wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 13

Rozdział trzynasty

Mały pacjent




Wojtek w piątek rano przywiózł Dorotę do szpitala na zdjęcie gipsu. Ewa zleciła wykonanie prześwietlenia, a potem poprosiła Janusza o konsultacje, okazało się, że wszystko zrosło się bardzo dobrze i obie poszły do gabinetu zabiegowego.
- Zapraszam na to łóżko, zaraz Cię tego pozbawimy. - powiedziała do przyjaciółki.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, mam już go dosyć. - westchnęła z ulgą koleżanka.
- O jak lekko bez niego. - ucieszyła się Dorota, kiedy było już po wszystkim.
- Zobaczymy jak Ci będzie po powrocie do domu. - zaśmiała się lekarka.
- A co myślisz, że źle? - zdziwiła się znajoma.
- Nie wiem, sama wiesz, że pacjenci skarzą się, że po zdjęciu gipsu czują się tak jakby to co w nim mieli miało im się znowu złamać.
- Zobaczymy na razie czuje się wspaniale!
- Jak tam po zaręczynach? - przyjaciółka zmieniła temat.
- Świetnie, ale to dopiero kilka dni minęło, więc nie wiem co będzie dalej.
Obie kobiety zaczęły się śmiać.
- Cześć dziewczyny! Z czego się śmiejecie? - zapytał Janusz wchodząc do pokoju.
- Z niczego, mój drogi. - odpowiedziała rozbawiona Ewa.
- Dorotko jak tam Twoja noga? - zapytał.
- Genialnie! - zawołała jednocześnie wstając.
Lekarz podtrzymał ją, widząc jak się zachwiała.
- Auu ! - jęknęła z bólu.
- Chyba jednak nie tak świetnie. - stwierdził.
- Połóż się jeszcze, zobaczymy co się dzieje.
Oboje badali nogę koleżanki. Doszli do wniosku, że wszystko jest w porządku tylko ona będzie miała jeszcze przez jakiś czas dziwne uczycie.
- Jeszcze przez kilka dni nie stawaj na tej nodze. - zalecił kolega.
- Zresztą co Ci będę mówił, masz męża lekarza, a i sama nim jesteś. - poprawił się.
- Chodź pójdziesz z nami na górę. - zaproponowali.
Na korytarzu spotkali Wojtka.
- O widzę kochanie, że już po strachu! - ucieszył się widząc żonę bez gipsu.
- Tak tylko Twoja żona chce od razu skakać. - zaśmiał się Janusz.
- Na skakanie to jeszcze za wcześniej. Zawieść Cię do domu, czy napijesz się z nami kawy? - zapytał mąż.
- Napije się.
- Jak się czujecie jako zaręczeni? - zaciekawił się znajomy, kiedy jechali windą.
- Ha, ha, ha ja niedawno spytałam ją o to samo. - roześmiała się Dorota.
- No wiesz nie wiem jak mój narzeczony, bo on był już w takiej sytuacji, ale ja fantastycznie. - odparła Ewa.
Ukochany objął ją ramieniem i pocałował w policzek.
Około godziny siedzieli w gabinecie lekarskim, pijąc kawę i rozmawiając. Nagle wbiegła pielęgniarka.
- Chciałam zawiadomić, że wiozą do nas cztery osoby z wypadku! - zawołała.
- Już idziemy!
- Dorota poczekaj tu na mnie. - poprosił Wojtek wstając.
- Idż ja sobie jakoś poradzę.
- Na pewno? - upewniał się.
- Na pewno, najwyżej zadzwonię do mamy. - zapewniała.
We trójkę wbiegli na izbę przyjęć. Była tam czteroosobowa rodzina, rodzice i dwoje dzieci, dziewięcioletnia dziewczynka i pięcioletni chłopiec.
- Co się wydarzyło? - zapytała Ewa.
- Mieliśmy wypadek. - odezwała się leżąca na łóżku kobieta.
Lekarka zaczęła ją badać, a jej koledzy zajęli się pozostałymi rannymi.
- Który to miesiąc? - spytała kiedy zorientowała się, że pacjentka jest w zaawansowanej ciąży.
- 7.
- Proszę zrobić podstawowe badania i rentgen tej bolącej ręki i wezwać doktora... - poprosiła wymieniając nazwisko Krzysztofa.
- A co tam u Was? - zainteresowała się podchodząc do kolegów.
- Czy możesz temu panu zszyć łuk brwiowy? Trzeba też chyba na wszelki wypadek zrobić tomografie. - odparł Janusz.
Dziewczynce właściwie nic nie dolegało, była tylko w szoku, ale jej brat był w ciężkim stanie. Potrzebna była operacja nogi i brzucha.
Po jakimś czasie przyszedł znajomy z ginekologii.
- Co się stało?
- Mamy tu panią po wypadku w 7 miesiącu ciąży. - poinformowała go koleżanka.
- Czy są jakieś obrażenia? - zapytał.
- Obejrzałam ją, a niedawno przyszły wyniki badań, które zleciłam, wydaje się, że nic jej nie jest. - odpowiedziała.
- Dobrze w takim razie zabieram ją do siebie na oddział.
- Dzięki Krzysztof.
- Nie ma za co, to moja praca.
Ten dzień był dla trójki lekarzy bardzo długi i trudny. Mężczyznę i jego córkę zastawili w szpitalu na obserwacji. Chłopiec po ciężkiej operacji nie odzyskiwał przytomności. Wychodzili z pracy zmęczeni i zmartwieni stanem dziecka.
Ewa i Janusz przyjechali do szpitala jej samochodem.
- Może pojedziemy do mnie, zrobię coś do jedzenia? - zaproponowała kiedy wracali do domu.
- Przepraszam kochanie, ale nie, bo muszę wyjść z psem. - uśmiechnął się lekko.
- Ojej zupełnie o nim zapomniałam, biednie psisko.
- Słuchaj to mam inny pomysł, ja Cię teraz podwiozę do domu, wyjdziesz z nim, a potem przyjdziecie do mnie.
- No dobrze, tylko daj mi godzinę, odświeżę się, przebiorę i wpadniemy. - zgodził się.
Przyszli tak jak obiecał.
- Cześć!. - ucieszyła się na ich widok.
Pogłaskała psa i pocałowała narzeczonego.
- Ładnie pachniesz. - przyznał przytulając ją.
- Dzięki.
- Wchodźcie do pokoju, już podaje kolacje.
- Kiedy Ty to zdążyłaś zrobić? - zdziwił się.
- Wiesz mam zawsze jakieś zapasy w lodówce, więc zrobiłam szybką sałatkę i trochę kanapek.
- Janusz nie przeszkadza Ci, że jestem w szlafroku?
- Nie zupełnie nie, no chyba, że Ty czujesz się skrępowana?
- Nie, przy Tobie nie. - przyznała.
- Oj jak mnie boli kark. - skarżyła się, kiedy skończyli jeść.
Wtedy on usiadł obok niej na kanapie i zaczął delikatnie masować jej ramiona.
Przez kilka dni stan chłopca poszkodowanego w wypadku był bardzo ciężki, Ewa widziała jak jej ukochany się tym przejmuje.
- Musisz lubić dzieci. - zauważyła.
-Tak lubię, a najbardziej mnie smuci, kiedy nie wiele można zrobić i trzeba czekać! - złościł się.
Do gabinetu weszła mama małego.
- Proszę mi powiedzieć jaki jest naprawdę stan mojego synka, czy on będzie żył? - pytała szlochając.
- Robimy wszystko żeby żył. - uspokajał ją lekarz.
Ewa zaprowadziła ją na jej oddział, po drodze zajrzała do Krzyśka.
- Jak się czuje ta pani Gawron? - spytała.
- Dziecku nic nie grozi, ale nie mogę sobie z nią poradzić, powinna leżeć, a ona ciągle chodzi do chłopca. Wczoraj nawet prawie zażądała, żebym wypisał ją na własną prośbę.
- Dziwisz się?
- W sumie nie. Ewa ja wszystko rozumiem, ale ona musi też pomyśleć o dziecku, które ma urodzić. - stwierdził.
- Dobrze dzięki, idę do siebie jakby coś się działo informuj mnie. - poprosiła.
Następnego dnia...
- Ten mały Kamil {tak miał na imię chłopiec} odzyskuje przytomność! - zawołała do lekarzy pielęgniarka biegnąc przez korytarz.
Wszyscy zerwali się i pobiegli za nią do sali gdzie leżał chłopiec.
- Jak się czujesz ? - zapytał Janusz.
- Dobrze panie doktorze tylko trochę boli mnie gardło i noga.
- Gardło boli Cię przez tą rurkę, którą w nim miałeś. - uspokajali go.
- No trzeba zawiadomić Twoich rodziców i siostrę, bo bardzo się o Ciebie martwili. - powiedział Wojtek.
- A i nam napędziłeś niezłego stracha. - dodał.
Po badaniach okazało się, że stan chłopca jest zadziwiająco dobry, jak na to co przeszedł. Po południu Ewa z narzeczonym wybrali się na zakupy.
- Może zajedziemy do moich rodziców? - zaproponowała kiedy mieli już wracać do domu.
- Jeśli chcesz to możemy wstąpić A jesteś pewna, że nie będziemy przeszkadzać i, że są w domu? - zawahał się.
- Są na pewno. - uspokoiła go z uśmiechem.
Podjechali pod bramę..
- Jest tu kto? - zawołała od progu, widząc, że drzwi są otwarte.
Mama siedziała w kuchni w towarzystwie pielęgniarki Marioli, znanej nam już wcześniej.
- Cześć co tak siedzicie otwarci? - zapytała córka.
- Cześć widocznie zapomnieliśmy zamknąć. - przyznała Bożena.
- Same jesteście? - spytała mamę.
- Nie, same, ojciec jest w pokoju razem z Damianem.
Damian był mężem Marioli.
Janusz poszedł do mężczyzn, a kobiety zostały w kuchni.
- Co słychać córciu?
- A ostatnio mamy trochę nerwówkę w szpitalu. - odpowiedziała.
- Coś się stało? - zaniepokoiła się matka.
- Podobno mieliście jakąś rodzinę po wypadku? - wtrąciła się koleżanka.
- Tak, a głownie chodziło o małego chłopca, który był bardzo poszkodowany i nie wiadomo było czy przeżyje, ale na szczęście dziś już z nim rozmawialiśmy i miejmy nadzieje, że już wszystko będzie dobrze. Wszyscy się bardzo martwiliśmy o niego, ale najbardziej to chyba mój narzeczony.
- Widocznie lubi dzieci. - odparła znajoma.
-To czas mieć swoje Ewuniu. - stwierdziła mama.
- Może już wkrótce będziemy mieli. - zaśmiała się.
- A tym, że tak bał się o tego chłopca się nie przejmuj, Damian też tak ma, ciągle niepokoi się stanem swoich pacjentów, a szczególnie gdy to są dzieci. - uspokajała przyjaciółka.
- Ja się tym nie martwię, to chyba świadczy o tym, że będzie dobrym ojcem. - powiedziała Ewa.
- Napijemy się herbatki, a potem zrobię kolacje. - zaproponowała gospodyni.
- Nasi panowie dyskutują sobie w najlepsze. - żartowała kiedy wróciła z pokoju zaniosła im gorącą herbatę.
Rozmawiały ponad godzinę.
- Wy sobie pogadajcie dziewczyny, a ja przygotuje coś do jedzenia. - przeprosiła je Bożena.
- My podziękujemy, musimy już wracać, teściowie zostali z chłopakami, a to niezłe urwisy. - odrzekła Mariola.
Wkrótce potem pożegnali się.
- Idą pyszne naleśniki! - wołała Ewa niosąc je do salonu.
Jedli z apetytem.
- Częstujcie się! - zachęcał ojciec.
- Są pyszne, ale ja już nie mogę. - dziękował Janusz.
- Cieszę się, panu smakują. - ucieszyła się mama.
- Mam do państwa prośbę, proszę mi mówić po imieniu. - zwrócił się do rodziców narzeczonej.
- Dobrze, będzie nam bardzo miło. - zgodzili się oboje.
- Mnie również.
- Ewuniu chyba będziemy się zbierać Fred czeka w domu. - spojrzał na zegarek.
- To mogliście go zabrać ze sobą. - zauważył Janek.
- Nie za bardzo tato, byliśmy na zakupach, a poza tym załatwialiśmy jeszcze jedną sprawę. - uśmiechnęła się tajemniczo córka.
- Byliśmy w parafii, żeby ustalić datę ślubu. W przyszłym roku, w ostatnią sobotę czerwca się pobieramy. - poinformował przyszły zięć, widząc zaciekawione miny Bożeny i Jana.
- Super! - ucieszyli się i uścisnęli ich z radości
Następnego dnia...
Ewa miała przed południem w szpitalu wolną chwilę, więc postanowiła zejść na dół i odwiedzić panią Gawron. Zastała u niej Krzyśka.
- Dzień dobry, jak się pani czuje?
- Dzień dobry. - odpowiedzieli.
- Teraz już lepiej, pani doktor. - odparła trochę smutno kobieta.
- A co się dzieje?
- Pacjentka miała skurcze, ale sytuacja jest już opanowana. - stwierdził kolega.
- Niech się pani nie boi, jest pani w dobrych rękach, to świetny lekarz. - uspokajała ją.
- Co tak naprawdę jest z jej dzieckiem? - spytała kiedy wyszli.
- Ciąża jest zagrożona, ale robimy wszystko, żeby ją utrzymać. - odpowiedział.
- Pójdziesz ze mną do bufetu? - zaproponował.
- Chętnie.
- Wiesz co Ewa zadziwiasz mnie.- przyznał, kiedy pili kawę.
- Czemu?
- Ja Cie w pewien sposób zraniłem, a Ty mnie chwalisz.
- Słuchaj co było to było, Ty masz żonę, ja swoje plany, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dobrym lekarzem.
- To miłe, co mówisz.
- Gratuluje zaręczyn! - zauważył pierścionek na jej palcu.
- Dziękuje.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas, potem ona wstając poprosiła:
- Daj mi znać gdyby coś zmieniało w stanie zdrowia pani Gawron.
- Dobrze.
Podziękowała za kawę, pożegnali się i wyszła.


Proszę o komentowanie tego rozdziału lub całego dotychczas powstałego opowiadania. Zachęcam też do odwiedzania mojego bloga i czytania rozdziałów, które będą powstawać. Proszę poleć mojego bloga i opowiadanie innym np swoim znajomym. Będę wdzięczna za opinie na jego temat również na meila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 36

 Rozdział trzydziesty szósty Wizyta teściów - Cześć Ewa, co tutaj robisz? - idącą korytarzem kobietę wyrwał nagle z zamyślenia, czyjś głos. ...