brzdąca do kolegi cioci. Rozmawiało im się bardzo dobrze po godzinie zaczęli zbierać się do wyjazdu.
Siostra na pożegnanie szepnęła Ewie do ucha;
- Tak trzymaj, to jest super facet!
Ewa uśmiechnęła się,
- Jak wizyta u rodziny? - zapytał znajomy w drodze powrotnej.
- Super! - odpowiedziała z entuzjazmem.
- A Twoja?
- Też świetnie. - odpowiedział.
- Mój siostrzeniec Cię polubił. - odrzekła Ewa.
- Ja też bardzo lubię dzieci nawet kiedyś zastanawiałem się czy nie zostać pediatrą . - przyznał.
- A Twoja siostra ma dzieci? - zainteresowała się.
- Tak ma dwóch synów.
- Dziękuje Ci, że mogłam z Tobą pojechać, a w rewanżu za tę podróż zapraszam Cię w przyszłym tygodniu do siebie na kolację. - powiedziała, kiedy przed północą podjeżdżali pod jej blok.
- Chętnie, ale gdzieś dopiero w sobotę bo w tygodniu wyjeżdżam w delegację. - podziękował.
- Ewa trochę krępuje się Ciebie prosić, ale czy nie mógłbym Ci zastawić moich kluczy od mieszkania i Freda wiem, że to kłopot, ale wyjeżdżam na trzy dni i nie bardzo wiem co mam z nim zrobić. - poprosił Janusz.
- Ja chętnie się nim zajmę. - zgodziła się.
- To super! - ucieszył się.
Jeszcze raz podziękowała mu za wspólny wyjazd, pożegnali się, wzięła torbę i wysiadła, a on pojechał do siebie.



Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 5

Rozdział piąty

Zaskakująca wiadomość




Przez kilka dni po spotkaniu z Januszem w życiu Ewy nic szczególnego się nie działo. Kilka razy pomyślała o tym co jej powiedział o sobie. Doszła do wniosku, że ich losy są do siebie podobne, on był po przejściach i ona w jakimś stopniu też. Któregoś dnia po pracy pojechała do rodziców. Kiedy weszła do domu zastała ich oboje w kuchni, tata akurat jadł obiad.
- Cześć. - powiedziała.
- Cześć. - odpowiedzieli oboje.
- Smacznego tato.
- Dziękuje.
- Co u Was?
- Wszystko dobrze. - odparł ojciec.
- A co u Ciebie?
- Jakoś leci. - odrzekła Ewa.
- Mam kotleta schabowego i ziemniaki, może zjesz córciu? - zaproponowała mama.
- Chętnie.
- A Ty już jadłaś mamo? - zapytała.
- Tak właśnie skończyłam zanim weszłaś.
Mama nałożyła jej ziemniaki i kotlet.
- Super ten kotlet mamo! - powiedziała jedząc z apetytem.
- Ja robię zawsze tak jak Ty, ale mnie takie dobre nie wychodzą. - stwierdziła Ewa.
- Schudłaś chyba znowu ostatnio. - powiedział tata patrząc na nią.
- Nie wiem może i schudłam, ostatnio dużo pracuję.
- Właśnie miałem do Ciebie dzwonić. Wasz dyrektor poprosił mnie, żebym operował u was w szpitalu pacjenta, ale ja chce, żebyś mi asystowała.- odparł ojciec.
- Dobrze tato, co prawda jeszcze nigdy razem nie operowaliśmy, ale możemy spróbować. - powiedziała.
- A kiedy to ma być? - zapytała.
- W przyszłym tygodniu. - odpowiedział.
- A co po za tym u Ciebie Ewuniu? - spytał tata.
- Jeśli pytasz o moje życie towarzyskie, to byłam w sobotę na kawie z nowym kolegą z pracy.
- O, to ciekawe, czyżbyś wreszcie zamierzała wyjść za mąż? - zainteresował się.
- No wiesz tato jedna kawa i wspólna praca jeszcze nie świadczy o tym, że będziemy małżeństwem. - zaśmiała się Ewa.
- Nie mówię o kawie, mówię o tym, że to fajnie, że znowu się interesujesz mężczyznami bo po wyjeździe Krzysztofa nie za bardzo się z kimś spotykałaś.
- Tato Krzysiek wyjechał, a moje wszelkie próby spotykania się z mężczyznami kończyły się kolejnymi rozstaniami, ja go bardzo kochałam. - westchnęła.
- Wiesz co Ewuś my jakoś czujemy się winni, że chcieliśmy żebyś wyszła za Krzysztofa. - wtrąciła się mama.
- Mamo dlaczego czujecie się winni? Przecież gdybym ja nie chciała to nikt by mnie nie zmusił żebym się zakochała w nim. - powiedziała.
- Córcia mieliśmy Ci o tym na razie nie mówić, ale nie dawno spotkałem Stefana, powiedział mi, że Krzysztof nie długo się żeni. - odrzekł ojciec.
Stefan był ojcem Krzysztofa.
- O jestem trochę tym zaskoczona, ciekawe czy z jakąś Amerykanką? - zastanawiała się głośno.
- Nie podobno z Polką z jakąś Sylwią, koleżanką ze studiów.- odpowiedział tata.
Ewa pamiętała Sylwię, nigdy jej nie lubiła, były swego rodzaju rywalkami. Sylwii zawsze Krzysztof się podobał.,,Cóż jej się udało" - pomyślała.
Rozmawiała jeszcze trochę z rodzicami o różnych rzeczach potem umówiła się z ojcem, że do niego zadzwoni w sprawie tej wspólnej operacji, pożegnała się z nimi i wróciła do domu. Wieczorem długo nie mogła zasnąć, myślała o tym co powiedział ojciec, to co usłyszała jakoś dziwnie bolało.
Następnego dnia...
Obudziła się w złym humorze, bolała ją głowa ciągle nie mogła zapomnieć o tym czego się wczoraj dowiedziała. Na śniadanie wypiła tylko kawę, nie miała apetytu, kiedy zeszła na dól do samochodu okazało się, że nie chce zapalić co ją wprawiło prawie we wściekłość. W pracy po skończonej wspólnej operacji Janusz zapytał:
- Ewa czy coś się stało jesteś jakaś zdenerwowana?
- Nic samochód mi się zepsuł i jestem zła. - odpowiedziała.
Pod koniec dyżuru kolega spytał.
- Skoro nie masz samochodu to może Cię podwieźć?
- Chętnie. Wyszli ze szpitala i wsiedli do jego samochodu przez jakiś czas jechali w milczeniu w końcu on odezwał się.
- Tu chyba jednak nie chodzi tylko o zepsute auto?
- Masz racje to nie tylko to, ale nie będę Ci tym zawracać głowy.
- Jeżeli chcesz się wygadać, chętnie Cię wysłucham. - odparł.
- Wiesz co mam propozycje zapraszam do siebie, wypijemy kawę, pogadamy. - zaproponował.
- Dobrze. - zgodziła się.
Janusz podjechał pod swój blok, weszli na górę, otworzył drzwi na jego widok do przedpokoju przybiegł owczarek niemiecki. Gdy zobaczył obcą osobę zaczął szczekać.
- Spokój. - powiedział uspokajając zwierzę i głaszcząc go po głowie.
- To jest mój pies, wabi się Fred.
- Słuchaj rozgość się, a z nim na chwilę wyjdę.
Ewa weszła do pokoju wskazanego przez Janusza i usiadła na kanapie. Pokój był jasny, przytulny, gustownie urządzony. Po kilku minutach wrócił właściciel razem z czworonogiem. Tym razem pies wbiegł do pokoju już nie co przyjaźniej nastawiony do gościa. Po jakimś czasie usłyszała głos kolegi.
- Kawa czy herbata? - Może herbata bo dziś już wypiłam dwie kawy.
Ewa wstała, podeszła do psa i zaczęła go głaskać. Dwadzieścia minut później wszedł Janusz niosąc talerze i sztućce potem przyniósł pól misek z gorącymi gołąbkami.
- Pójdę jeszcze po herbatę.
Po co robiłeś sobie tyle kłopotu? - zawstydziła się Ewa.
- To żaden kłopot, po prostu poczęstuje Cię obiadem. - zaśmiał się.
- Gdzie mogę umyć ręce? - zapytała.
Wskazał jej łazienkę.
- Widzę, że mój pies Cię już polubił? - stwierdził kiedy już usiedli.
- Chyba tak.
- Wiesz, psy tej rasy to jedne z moich ulubionych. - odparła Ewa.
- Naprawdę! moja też.
- Częstuj się. - zachęcił.
Nałożyła sobie gołąbka na talerz.
- Sam sobie gotujesz? - zainteresowała się jedząc.
- Tak, nawet to lubię. - odrzekł.
- Ta twoja Daria to chyba nie wie jakiego faceta straciła? - zastanawiała się głośno.
- Jak widzę masz wiele atutów, nawet gotować umiesz. - śmiała się.
- Widocznie moje umiejętności kulinarne dla niej się nie liczyły. - powiedział.
- To co Cię tak zdenerwowało? - zapytał po chwili.
Zaczęła mu opowiadać o tym co powiedzieli jej wczoraj rodzice o Krzysztofie, o tym co teraz czuje, co myśli. Na koniec powiedziała:
- Teraz myślę, że on wcale mnie nie kochał, bo gdyby coś do mnie czuł to by wtedy nie wyjechał, a najbardziej mi przykro, że nie miał odwagi mi tego powiedzieć.
- Nie wiem nie znam go, ale domyślam się jak się czujesz. - stwierdził
Gadali jeszcze ze dwie godziny o różnych sprawach, bardzo dobrze im się rozmawiało, wymienili się też numerami telefonów. Wreszcie Ewa wstała.
- Dzięki za obiad i za to, że mogłam się wygadać.
- Drobiazg. - uśmiechnął się Janusz.
- Może ja Cię odprowadzę, przy okazji zobaczę co z tym Twoim autem?- zaoferował się.
- Znasz się na reparacji samochodów?
- Czy się znam to zobaczymy, ale zerknąć mogę, drobne naprawy w swoim wozie robię sam.
- Fred wychodzimy! - zawołał
Kiedy przyszli pod blok Ewy i kolega zajrzał do silnika okazało się, że to będzie większa naprawa. Umówili się, że jutro Janusz pomoże jej odstawić samochód do warsztatu i pożegnali się.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 4

Rozdział czwarty

Spotkanie z Januszem




W poniedziałek rano Dorota koleżanka Ewy wypytywała ją jak było na dyżurach z nowym kolegą w weekend, aż Ewa zaczęła podejrzewać że niedzielny dyżur z Januszem był trochę ukartowany. Co Ewa mogła jej powiedzieć? Po informowała Dorotę tylko, że umówiła się z Januszem w sobotę na kawę i spacer, co przyjaciółka przyjęła z dużym entuzjazmem.
Tydzień w szpitalu minął dość spokojnie. W piątek na dyżurze Ewa zapytała Janusza:
- Czy Twoje zaproszenie na kawę i spacer jest nadal aktualne?
- Tak jeśli nie masz żadnych planów na jutrzejsze popołudnie? - odparł z uśmiechem.
- Nie, nie mam. - to o której i gdzie się umawiamy?. - zapytała.
- Pojedziemy do jakieś kawiarni, a potem na spacer po Starym Mieście ,ale może ja po Ciebie przyjadę? - zaproponował.
- Dobrze fajnie. - zgodziła się Ewa.
Powiedziała mu jeszcze w którym bloku dokładnie mieszka, umówili się o której godzinie po nią przyjedzie i się pożegnali.
Po drodze z pracy Ewa zrobiła zakupy, a po powrocie do domu zadzwoniła do znajomej fryzjerki i zapytała czy nie przyjęła by jej jutro przed południem, żeby trochę podciąć włosy i uczesać ją, umówiły się na 10 00. Ewa odłożyła telefon i zaczęła sobie przygotowywać obiad. Postanowiła, że pojedzie do centrum i kupi sobie nową sukienkę.
Godzinę później...
Ewa w jednym ze sklepów spotkała Edytę żonę Łukasza, kolegi z pracy:
- Cześć Ewa jak miło Cię widzieć! - zawołała przyjaciółka.
- O cześć. - odpowiedziała.
- Co u Ciebie słychać Ewuś?
- Nadal wszystko po staremu. - powiedziała ze śmiechem.
- Co kupujesz? zapytała znajoma.
- Sama nie wiem, chciałam sobie kupić nową sukienkę, ale żadna mi się nie podoba. - odparła.
- A może kupisz te spodnie i żakiet? - zapytała Edyta - pokazując Ewie wieszak z kostiumem.
- Nawet fajne, tylko nie w tym kolorze co bym chciała. - powiedziała Ewa.
- W jakim byś chciała? - spytała koleżanka.
- Może w niebieskim, lubię niebieski. - odpowiedziała.
- Czekaj zaraz poszukamy, a jak same nie znajdziemy to się zapytamy. - powiedziała znajoma ze śmiechem.
Dosyć długo szukały w końcu znalazły. Ewa przymierzyła, kostium w kolorze jasnego - granatu pasował idealnie.
- Ładnie w nim wyglądasz. - podziwiała koleżanka.
- Dzięki za pomoc Edyta, sama bym się pewnie na nic nie zdecydowała. - podziękowała.
Ewa. Przebrała się, zapłaciła za zakupy i obie wyszły ze sklepu.
- Może byś do nas wpadła jutro, albo w niedzielę? - zaproponowała przyjaciółka.
- Jutro nie mogę bo się umówiłam, a w niedzielę zobaczymy, jeszcze się zdzwonimy. - odrzekła Ewa.
- Masz randkę? -  zapytała zaciekawiona znajoma.
- Nie randkę, spotkanie, jeśli chcesz wiedzieć umówiłam się z Januszem. - powiedziała Ewa śmiejąc się.
- To super! - powiedziała prawie krzycząc z radości Edyta.
- To życzę udanego spotkania. - odrzekła.
- Dzięki i jeszcze raz dziękuje za pomoc przy zakupach, zadzwonię jutro to się umówimy na niedzielę. - powiedziała.
- Nie ma za co, do zobaczenia cześć. - powiedziała koleżanka.
- Cześć. - pożegnała się Ewa.
W sobotę...
Po powrocie od fryzjera Ewa zjadła wczesny obiad, który ugotowała wczoraj wieczorem, potem wzięła prysznic ubrała się i o umówionej godzinie wyszła przed blok. Janusz już na nią czekał, gdy tylko ją zobaczył wysiadł z samochodu i przywitał się.
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziała.
- Długo czekasz? - zapytała.
- Nie, nie długo dopiero podjechałem.
- Ale ze mnie gapa, mogłam Ci podać numer mieszkania. - odparła trochę zakłopotana Ewa.
- Nic się nie stało. - powiedział.
- Ładnie wyglądasz, nowa fryzura...? - zauważył.
- Dzięki.
Pojechali do niewielkiej kawiarenki. W środku panowała miła atmosfera w tle było słychać muzykę.
Usiedli przy stoliku koło okna i zaczęli przeglądać kartę . Po chwili podeszła kelnerka i zapytała: - Czy mogę przyjąć zamówienie? Janusz spojrzał na Ewę pytająco. - Ja po proszę czarną kawę i szarlotkę z bitą śmietaną.
- Dla mnie to samo. - powiedział kolega.
Przez kilka minut rozmawiali o pracy. Janusz zapytał
- Ewa Twój ojciec też jest chirurgiem?
- Tak. - potwierdziła.
- To już wiem po kim odziedziczyłaś zamiłowanie do chirurgii, bo ty to lubisz, to widać. - stwierdził.
- Ktoś mógłby się temu dziwić, że to lubię. - odparła
- Ja Cię rozumiem. - powiedział.
- Ty też operujesz z nie mniejszą pasją niż ja, czy ktoś w Twojej rodzinie też jest lekarzem? - zainteresowała się.
- Tak dziadek i ojciec. - odpowiedział.
- Ale jak poszedłem na medycynę to najpierw zrobiłem specjalizację internisty, dopiero potem chirurga.
- O to ciekawe... - odrzekła.
- Janusz czy mogę Cię o coś spytać?
- Pytaj.
- Czemu wybrałeś Warszawę, a nie zostałeś w Krakowie?
- No cóż... Parę lat temu poznałem dziewczynę to była moja koleżanka z pracy z tym, że nie chirurg tylko internista. Po pewnym czasie zrodziło się między nami uczucie. Kochaliśmy się bardzo, mnie się tak przynajmniej wydawało. Mieliśmy plany, zarezerwowaną datę ślubu, od ponad trzech miesięcy bylibyśmy małżeństwem [ Teraz był początek kwietnia.}. Pół roku temu przyszła do mnie i powiedziała, że kocha innego. To był dla mnie szok, nie mogłem tego znieść. Musiałem wyjechać, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Nie dawno mama powiedziała mi, że Daria, bo tak miała na imię, wychodzi za mąż, bo spodziewa się dziecka. Sama rozumiesz za dużo wspomnień. zakończył swoją opowieść.
- Rozumiem Cię nawet nie wiesz jak bardzo. - westchnęła.
- Dosyć tego smutku, pojedziemy na ten spacer? - zaproponował.
- Dobrze. - zgodziła się.
Zapłacił i wyszli. Kiedy spacerowali już po Starówce, Janusz zapytał:
- Czemu taka ładna, inteligentna, zdolna kobieta jak Ty jest sama?
- Wiesz też byłam kiedyś zakochana i się na kimś zawiodłam. - odparła.
- Znajomi mamy i taty mają trzech synów lekarzy, Krzysztofa, Roberta i Piotra, a ja mam dwie siostry. Nasi rodzice zawsze marzyli, żebyśmy wyszły za synów ich długoletnich przyjaciół. Chodziliśmy razem to liceum, lubiliśmy się bardzo, po maturze chłopaki i ja poszliśmy na medycynę. Moja siostra Agnieszka poszła na studia pielęgniarskie, a druga Ela na prawo. Po pewnym czasie ja i Krzysztof zakochaliśmy w sobie, a i między Agnieszką i Robertem zrodziło się uczucie. Mieliśmy wspólne za interesowania, plany, ja go bardzo kochałam, on twierdził, że też mnie kocha. Po studiach powiedział, że wyjeżdża na jakiś czas za granicę, zaproponował żebym pojechała razem z nim, ale ja nie chciałam, on mimo to wyjechał do Ameryki. Na początku pisał, dzwonił, mówił, że kocha, tęskni. Potem kontaktował się ze mną coraz rzadziej, po roku wiedziałam, że nie wróci, robił tam nie złą karierę. Kiedy dzwonił nie pytałam co z nami, bałam się, że usłyszę "Ewa mam inną' Agnieszka i Robert pobrali się po jakimś czasie też wyjechali za granicę, są szczęśliwą rodziną, a ja jestem sama.
- A Ty masz rodzeństwo? - zapytała.
- Tak mam dwa lata młodszą siostrę. - odpowiedział.
Rozmawiali jeszcze o swoich zainteresowaniach, okazało się, że oboje lubią dobry film postanowili, że kiedyś wybiorą się razem do kina. Janusz odwiózł ją do domu.
- Dziękuje Ci za miłe po południe, bardzo dobrze mi się z Tobą gadało. - powiedziała Ewa.
- Mnie z Tobą też. - odrzekł Janusz z uśmiechem.
- Do zobaczenia. - pożegnał się.
- Cześć.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...